Khalipapa

Khalipapa

Wstęp

Cześć wszystkim! Mam nadzieję, że to Wasz dobry dzień!

Dziś chcę podzielić się z Wami pewnym doświadczeniem i (oczywiście) przepisem- zasadniczo recepturą mojej babci; cóż, to właśnie ona robi, gdy chce przygotować danie z bulguru. Po gruzińsku nazywa się to 'khalipapa' i znam je właśnie pod tą nazwą, bo używają jej wszyscy w mojej rodzinie. Ten konkretny przepis znam więc od babci, ale domyślam się, że inni Gruzini też robią to danie; widziałam też jakieś przepisy po angielsku, wśród których był ten sam, który znam. Domyślam się jednak, że większość nie gotuje tego dania, bo są na bulgur bardziej wyszukane sposoby...

Jest też inna sprawa: cóż, tak na prawdę nie wiedziałam, że ten produkt nazywał się 'bulgur' i nieco desperackie były moje poszukiwania przepisu po angielsku, bo jak można znaleźć w internecie informacje o czymś, czego nazwy się nie zna? Potem jakoś znalazłam znaczenie, szukałam go i byłam naprawdę zadowolona, gdy wreszcie znalazłam to, o co mi chodziło. Przypuszczalnie to był mój wielki sukces...

Bulgur to bardzo lekko strawny rodzaj suszonej, rozdrobnionej pszenicy. To jakby kasza, wiecie, ale domyślam się, jest lepsze. Szczerze mówiąc, ta potrawa zajmuje w moim domu szczególne miejsce; każdy w rodzinie za nią przepada i dlatego właśnie się nią zajadamy; zasadniczo gotuje ją moja babcia, ale teraz ja nauczyłam się ją przygotowywać i czasem też je robię. Jakiś czas temu oczywiście poczyniłam w tym pewne postępy.

Teraz (jeśli Was to ciekawi) sposób przygotowania jest bardzo łatwy i nie ma wielu składników; potrzebujecie tylko trochę bulguru, wody i soli, które trzeba po prostu ugotować... i to byłoby na tyle. Mimo to ta potrawa smakuje wprost wspaniale i nie będziecie mogli uwierzyć, że tak proste danie może być tak pyszne. Wiecie, najlepsze jest to, co proste! Zwyczajnie podam Wam więc składniki i wykonanie (na wszelki wypadek), bo oczywiście piszę o niczym innym, jak o przepisie.

Khalipapa

Składniki:

  • 1 kg kaszy bulgur,
  • 2 litry wody,
  • Sól (do smaku).

Sposób przygotowania:

  1. Pierwsza rzecz, jaką musicie zrobić, to wsypać kaszę bulgur do dużego rondla (jeśli wykorzystujecie cały kilogram), ponieważ potem napęcznieje ona i może nawet wykipieć.
  2. Następnie dolewacie do niej wody- ogólnie 2 filiżanki wody na filiżankę bulguru, więc proporcja jest prosta: 2:1.
  3. Następnie zapalacie gaz, stawiacie na nim garnek i doprowadzacie mieszankę do wrzenia, po czym powinniście zmniejszyć ogień i pozwolić daniu gotować się przez jakiś czas (mówi się, że przez jakieś 15 min. , ale to może nie wystarczyć, żeby kasza wchłonęła całą wodę, więc zostawcie ją na tyle, nie został płyn). Od czasu do czasu powinniście też mieszać, aby nie przywarła do dna i się nie przypaliła.
  4. Następnie możecie zakręcić gaz, przykryć garnek i na jakiś czas go odstawić. Powinniście również kaszę osolić, chyba że nie chcecie- to zależy od Was (jeśli jednak chcecie znać prawdę- odrobina soli naprawdę dobrze jej zrobi). I tak potrawa jest gotowa!

Jak jeść kaszę bulgur

Teraz opowiem Wam o naszej 'khalipapie'- jak się ją je itp.

Jak wspomniałam wyżej, tę potrawę gotuje moja babcia; następnie nakładamy ją sobie na talerze, a na środku robimy małe wgłębienie i nakładamy w nie kawałeczek masła, które się topi. To naprawdę pyszne! Wiecie, temu daniu po prostu nie można się oprzeć!

Zwykle przygotowuje się je dla dusz zmarłych, w przeddzień ich święta; oczywiście można też gotować je, kiedy się chce.

Wiadomo również, że niektóry dodają do khalipapy trochę mleka pod koniec gotowania, razem z solą, a potem (jeśli chcą) podają ją z odrobiną masła. Zaufajcie mi jednak, bo masło wręcz idealnie do tej potrawy i zdecydowanie powinniście dołożyć go do swojej porcji. Cóż, niektórzy wolą oliwę z oliwek lub olej słonecznikowy, ale masło jest lepsze (gdyby mnie ktoś pytał).

Khalipapa

Kasza bulgur jest bardzo niskokaloryczna, zawiera jednak witaminy, więc dobrze ją jeść; jedna filiżanka gotowanej kaszy bulgur to około 150 kcal, jak więc mówi gruzińskie przysłowie, "na bulguru nie wyżyjesz". Jako że bulgur to rozdrobniona pszenica, jest bogaty w błonnik i składniki odżywcze- to wartościowy produkt dietetyczny. Myślę więc, że zamiast jeść rano płatki kukurydziane albo coś w tym stylu, lepiej wziąć na śniadanie trochę gotowanej kaszy (no, nie co dzień, ale od czasu do czasu nie zaszkodzi). Oczywiście, dzieci mogą zostać przy swoich płatkach z mlekiem, owocach i całej reszcie, ale powinny jeść też przynajmniej trochę mielonej pszenicy- naturalnej, z całym zawartym w niej błonnikiem i pożytecznymi składnikami. Przypuszczam, gdy raz spróbują rozdrobnionej pszenicy (takiej, jaką ja znam i jem), polubią ją; pamiętam, że uwielbialiśmy ją jako dzieci, dlaczego więc nie miałaby smakować innym? To nie miałoby sensu.

Nikt jednak nie wie, czy coś lubi, zanim tego nie spróbuje... Pamiętam, że kiedy moja siostra była bardzo mała, raz jadłam kiwi (za którym tak przepadam! ) i chciałam, żeby też go spróbowała (bo jeśli coś lubisz, chyba chcesz, żeby lubili to też inni... ). Zaproponowałam jej więc kiwi; ona tylko powtarzała: "Nie, nie chcę! ", a ja byłam ciekawa, dlaczego nie chciała go zjeść. Może to przez kolor? A może po prostu nie miała ochoty? Ale jak dziecko może nie chcieć jakiegoś owocu? Dla mnie to wręcz niewyobrażalne, bo jako dziecko szalałam za owocami i myślę, że tak mi zostało (no, mam na myśli każdy owoc, jakiego do tej pory spróbowałam, a jest tak dużo tych, których jeszcze nie jadłam! ). Oczywiście spytałam siostrę, dlaczego nie chciała zjeść kiwi, a ta po jakimś czasie powiedziała mi, że nie chce kiwi, bo za nim nie przepada. To było dla mnie dosyć zaskakujące, jako że nawet go nie spróbowała! Powiedziałam jej to i- jeśli chcecie znać prawdę- było dosyć zabawnie; ledwo powstrzymywałam się, żeby się nie roześmiać na to, co powiedziała, ale mówiąc to była taka milutka...

Żarna do mielenia pszenicy

W tych dawnych czasach, kiedy nie było elektryczności i tym podobnych udogodnień, do mielenia pszenicy na mąkę używało się takich ogromnych kamieni, dosyć ważnych dla każdej rodziny, posiadającej pola pszeniczne i samodzielnie wytwarzającej mąkę na własne potrzeby, dla innych czy na sprzedaż; niezależnie- ludzie albo takie żarna mieli, albo musieli prosić o nie sąsiadów, krewnych lub kogoś, kto je miał. Właściwie nie pamiętam, czy mieliśmy własne, ale były w naszym domu i używaliśmy ich do mielenia pszenicy, co dla nas, dzieci, było świetna sprawą- po prostu to uwielbialiśmy i chcieliśmy mleć ją sami, choć oczywiście nie łatwo było utrzymać kamienie. Nie mogliśmy nic z nimi robić... a wiecie, gdy coś jest zabronione, wszystkich to ciekawi. Gdy więc starsi skończyli mielić pszenicę, a żarna były już czyste, tj. nie zostały w nich ziarna, zwykle obracaliśmy sobie te kamienie; wtedy oczywiście łatwiej było to robić i po prostu naśladowaliśmy mielących zboże starszych.

Cóż, technicznie rzecz biorąc, to były dwa spore, całkiem płaskie kamienie z dziurą dokładnie na pośrodku i drewnianą "rączką", potrzebną (jak sądzę) do obracania wierzchniego kamienia; między kamienie nasypywało się pszenicy, która była potem mielona w miarę ich obracania. Teraz wyobraźcie sobie, jak duże i ciężkie były to żarna!

Khalipapa


Galeria zdjęć



Treść dostępna w innych językach

Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!