Tłusty Czwartek w Łodzi
Jeśli już wyjaśniło się, gdzie musicie iść, żeby zjeść najlepszą w Łodzi pizzę (do Cotton lub Index) i jest tu na rzeczy najbardziej spektakularna, cienka, ale chrupiąca, z zupełnie naturalnymi składnikami... dziś opowiem Wam o czymś nieco słodszym, słodziutkim, malutkim (lecz również okrągłym), słynnym łódzkim pączku.
Całkiem niedawno świętowałam tak znany Tłusty Czwartek; wiem, nazwa z początku zbija z tropu (a przynajmniej mnie zbiła, gdy ją usłyszałam), ale w tym poście wyjaśnię Wam, o co chodzi.
Tak, jak w innych katolickich krajach, w których obchodzi się ostatni dzień przed rozpoczęciem Wielkiego Postu, Polska ma swoją własną wersję tego święta- czwartek, określany jako "tłusty". Jako że w Wielkim Poście jedzenie słodyczy było dawniej zabronione, w ten czwartek polski lud ma zwyczaj jedzenia tylu 'donutsów', ile zdoła. Legenda mówi, że "to, co zje się tego dnia, nie tuczy" (chodzi o jeden dzień i to logiczne: jeśli spędzi się tyle czasu nie jedząc słodyczy, dlaczego nie dać sobie zastrzyku glukozy? ), a Polacy biorą to dosłownie, ulice wypełniają się wtedy ludźmi obładowanymi kartonami pączków czy jakichkolwiek innych ciastek i w absolutnie wszystkich cukierniach tworzą się kolejki. Mają to na uwadze również supermarkety, które wypełniają się stoiskami ze słodyczami i oczywiście wszystkie ze sobą konkurują (nowy pączek, najlepsza możliwa cena... ).
Tak dzieje się już od zamierzchłych czasów, w których Polacy- zamiast "nażerać" się pączków- wlewali w siebie mnóstwo wieprzowego smalcu ze skwarkami i popijali go wódką.
Bez wątpienia pączek jest z definicji 'tłustoczwartkową' słodkością; chodzi o zrobione z mąki, jajek, cukru, a czasami mleka (co nadaje mu bardzo puszystej konsystencji) ciasto, smażone w kształcie spłaszczonej kuli- jak donut, tylko bez dziurki w środku. Po wierzchu posypuje się go cukrem pudrem, choć są też inne warianty, np. z lukrem czy posypane kandyzowaną skórką pomarańczy (te wydają mi się raczej kiepskie). Jest bardzo dziwny trik, żeby pączki nie wchłaniały dużo oleju- przed smażeniem dodaje się do ciasta kilka kropel alkoholu, którego parowanie sprawia, że olej nie wchodzi w tak "bezpośredni kontakt" z pączkami. Niezależnie, jest też inna metoda, aby spróbować zbalansować zawartą w nich ilość tłuszczów, tj. nadziewanie pączków różnymi marmoladami, zamiast kremami czy śmietaną, bo w takim razie zapewne przekroczyłyby normę (choć można znaleźć i takie z kremem... ). Najczęściej używa się powideł śliwkowych, dżemu z owoców leśnych, truskawkowego, jagodowego, malinowego lub jabłkowego; niektórzy cukiernicy wreszcie robią domowe pączki z marcepanem lub z kremem (o którym zapewniają, że przynosi szczęście) zamiast marmolady.
Pączek jest słodkością wytwarzaną w Polsce przynajmniej od średniowiecza, choć dopiero za panowania Augusta III Sasa, pod wpływem przybyłych do kraju francuskich kucharzy, poprawiła się jakość ciasta, a pączki stały się deserem lżejszym, bardziej puszystym i elastycznym.
Do XVI w. robiło się je z ciasta chlebowego i nadziewało wieprzowym smalcem, smażąc na koniec również na smalcu- wszystko bardzo zdrowo! Później przekształciły się one w słodkie ciastka- jak już powiedziałam- na bazie mąki, jajek, cukru i mleka. Polskie cukiernie nie lekceważą jakości pączków, bo wiedzą, że konkurencja dokładają wszelkich starań, żeby sprzedawać te najlepsze. Z tej przyczyny nigdy nie robi się ciasta z wyprzedzeniem czy dodając konserwantów, lecz przygotowuje się je o pierwszej w nocy i zaczyna sprzedawać świeżutkie tak szybko, jak tylko otworzy się sklep, bo bez wątpienia czekają na nie tłumy.
Dam Wam szczerą radę: choćbyście nie wiem jak niesamowite promocje znaleźli w supermarketach (które muszą chwytać się wszelkich sposobów, żeby pokonać konkurencję), idealne miejsce na kupno jakiejkolwiek klasy słodyczy to polska cukiernia- zauważycie dużą różnicę; jakkolwiek może to wydawać się oczywiste, wiele osób próbowało np. tylko słodyczy i pierogów z supermarketu, a tak nie można! Zaufajcie mi- idźcie do cukierni.
Tak po prawdzie, nie jestem najlepszą osobą, żeby o tym mówić, bo tego dnia ESN zorganizowało spotkanie w Magic (barze niedaleko akademika Lumuby, o którym przy innej okazji), który stał się dla nich jakby drugim domem, gdzie można było pójść, żeby dostać tyle pączków, ile tylko się chciało, zupełnie za darmo. Chodziło (jak zapewne sobie wyobrażacie) o pączki z supermarketu, w tym wypadku akurat nadziewane truskawkową marmoladą... ale gratis, a wydaje się (jakże by inaczej! ), że każda rzecz gratis smakuje nawet lepiej, bez dwóch zdań. W tamtej chwili dosyć mi smakowało to, co jadłam- chociaż nie skłaniałam się zbyt ku marmoladzie i wolałam jakiekolwiek tradycyjne nadzienie, jak śmietana (laaaa, anielskie pienia) lub krem- ale przyznaję, że nie mają nic wspólnego z tymi z cukierni. Innym razem, któregoś dnia żegnając w Linuxie wracającego do Hiszpanii kolegę, gadaliśmy i śmialiśmy się, a na zakończenie wieczoru zdecydowałam się zaśpiewać piosenkę, która mojemu drogiemu przyjacielowi (właścicielowi, o którym opowiadałam wcześniej) się spodobała, tak że ofiarował mi pączka. Wtedy mogłam spróbować takiego posypanego skórką pomarańczową i na szczęście pokroiłam go na kawałeczki i podzieliłam się z innymi, bo wcale mi nie smakował. Czasami ratunkiem jest dzielenie się, bo nie poczęstować się byłoby bardzo nieładnie.
Na koniec zostawiam Wam stare, polskie przysłowie, które mówi, że jeśli w Tłusty Czartek nie zje się przynajmniej jednego pączka, nie będzie się miało szczęścia w życiu; słuchajcie: to nie my będziemy zmieniać tradycje.
Mimo tej sławy, którą pomału zdobywają pączki, jest inna słodkość, która "depcze mu po piętach"- to słynne faworki; uwielbiam je i dlatego któregoś dnia zdecydowałam się je zrobić. Nie jest to zbyt skomplikowane, choć do mojego mieszkania przyszła wtedy znajoma Polka, która już wiele razy je smażyła, miałam więc trochę wsparcia.
Znane są one też jako 'chrusty', i (jak mówię) dla mnie są prawdziwym przysmakiem, mimo że to dosyć proste słodycze. Ich nazwa pochodzi od francuskiego słowa 'faveur', oznaczającego 'wstążkę'; chodzi o cienkie i chrupiące paseczki ciasta, smażone w głębokim oleju, a na koniec posypane cukrem pudrem.
Składniki:
- 6 żółtek,
- Około 400 gr maki pszennej (tortowa, jeśli dostępna ),
- 200 ml śmietany,
- 1 łyżeczka wódki,
- Oliwa z oliwek,
- Cukier puder.
Dziś mamy dzień legend; o faworkach jedna mówi, że zostały wynalezione zupełnie przypadkiem, kiedy nieuważny, początkujący cukiernik upuścił na patelnię z rozgrzanym olejem cienki pasek ciasta na pączki; zaplótł je w warkoczyk i tak- usmażone i posypane cukrem- dało ono początek nowemu ciastku, które dziś stało się obowiązkowym deserem w dniach poprzedzających Wielki Post.
Początkowo faworki robiono z ciasta na pączki, były więc ciężkie i nasiąknięte tłuszczem; później zaczęto przygotowywać je z ciasta ucieranego, a na końcu- z (obecnie najpopularniejszego) rodzaju ciasta francuskiego.
Ciasto ma jedwabistą konsystencję; powinno być miękkie i elastyczne, aby można je było dobrze rozwałkować. Wg tradycyjnej receptury zawiera mąkę, żółtka, gęstą śmietanę, trochę masła i odrobinę cukru pudru.
Znów- jak w przypadku pączków- jest jeden bardzo ważny składnik- alkohol (łyżka na każdą szklankę mąki), który przeciwdziała nadmiernemu wchłanianiu tłuszczu przez ciasto. Wg mnie to świetny sposób.
Wykonanie:
Ciasto:
- Żółtka dobrze ubić w misce, trzepaczką lub mikserem (czym Wam wygodniej).
- Dodać kwaśniej śmietany, a potem stopniowo dosypywać mąki; ważne, żeby robić to powoli, bo w przeciwnym razie mogą utworzyć się grudki.
- Następnie nadchodzi czas, aby wszystko wymieszać, do uzyskania elastycznego i odchodzącego od ręki ciasta. Jeśli bardzo się klei, dorzućcie trochę mąki, co sprawi, że zgęstnieje; jeśli przeciwnie, jest ono zbyt suche, dodajcie nieco oleju lub wody. W przygotowaniu faworków proces zagniatania jest bardzo ważny, bo od niego zależeć będzie ostateczny rezultat i tu pojawia się najważniejszy element przepisu: należy "napowietrzyć" ciasto najlepiej, jak się da.
- Wiem, zamurowało Was, bo jak niby mamy "napowietrzyć" ciasto...? Odpowiedź jest prosta: uderzając je wałkiem przez 10-20 min. , po czym odstawia się je w zimne miejsce, przykryte wilgotną ściereczką (jak ciasto chlebowe), aby nie wyschło. Ten ostatni etap sprawia, że ciasto upodabnia się do francuskiego, bo też jest "napowietrzone".
- Gdy już odczeka się "czas spoczynku" ciasta, należy podzielić je na mniejsze części i dobrze je rozwałkować; im cieńsze ciasto, tym lepsze wyjdą nam faworki. Idealna grubość to 1 mm. , ale trzeba uważać, bo zdarza się, że ciasto się drze albo robią się w nim dziury. Jeśli ciasto przykleja się Wam do wałka, możecie posypać je odrobiną mąki, ale wtedy będzie szybciej się przypalać.
- Następnie tnie się ciasto w niezbyt długie paski, w które nacina się w połowie; jeden z końców przeciąga się przez powstały otwór, aby w ten sposób otrzymać typowy kształt muszki.
- Dochodzimy do prawie ostatniego etapu, tj. smażenia: na patelnię wlewa się dużą ilość oliwy z oliwek i podgrzewa ją do dosyć wysokiej temperatury (optymalna to 160-180 °C). Sposób, aby przekonać się, czy olej już jest gotowy do smażenia, to wykonać próbę- wrzucić do niego kawałeczek ciasta i jeśli widzi się, że wypływa na wierzch, to znaczy, że już czas zacząć zabawę. Jeśli przeciwnie- ciasto "tonie", to olej jest zimny, co spowodowałoby nadmierne wchłanianie się go i przytłumiłoby rzeczywisty smak. Z drugiej strony, w zbyt wysokiej temperaturze faworki się spalą, więc trzeba być ostrożnym.
- Na koniec, gdy już "wyłowione" z patelni (pojedynczo, żeby się nie pokruszyły) faworki leżą na tacy przykrytej kuchennym ręcznikiem lub serwetkami (które mają wchłonąć nadmiar oleju), "robimy im" 25 grudnia, posypując cukrem pudrem (któremu nie mogłam się oprzeć i zjadłam parę łyżek).
Jak widzicie, wszystko to kwestia gustu; ale czy to grubiutki, soczysty i mięciutki pączek, czy cienkie, chrupiące i smakowite faworki- korzystajcie z tego dnia, w którym pierwszy raz slogan "co nas nie zabije, to nas utuczy" nie wchodzi w grę.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)