Wegańskie jedzenie w The Root bar we Wrocławiu
Polecam odwiedzić to miejsce każdemu.
Jeśli jesteś weganem, ale i nie tylko bo lubisz próbować nowości i jesteś otwarty na nowe smaki, będąc we Wrocławiu koniecznie musisz odwiedzić to miejsce!
Bar The Root
Właściwie jest to typowy bar, gdzie zamawia się na wynos, szkoda, że nie ma opcji aby usiąść, ale myślę, że ilość osób jaka odwiedza to miejsce spowodowałaby, że potrzebny byłby bardzo duży lokal by wszystkich zwolenników jedzenia serwowanego w Root pomieścić. Z tego co mi wiadomo chyba w planach jest nowy lokal.
To niewielki bar, rzekłabym wciśnięty gdzieś pomiędzy inne budynki, stosunkowo wąski. Na samym początku w ogóle go nie zauważyłyśmy i jak już doszłyśmy do skrzyżowania na końcu ulicy a wiedziałyśmy, że to miejsce powinno gdzieś tutaj być to się wróciłyśmy i znalazłyśmy!
Ogólnie idea jaka przyświeca temu miejscu jest zgodna z zasadami wyznawanymi przez wegan, czyli chęć zaprzestania jedzenia mięsa z powodów ideologicznych. Chęć zwrócenia się ku ekologii i zbilansowanie tego w naszej codziennej diecie, która nie ma co ukrywać często jest zdominowana przez mięso i inne produkty pochodzenia zwierzęcego.
Gdzieś tam na dalszy plan spychamy warzywa, może obecnie trochę za sprawą wszelkich dietetyków i jakby mody na zdrowe jedzenie nasza samoświadomość uległa zmianie i doceniamy warzywa jako nieodłączny składnik naszej diety.
Dodatkowo co uważam, jest na duży plus dla tego miejsca, można tutaj przyjść z własnym pojemnikiem gdzie zapakowane zostanie zamówione dla nas jedzenie, co oznacza, dbanie dodatkowo o ekologie, według mnie bardzo ciekawy pomysł.
To jednak co robi kucharz w The Root według mnie przechodzi wszelkie oczekiwania, sposób łączenia smaków, to jak przenikają się kolory na talerzu, jak ze sobą tańczą i te różne konsystencje potraw, które powodują szał smakowy dla naszego podniebienia jest nie do ocenienia, to trzeba spróbować!
Widać było, że osoby, które tam pracują naprawdę to lubią, z wielkim skupieniem przygotowywały porcje wegańskiego sushi, każdy składnik był wyważony i w odpowiednim miejscu, miało się wrażenie, że zza lady dokonuje się na naszych oczach jakieś dzieło sztuki, którego my jesteśmy sprawcą i w rzeczy samej tak było.
Niewielkie pomieszczenia ma swoje plusy,
- po pierwsze przenikające się zapachy gdzieś wędrują po całym pomieszczeniu delikatnie łaskocząc nasze zmysły, że gdybyśmy mogli to byśmy jedli nawet oczami,
- po drugie z racji tego, że nie ma miejsca, jakoś nie koncentrujesz się na swojej osobie, tylko jesteś zwrócony do kucharzy, którzy przygotowują dania, czujesz się jak już napisałam współautorem tego, chociaż tak naprawdę będziesz konsumentem.
Według mnie cztery osoby, może pięć mieszczą się tam w jednym czasie naliczyłam się dwóch taboretów, zatem dla osób, które mają klaustrofobię może to być wyzwanie, ale będzie nagrodzone w znakomity sposób.
To miejsce z resztą jak nazwa wskazuje jest wegańskim barem na wynos, wchodzisz, obserwujesz jak robione jest Twoje znakomite danie, dostajesz całkiem ładnie zapakowane jedzenie i idziesz cieszyć się jego smakiem gdziekolwiek masz na to ochotę, wracasz na uczelnie, do pracy, idziesz usiąść na rynek, czy do parku i bez reszty oddajesz się uczcie jedzenia.
Lokalizacja
The Root znajduje się przy ulicy Krupnicza 3, 50-075 Wrocław, Polska.
Chcąc odwiedzić to miejsce idąc z Dworca, najpierw skieruj się do ulicy Piłsudskiego na zachód w stronę Gwarna, mniej więcej 300metrów, następnie musisz skręcić w prawo aby wejść w ulicę Kościuszki. Później znów w prawo w ulicę Czystą (po prawej stronie jest TK Max), musisz przejść na drugą stronę będziesz na ulicy Podwale, po prawej masz pomnik Bolesława Chrobrego, później musisz skierować się w stronę promenady Staromiejskiej i kontynuować drogę przez pół kilometra. Miniesz Narodowe Forum Muzyki i wchodzisz już w ulicę Krupniczą, postaraj się nie przegapić. Od dworca mamy około półtora kilometra drogi.
Chcąc dojść tutaj z Rynku jest jeszcze łatwiej, musisz wejść w plac solny dojść do torowiska tramwajowego przy Kazimierza Wielkiego i właściwie już jesteś na Krupniczej.
Godziny otwarcia:
- Poniedziałek - zamknięte,
- Od wtorku do piątku otwarte między godziną 12:00 a 19:00
- W soboty i niedziele zamknięte.
Bardzo ubolewam nad faktem, że to miejsce jest otwarte tylko cztery razy w tygodniu, bo właściwie mogłyśmy tylko skosztować dania w piątek kiedy przyjechałyśmy i niestety nie miałyśmy juz opcji wziąć na wynos do pociągu na drogę powrotną w niedzielę.
Menu
Przede wszystkim wspomnę, że w to miejsce trafiłam za namową przyjaciółki, która od samego początku kiedy wiedziałyśmy, że jedziemy do Wrocławia, mówiła, że musimy odwiedzić to miejsce i spróbować wegańskie sushi.
Uśmiechnęłam się z przekąsem myśląć, co żesz ona znów wymyśliła, aczkolwiek nigdy nie zawiódł mnie jej zmysł dotyczący wyboru dobrego jedzenia, w związku z czym wiedziałam, że to będzie coś dobrego. Nie mniej jednak nie mogłam sobie wyobrazić jak można połączyć sushi z ideą weganizmu, no nijak to nie pasowało i się nie łączyło.
Napisałam już na początku o tym, że to miejsce jest bardzo małe, tyczy się to strefy konsumenta, ale również zaplecza dla kucharza. Co sprawia, że właśnie większość procesu przygotowania naszego dania dzieje się na naszych oczach. Wbrew pozorom nie ma wiele miejsc, w rozumieniu restauracji i barów, gdzie możemy towarzyszyć kucharzowi oglądając jego poczynania z naszym jedzeniem. To jakby dodatkowy plus, bo widzę jak przygotowywane jest to co będę jadła, wiem w jakich warunkach to sie odbywa.
Menu nie jest zbyt złożone jeżeli chodzi o formę, mamy do dyspozycji papierową wersję lub przed naszymi oczyma na ścianie są zapisane potrawy, których możemy tutaj skosztować.
http://tnij.at/164622 Na tym zdjęciu doskonale widać jak niewielka jest przestrzeń dla kucharzy, mniej więcej taka sama jest dla klientów.
Sushi
Jak wspomniałam to był cel naszej wizyty w tym miejscu, nazwy są mało precyzyjne jeśli chodzi o wskazanie tego co będzie w środku bo mamy : A la Tuńczyk, I love Poland, Kiszone, Zielona Moc oraz Pieczarę ognia. Oczywiście w menu napisane jest dokładnie co się znajduje w danym zestawie sushi aczkolwiek dla mniej jako dla laika dań wegańskich, nie wszystko było zrozumiałe.
Maki - z awokado, ogórkiem, jalapeno oraz takuwan.
Zupa - napisane jest tylko zupa dnia, ale zwykle zależy to od sezonu.
rapy (wrapy)
Tutaj podobnie jak w odniesieniu do sushi mamy kilka opcji do wyboru jest falafe, a la tuńczyk, teriyaki tempeh, meksykańskie tofu, kiełbaska seitan. Oczywiście pamiętać należy, że kiełbaska oraz tuńczyk nie są tymi produktami, za które je mamy to wegańskie wersje.
Można również zamówić jakiś napój i chyba ciasto jak mnie pamięć nie myli.
http://tnij.at/164624 wszystko widać było że jest świeże, oni również sami robią swój wegański majonez.
Ok, po przejrzeniu menu i przeczytaniu co powinno znaleźć się w naszych daniach strzał padł na sushi kiszone oraz sushi pieczara ognia oraz wrap z falafelem. Nie czekałyśmy zbyt długo sprawne ręce kucharzy, raz, dwa przykryły nasze sushi, a wrap robił się w mgnieniu oka. Zdecydowanie dłużej zajęło nam podjęcie decyzji co do tego, co chciałybyśmy spróbować niż sam proces przygotowania.
Ocena dań
Nie ukrywam, że zapach unoszący się w powietrzu przez nasze dania powodował, że nie mogłam skoncentrować się na niczym innym jak na fakcie aby spróbować naszych wspaniałomyślności. Zatem jak tylko rozlokowałyśmy się w hostelu przystąpiłyśmy do konsumpcji zakupionych przez nasz specjałów. Specjalnie wzięłyśmy inne rodzaje sushi aby móc stwierdzić, czy są obie wersje tak samo dobre czy może czegoś im brakuje.
Od czego tu zacząć, po pierwsze od tego, że owszem nie jadłam takiego typowo prawdziwego sushi przyrządzonego w kraju, z którego się wywodzi, jadłam w lepszych i gorszych restauracjach ale smak znam.
Nie mniej jednak, nie wiem jakich czarów użył kucharz przygotowujący nasze sushi, ale gdybym nie była w tym miejscu i nie widziała jak przygotowuje to danie, to byłabym pewna, że jest to prawdziwe sushi!
Na pierwszym planie Pieczara ognia a na drugim kiszone, dodatkowo jak widzisz są one pięknie przystrojone!
Co na pewno trzeba podkreślić przygotowane sushi zwraca uwagę swoim wyglądem ryż jest w kolorze delikatnego fioletu, co jest bardzo ciekawym dodatkiem, pewnie za sprawą soku buraczanego. Pieczara ognia, na którą ja się zdecydowałam łączy ze sobą awokado, które uwielbiam z dodatkiem tofu, oba składniki są w środku, natomiast zwieńczeniem jest kawałek marynowanej ostrej papryczki oraz odrobina chilii na środku.
W smaku rewelacja, te składniki doskonale ze sobą współgrają delikatne mało wyraziste awokado wraz z pikantną papryką staje się wyczuwalne, nie ma tutaj żadnej przesadności ani w stronę właśnie takiego braku smaku ani to danie nie jest zbyt ostre. Jest idealne również za sprawą konsystencji, która jest ani zbyt papkowa ani zbyt zbita, kleistość jest również odpowiednia. Tak jak wspomniałam ma się wrażenie, że spożywa się małe dzieło sztuki, bo naprawdę w smaku jest bajeczne.
Kiszone sushi, to zupełnie inna propozycja, tutaj mamy kiszonego ogórka, marynowaną paprykę, takuwan a wszystko jest zwieńczone kiełkami oraz udekorowane zrobionym majonezem, to wersja znacznie delikatniejsza, rzekłabym aksamitnie rozpływająca się w ustach. Chociaż fakt użycia pikli sprawia, że czuć wszystkie smaki, które idealnie ze sobą współgrają. Nie ukrywam, że obie wersje sushi bardzo przypadły mi do gusty.
Nie umiem powiedzieć, która była lepsza, chyba jednak skłaniałabym się ku pieczarze ognia, ze względu na tą nutę pikanterii, którą ja bardzo lubię w odpowiednich proporcjach.
Wrap, ogólnie już po sushi byłyśmy pełne, ale skosztować było trzeba, był to wrap z dodatkiem falafelków. W środku znajdowały się świeże warzywa, sałata, ogórek, suszone pomidory, dodatkowo hummus oraz w roli głównej falafelki z ciecierzycy.
Uważam, że to naprawdę wielka sztuka tak zbalansować wszystkie składniki, że nie są one ani mdłe ani dominujące, wszystko jest w idealnych proporcjach tworząc smakową harmonię. Falafel był wyczuwalny i lekko chrupiący, ale przy okazji nie dominował, podobnie jak nie został stłamszony przez znajdujące się warzywa, one ze sobą idealnie współgrały. Dla mnie kolejny majstersztyk no i nie ma co ukrywać porcja nie jest najmniejsza.Można się spokojnie najeść.
Zapomniałam, że właśnie można zamówić napoje z mate w The Root, jak widzisz falafel jest całkiem pokaźny, http://tnij.at/164628
Ceny
Powiem tak, ceny według mnie są normalne, rzekłabym nawet, że za to co mogłam zjeść to nawet nie są wysokie w stosunku do tego jaki odbiór we mnie zostawiły te dania.
Za wrapa zapłacimy 13 złotych lub 14 złotych, natomiast za sushi 14 złotych za kiszone, za pieczarę ognia 15 złotych pozostałe w cenie 15 lub 16 złotych. Ktoś może powiedzieć, że za taką niewielka porcję to znacznie za dużo, ale zdecydowanie się nie zgadzam porcje są odpowiednie, wiadomo mężczyzna zawsze będzie miał problem aby się najeść.
Ja jednak uważam, że dla nas było to wystarczające, gdyby teraz ktoś mi zaproponował normalnego kebaba a wybranie właśnie wrapa czy wegańskie sushi, bo cenowo może być podobnie zdecydowanie bez mrugnięcia okiem zdecydowałabym się na danie z The Root.
Podsumowanie
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że serwowane tam dania przerosły moje oczekiwania, uważam, że są na wysokim poziomie, za nie duże pieniądze. Podoba mi się możliwość obserwowania procesu tworzenia mojego dania.
Przede wszystkim jednak na uznanie zasługuje kompozycja smakowa, to z jaką pomysłowością zostały dobrane te smaki czyni to miejsce naprawdę wyjątkowym i uważam, że będąc we Wrocławiu koniecznie należy to miejsce odwiedzić.
Nie mówię tylko o grupie osób, które są weganami, uważam że to miejsce zasługuje na to by odwiedzał je każdy, kto lubi dobrze zjeść i aby to jedzenie zapadło w pamięci na długo, bo tak właśnie myślę o tym co spróbowałam w The Root (obecnie przewyższa je chyba tylko jedno z dań z Bułgarii).
Jedynym minusem jest to, że miejsce otwarte jest tylko cztery razy w tygodniu, bo przyjeżdżąjacy do Wrocławia na weekend mogą mieć trudności ze spróbowaniem sushi.
Galeria zdjęć
Oceń i skomentuj to miejsce!
Czy znasz The Root bar - Wrocław? Podziel się swoją opinią o tym miejscu.