Madera

Podczas pobytu w Portugalii, zdecydowanie powinieneś skorzystać z tanich i krótkich lotów na portugalskie wyspy. Właśnie dlatego zaplanowałam z moimi znajomymi wakacje na Maderze.

Madera, a oficjalnie Region Autonomiczny Madery, jest portugalskim archipelagiem położonym na Oceanie Atlantyckim, na tej samej wysokości co Marrakesz i nieco powyżej Wysp Kanaryjskich. Dzięki temu nawet zimą panuje tu dobry klimat. Strefa czasowa jest tam taka sama, jak w Portugalii, językiem urzędowym jest również portugalski. Lot z Lizbony trwa około dwóch godzin. Archipelag składa się z głównej wyspy, kilku bezludnych i dwóch małych (Camacha i Porto Santo). Planowaliśmy tę podróż w czwórkę. Jeden ze znajomych musiał wracać wcześniej, a inny przyleciał kilka dni później ze względu na egzaminy. Nasza podróż rozpoczęła się w niedzielę 22 stycznia o siódmej rano w Lizbonie; wylądowaliśmy o 9 na Lotnisku Cristiano Ronaldo na Maderze.

Tutaj pojawił się pierwszy problem. Wypożyczalnia samochodów (z nieznanych powodów) nie zaakceptowała mojej karty kredytowej, a płatności mógł dokonać tylko kierowca. Byłam jedyną osobą, która mogła prowadzić, bo jeden znajomy nie miał prawa jazdy, a drugi nie posiadał go wystarczająco długo. Poza tym, jestem kierowcą najbardziej godnym zaufania. Po długich negocjacjach, mogliśmy zostawić depozyt w gotówce, ale był on dwa razy większy, niż ten, który powinien być zablokowany na karcie. Złożyliśmy się na kaucję i pojechaliśmy do hostelu Fiatem Pandą (nie pierwszy raz). Nasz hostel Phil's Haven w Funchal jest naprawdę godny polecenia. Jest bardzo czysto, znajdziesz tam wszystko, co potrzebne, a ludzie są bardzo mili i pomocni. Jedyną wadą był brak ogrzewania, a do spania mieliśmy naszykowane tylko prześcieradła. Byłam w szoku, kiedy poprosiłam o koc, a powiedziano mi, że to jest koc. Po długich poszukiwaniach znaleźli grubsze koce, które dostałam ja i mój nepalski kolega, który również marzł. Nawet z tym dodatkowym okryciem, spałam w bluzie, bo nawet na Maderze o tej porze roku jest zimno.

Dzień 1:

Zaczęliśmy od spaceru do centrum Funchal, do którego mieliśmy pół godziny na piechotę. Pogoda była dobra, o wiele lepsza niż przewidywano w prognozach. Wzięliśmy zdecydowanie za dużo ciepłych ubrań. Jeśli chodzi o Muzeum Cristiano Ronaldo (chłopaki bardzo chcieli tam pójść), to w niedzielę jest zamknięte, więc zrobiliśmy sobie tylko kilka zdjęć z pomnikiem, a potem poszliśmy do najmniejszego księstwa na świecie (wpisanego do Księgi Rekordów Guinnessa). Zostaliśmy tam przywitani przez premiera, który podkreślał, aby wspomnieć o tym naszym znajomym. Twierdza Świętego Józefa to mała, kamienna i bardzo urocza forteca. Poszliśmy na jej dach (razem z wieloma kotami) cieszyć się słońcem i widokiem na ocean. To było tak przyjemne, że aż usnęłam. Obudziłam się pół godziny później, zawstydzona swoim zachowaniem, aż do momentu w którym zauważyłam, że inni również ucięli sobie drzemkę. Kiedy już wszyscy się obudzili, podjęliśmy decyzję, że potrzebujemy lodów, żeby się ochłodzić. Wybraliśmy oczywiście te o smaku marakui, zjedliśmy je na promenadzie przy plaży. Potem poszliśmy kupić coś na obiad i powoli wróciliśmy do naszego hostelu. Centrum miasta jest bardzo urocze, znajduje się tam wiele kawiarni, kolorowych drzwi i egzotycznych domów.

Madera

Madera

Madera

Dzień 2:

Na ten dzień zaplanowaliśmy naszą wielką wędrówkę. Wstaliśmy wcześnie, zjedliśmy śniadanie i przygotowaliśmy prowiant na drogę. Około 9. 30 wyszliśmy z hostelu z zapakowanymi płaszczami przeciwdeszczowymi, czapkami, szalikami, kanapkami, ciastkami, bananami i aparatami. Jechaliśmy długimi i wietrznymi drogami górskimi; o 10. 30 dotarliśmy na szczyt Pico Arieiro. Zaczęliśmy naszą 7 km wędrówkę na wysokości 1818 m (Pico de Arieiro), celem był najwyższy szczyt Portugalii: Pico Ruivo - 1862 m, gdzie nie prowadzi żadna droga asfaltowa. Najbliżej można dojechać samochodem na drugą stronę szczytu, gdzie nadal masz dwa kilometry do przejścia. Szliśmy w chmurach, wiał silny wiatr, było lodowato - byliśmy szczęśliwi, że wzięliśmy tyle ciepłych ubrań. Tutaj wiatr wieje znad Oceanu Atlantyckiego. Szlak jest bardzo wąski - w wielu miejscach zabezpieczono go linami, bo jest tak stromo. Normalnie są dwie możliwe drogi - możesz wejść jedną i zejść drugą, ale jedna z nich była wtedy zamknięta. Prawdopodobnie część szlaku się osunęła, co nie jest rzadkością. Musieliśmy przejść przez pięć tuneli - to właśnie dlatego polecane jest zabranie ze sobą latarki. Szlak był bardzo piękny. Wspaniałe widoki rozciągały się w każdym kierunku: na góry, zielone doliny oraz wiele rodzajów roślinności. Widzieliśmy kilka endemicznych ptaków, czasem mijaliśmy się z innymi turystami.

Madera

Madera

Madera

Madera

Kiedy byliśmy zasłonięci od wiatru przez góry, to zrobiło się bardzo ciepło, więc szliśmy dalej w samych koszulkach. W trakcie wędrówki napełnialiśmy nasze butelki wodą z rzek i wodospadów. Szlak jest przeważnie naturalny, czasem wydrążony w skale, a na jednym fragmencie zainstalowano metalowe schody ze względów bezpieczeństwa. Tuż przed wejściem na szczyt musieliśmy przejść przez bardzo dziwny las. Drzewa wyglądały na spalone i całkowicie martwe. Później dowiedzieliśmy się, że zaatakowały je szkodniki, które dotarły na wyspę. Spowodowały one chorobę i śmierć tych drzew. Dotarliśmy na szczyt - spotkaliśmy tam wielu ludzi, którzy prawdopodobnie przyszli jednym z trzech pozostałych szlaków. Widok zapierał dech w piersi. Zielone lasy, chmury między szczytami górskimi i piękne ptaki! Zrobiliśmy sobie przerwę, zjedliśmy nasze przekąski i poobserwowaliśmy ptaki.

Madera

Madera

Madera

Madera

Madera

Wróciliśmy tą samą drogą, bo zostawiliśmy nasz samochód na parkingu. Już na końcu szlaku słońce zaczęło zachodzić i pokolorowało chmury na złoto. To było spektakularne! Przejście 15 kilometrów zajęło nam siedem godzin przy przewyższeniu przekraczającym 900 metrów. Byliśmy tak zmęczeni, że po powrocie do hostelu mieliśmy siłę tylko na położenie się do łóżek. To był jednak naprawdę wspaniały dzień.

Madera

Madera

Madera

Dzień 3:

To był ostatni dzień dla naszego nepalskiego kolegi, który bardzo chciał odwiedzić Muzeum Cristiano Ronaldo, więc oczywiście tam poszliśmy. Nie jestem fanką piłki nożnej, więc nie byłam zbyt zainteresowana. Jednak nawet ja znam Cristiano Ronaldo i wiem, że urodził się na Maderze. W muzeum możesz obejrzeć stare piłki, buty, koszulki z podpisami, puchary i wyróżnienia, dwie figury woskowe, listy od fanów i dedykacje od innych osób i organizacji. To było ciekawe, ale na pewno nie na tyle, żebym tam miała pójść drugi raz. Nie jest to dla mnie coś, co koniecznie trzeba zobaczyć na Maderze. Po wyjściu z muzeum zaczęliśmy naszą wycieczkę dookoła wyspy.

Madera

Madera

Madera

Naszym pierwszym przystankiem było Porto Moniz na północnym wschodzie wyspy. Miasto jest znane z basenów lawowych, które otacza ocean. Widok był imponujący, bo tego dnia fale osiągały wysokość nawet do 10 metrów. Woda miała być przyjemnie ciepła (17°C), ale wydaje mi się, że mamy całkowicie rozbieżną definicję ciepła. Prawie natychmiast uciekłam z basenu - wolałam leżeć na słońcu i oglądać spektakularne fale rozbijające się o czarne skały basenów. Powinnam również wspomnieć o tym, że byliśmy (a raczej chłopaki byli) jedynymi osobami przy basenach.

Madera

Madera

Madera

Następnym przystankiem było São Vicente, bardziej na wschodzie wyspy. Tutaj możesz zobaczyć jaskinie magmowe. Madera to wyspa wulkaniczna. Do niedawna uważano, że wulkany są nieaktywne, jednak zmieniono zdanie po odkryciu źródeł z gorącą wodą - są one tylko uśpione. Możesz wziąć udział w wycieczce z przewodnikiem po jaskiniach magmowych, gdzie dowiesz się wielu informacji, zobaczysz symulator, wystawę i film w 3D. Jaskinie same w sobie nie robią żadnego wrażenia - czarne, wąskie z zimną magmą - jednak informacje o różnych rodzajach wulkanów i magm były bardzo interesujące.

Madera

Madera

Madera

Naszym ostatnim przystankiem tego dnia była Santana, gdzie dotarliśmy po przejechaniu przez dość niebezpieczne drogi wzdłuż klifów. Od czasu do czasu mogliśmy zobaczyć kawałki oderwanych skał na drogach. Czasem zastanawiałam się również, co zrobimy, jeśli kogoś spotkamy. Nie było opcji, żeby na tych drogach minęły się dwa samochody, ale nie były to jednak drogi jednokierunkowe. Santana jest częścią dziedzictwa narodowego ze względu na stare, tradycyjne domy. Myśleliśmy, że zobaczymy je w całym mieście, więc byliśmy bardzo rozczarowani, kiedy nie mogliśmy ich znaleźć. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy trzy, które były w opłakanym stanie. Robiło się coraz ciemniej, więc wróciliśmy do hostelu.

Madera

Dzień 4:

Nad ranem zawieźliśmy kolegę na lotnisko i wróciliśmy spać. Wstaliśmy o normalnej godzinie i przygotowaliśmy się do wycieczki do Curral das Freiras - Doliny Zakonnic. Wspięliśmy się tam na górę o wysokości jednego kilometra. Droga była bardzo kręta, więc mieliśmy cały czas ten sam widok, tylko z miejsc, które były kilka metrów wyżej - nic interesującego. Jednak widok na szczycie robił ogromne wrażenie i dzięki niemu wykańczająca wędrówka nie była bezwartościowa. Na górze spróbowałam typowego ciasta kasztanowego, a podczas schodzenia niebo było bardzo zachmurzone, czasem nawet padał deszcz. Planowaliśmy więcej aktywności na ten dzień, ale kiedy zostaliśmy kompletnie przemoczeni, woleliśmy wrócić do domu, wziąć gorący prysznic i założyć suche ubrania.

Madera

Madera

Madera

Dzień 5:

Tego dnia razem ze znajomą Polką z hostelu pojechaliśmy po naszego kolegę na lotnisko. Udaliśmy się do wioski rybackiej: Câmara de Lobos, która była bardzo przyjemna - kamienna plaża, urocze centrum miasta i punkt widokowy na szczycie wzgórza. Jednak szczerze mówiąc, w ogóle nie przypomina wioski rybackiej. Po kawie, która nas obudziła, pojechaliśmy na Cabo Girão - przeszklony taras widokowy na wysokości 580 metrów nad oceanem. To właśnie tutaj po raz pierwszy mieliśmy problem z samochodem. Chciałam zaparkować na stromej ulicy, ale hamulec ręczny nie działał. Znaleźliśmy płaskie miejsce parkingowe i zostawiliśmy tam samochód. Jednak i tak bałam się, że jak wrócimy, to go nie będzie. Spacer po szklanym tarasie był wspaniały. Dobra pogoda i czyste niebo sprawiły, że widok był oszałamiający. Byłam szczęśliwa, że samochód był na swoim miejscu, kiedy wróciliśmy. Od razu sprawdziliśmy hamulce: działały.

Madera

Madera

Madera

Madeira

Następnym celem w naszej podróży była miejscowość Serra d’Água, gdzie chcieliśmy trochę pochodzić. Kiedy tam przyjechaliśmy, to zaczęło padać, a część z nas była głodna, więc poszliśmy do Taberna da Poncha. Zjedliśmy jakieś przekąski i wypiliśmy tradycyjną Ponchę, która zrobiona jest ze świeżych owoców i alkoholu; w zależności od tego, jakie to są owoce, dodaje się rum lub wódkę. Później słodzi się tę mieszankę miodem. Bardzo smaczne! Spróbowaliśmy sześciu rodzajów: z pomarańczy, mandarynki, marakui, ananasa, maliny i cytryny. Nieco wcięci poszliśmy pochodzić po górach. Nie mogliśmy znaleźć szlaku, więc po prostu spacerowaliśmy wzdłuż drogi i trafiliśmy na restaurację z pięknym widokiem. Znaleźliśmy tam małą ścieżkę, którą wróciliśmy do samochodu. Podczas drogi powrotnej spotkaliśmy młodego kotka, który nas śledził przez jakiś czas. Później minęliśmy kilka psów i kozy, można więc powiedzieć, że szlak był ten bardzo zwierzęcy.

Madera

Madera

Madeira

Madeira

Niestety na niebie pojawiło się wiele chmur, jednak mimo wszystko zdecydowaliśmy, żeby pojechać na płaskowyż Paul da Serra. Położony jest wysoko w górach i jest kompletnie płaski - tak bardzo, że zastanawiamy się nad zbudowaniem tam lotniska. Jednak ze względu na bardzo częste mgły, które tam występują, porzuciliśmy ten pomysł.

Również tego dnia było bardzo mgliście. Ledwo mogliśmy zobaczyć 200 metrów drogi, więc jechałam bardzo wolno. W pewnych momentach było lepiej. Spotkaliśmy krowę z cielątkiem, które biegały wolno po drodze, później przejeżdżaliśmy obok dwóch byków z ogromnymi rogami. Bardzo interesujące! Zanim dojechaliśmy na płaskowyż, przejeżdżaliśmy pod wodospadem. Z drugiej strony płaskowyżu przejaśniło się i mogliśmy zobaczyć zachód słońca zanim wróciliśmy do domu w totalnych ciemnościach.

Madera

Madera

Odwieźliśmy naszą polską znajomą do hostelu, a potem pojechaliśmy do restauracji z Rosjaninem, którego również poznaliśmy podczas naszych noclegów. Chcieliśmy spróbować tradycyjnego dania regionalnego: miecznika. Jest bardzo podobny do innych typowych portugalskich potraw: Bacalhau i wszystkiego innego, co żyje w morzu. Na przystawkę zamówiliśmy typowy chlebek czosnkowy z Madery, który uwielbialiśmy! Jedna porcja miecznika była w sosie winnym, druga z bananem, a trzecia z owocami tropikalnymi. Każda z nich była pyszna! Według mnie to był idealny dzień!

Madera

Dzień 6:

Na ten dzień zaplanowaliśmy kolejną długą wędrówkę. Znowu wstaliśmy wcześnie, przygotowaliśmy wszystko i zabraliśmy naszego rosyjskiego znajomego. Tego dnia chcieliśmy przejść szlak, który prowadzi na Przylądek Świętego Wawrzyńca, który jest najbardziej wysuniętym na wschód punktem wyspy. To miejsce wygląda zupełnie inaczej: tutaj zamiast zielonej i bujnej roślinności, wielu rzek i wodospadów czy wysokich gór znajdziesz krótką trawę, która jest bardziej żółta niż zielona, brązową ziemię, łagodne wzgórza, klify, kamienie lawowe i czerwone skały. Z powodu braku wody i cienia, ten szlak, który na początku wydawał mi się bardzo łatwy, okazał się o wiele bardziej wykańczający. Biorąc pod uwagę nasze poprzednie doświadczenia, wzięliśmy tylko kilka butelek wody, które chcieliśmy napełniać w przydrożnych rzekach i wodospadach. Musieliśmy więc oszczędzać wodę. Jednak widoki były tego warte. Różniły się od tego, co widzieliśmy wcześniej, ale były przepiękne. W pewnym momencie mogliśmy zobaczyć wyspę Porto Santo. Na przylądku zrobiliśmy sobie przerwę, a potem wróciliśmy (trochę nadrabiając drogi, bo zeszliśmy do oceanu) do samochodu.

Madeira

Madeira

Słyszeliśmy, że Machico jest bardzo ładną miejscowością, ale kiedy tam dotarliśmy, nie znaleźliśmy nic interesującego. Wróciliśmy więc na wybrzeże na jedną z dwóch piaskowych plaż na wyspie. Wszystkie plaże są tutaj czarne ze względu na pochodzenie wulkaniczne wyspy, żółty piasek jest sprowadzany z Maroko. Dostawy są co roku, bo ocean ciągle go wypłukuje.

Dzień 7:

Musimy wyglądać na miłych ludzi, bo każdego dnia ktoś chce do nas dołączyć. Tym razem była to Angielska Dama. Chciała pojechać w tym samym kierunku i wolała nasze towarzystwo od starszych, niekomunikatywnych osób. Pomimo tego, że do naszej grupy dołączył Rosjanin, mieliśmy jeszcze jedno miejsce, więc ją zabraliśmy. Pojechaliśmy górską drogą i zatrzymaliśmy się na Ribeira Frio, gdzie zaczyna się "Levada dos Balcões": levada to nazwa tradycyjnego szlaku na Maderze, a słowo balcões oznacza tarasy. Stamtąd możesz podziwiać wspaniały widok na zieloną dolinę i góry, które są przed Tobą. Mogliśmy nawet zobaczyć drogę, którą przeszliśmy ze szczytu Pico Arieiro na szczyt Pico Ruivo.

Madeira

Naszym głównym celem był Laurissilva Forest, gdzie chcieliśmy przejść kilkugodzinną levadę królewską - Levada do Rei, która prowadzi przez makaronezyjskie lasy wawrzynolistne, którą są częścią Światowego Dziedzictwa UNCESCO. Levada to nazwa szlaku, który prowadzi wzdłuż ręcznie zrobionych kanałów wodnych, które łagodnie spływają wzdłuż wzgórz. Te kanały zostały wybudowane, żeby przetransportować wodę na niższą, mniej deszczową część wyspy. Wzdłuż tych rzek znajdują się ścieżki, które pierwotnie służyły do utrzymania kanałów w dobrym stanie, ale bardzo szybko stały się popularne wśród turystów.

Szlak był wspaniały - łagodny, prowadzący przez bardzo zielony las z dużą ilością paproci i innej bujnej roślinności. Jeden fragment przechodził pod wodospadem, przez co trochę zmokliśmy. Było nam potem trochę zimno, bo słońce tam nie docierało. Panował tam cudowny spokój, przestaliśmy nawet rozmawiać, żeby posłuchać wiatru poruszającego liśćmi i śpiewu ptaków. Na końcu tej levady znajduje się mała rzeczka, która musi być jej źródłem. W przeciwieństwie do innych szlaków, ten był bardzo relaksujący, ponieważ nie był stromy. Większość levad tak wygląda, po prostu prowadzą wzdłuż kanałów. Również kolory wzbudziły nasz zachwyt.

Nasi znajomi z Rosji i Ukrainy chcieli spędzić noc w lesie. Próbowaliśmy im wyjaśnić, że jest zbyt zimno, oni nawet nie mieli kurtek przeciwdeszczowych, śpiworów czy namiotów. Chcieli rozpalić ognisko drewnem, którego nie było, a jeśli je znaleźli, to tylko mokre. To było nie tylko nielegalne, ale również niewykonalne. Wróciliśmy do domu, wypiliśmy herbatę, wzięliśmy gorący prysznic, zjedliśmy bardzo dobrą kolację i poszliśmy spać.

Madeira

Madeira

Madeira

Madeira

Dzień 8:

Rozpoczęłam wędrówkę razem z moim niemieckim kolegą - pozostała dwójka jeszcze nie wróciła, czekaliśmy na nich godzinę. Spontanicznie zdecydowaliśmy się pójść na Ilha i wspiąć się na szczyt Pico Ruivo od innej strony, bo mój kolega jeszcze tam nie był.

Minęło trochę czasu zanim znaleźliśmy początek szlaku. Wtedy właśnie zrozumieliśmy, jak głupim pomysłem jest takie spontaniczne wyjście, bez żadnych informacji ani planów - zwłaszcza, jeśli się wyjdzie zbyt późno. Oczywiście, poza mną nikt nic nie planuje, kiedy kogoś o to proszę - nikt tego nie robi lub robi to tak źle, że i tak ja muszę poprawiać. Na szczęście już byłam już na szczycie Pico Ruivo. Zaczynaliśmy na wysokości 40 0m; chcieliśmy się wspiąć na 1862 m w trakcie 8, 7 km szlaku, a potem jeszcze wrócić zanim się ściemni (około 18, a w lesie w górach nawet trochę wcześniej). To przewyższenie oznaczało, że na trasie nie było nawet kilku metrów płaskiego terenu, ciągle tylko schody i schody, i schody. Nie mam żadnego problemu z pokonywaniem szlaków na płaskim terenie lub z łagodnymi przewyższeniami, ale schody to dla mnie męczarnia. Zwłaszcza wtedy, kiedy to nie uprawiałam żadnego sportu od dłuższego czasu, byłam zmęczona zimnem i głośnymi współlokatorami oraz miałam jeszcze zakwasy z poprzednich dni.

Pomimo tego zaczęliśmy wędrówkę. Po trzech godzinach, kiedy spotkaliśmy kilka kóz w lesie, byłam zdesperowana: schody aż po horyzont. To były naturalnie powstałe schody, ale nadal schody. Mój znajomy rysował mi motywacyjne uśmiechy na ziemi - wcześniej powiedziałam mu, że najlepszym wyjściem będzie, jak każdy będzie szedł swoją prędkością. Taką samą taktykę przyjęliśmy w Nowej Zelandii. Wykończysz się szybciej, jeśli nie będziesz szedł w zgodzie ze swoim tempem, nie ważne czy wolniej, czy szybciej. Podczas całej wędrówki nikogo nie spotkaliśmy. Kiedy w końcu wyszliśmy z lasu, mogliśmy podziwiać ładne widoki, jeśli tylko chmury zniknęły.

Droga zrobiła się bardziej niebezpieczna, stroma, węższa z luźnymi kamieniami. Byłoby zbyt niebezpieczne wracać tą drogą po ciemku. W tamtym momencie mogliśmy zobaczyć, że szczyty były nadal bardzo daleko, a my chcieliśmy się wspiąć na ten najwyższy. Poddałam się, bo byłam już wykończona. Byłam też pewna, że nie zdążymy. Mój kolega poszedł dalej, chciał chociaż wejść tak wysoko, jak to możliwe. Wrócił po 30 minutach i powiedział, że szczyt był tuż za rogiem. O wiele bliżej, niż myślałam. Cholera, nigdy się nie poddawaj. Na szczęście byłam już na szczycie wcześniej, więc nie byłam aż tak smutna, że na niego teraz nie weszłam. Posiedziałam sobie, zjadłam banany i oglądałam przelatujące ptaki.

Zejście było o wiele łatwiejsze, pomimo wilgotności i śliskiego drewna. Kilka razy prawie się wywróciłam. Głęboko w lesie znaleźliśmy miauczącego kota, który do nas podszedł. Był bardzo odważny, nie wyglądał na opuszczonego, zgubionego lub nawet niedożywionego. Był bardzo uroczy i szedł za nami przez godzinę, ciągle miaucząc. Kilka razy mało brakowało, żebyśmy się przez niego przewrócili, bo jak typowy kot - przechodził między naszymi nogami. Po godzinie zatrzymaliśmy się i najwyraźniej kot tam mieszkał, ponieważ nie mogliśmy go przekonać, żeby poszedł dalej z nami. Myśleliśmy, że jest ze wsi. Kiedy wróciliśmy do hostelu, nasi znajomi czekali na nas z kolacją. To było cudowne! Byłam tak zmęczona, że nie byłam w stanie nic zjeść - chciałam tylko się położyć. Ledwo byłam w stanie wziąć prysznic i zjeść pyszną kolację.

Madeira

Madeira

Madeira

Madera

Madera

Madera

Madeira

Dzień 9:

Polka, tak samo jak Rosjanin, dołączyła do naszej grupy i razem pojechaliśmy na północny zachód wyspy na Seixal. Seixal to jedna z najpiękniejszych czarnych plaż na Maderze, poszliśmy tam boso na spacer. To było bardzo przyjemne uczucie: w koszulce przy pełnym słońcu, ale jednak nadal zbyt zimno na pływanie.

Madera

Madeira

Madeira

Następnie pojechaliśmy do miejscowości Ponta do Pargo, bo chcieliśmy skorzystać z kolejki linowej. Gdy zrywał się wiatr, bardzo nami bujało. Co więcej, było trochę strasznie, bo byliśmy sami - w środku była tylko krótkofalówka, przez którą mieliśmy powiedzieć obsłudze, kiedy chcemy wrócić. Na dole przespacerowaliśmy się wzdłuż oceanu i zwiedziliśmy starą wioskę. Nie wiemy, czy ludzie nadal tam mieszkają. Większość zabudowań wyglądała na opuszczone i zniszczone, ale kilka z domów wyglądało, jakby nadal ktoś tam żył. Przenieśliśmy się w czasie, było tam bardzo spokojnie i cicho, przykład samowystarczalnego stylu życia. Nie wiemy, jak ludzie docierali tam wcześniej, nie wiem, jak długo kolejka już istnieje, ale nie zauważyliśmy innego sposobu czy innej drogi, żeby tu dojść. Zaczynała się burza, więc musieliśmy wrócić - nie chcieliśmy utknąć na dole. Podczas burz kolejka nie działa. Na górze wypiliśmy gorącą czekoladę i zjedliśmy typowe ciasto z Madery - bolo de mel, które smakuje podobnie do piernika. Po posiłku poszliśmy do latarni morskiej, gdzie nauczyliśmy się wielu ciekawych rzeczy o ich działaniu.

Madera

Madera

Madera

Madera

Dzień 10:

Chcieliśmy, żeby nasz ostatni dzień był tak ciekawy, jak wszystkie pozostałe. Rano poszliśmy do miasta na spacer, zrelaksować się nad oceanem, zrobić jakieś zakupy i zjeść lody. Później spotkaliśmy naszego kolegę z Rosji i pojechaliśmy na targ Mercado dos Lavradores, gdzie sprzedawano wszystkie rodzaje warzyw, owoców i przypraw, jakie tylko możesz sobie wyobrazić. Musieliśmy poznać i spróbować wiele dziwnych owoców, na przykład połączenia banana i jabłka, złotych i srebrnych bananów, "bananasa" - tak nazwałam owoc, który naprawdę nazywa się Philodendron, ale "banananas" jest bardziej logiczne. Jest to owoc, który rośnie tylko na Maderze i Wyspach Kanaryjskich, tak samo jak i pomidoromarakuja, cytrynomarakuja, truskawkomarakuja, normalna marakuja...

Madera

Madera

Później chcieliśmy pojechać do miejscowości, która znajduje się nad Funchal: Monte. Wsiedliśmy do naszego Fiata Pandy i tak jak zawsze pojechaliśmy zgodnie ze wskazówkami nawigacji - jeszcze nigdy nie mieliśmy z tym problemu. Dojechaliśmy więc do jednej z bardzo stromych dróg, tak jak to już bywało wcześniej. To jest zawsze bardzo zabawne - lub nie - ponieważ takie drogi zawsze się kończą znakiem stopu, a za nim są jeszcze bardziej strome. Jeśli zatrzymałabym tam samochód, to oczywiście nigdy nie odpaliłabym go ponownie. Powiedziałam reszcie, że spróbuję po prostu zatrąbić i przejechać przez skrzyżowanie, tak jak robią wszyscy z Madery. Niestety nie zadziałało, bo zobaczyłam nadjeżdżający samochód i wystraszyłam się, że nie wyhamuje, więc sama nacisnęłam hamulec. Kiedy przejechał, próbowałam ruszyć, ale nic z tego. Stoczyliśmy się. Spróbowałam ponownie. Nie zadziałało. Pozostali rzucali inteligentne komentarze: "Musisz jechać na pełnej prędkości" - a co ja niby innego robiłam?! Po kilku kolejnych głupich komentarzach, powiedziałam, żeby sami spróbowali. Zaciągnęłam ręczny, zdjęłam nogę z hamulca... i zaczęliśmy się staczać! Ponownie nacisnęłam hamulec, a mój znajomy zaciągnął ręczny, używając całej swojej siły. Zdjęłam nogę z hamulca i znowu zaczęliśmy się staczać. Hamulec ręczny nie działał wystarczająco dobrze! Nie mogliśmy się więc zamienić. Znowu spróbowałam ruszyć z ręcznego - mój znajomy tak mocno go zaciągnął, że nie mogłam go nawet poruszyć - on musiał to zrobić. Bardzo powoli, ale ruszyliśmy - wszyscy byli bardziej niż szczęśliwi. Wcisnęłam gaz do dechy na pierwszym biegu, ale samochód coraz bardziej zwalniał. Powiedziałam im, że to się nie uda. Jeden ze znajomych zaczął krzyczeć "gaz do dechy! ", ale auto umarło. Zaczęło śmierdzieć jak diabli, już więcej nie odpaliło. Zdecydowałam, że stoczymy na sam dół ulicy. Wysłałam dwóch znajomych na skrzyżowanie, żeby patrzyli, czy jadą inne samochody, a ja jechałam tyłem. Kiedy dotarliśmy na dół, powiedziałam im - całkowicie roztrzęsiona - że już nigdy więcej nie wsiądę za kierownicę. Jednak nikt inny nie miał uprawnień, więc to ja musiałam prowadzić. Wybraliśmy inną, bardzo krętą drogę i podjechaliśmy na górę.

W Monte nie miałam ochoty na żadne zwiedzanie. Po prostu chodziłam za innymi, zobaczyliśmy park, kościół, wioskę oraz tradycyjne sanie, którymi wielu turystów zjeżdża po ulicach. Po raz ostatni poszliśmy zjeść typowe dania z Madery. Zamówiliśmy przepyszny chlebek czosnkowy, a potem szaszłyki z różnymi rodzajami mięsa. Kiedy dotarliśmy na lotnisko, nadal byłam wyprowadzona z równowagi, ale szczęśliwa, że oddajemy już samochód. Wściekła, powiedziałam panu z wypożyczalni, że hamulec ręczny nie działa. Powiedzieli, że w górach to normalne. Jednak wzniesienia nie były żadnym problemem, bo to w mieście mieliśmy problemy i to na dodatek ostatniego z 10 dni! No i kto do jasnej anielki wymyślił takie drogi na Maderze? Według mnie pierwszeństwo powinien mieć zawsze samochód, który jedzie pod górę. Chociaż tak naprawdę poza mną nikt się nie zatrzymuje przed skrzyżowaniem. Mieszkańcy Madery, kiedy mają ten sam problem co ja, po prostu używają klaksonu, żeby ostrzec innych i każdy im wtedy ustępuje. Myślałam, że miałam już wystarczająco stresujący dzień, ale nie...

Na lotnisku znajomi chcieli pooglądać samoloty i przez to spóźniliśmy się na odprawę. Było tam mnóstwo ludzi, a pracownicy na Maderze w ogóle się nie spieszą. Zajęło nam dość dużo czasu, żeby przejść przez kontrolę bezpieczeństwa, a kiedy dotarliśmy do bramki, to była już zamknięta. Pomimo naszych wyjaśnień, nie chcieli nas wpuścić na pokład samolotu. Dopiero, gdy przyszło około 10 innych osób z tym samym problemem, otworzyli dla nas ponownie bramki. Co za wakacje! Wyczerpujące, stresujące, ale przy tym wspaniałe! Jestem naprawdę zauroczona wyspą, będę chciała wrócić, żeby zobaczyć więcej. Wciąż wiele ukrytych skarbów czeka na odkrycie.


Galeria zdjęć



Treść dostępna w innych językach

Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!