Dzień 24 | Dojo-ji & Inunakiyama Onsen

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-11f6c04

Hej ludziska! A oto wpis z kolejnego dnia w Japonii, tym razem o unikatowym doświadczeniu praktyk ascetycznych przy wodospadzie w górach w pobliżu hotelu Inunakiyama Onsen ( co znaczy: gorące źródła), a także o wizycie, wcześniej tego samego dnia, w słynnej świątyni Dojo-ji przy której kiedyś mieszkałem, w mieście Gobo.

Był to w sumie dość długi dzień, pełen zabawy, podróżowania i niespodzianek. Myślę, że większość moich obozowych przyjaciół zgodziłaby się, że był to jeden z najlepszych dni w Japonii. Naprawdę, aż nie wiem co powiedzieć i czy to prawda, bo każdy dzień tutaj był unikalny i, dla każdego z nas, zupełnie nowym i niecodziennym przeżyciem, tak bardzo różniącym się od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w naszych ojczystych krajach i panującej tam kulturze.

Dla tych, którzy nie czytali wszystkich moich postów o podróżowaniu po Japonii, tutaj znajdziecie szczegółowy artykuł o świątyni Dojo-ji . Jak mogliście byli zauważyć, nie pisałem moich artykułów chronologicznie, bo nie miałem wszystkich swoich materiałów do nich, więc mam nadzieję, że się nie pogubicie.

Chciałbym też przy okazji serdecznie podziękować mojemu przyjacielowi, Jesse Tucek, który zrobił zdjęcia w trakcie, gdy moja kamera mnie zdradziła i zawiodła. Dał mi on pozwolenie na podzielenie się z wami jego zdjęciami. Podobne podziękowania dla Miori Inoue.

A więc, gotowi?

Dzień wcześniej, na Białej Plaży Shirahama

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-9e44680

Dnia 23 czerwca nasza podróż zawiodła nas do miasta Shirahama Jeśli wydaje wam się, że ta nazwa obiła wam się o uszy, to macie rację - rzeczywiście, byłem tam raz z rodziną, u której przebywałem w czasie mojego pobytu w Japonii. Z drugiej strony, przybyliśmy wtedy tutaj tylko po to, żeby zobaczyć klify i formacje skalne (Sandanbeki), znajdujące się kilka kilometrów za zatoką, którą widać na zdjęciu. Więcej o Klifach Shirahama i Centrum Piratów znajdziecie tutaj.

Przybyliśmy do Shirahama po bardzo ciekawej nocy, spędzonej razem z ogromnymi pająkami w pokoju lokalnego hotelu. Po zostawieniu naszych rzeczy w Shirahama Seaside Hotel, mieliśmy plan popływać w oceanie. Spędziliśmy tam dwie czy trzy godziny i świetnie się bawiliśmy, rozkoszując się piaskiem na Białej Plaży w Shirahama, który jest podobno jedną z najpiękniejszych i najsłynniejszych plaży w Japonii. A piasek na niej importowany jest z Australii! Poza zabawą z wysokimi falami, spaleniem się od słońca (tak, zapomniałem kremu do opalania... ), pouprawialiśmy też trochę sportu i jedliśmy arbuzy.

Po lunchu w tym, dużo większym i bardziej skupionym na zachodnich turystów, hotelu, mieliśmy godzinę czy dwie wolnego przed kolacją. Po kolacji wróciliśmy na plażę, tym razem po ciemku, i podziwialiśmy ogromny pokaz fajerwerków, zorganizowany przez Lion Club. Była to dla mnie także dość szczególna noc, chociaż nie mogłem w pełni oddać się tym doświadczeniom z powody bariery językowej. Po pokazie udaliśmy do holu hotelowego, gdzie zorganizowano dla nas noc z karaoke i mnóstwem przekąsek i napoi. Szalone dwie godziny!

Ale, więcej o tym dniu i czego można się z niego nauczyć napiszę w osobnym poście.

Wyjazd do Gobo (wycieczka niespodzianka)

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-acc7430

(oto trasa całego naszego dnia, z Shiramaha, przez Gobo, przerwę na lunch w Izumisano, aż po przybycie do Inunakiyama. )

Wstaliśmy około 7 rano po nocy w tradycyjnym pokoju z materacami. Było dość wygodnie, a jako że przyzwyczailiśmy się już do takich pokoi w naszej podróży, nie zaskoczyło nas to. Był tam nawet obracany telewizor (nigdy czegoś takiego jeszcze nie widziałem, haha) i niski stolik, przy którym siedzi się po turecku.

Po śniadaniu z kuchnią japońską i dużymi ilościami lodów i napoi jako część bufetu, spakowaliśmy nasze bagaże i znieśliśmy je do hotelowego lobby. Jeśli dobrze pamiętam, znajduje się w nim parę sklepów, głównie z ubraniami.

A teraz nadchodzi ta część, która uczyniła mnie najpewniej najszczęśliwszym człowiekiem w autobusie. Plan był taki, żeby udać się do Inunakiyama, po drodze stając na lunch (w miejscu zwanym Izumisano). Jednakże, po chwili zacząłem zauważać znajome krajobrazy, a moje wątpliwości, czy mam halucynacje, czy nie jako, że widziałem znak na świątynię Dojo-ji, zniknęły, gdy zobaczyłem znaki drogowe Gobo i Hidaka. Ekscytacja była dość duża, jako że nawet wielu z naszych obozowych wychowawców nie wiedziało, dokąd się udajemy. Ja jednakże wiedziałem. Słyszałem o tym planie jeszcze przed udaniem się na obóz, mimo że nie było to zawarte w jego programie.

Po wjechaniu do doliny, gdzie małe miasto, znajdujące się nad rzeką Hidaka, otoczone było górami, szybko wjechaliśmy na znaną mi drogę. Miałem nadzieję, że autobus zatrzyma się na parkingu dla turystów przy restauracji Anchin, tak, żebym mógł szybko przywitać się z pracującymi tam znajomymi. Niestety, wjechaliśmy na wzgórze i tam zaparkowaliśmy. Zobaczyłem Ishikura-san, przywitałem więc go słowem "yo" i braterskim uściskiem drogi (reszta przywitała się w bardziej formalny sposób). Potem udaliśmy się w kierunku głównego dziedzińca świątyni, aby przywitać się z panem Ono.

Wielka wycieczka po Dojo-ji

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-892ab2c

Jak możecie się domyśleć, czułem się, jakbym był tam już setki razy. Poszliśmy do pierwszego budynku i spotkaliśmy tam pana Ono. Przywitał mnie nieformalnie, więc wiedziałem, czego się spodziewać.

Nie będę tutaj opisywał z szczegółami naszej wizyty, jako że napisałem o tym miejscu osobny artykuł. Zostawiliśmy nasze buty w plastikowych siatkach i chodziliśmy tam w skarpetkach.

Hol z Japońskim Skarbem Narodowym & Historia Anchina i Kiyohime na taśmie ze zdjęciami

Pan Ono zaprowadził nas najpierw do wielkiego holu z pomnikami - niektóre z nich należą do Skarbu Narodowego Japonii, na przykład bardzo stary pomnik Kaanon, posiadającym Tysiąc Dłoni. Znowu pozwolono nam robić zdjęcia, skorzystałem więc z okazji na udokumentowanie tego, co mnie wcześniej ominęło (mimo, że miałem plan jeszcze tam wrócić).

Zaznajomiono nas z historią Kaanon i Długowłosej Księżniczki. Pan Ono stał przy swego rodzaju pulpicie i świetnie opowiadał, między innymi dzięki dużej ilości humoru. Jak już mówiłem, mówi on płynnie po angielsku, więc wszystkim dobrze się go słuchało. Mimo wszystko, nie okrzyknęliśmy go najlepszym mnichem, którego spotkaliśmy w Japonii i ulubionym opowiadaczem bez powodu. I wszyscy uważnie go słuchali, co rzadko zdarza się w przypadku sporej grupy młodych ludzi.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-bd954fc

Po zwiedzeniu holu z posągami, udaliśmy się posłuchać historii Anchin i Kiyohime. Usiedliśmy, jak zwykle, na podłodze i rozkoszowaliśmy się historią przedstawioną na taśmie z obrazkami. Potem mogliśmy popatrzeć na wystawę znajdującą się w tym pomieszczeniu.

Na dziecińcu i w środku świątyni

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-c62ed30

Zaraz po zakończeniu opowieści wzięliśmy z powrotem nasze buty i wyszliśmy na dziedziniec. Udaliśmy się do budynku na samym środku, czyli świątyni. Jeśli pamiętacie, jest to miejsce, w którym nauczyłem się rytuału związanego z tego typu miejscami.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-fcddce6

Udałem się do czerwonej bramy wejściowej nad schodami, ukłoniłem się dwukrotnie, tak jak uczyła mnie tego mama Mieko Ishikura, po czym umyłem ręce przed wejściem do świątyni. Potem przechodzi się po małym moście, po drodze z płytek, i mija cztery kolumny. Te kamienne kolumny, czy też może rzeźby, wyglądają dość podobnie w każdej buddyjskiej świątyni, w której byłem w Japonii. Czekajcie na zdjęcia w dalszej części tekstu, we fragmencie o Inunkiyama.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-0fb826e

Pan Ono poprowadził nas po schodach przed świątynią (na zdjęciu powyżej) i opowiedział kilka historii związanych z tym miejscem. Potem powiedział, że wejdziemy do świątyni od tyłu. To było dla mnie czymś nowym. Znowu zdjęliśmy buty i w ten właśnie sposób udaliśmy się do tego świętego budynku. Wtedy opowiedział nam o ceremonii, która odbywa się tutaj co rok lub co kilka lat; zasugerował nam, żebyśmy przybyli na następną ceremonię, która odbędzie się w 2016 roku. Podobno cały dzieciniec Dojo-ji jest wtedy wypełniony ludźmi.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-2ce89c1

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-b6d2ce0

Po wycieczce po Dojo-ji zostało nam jeszcze 5 minut do wyjazdu autobusu. Byłem trochę nerwowy, postanowiłem więc odwiedzić moich znajomych w restauracji. Porozmawiałem z Panem Ishikura, mając nadzieję, że mnie rozumiał. Potem przeskoczyłem przez pomarańczową bramę (na zdjęciu powyżej) i zacząłem biec po schodach i drodze, żeby po minucie dobiec do restauracji.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-b251c52

Zaskoczyłem tam swoich znajomych i przyjaciół, a potem czekałem na autobus. Odebrał mnie spod restauracji, dano nam także świeżo upieczone ciasta Manju Bell. Pozdrowiłem rodzinę, u której kiedyś mieszkałem, a także znajomych, po czym wskoczyłem z powrotem do autobusu, całkowicie zadowolony z tego początku dnia.

Lunch w Izumisano

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-f63d5f6

W mniej niż godzinę dojechaliśmy do część prefektury Osaki, zwanej Izumisano. Jest to dość duże miasto, czy też rejon, ale nie pamiętam z niego zbyt wiele. W sumie, zatrzymaliśmy się tam tylko z powodu lunchu zorganizowanego przez Lions Club Izumisano Chuo.

Spędziliśmy w tej restauracji około godziny. Była to taka restauracja, w której można było siedzieć na ziemi po turecku, na krześle (tak jak my to zrobiliśmy) albo też w specjalnym zagłębieniu w podłodze, które tworzyło swego rodzaju krzesło. Zdjęliśmy buty od razu, jak weszliśmy do knajpy. Jedzenie było przepyszne! Dostaliśmy drewniane pudełka z przegródkami, a w nich ryż, sałatkę, sos, różne rodzaje mięsa i parę innych, małych rzeczy.

Potem zrobiliśmy sobie zdjęcie przed restaurację i wskoczyliśmy znowu do autobusu, zmierzając do naszego ostatniego celu na dzisiaj.

Witajcie w Inunakiyama Onsen - hotelu z gorącymi źródłami w górach

Dostanie się do hotelu zajęło około 30 minut. Jechaliśmy przez wzgórza i góry, otoczeni zielenią. I co zdziwiło nas, jadąc tam (a także, wracając stamtąd), jak relatywnie blisko było to miejsce położone od miasta i 'cywilizacji', chociaż zupełnie się tego nie odczuwało.

Lobby

Zatrzymaliśmy się przy hotelu i wysiedliśmy z autobusu przy wejściu. Obok był parking. Nie mogłem ogarnąć stąd wzrokiem całego budynku, ale wydawał się ogromny.Do tego jeszcze poprzednie doświadczenia nauczyły mnie, że prawie na pewno są tu ukryte ścieżki albo schody, prowadzące do piwnicy, gdzie można odkryć kolejną, ogromną część hotelu, z reguły pomieszczenia z natryskami.

Gdy weszliśmy do hotelowego lobby, pierwszą rzecz, jaka przykuła moją uwagę, to witryny z wypchanymi zwierzętami. Później przechodziło się do największej części lobby, dość przestronnej, z krzesłami i sofami na środku. W rogu znajdowała się przestrzeń zabaw dla dzieci, gdzie najbardziej popularną zabawką było robot-koń, którego prędkością i obrotami można było sterować. Jak łatwo zgadnąć, spędziliśmy później sporo czasu, bawiąc się nim.

Znajduje się tam też recepcja i mały bar z napojami i przekąskami (głównie lodami). Po prawej stronie był hol, prowadzący do natrysków. A na wprost, za stołami i sofami, można zobaczyć naturę przez okna. Widać przez nie też rzekę, biegnącą tuż przy budynku, nierzadko zdarzało się, że ludzie brali w niej kąpiele.... gorące źródła też były niedaleko. Po lewej stronie przechodziło się do naszych pokoi.

Pokoje

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-8fb07ce

Sypialne było dość duże, ale przeznaczone dla większej ilość osób, przynajmniej w naszym przypadku. Był tam mały stolik i materace dla 5-6 osób. Bez wielu mebli, te pokoje także wpisywały się w tradycyjny styl japońskich hoteli. W każdym rogu pokoju były kosze z kimonami i ręcznikami pod prysznic. Użyjemy ich wieczorem. Tym, co bardzo mi się tu spodobało, to ogromne okno, przez które można było podziwiać zieleń, a wieczorami, nocne widoki.

Po rozgoszczeniu się w pokoju, poszliśmy zerknąć do innych pokoi. Odkryliśmy wtedy, że w następnym pokoju było urządzenie do karaoke!

Wkrótce po tym zebraliśmy się z powrotem w lobby, czekając na wymarsz. Obozowi wychowawcy ostrzegli nas, że w drodze do świątyni i miejsca, w którym będzie odbywał się rytuał, będziemy wspinać się w górach, a więc może być dość zimno, polecili więc nam ubrać dżinsy zamiast krótkich spodenek. Posłuchałem się ich rady, tak jak wielu moich znajomych. A wyszło tak, że prawie w tych dżinsach umarłem, czułem się jak w stroju do nurkowania, wspinając się przy co najmniej 20'C.

Wspinając się w górę

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-553d974

Dotarcie do celu zajęło nam około 40-50 minut i muszę przyznać, że cały szlak, jak i sama wspinaczka, wydawały się być jak z filmu, zdecydowanie było to "bardzo japońskie", biorąc pod uwagę widok różnych budowli po drodze, jak i krajobrazów.

Zrobiłem zdjęcie mapy całego terenu, jest też na niej droga z hotelu aż do wodospadu na końcu. Co ciekawe, mapa znajdowała się dopiero w połowie trasy.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-570ec52

Najpierw trzeba iść drogą, która zaczyna się z tyłu parkingu, biegnie przez most nad rzeką a potem coraz bardziej w górę. Jej początek znajduje się około 3-4 minut od hotelu. Kolejną rzeczą, jaką zauważyłem, to fakt, że wiele rodzin i grup rozłożyło się pod tym mostem, jakby była to jakaś improwizowana plaża. Wyglądało to z początku dość dziwnie, zastanawiałem się też, czy będą śmiecić w tak pięknym miejscu.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-576692e

Trasa w góry zaczynała się tuż za mostem i biegła wzdłuż rzeki (czy też, raczej, już strumienia). Przez całą drogę na szczyt można było napotkać wiele budowli i rzeźb. Tutaj widać coś, co na pewno było stworzone przez człowieka, charakterystyczne kamienne kolumny, a także "płot", czy może bardziej ściana, z grawerami.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-ad59c0b

Niektóre fragmenty tej drogi zamazują mi się w głowie, jako że byliśmy w paru, dość jednak podobnych, miejscach. Postaram się trzymać szczegółów, opierając się na fotografiach, które tu zamieszczam.

Co było dość charakterystyczne dla tej drogi to to, że przechodziła ona wielokrotnie na lewą i prawą stronę strumienia. Mosty były oczywiście w kolorach czerwieni. Niektóre były płaskie, horyzontalne, ale no dość oczywistym jest, że w takim miejscu napotka też się mosty w kształcie łuku, które z oddali (o ile nie było na nich żadnych ludzi) wyglądały jak wyciągnięte z komiksu.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-4992a81

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-78383ff

Dalej na drodze napotkaliśmy więcej słynnych już kolumn, a także innych artefaktów religijnych, których znaczenia nie rozumiałem.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-6e3c144

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-75ec8fb

Czasem były to małe świątynie/kapliczki (wyglądające jak małe chatki w lesie), które wzbogacały naszą wyprawę.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-01e9879

Tego typu kapliczki można było spotkać w wielu miejscach, jednakże nigdy się przy nich nie zatrzymywaliśmy.

Pierwsza większa świątynia

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-ad0a2e3

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-96278f4

Po jakiś 15-20 minutach wspinaczki zaczęliśmy mijać sporą ilość bram, a także iść po wąskich ścieżkach otoczonych ścianami i czerwonymi flagami. Zdecydowaliśmy się zrobić 10-minutową przerwę i obczaić okolicę.

Wejście do tego miejsca (widoczne na zdjęciu powyżej) otoczone jest dwoma rzędami kamiennych kolumn, przechodzi się między nimi jak przez labirynt. Po każdej stronie tego wejścia są małe, drewniane wieżyczki, z dwustronnymi daszkami, typowe dla wielu świątyń w tym rejonie.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-5b7e876

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-134cce4

Gdy wejdziesz na dziedziniec, po prawej stronie zobaczysz zadaszoną przestrzeń, gdzie można usiąść i odpocząć (co też uczyniliśmy). Jeśli staniesz na środku drogi, będziesz dokładnie na wprost dużego pomnika Buddy. Po lewej stronie było coś, co niezbyt nas interesowało, chyba jakiś sklep z produktami religijnymi.

Gdy siedzieliśmy pod tym daszkiem, przyleciała ogromna osa i wszystkich bardzo wystraszyła!

Ok, czas wrócić na szlak. Zostało nam około 10-15 minut na dotarcie do ostatniego budynku i końca naszego szlaku.

Dotarłszy do miejsca rytuału

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-62a03d6

Zaczęliśmy wydostawać się z labiryntu, który tworzyły ściany, aż natrafiliśmy na właściwą drogę do celu. Znowu jest okazja na podziwianie setek płytek, które składały się na ściany po obu stronach ścieżki.

W tym miejscu można też znaleźć mapę ścieżek i świątyń. Przy okazji, nazwa świątyni i torii, które widać na zdjęciu powyżej, to Świątynia Shippōryū-ji.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-85b41ac

Niedaleko czerwonego torii (na zdjęciu powyżej) była kolejna duża brama, która upewniła nas, że zbliżamy się do celu.

Znajdowało się tam też kilka kolejnych drewnianych domków i świątyń wokół dużej bramy, a potem kamienne, szlifowane schody. Można było wyczuć, że zbliżamy się do czegoś ważnego.

Tym, co wyróżniało się w tej części ścieżki, były czerwone kolumny z 'małymi domkami' na szczycie. Na pierwszy rzut oka wyglądały jak drewniane karmniki dla ptaków, które budowało się za dzieciaka, ale wydaje mi się, że te konkretne pełniły inną funkcję.

Na początku schodów znajdowała się szara torii, która wyglądała, jakby stała tam od tysięcy lat, tworząc jedność z krajobrazem. Kolejne miejsce, w którym wydawało mi się, że zaraz wyskoczy zza rogu Samuraj Jack.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-fa6f791

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-059b1df

Tak to wygląda z tyłu schodów. Nagle poczułem swego rodzaju napięcie, czułem się trochę 'ściśnięty', tak wiele rzeczy tak blisko siebie, czułem się trochę jak na ulicy dużego miasta.

Po kolejnych 3-5 minutach wspinaczki po schodach, ścieżka zawiodła nas do dużego budynku na zboczu góry.

Przygotowując się na 'show'

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-30b8155

W sumie, znajdowało się tam więcej budynków. Czekaliśmy na resztę grupy przy pierwszym z nich, w którym to znajdował się sklep z pamiątkami.

Gdy wszyscy już byliśmy razem, poszliśmy za człowiekiem w szarym stroju (widoczny na zdjęciu); mówił on tylko po japońsku, ale mieliśmy w grupie tłumaczy. Zaznajomił nas trochę z ascetyczną praktyką, w której mieliśmy wziąć udział. Zapytano nas też, czy udział w tym jest w zgodzie z naszą wiarą i religią. Nikt chyba nie miał na tej płaszczyźnie żadnych problemów; ja sam zażartowałem, że dostałem od Boga miesięczną wizę na robienie tutaj, co tylko chcę. Nie było takiej opcji, żebym miał to przegapić; ogólnie, w czasie pobytu w Japonii chciałem spróbować tyle rzeczy, ile to tylko będzie możliwe.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-31b7674

Nasz przewodnik zebrał nas razem, stanął z przodu wraz ze swoją żoną i oboje zaczęliśmy grać na instrumentach. Stałem tuż przed nimi, gdy ktoś obok mnie musiał powstrzymywać się od śmiechu. Muszę przyznać, że dźwięk tych instrumentów był czymś.... nowym, rzeczywiście brzmiały one trochę śmiesznie. Po przetrwaniu tej muzyki i wysłuchaniu naszych tłumaczy, dowiedzieliśmy się, że otrzymamy teraz białe odzienie. Były to swego rodzaju białe szaty z białą chustką, która była do nich przyczepiona. A więc, musieliśmy się przebrać i przygotować na rytuał.

Gdy każdy otrzymał już białe szaty i ręcznik, opuściliśmy ten budynek, przeszliśmy przez róg i próbowaliśmy dojrzeć zza płotu strumień i to tajemnicze miejsce, ale na ten moment nic nie było widać.

Droga do wodospadu

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-d44360b

Następnie przeszliśmy przez kolejną, niewielką bramę i wkrótce znaleźliśmy się w miejscu pełnym małych pomników Buddy. Droga ta prowadziła w dół, byliśmy teraz blisko strumienia.

Po paru minutach byliśmy u celu. Był stąd przepiękny widok na otoczenie. Widać było też czerwony dom (nie weszliśmy do niego), a za nim 'naturalny' dziedziniec i most przed wodospadem, a także mały staw, oddzielający przestrzeń wokół domu a tą, w której miał odbyć się rytuał.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-449b9c2

Rytuał ascetyczny nad wodospadem

Musieliśmy przejść przez platformę wokoło domu. Wszystko tutaj było w kolorach zieleni, czerwieni i czerni. Po zostawieniu naszych toreb przed domem, nakazano nam się przebrać. Dziewczyny musiały przejść na drugą stronę, na pierwsze piętro, a mężczyźni pod platformę, na skały przy strumieniu.

Oznaczało to oczywiście, że znowu musiałem być nago wokół innych osób, ale jako, że takie sytuacje już się pojawiały, przyzwyczaiłem się i przestałem przejmować obecnością innych. Szybko przebrałem się i byłem cały w bieli. Były tam stoły na klifie, na których zostawiliśmy nasze spodnie, bieliznę, koszule i skarpetki. Jako, że nie mogłem wejść pod wodospad w okularach, musiałem je także tam zostawić.

Razem z moim przyjacielem z Turcji, który też był prawie ślepy bez swoich okularów, czekaliśmy na resztę facetów przed przejściem przez most. Tak to wygląda, gdy stoi się przed budynkiem.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-84f7196

Tuż przed mostem było coś, co wyglądało jak kapliczka Buddy. Nie zauważyłem jej wcześniej. Po drugiej stronie był mały drewniany 'domek', ale nie korzystaliśmy z niego w trakcie rytuału.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-d284073

Miałem parę wątpliwości apropo całej tej sytuacji: woda wydawała się bardzo zimna, a nie chciałem mieć potem problemów z korzystaniem z ubikacji; miałem nadzieję, że nie spadnę w trakcie wchodzenia na wodospad, co było dość prawdopodobne, jako że nie miałem na sobie okularów; bałem się też, czy te szaty nie 'otworzą się' w trakcie - nie byłaby to zbyt komfortowa dla mnie sytuacja; była też obawa, że dolna część naszych ciał byłaby widoczna, gdy te białe jednak szaty staną się mokre. Na szczęście, żadna z moich obaw się nie sprawdziła, a szaty okazały się być z dobrego materiału.

Procedura wyglądała tak, że mieliśmy podzielić się na grupy, jako że 6 osób miało być naraz pod wodospadem. Najpierw obejrzeliśmy pewnych Japończyków, którzy wspięli się i odbyli rytuał. Każdy miał spędzić 2-3 minuty pod lodowatym wodospadem - zastanawiałem się, czy istnieje jakikolwiek sposób, żeby to przeżyć.

Byłem częścią drugiej grupy, przeszliśmy mostem na drugą stronę. Stąd miałem widok prawie identyczny, jak ten po zdjęciu powyżej. Sprawdziłem tutaj temperaturę wody moim palcem, no i, cóż, była ona zwyczajnie za zimna, haha. Już odczuwałem potrzebę pójścia do ubikacji. Wtedy właśnie pierwsza grupa zaczęła się wspinać. Wszyscy podążali za ich krokami, mając nadzieję nie spaść.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-695a219

Czekał tam na nas mnich trzymający w rękach łańcuch. W sumie było tam 5 czy 6 łańcuchów, dość długich, przyczepionych gdzieś nad wodospadem. Był tam jeszcze jeden człowiek, trzymający drugi koniec łańcucha. Gdy zaczęliśmy się wspinać, napięli łańcuch, który ułatwiał nam wspinaczkę. Trzeba była wspinać się, trzymając jedną rękę na skałach, a drugą na łańcuchu. Nie było to jakoś wysoko, może dwa i pół metra, ale było to dość trudne z racji tego, że zimna woda z wodospadu próbowała cię zepchnąć, do tego było dość ślisko, więc łatwo można było się poślizgnąć. Bałem się, że czegoś nie dostrzegę i spadnę przez to na tyłek na skały za mną. Mimo wszystko, nawet gdybyś spadł, spadłbyś do stawu, więc nic by ci się poważnego nie stało, miałbyś tylko zadrapania.

Lukas miał mały wypadek w trakcie wspinaczki, poślizgnął się i spadł na plecy, na szczęście nic mu się nie stało (do tego jest on twardzielem).

Wtedy przyszła nasza kolej. Gdy udało mi się wspiąć, mnich ustawił nas w jednej linii i kazał pomyśleć życzenie. Potem musieliśmy ułożyć nasze dłonie w specjalny sposób, a mnich zaczął coś krzyczeć. Nie wiem co krzyczał, ale brzmiał na zdenerwowanego. Potem przyszła czas na zimną wodę. Każdy z nas musiał chwycić łańcuch i stanąć pod wodospadem. Pamiętam to uczucie, jakby zimne pięści uderzały cię nieprzerwanie w plecy. Ale po 2-3 minutach, było to normalne, jako że przyzwyczailiśmy się do temperatury. Mnich dalej coś krzyczał, a potem pozwolił nam iść.

Mimo, że trwało to tylko 5 minut, było to najlepsze doznanie na świecie. Każdy z nas 'zdał' ten ascetyczny rytuał. Zszedłem na dół ostrożnie i bez problemów (zapomniałem wspomnieć, że przez cały czas byliśmy, oczywiście, boso. Po ostatniej grupie chłopców wymieniliśmy się z dziewczętami i podążyliśmy za nimi drugą stroną.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-42e0a71

Gdy wszyscy przeszli rytuał, wróciliśmy do naszych rzeczy, przebraliśmy się, a białe szaty i ręczniki włożyliśmy do plastikowych toreb. Nadszedł czas powrotu do hotelu.

Z powrotem do hotelu

Podróż powrotna do hotelu zajęła nam 40 minut, albo i mniej. Większość tego czasu spędziłem, rozmawiając z innymi o dreszczyku emocji, związanym z byciem pod wodospadem, a potem przeszliśmy do omawiania innych 'ważnych tematów dnia'.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-b3069e6

Starałem się robić więcej zdjęć i zwracać większą uwagę na otoczenia, ale bez większych sukcesów. Łatwiej było schodzić w dół i patrzeć na to, co już się widziało.

Co mi się mimo wszystko spodobało, to odkrywanie 'ukrytych', ledwo widocznych pomników Buddy, lub innych postaci religijnych, które czasem przykryte były małym, czerwonym skrawkiem materiału. Dowiedziałem się później, że taki materiał z reguły nawiązuje do śmierci dzieci. Dlatego też, dużo częściej można je zobaczyć na cmentarzach.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-706afd3

Czas wolny & pomieszczenie z natryskami

Dalej było jasno gdy wróciliśmy do hotelu i mieliśmy trochę wolnego czasu przed kolacją i prezentacją naszych krajów po niej. Siedzieliśmy więc w lobby, graliśmy w gry i bawiliśmy się roboto-koniem.

Ciekawszą rzeczą było udanie się pod natryski. A jak już chyba wiecie, w Japonii wiele rzeczy wygląda inaczej, niż na Zachodzie. . Nie jestem już pewien, czy poszliśmy na nie tego wieczoru (czy też popołudnia), jako, że z rana musieliśmy wcześniej wyjechać. Mimo wszystko, pozwólcie, że opowiadam wam, jak to wygląda (nie wszystko, haha) i jak się powinno zachowywać.

Jak wygląda typowa łazienka i prysznic w tradycyjnym japońskim hotelu?

Nie oczekujcie fotografii, jako że naprawdę nie miałem zamiaru robić tutaj zdjęć, haha. Możecie wygooglować 'japońskie gorące źródła', żeby zobaczyć, jak to wygląda.

Tego dnia było to moje (i prawie wszystkich chłopaków) drugie doświadczenie z pójściem do łazienki i braniem prysznica nago przy innych facetach (czy, w przypadku dziewczyn, przy innych dziewczynach). Jako, że za pierwszym razem, dwa dni temu w innym tradycyjnym hotelu, paru chłopaków 'przełamało lody', haha, tym razem było dużo łatwiej. Ja musiałem dodatkowo wejść do łazienki jeszcze raz, w Shirahama Seaside Hotel, jako że parę z moich koleżanek poprosiło mnie, żebym sprawdził, czy nie zostawiły tam swoich toreb. Ta sama łazienka była wieczorem używana przez dziewczyny, a rano przez facetów. Nie znalazłem tam ich toreb.... ale za to miałem "szczęście" zobaczyć nagiego faceta podskakującego sobie w łazience, tuż przed moim wyjściem. Niestety, miałem na sobie wtedy okulary.

A więc, czas na historię! Wielu obozowiczów postanowiło skorzystać z natrysków przed kolację. Widzieliśmy kilku z nich, idących w tym kierunku w kimonach. Skoro i tak musiałbym, prędzej czy później, wziąć prysznic, postanowiłem także się tam wybrać, wraz z moim meksykańskim 'amigo'. Podszedłem do kosza w pokoju, żeby wziąć niebieskie kimono i ręcznik, przebrałem się, gdy nikogo nie było w pobliżu, i poczekałem na Juana.

Gdy byliśmy gotowi, przeszliśmy przez lobby do łazienek w innej części hotelu. Miałem na sobie kapcie hotelowe i czułem się jak pan i władca. Doszliśmy do drzwi łazienki i weszliśmy do środka.

Pierwsza część łazienki to było dość spore pomieszczenie, wielkości przeciętnego salonu, na przedniej ścianie znajdowało się 6-8 zlewów i lustra. Po kąpieli można skorzystać z umieszczonych tutaj suszarek w pudełkach. Pudełka te, zarówno plastikowe, jak i drewniane, umieszczone były po prawej stronie. Znajdowało się tutaj też 20-25 koszy, w których goście mogli zostawić swoje kimona i ręczniki przed wejściem do pomieszczenia z natryskami. Oba te pomieszczenia oddzielone były na wpół przezroczystymi, szklanymi drzwiami, które, otwierając się, chowały się w ścianie.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-8d9c8d9

Musiałem powstrzymywać się od śmiechu, jako że mój meksykański przyjaciel dalej nie był przekonany do pomysłu brania prysznica z 20 innymi osobami. Zresztą, ja zaraz zdejmę okulary i nie będę musiał martwić się 'szczegółami', a on ma, niestety, dobry wzrok. Czasem bycie ślepym ma swoje plusy! No dobra, czas wejść do środka. Zostawiłem swoje rzeczy w koszu. Moment, kiedy w końcu zdecydujesz się zdjąć swój ręcznik i chodzić, nieskrępowany niczym Adam, , to chwila, kiedy musisz powtarzać sobie w głowie "Mam na to wszystko wy... walone". Wtedy jest dużo łatwiej. Niekomfortowość sytuacji zniknęła po 2 sekundach, gdy zdałem sobie sprawę, jakie to wszystko w sumie zabawne, że w sumie to fajnie jest być ślepym, a także, że w sumie przyszedłem tutaj zwyczajnie wziąć prysznic, więc bez przesady.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-ae8835e

Źródło

Pomieszczenie z natryskami było dość duże, a po środku był co najmniej jeden basen z gorącymi źródłami. Po naszej lewej stronie było około 10 miejsc, gdzie można było usiąść i wziąć prysznic. Oboje znaleźliśmy wolne miejsce. Nie pamiętam, czy musiałem wziąć swój własny szampon, czy też był tam jakiś. Po 3-5 minutach wyszliśmy stamtąd. Z prysznica gorąca woda leciała jakieś 15-20 sekund, po czym trzeba było ponownie nacisnąć guzik.

Czułem się świetnie i wszedłem do 'pomieszczenia do suszenia się'. Wziąłem swój ręcznik, owinąłem się nim i zacząłem szukać suszarki. Po chwili przyszedł mój przyjaciel, spędziliśmy tam jeszcze około 10 minut. Było mi dobrze, niczym się nie przejmowałem. Wystarczy odważyć się raz, potem wydaje się to już nieznaczące i proste. Myślę, że każdy, kto postąpił tak jak ja, zgodzi się ze mną.

Gdy mieliśmy już wyjść, zacząłem się znowu śmiać, jako że mój przyjaciel zapomniał czegoś i musiał się wracać i znowu zetknąć się z nagimi facetami.

Tak szczerze, nie ma się czego wstydzić, jest to przecież dość naturalna rzecz. Jeśli jesteś w Japonii, nie wahaj się i spróbuj tego chociaż raz. Wszystko inne wyda się po tym dużo łatwiejsze.

Kolacja, prezentacji krajów i noc z mrówkami

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-6f67dbe

Kolację jedliśmy w głównej sali, gdzie przygotowano dla nas stoły w dwóch długich rzędach na przeciwko siebie. Pomiędzy tymi rzędami było około 3 metrów odstępu.

Co mi się tu podobało, to kolejny kontakt z naturą poprzez duże okna w tej sali. Pierwszy rząd, z większością facetów, był już pełen, poszedłem więc do drugiego, żeby dla odmiany spędzić czas z innymi osobami.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-e4e9a22

Dostajesz tutaj poduszkę do siedzenia i mały stolik, na który indywidualnie podawano jedzenie. Coś już było na tych stolikach w zamkniętych pudełkach. Czekaliśmy, aż wszyscy będą gotowi i zaczęliśmy jeść. Podano nam sałatkę, zupę (kelnerzy podeszli do każdego z nas z osobna, żeby zapalić świeczkę-podgrzewacz pod zupą), różne rodzaje mięsa i sos.

Dawano na także darmową herbatę i... Coca-Colę za każdym razem, gdy sobie ich życzyliśmy.

day-24-dojo-ji-inunakiyama-onsen-20c8067

Jak widzicie, wydurniałem się ze swoimi znajomymi - nie chciałem przegapić okazji, że na parę sekund zamienić się w Wolverina z uniwersum Marvela.

Jednym ze śmiesznych momentów było to, gdy usłyszeliśmy krzyk jednej z obozowiczek. Nasza przyjaciółka z Estonii miała dość bolesne doświadczenie, gdy wasabi przypadkowo utknęło jej między zębami. Było to oczywiście zabawne dla każdego z wyjątkiem niej. Nawet lepiej, gdy już prawie je wyciągnęła, znowu wpadło jej pomiędzy zęby. Mam nadzieję, że nigdy się wam to nie przydarzy - wasabi jest bardzo ostre. I tak, jak Pan Ishikura zawsze powtarzał (a ja wraz za nim, przekazując tą wiedzę innym) - należy włożyć odrobinę wasabi do sosu, potem chwycić kawałek maguro (tuńczyka) czy innego rodzaju jedzenia i delikatnie zamoczyć w sosie. Nie bierz za dużo, bo inaczej będzie paliło cię w gardle i żołądku!

Po miłym czasie spędzonym podczas kolacji, czułem się bardzo usatysfakcjonowany. Potem nadszedł czas przygotować salę do prezentacji.

Prezentacje krajów

Połowa dużego holu została zamknięta przy pomocy przenośnych ścian, umieszczonych na środku pomieszczenia, przynieśliśmy projektor i laptopa, a wszyscy usiedli a podłodze, aby oglądać prezentacje. Bardzo podobała mi się atmosfera, była to zabawna noc, nigdy chyba się tak mocno nie śmiałem w trakcie prezentacji. Słuchaliśmy prezentacji o Meksyku, autorstwa Juana, o Indonezji, autorstwa Nisa (mieliśmy też okazję posłuchać ich narodowego instrumentu), a także dość szczegółowej prezentacji o Mongolii.

Gdy prezentacje się skończyły, zaczęliśmy debatować, czy jest wystarczająco czasu na zrobienie nocy z karaoke... stwierdziliśmy, że chyba jednak nie. Wróciliśmy do swoich pokoi, a potem posiedzieliśmy jeszcze chwilę w lobby. Nauczyłem się, i przy okazji zaraz zapomniałem (na szczęście nakręciłem filmik) jak tańczyć podstawowy indonezyjski taniec.... siedząc na podłodze.

"Zabawa" z mrówkami

Czas iść spać! Dałem moim znajomym z pokoju jeszcze kilka serduszek Licitar i wszedłem do mojego śpiwora. Wtedy zauważyłem, że zarówno na poduszce, jak i na podłodze znajdowało się mnóstwo małych mrówek. Nie tylko przy mnie, w całym pokoju. Pojawił się dylemat moralny - wysłać je do innego wymiaru przy pomocy pięści i spreju, czy tez pozwolić im żyć.

Gdy większość pokoju została z nich uprzątnięta (pewnie znalazły jakąś dziurę i weszły przez nią z dziedzińca... i zaatakowały nasze plecaki, jedzenie, a także moją bieliznę), ustawiliśmy budziki na rano i poszliśmy spać.

I to już wszystko ludzie! Mam nadzieję, że podobała wam się ta historia i zdjęcia. Następnego dnia pojechaliśmy na ogromny Festiwal Tenjin Matsuri w Osace , gdzie spędziliśmy ostatnią noc razem jako grupa wymiany Lions Club.

A jeśli chodzi o Inunakiyama Onsen, jest to naprawdę magiczne miejsce, i pomimo problemów, takie jak mrówki (ale kogo to obchodzi), był to kolejny wspaniały dzień z mnóstwem zabawy i nowych wrażeń. Cena za nocleg w tym miejscu może wynieść aż 40-50 dolarów, mieliśmy więc sporo szczęścia, mogąc być tam jako część zorganizowanej grupy, inaczej mogłoby być ciężko (przynajmniej dla mnie) pozwolić sobie na pobyt tam.

Dzięki za przeczytanie!


Galeria zdjęć



Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!