Moja mama jest z zawodu pielęgniarką. Wie o lekach wszystko, w końcu to „piguła”. Z ciekawości i lenistwa (po co pytać google) zapytałam ją, co to za lek Prozak.
-Antydepresyjny, poprawiający humor.
-A brałaś?
-Nie, ale może szkoda.
No szkoda. Ja Prozaku też nigdy nie brałam. Za to można powiedzieć, że wiem jak Prozak poprawia nastrój. Jeśli sami chcecie się przekonać, zapraszam was w podróż inną niż wszystkie. Nie pojedziemy do Krakowa by zwiedzać Wawel. Pojedziemy tam by Na Placu Dominikańskim 6, postać (albo i nie) chwilę w kolejce. Do czego ta kolejka? Do dobrego klubu, którego nazwa odnosi się do owych antydepresantów.
Jaki to klub, jakie to miejsce
Klub Prozak 2.0 to reaktywacja dawnego Prozaka, który szczyci się dobrym bookingiem. Do grania na dwóch poziomach: minus jeden i zero, zapraszają najlepszych DJ-ów. Lista sław, które tam grały jest długa, tak długa, że nie chce mi się jej tu przedstawiać. Ustalmy jedno, jest to klub z muzyką elektroniczną,więc jeśli jesteś dziunią w mini, szukającą sponsora, jedź do Sopotu (omiń tam Sfina w swoim imprezowym maratonie) i Prozakiem nie zajmuj sobie głowy.
W zeszły weekend w Prozaku byłam aż dwa razy. Tak jakoś wyszło. O ile w zwykłe nudne tygodnie adwentu, nie imprezuję zbyt często, tak raz na jakiś czas odpalę się jak inni. Chciało mi się tańczyć, więc poszłam tańczyć. W czwartek wybrałyśmy się tam już wcześniej, zaproszone przez jakiegoś Kaśki znajomego. Dzięki temu nie stałyśmy w kolejce. Mogłam sobie pogwiazdorzyć, że znów wchodzę do klubu jak jakiś vip znany z pudelka. W sobotę, gdy kolejny raz spontanicznie pobiegłyśmy do klubu nie miałyśmy tak łatwo. Niestety od kiedy nie jestem dziewczyną DJ-a, obowiązuje mnie ta słynna regułka: „zapraszamy na koniec kolejki” i opłata za opaskę na rękę uprawniającą mnie do tańczenia na poziomie minus jeden w klubie. Oczywiście troszkę się zgrywam, kulturalnie umiem ustawić się w kolejce z szarakami. A kolejki do Prozaka w weekend są długie. Na bramce jednak stoją mili ludzie, którzy w miarę sprawnie przybijają pieczątki na prawym nadgarstku gości, oraz pobierają opłaty za wjazd. Nie wiem ile to wszystko kosztuje, bo zazwyczaj wchodzę tam właśnie z jakimiś przyjaciółmi klubu. „Zazwyczaj” znaczy, że byłam tam aż cztery razy.
Ale dlaczego tam?
Ludzie często mówią o tym miejscu źle. Że to ćpalnia, miejsce zła i wszystkie inne bzdety. Mają racje, ale czy w jakimkolwiek innym klubie z muzyką elektroniczną jest inaczej? Jeśli ciebie, tak jak i mnie, interesuje muzyka, a nie używki, możesz spokojnie przymknąć oko na całą otoczkę. Ja idę do klubu tańczyć i tańczę. W Prozaku o tyle jest dobrze, że ludzie jakoś nieczęsto się o siebie obijają, co mi się bardzo podoba. Wkurza mnie za to ten dym, który jest wszędzie. Sztuczny dym, z tych sztucznych maszyn. Jest go za dużo. Fajnie, tworzy klimacik mrocznej bajeczki, ale ma dziwny zapach i drażni.
Zapomnijmy o dymie, w klubie nie ma tam takiej gówniarzeri, jak na Niepolda we Wrocławiu, co jest gigantycznym plusem. Czego chcieć więcej. Jest klimat, dobra muzyczka i ładne neony na ścianach. Mam słabość do tych neonków, co?
Nie spodobały mi się za pierwszym razem te kręte ścieżki korytarzy, w których pijany człowiek zgubi się bez problemu. Po którejś tam wizycie jednak, nauczyłam się ich na pamięć i musze mocno się upić, by nie trafić do wyjścia.
Klub ma spoko zasadę: nie robimy zdjęć i nie nagrywamy filmów podczas imprezki. I fajnie, bawmy się. Ja porobiłam zdjęcia neonków i selfiki ze znajomymi. Ale to tyle. Takie można.
Dla zainteresowanych – piwko kosztuje dyszkę. Klub akceptuje płatność kartą. Pepsi kosztuję ósemkę, a szatnia dwójkę. Więcej nie wiem, bo nic innego nie kupowałam. Pamiętajcie też o tym, że klub, jak większość takich miejsc w Krakowie mieści się w piwnicy. To kolejny czynnik budujący klimat klubu. No wiecie, cegła na ścianach, plus ten dym. Dlaczego jednak o tym wspominam? Zapomnijcie o telefonach na imprezie. Nie ma tam zasięgu. Więc pilnujcie swoich znajomych, ważne sprawy załatwiajcie przed wejściem. To serio jest miejsce, gdzie ludzie się bawią, a nie wiszą na telefonach. Znalazłam jeszcze jeden plus klubu: zawsze w toalecie jest papier. Nie wiem, jak dla was, ale dla mnie to duży plus. I jest czysto, to też fajne.
Co mogę więcej napisać? Klub musi mieć coś w sobie, skoro każdy z Krakowa go zna. Każdy tam w końcu trafi. Nie mam porównania do innych krakowskich klubów, ale moim zdaniem, jest tam całkiem Okej. I tak nic nie przebije sopockiego Sfina i klimatu wrocławskiej Pralni, może mi to jednak zastąpić te miejsca. Jeśli jesteście w Krakowie, od czwartku do soboty potańczcie w Prozaku 2.0. Polecam, Monika Sikorska