Moje przemyślenia i wrażenia z miesięcznego pobytu w Japonii | część 1

my-thoughts-impressions-month-japan-1-97

Minęło już praktycznie pół roku, od kiedy wróciłem z Japonii i pomimo, że pisałem o paru pierwszych dniach na moim blogu na tumblr'erze, a także na moim profilu na Facebooku po chorwacku, nigdy nie pisałem o moich wrażeniach ze szczegółami po angielsku, co też na tym blogu zamierzam uczynić. Co więcej, spróbuję porównać życie w Japonii, każdy jego aspekt, do życia w Chorwacji, a także, gdy to będzie możliwe, do mojego życia w Austrii (jako że obecnie mieszkam właśnie tutaj).

Kiedy, czemu i gdzie?

Dla tych, którzy nie słyszeli o moim pobycie w Japonii, powiem, że byłem tam w okresie od drugiego do dwudziestego dziewiątego czerwca na wymianie młodzieżowej organizowanej przez Lions Club. Z powodu reguł związanych z takimi wymianami, była to najpewniej moja ostatnia okazja, żeby takie coś zrobić. Bardzo się cieszę, że wydarzyło się to właśnie w 2015 roku, gdy miałem już za sobą dwie takie wakacyjne wymiany. Co więcej, wydarzenia tego lata sprawiły, że wylądowałem w miejscu, gdzie bardzo dobrze się bawiłem i poznałem bliskich mi ludzi.

Przez pierwsze dwa tygodnie miałem możliwość bycia ugoszczonym przez cztery różne rodziny, które były dla mnie bardzo miłe i, wraz z pomocą ich przyjaciół, a także lokalnych oddziałów Lions Club, starały się pokazać mi zwykłe, codzienne życie W Japonii, jej kulturę i mieszkańców, a także uczynić mój pobyt tam przyjemnym. Zrobili oni dla mnie więcej, niż sądzicie. Następnie spędziłem półtorej tygodnia na obozie młodzieżowym, wraz z 20 innymi młodymi osobami z różnych zakątków świata.

Dużo się działo na tym obozie, mieliśmy na nim mnóstwo uciechy.... o czym na pewno się przekonacie w innych postach. Wróciłem do domu z unikatowym doświadczeniem, którego mało kto miał szansę zaznać, a także z przyjaźniami na całe życie. Japonia jest zaprawdę samoistnym światem, planetą, i wydaje się to nierzeczywistym snem, jak przypomnę sobie, jak sześć miesięcy temu jechałem rowerem do restauracji, w której pracowałem, i pozdrawiałem ludzi na ulicy słowami 'Ohayo gozaimasu'... ale o tym więcej napiszę w kolejnych postach.

Japonia jest krajem, który leży na wyspach i mieszka tam około 128 milionów ludzi. Około 70% powierzchni pokrywają góry, często pokryte lasami. Jest ona otoczona przez Pacyfik.

A jeśli chodzi o miejsca, w którym byłem.... mój pobyt u rodzin mnie goszczących odbywał się w mieście Gobo, w prefekturze Wakayama, która z kolei znajduje się w regionie Kansai, którego centrum stanowi Osaka.

  • Gobo

    Miasto to znajduje się na głównej wyspie Japonii - Honshu, w południowej części prefektury Wakayama, nad Pacyfikiem, a także nad rzeką Hidaka. Jest stąd relatywnie blisko do wyspy Shikoku, widać ją w oddali, gdy stoi się na plaży. Gobo to dość nowe miasto i ma niewielką populację, przynajmniej w porównaniu do większych miast. Zbudowano je w 1954 roku, a mieszka w nim około 23 tysiące ludzi. Ogrodnictwo (hortologia) jest dla tego miasta bardzo znaczące. I, jak możecie się domyśleć, nie ma tutaj drapaczy chmur, których moglibyście się spodziewać po oglądaniu japońskiego anime. Jest to cicha, spokojna mieścina, gdzie wszystko wydaje się być w harmonii.

    Pokochałem to miejsce, które stanowiło dla mnie zarówno początek, jak i koniec mojego pobytu w Japonii. Poznałem tam wielu cudownych ludzi, odwiedziłem kilka instytucji, po raz pierwszy pracowałem w restauracji, uczyłem się japońskiego, byłem na pierwszych zakupach (i to całkowicie samemu, z drobną pomocą słownika). Lokalny Lions Club zorganizował kilka imprez i spotkań z okazji mojej obecności w tym mieście, nauczyłem się tam o świątyniach i filozofii Japonii. W Gobo nauczyłem się także, jak jeść japońskie jedzenie (chociaż dalej mam problem z odpowiednim używaniem pałeczek), miałem styczność z japońskim systemem edukacji, gdzie grałem na japońskiej perkusji i byłem wolontariuszem w przedszkolu. Do tego wolność udania się dokądkolwiek chciałem, z rowerem i słuchawkami, moje pierwsze zdjęcia i wspomnienia - to wszystko właśnie dało mi Gobo.

    Mogę tutaj napomknąć też o mieście Wakayama, gdzie oglądałem mecz baseballu i jadłem lunch z przyjmującymi mnie rodzinami. Mieszka tam około 300 tysięcy ludzi, ale nadal nie ma tam drapaczy chmur. Bardziej szczegółowe opisy tych miast zamieszczę po tym początkowym poście.

  • Osaka

    W trakcie obozu spędziliśmy 3 lub 4 dni w Osace. Jest to największe miasto, w jakim kiedykolwiek byłem w trakcie mojego skromnego życia. Pamiętam przylot na lotnisku strong>Osaka Kansai (KIX), ale to, co wtedy widziałem, nie było Osaką, a jedynie mniejszym miastem satelickim. Gdy udałem się tam z mamą z przyjmującej mnie rodziny, zwyczajnie nie wiedziałem, jak czuć się w związku z tym, co widziałem. Linia brzegowa tego miasta ma kilka kilometrów... chwila... taa, haha, kilka, no na pewno.... co najmniej 30-40 kilometrów, od lotniska aż do głównej rzeki w Osace. Mam aż ból głowy na tą myśl. Strefy przemysłowe. Mnóstwo stalowych konstrukcji, statków, fabryk... kilkanaście ogromnych sklepów i magazynów Amazona i innych gigantów. Potem widzisz ogromną ilość drapaczy chmur, ale zanim je miniesz, dostrzeżesz kilka dróg autostrad, które biegną jedna pod drugą. Dokładnie tak, jak w filmach anime! Drogi te biegną niczym wąż wokół i pomiędzy wieżowcami i innymi budynkami. Przez miasto przepływa parę rzek, a największa z nich nazywa się Rzeką Wielkiego Yodo. Wspomnę o nich przy okazji artykułu o jednym z najsłynniejszych i najważniejszych festiwali w Japonii, a szczególnie w rejonie Osaki - Tenjin Matsuri (Festiwal Bogów).

    W samej Osace mieszka około 2, 8 miliona ludzi, a w całym obszarze metropolitarnym żyje 19 milionów ludzi, co czyni go jednym z największych na świecie (a drugim co do wielkości w Japonii, po Tokyo! ). Odwiedziliśmy w Osace jedną ze świątyń i pierwszy raz praktykowaliśmy Zazen, a także udaliśmy się do parku rozrywki Universal Studios Japonia. Muszę przyznać, że nie odczuwałem i nie zauważałem tłumów na ulicach, poza naszą małą grupką z autobusu.

  • Hiroszima

    Spędziliśmy dzień i noc i w Hiroszimie. Nie trzeba chyba tłumaczyć zbytnio historii tego miejsca. Ale, gwoli przypomnienia - w trakcie Drugiej Wojny Światowej zrzucono tutaj pierwszą bombę atomową, dnia 6 sierpnia 1945 roku. W wyniku eksplozji i na skutek promieniowania w trakcie tej tragedii zginęło ponad 100 tysięcy ludzi. Dzisiaj jest to miłe miejsce, zagrożenie związane z promieniowaniem jest minimalne, takie jak w Zagrzebiu, więc nie ma się czym martwić. Mieszka tutaj obecnie trochę więcej niż milion ludzi. Miasto to znajduje się w regionie Westebuddhrn na wyspie Honshu, około 6 godzin jazdy autobusem z Osaki. Nazwa miasta znaczy dosłownie "Szeroka Wyspa", której historia jest bardzo ciekawa - czytałem o niej w książce, którą dostałem w prezencie od Centrum Pomniku Pokoju. Rejon ten został zaludniony w XVI wieku, jako że leży w delcie rzeki. Było to od początku kluczowe miejsce pod względem militarnym (także w trakcie Drugiej Wojny Światowej). W pobliżu Hiroszimy znajduje się sanktuarium Miyajima, jedno z najważniejszych miejsc tego typu w Japonii. Znajduje się tam ikoniczne, czerwono-pomarańczowe Torii, stojące nad samym morzem.

Było też parę innych miejsc w mojej podróży, gdzie spędziłem dzień i noc, jak na przykład Shirahama, a także kilka miejsc przy świątyniach, gdzie nocowaliśmy w tradycyjnych japońskich hotelach, śpiąc na podłodze. Mimo, że nie były to miasta, miały one równie mocny wpływ na moje wrażenia.

No dobra, czas na fakty.

1. Japończycy ogólnie? Jacy oni właściwie są?

my-thoughts-impressions-month-japan-1-5b

Stereotypy, które słyszałeś pewnie o Japończykach, to że są oni bardzo grzeczni i gościnni... są prawdziwe. A więc nie są to tak właściwie stereotypy. Oto kilka przydatnych zwrotów i zachowań, których używa się tu w trakcie rozmów i które będziesz musiał znać.

Żeby się z kimś przywitać, będziesz musiał się ukłonić (są różne sposoby kłaniania się, w zależności od tego, co dokładnie chcesz wyrazić, a także od roli społecznej osób się witających), a także kilka sposobów na powiedzenie 'proszę' i 'dziękuję', w zależności od kontekstu. Mamy więc kudasai, onegaishimasu i douzo na powiedzenie 'proszę' i podobnie jest z 'dziękuję', a więc formalne arigatou gozaimasu i arigatou gozaimashita na podziękowanie za coś, co wydarzyło się wcześniej, w przeszłości.

Jedną z rzeczy, które zauważyłem, było to, że przepraszali oni za każdy drobiazg, który uznali za nieodpowiedni, niebędącym przykładem dobrych manier. Jest więc zupełnie inaczej niż w Chorwacji, gdzie często jest totalnie na odwrót, szokująco, często zamiast "przepraszam" usłyszysz dość mocno niemiłe słowa. Tutaj bardzo często usłyszysz słowa Sumimasen lub Gomen nasai ('przepraszam'), albo po prostu Gomen gomen... (to moje ulubione, musisz powiedzieć to 10 razy pod rząd :D). Czasem może się to wydawać śmieszne dla nas, ludzi z Zachodu, gdy robią takie rzeczy wielokrotnie (szczególnie, gdy ludzi jest więcej, wyobraź to sobie, każdy z nich mówi to po 10 razy), no ale tak tutaj właśnie jest, zarówno wśród młodych, jak i starszych. Wcale nie uważam, żeby było to coś złego. Pokazuje to po prostu, ile mają szacunku do siebie nawzajem, co sprawia, że mogą stać się później dobrymi obywatelami. Pamiętam, jak wchodząc do sklepu, albo będąc na jakimś formalnym spotkaniu, słyszałem w trakcie paru sekund dosłownie 50 razy 'dziękuję, proszę, przepraszam, miło cię poznać', wraz z kilkoma ukłonami.

Okazywanie szacunku

Chciałbym Wam powiedzieć o tym coś więcej. Istnieje kilka sposób na okazywanie szacunku, opowiem wam o tych, z którymi spotykałem się praktycznie na co dzień. Do mnie zwracano się Gurego-san. A więc, do imion dodaje się przyrostki: -san (niezależnie od płci), a także często dodaje się -kun and -chan odnosząc się do młodszych osób, z reguły do młodych mężczyzn, nastolatków i przyjaciół, a także -chan jako zdrobnienie, z reguły w odniesieniu do kobiet, niemowląt, dzieci, dziadków, ale także zwierząt i bliskich przyjaciół. Długa lista, co nie? Wspomnę jeszcze o honorowym tytule -sama (pokazującym jeszcze więcej szacunku niż -san), często używany w odniesieniu do osób starszych, a także senpai, używany do uczniów i studentów o wyższym poziomie społecznym lub na wyższym poziomie edukacji od nas. Dla przykładu, mój starszy kolega z uniwersytetu jest dla mnie senpai. W odniesieniu do nauczycieli używamy tytułu sensei, który orginalnie oznaczał osobę, która ma już jakieś doświadczenie i opanowała po mistrzowsku jakąś sztukę czy umiejętność.

Dużo się tymi zwrotami bawiłem w żartach, dodając te honorowe tytuły -san i -sama do zwykłych, codziennych obiektów i rzeczy, albo też zwierząt, co zawsze rozśmieszało moje towarzystwo i stało się naszym żartem (na przykład Neko-sama czyli Pan Kot, albo Toire-san czyli Pani Toaleta). Jako, że byłem cudzoziemcem i kimś 'nowym w dzielnicy', dopiero zaczynającym uczyć się o ich kulturze, i jako, że nie miałem na celu nikogo tym urazić, nikogo to nie urażało, mieli z tego ubaw.

Szacunek można też okazać dodając przyrostki -masu lub -mashita do czasowników.

Przystępność

my-thoughts-impressions-month-japan-1-49

Japończycy (przynajmniej ci, których poznałem) są bardzo przystępni, łatwo się z nimi rozmawia i zawiera przyjaźnie, łatwo też jest poprosić ich o pomoc. Dołożą oni wszelkich starań, aby uczynić wobec ciebie swoją 'powinność'. Stoi to w kontraście do Chorwatów, którzy nie ruszą swoich zadków, żeby ci pomóc. Uprzejmość i uczynność jest z kolei dla Japończyków zwyczajnie elementem kodeksu zachowań.

Czy ludzie kradną w Japonii?

Oh tak, często mnie o to pytano po powrocie. Na pewno czytaliście jakieś artykuły w Internecie o tym, że możesz zostawić swój telefon na ziemi w metrze i nikt go nie weźmie stamtąd i nie zabierze do domu. Tego akurat nie mogę potwierdzić, ale mogę przyznać, że nikt nie próbował ukraść moich rzeczy, które zostawiałem wraz z rowerem przed sklepem na ulicy. Oczywiście było to w mniejszych miasteczkach. Powiedziałbym, że kradzież jako taka jest Japończykom obca.

Muszę przyznać, że trochę panikowałem, gdy zostawiałem tak swój rower wraz z moimi rzeczami przed domem, restauracją czy sklepem... i to jeszcze niezapięty... ale zwyczajnie nic się nigdy nie stało. Towarzyszący mi Japończycy dziwili się i pytali: "Ale jaki to problem? Co miałoby się stać? Nie rozumiem. ". Mnóstwo dzieci zostawia tu rowery przed szkołą i żaden nigdy nie został ukradziony. Jak już zasugerowałem, kradzieże są oczywiście możliwie w dużych miastach jak Tokyo czy Osaka, ale wydaje mi się, że w mniejszych miastach czy w wioskach jest to praktycznie niemożliwe.

  • Musiałem być ostrożny, żeby nie zapominać się w związku z zostawianiem gdzieś rzeczy, gdy wróciłem do Chorwacji. Oczywiście, kradzieże nie zdarzają się tu jakoś często, no ale są jednak możliwe. A jeśli chodzi o Austrię, zgubiłem tutaj pokrywę od obiektywu mojego aparatu, chodziłem 2 godziny po Wiedniu, szukając jej we wszystkich miejscach, gdzie robiłem zdjęcia.... żeby znaleźć ją, nieruszoną, na ziemi przed moim mieszkaniem. Z drugiej strony, rowery są tu podobno kradzione codziennie....

Jak zachowują się oni w miejscach publicznych i jak wyglądają ich relacje z innymi ludźmi?

Teraz czas na socjalizację i interakcje z innymi. Wydaje mi się, że kłótnie nie zdarzają się w Japonii zbyt często, a przynajmniej między sąsiadami i mieszkańcami. Nie ma żadnych problemów na ulicach, żadnych szalonych kierowców (więcej o tym za chwilę), wydają się oni za to bardzo zdyscyplinowani (w porównaniu do nas), co może być zauważone już u małych dzieci....

Każdy ma tu w sobie pewne wartości i zasady zachowania, więc szanse na wyniknięcie jakiś problemów są minimalne. Zauważyłem też (a nie sposób tego nie zauważyć, pochodząc z mojego zakątku świata), że nie zajmują się oni potyczkami czy nienawiścią wobec innych ludzi. Po powrocie często słyszałem pytania w stylu "Czy nie lubią oni, bądź też nienawidzą Amerykanów za to, co zrobili im w czasie Drugiej Wojny Światowej? '. Nie, nie wydaje mi się. Nie nienawidzą oni nikogo ani nie okazują niechęci żadnej narodowości czy grupie ludzi (niezależnie od historii). Wojny i myślenie o problemach nie są na ich liście rzeczy do zrobienia. Wydaje mi się, że chcą oni po prostu normalnie żyć, w ciszy i spokoju, jak wszyscy. Ale wracając do ich relacji w społeczeństwie. Są dwie rzeczy warte powiedzenia, które, wydawać by się mogło, wykluczają się nawzajem.

Szczególnie w trakcie ostatniego dnia Festiwalu Tenjin Matsuri w Osace zauważyłem, jak dużo uwagi Japończycy poświęcają innym, interakcji. Przez to prawie całe miasto znajdowało się na brzegu rzeki, gdy my płynęliśmy promem, a oni do nas machali, wielokrotnie krzyczeli, klaskali i robili różne rytuały. Pomimo tego, jak dużo więcej jest ich w porównaniu do populacji Chorwacji (około 4, 3 miliona ludzi), wydają się oni bardzo połączeni. Duże miasta wydają się zimne i zatłoczone, ale nie jest tak w rzeczywistości, przynajmniej na festiwalach. Może nie są aż tak głośni jak ludzie na Zachodzie, ale na pewno nie są też wyalienowani! Przynajmniej w regionie Kansai; mówi się, że ludzie w nim są bardziej otwarci i przyjaźni niż na północy (region Kanto i w jego centrum - Tokio). W sumie, nigdy nie czułem się w Japonii nieswojo - zawsze świetnie się bawiłem. Nigdy nie przeszkadzało mi to, że jestem cudzoziemcem, nie miałem też problemu z rozmawianiem z ludźmi. Wszyscy był bardzo pozytywni i mieli dobry humor. Myślę, że potrzebujemy czegoś takiego w domu, gdzie nie ma zbyt wielu wydarzeń, poza koncertami i darmowymi hot dogami na placu miejskim. Takie wydarzenia mogłyby sprawić, że ludzie wchodzili by ze sobą w interakcje, a nie tylko z rodziną i paroma sąsiadami.

Z drugiej strony, okazywanie emocji w miejscu publicznym nie jest czymś, co często tu zobaczysz. Na pewno nie tak często, jak u nas. Jeśli coś złego albo dobrego ci się przytrafiło, nie musisz okazywać tych emocji, skacząc i krzycząc na ulicy. Zachowaj to dla siebie. Tak samo jest w transporcie publicznym. Nie rozmawia się w nim głośno, nie krzyczy, nie puszcza głośno muzyki. Brzmi dziwnie? Jeśli rozmawiasz przez telefon, nie ma potrzeby, że cały autobus cię słyszał, lepiej rozmawiać cicho i jak najszybciej skończyć, żeby nie przeszkadzać innym. I znowu, brzmi to dziwnie? Jeśli pochodzisz z Europy, pewnie tak. Nie przeklinają oni też tyle co my, albo starają się w ogóle tego nie robić. Przynajmniej biorąc pod uwagę to, ile byłem w stanie zrozumieć, hehe.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-52

No i oczywiście, muszę też skomentować pytania w style 'Czy byłeś najwyższy? Jak wysocy oni są? Jak się z tym czułeś? ", które były bardzo popularne. No cóż, na pewno podobało mi się to, że że byłem z reguły najwyższą tam osobą. Ogólnie, byli oni około głowę niżsi ode mnie. Statystycznie kobiety mają średnio 1, 58 metra wzrostu, a mężczyźni 1, 7 metra. Nie licząc cudzoziemców, myślę że w czasie tych 4 tygodni widziałem tam może 25-30 wyższych Japończyków, w miejscowościach takich jak Gobo, Wakayama, Osaka, Hiroszima i innych. Były wśród nich osoby 2 metrowe. Ale w 95% przypadków byłem Gandalfem otoczonym gromadą Hobbitów. Co mnie śmieszy to fakt, że ja i moja rodzina byliśmy, jak na ich standardy. bardzo wysocy, a w domu jestem przeciętnego wzrostu, przynajmniej w moim regionie (mierzę 1, 84 metra, w niektórych regionach Chorwacji jest to nawet poniżej średniej wzrostu mężczyzn i kobiet).

Miałem problem z toaletami, musiałem czasem kucać. Tak samo w łazienkach, czasem brakowało miejsca na moje stopy, było więc to kreatywnym wyzwaniem, zrobić to, co robi się w takich miejscach. Albo drzwi w mieszkaniach, które czasem mierzyły mniej, niż 1, 8 metra, musiałem więc uważać, żeby nie uderzyć w ich framugę. A raz się to zdarzyło! Gdy byłem wolontariuszem w jednym z przedszkoli, dwóch małych Japończyków biegało ze mną, trzymając mnie za ręce, nie zwracałem uwagi na rzeczywistość wokół mnie i to się stało, gdy przebiegliśmy przez drzwi. Kolejny problem, jaki miałem, to moje długie nogi, gdy w restauracjach mieliśmy siedzieć na podłodze po turecku... musiałem wyginać je w dziwne pozy pod stolikiem, mając nadzieję, ze nikt się o nie nie przewróci (szczególnie kelnerzy). Z drugiej strony fajnie było chodzić po mieście i centrach handlowych i nie widzieć nikogo ponad poziomem mojego wzrostu.

Podsumowanie

my-thoughts-impressions-month-japan-1-91

Ogólnie, Japończycy są bardzo komunikatywni, zaciekawieni, zabawni, otwarci... od najmniejszych i najmłodszych do najstarszych. Może było tak też dlatego, że byłem dla nich trochę 'egzotyczny' (jeśli mogę tak powiedzieć) i byli oni ciekawi i chętni dowiedzenia się czegoś więcej o mnie i moim świecie. Wydają się być bardziej otwarci i pomocni, niż Chorwaci, generalizując. I tak, gdy słuchają oni innych i chcą wyrazić swoją reakcję, naprawdę wydają takie głosy, jak 'uuuu, oooo, ueee, aee, hmmmm'. Też zacząłem tak robić. Wydaje mi się to fajne. A oni czuliby się jak ludność lokalna Dalmacji (ci co tam byli, wiedzą o czym mówię).

2. Ulice i ruch

my-thoughts-impressions-month-japan-1-a9

No dobra, to powinno być ciekawe. Są trzy rzeczy, które zwróciły moją uwagę. Ci, którzy śledzili zdjęcia, które wrzucam, pewnie zgadną, o czym mówię.

Pierwsza rzecz - nie ma tu pomarańczowych ani rdzawych dachów, tak jak u nas - są one czarne lub szare. Domy z zewnątrz są albo w stylu nowoczesnych, tradycyjnym japońskim, albo połączeniem tych dwóch. Biorąc pod uwagę to, że przebywałem tutaj głównie w ciągu pochmurnej pogody i często też padało, miasta w dolinach wydawały się przez to szare i smutne. Dla Japończyków był to szok, gdy pokazałem im zdjęcia z mojego kraju.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-4b

Druga rzecz - kable. Odmiennie niż na ulicach Europy, kable elektryczne są tu wszędzie. Nie da się tego widoku zapomnieć. Gdy patrzysz w głąb ulic, widzisz gęstą siec kabli nad swoją głową. Nie znam dokładnego powodu, dlaczego tak jest, ale może być to związane z tym, że często występują tu trzęsienia ziemi i umieszczanie kabli pod ziemią mogłoby być niebezpieczne. Zmiana tego teraz zdecydowanie zmieniłaby obraz japońskich ulic, ale nie byłaby to już wtedy ta sama Japonia.

I trzecia kwestia - ulice w miastach są dość wąskie. Co mam przez to na myśli? Gdy dwa samochody jadące z przeciwnych kierunków mają się minąć, muszą one dość mocno zwolnić (czasem tak bardzo, że wygląda to, jakby prawie się zatrzymywały). Często miałem uczucie, że samochody te zderzą się (albo przynajmniej zahaczą lusterkami) albo spadną z drogi przy próbie mijania. Wspomnę tutaj, że nierzadko przy samej drodze znajdują się, powiedzmy, pola warzywne zalane wodą. A więc, jeśli nie będzie się uważać, bardzo łatwo można w nich wylądować. Parę razy, jeżdżąc rowerem po Gobo musiałem uważać, aby nie jechać zbyt blisko krawędzi, bo skończyłbym z mokrą bielizną i trawą na mej twarzy (U nas, w Chorwacji, pasy zieleni znajdują się dużo dalej od drogi, z reguły około 1, 5 metra).

Chciałbym też nadmienić, że znajduje się tu na ulicach mnóstwo maszyn z napojami. I są one dużo większe, niż te w Europie!

my-thoughts-impressions-month-japan-1-b8

Jak już mówiłem, kierowcy nie są tu szaleni, nie widziałem więc ani też nie czytałem o żadnym wypadku. Szczerze, w ogóle nie bałem się jeździć po drodze koło ciężarówek i samochodów, gdy jechałem do innego miasta odwiedzić znajomych. Czułem się bardzo bezpiecznie na tutejszych drogach. Z drugiej strony, w Chorwacji pewnie zamieniliby mnie w naleśnika, haha.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-0e

Wydaje mi się, że nie wspomniałem jeszcze o tym, że w Japonii jeździ się po lewej stronie drogi, a kierownice znajdują się w pojazdach po prawej stronie, co nie? Na początku było to dla mnie bardzo mylące i trochę szokujące, mimo że wiedziałem o tym przed przyjazdem tutaj... ale jest przecież spora różnica w przeczytaniu o czymś w Internecie (jak wy w tym momencie), a byciem gdzieś. Po jakimś czasie przyzwyczaiłem się do tego, a także do tego, że wsiadam do autobusu z lewej strony, a kierowca siedzi po prawej. Z drugiej strony, raz zapomniałem o tym, wsiadając do taksówki, usiadłem więc tam, gdzie powinien był siedzieć kierowca, którego bardzo to rozśmieszyło. To zjawisko może być związane z logiką czytania tekstów od prawej do lewej, gdy są napisane w kolumnach (wspomnę o tym jeszcze).

Świat czerni i bieli

Skoro mówimy o samochodach, ponad 90% z nich jest albo biała, albo czarna. Są też dość kanciaste, 'kwadratowe', nie są zbytnio owalne. Wiele z nich wydaje się sporo mniejsza niż samochody u nas, więc, znowu, musiałem czasem uważać, żeby nie uderzyć się w głowę. W niektórych musiałem wręcz 'skurczyć się', aby do nich wejść. Co więcej, samochody tutaj często są zwykłe, czy wręcz skromne. Marka nie ma większego znaczenia, i, jak się pewnie domyślacie, prawie wszystkie są produkowane w Japonii. I nie potrzebują oni niczego większego (jako, że najpewniej będą one używane tylko w Japonii, kogo obchodzi to, czy samochód wygląda dobrze). Chyba wszystkie samochody są wyposażone w GPSa, a te bardziej luksusowe miały ekrany z przodu i z tyłu. Dzięki temu syn rodziny, która mnie gościła, mógł oglądać anime na tylnym siedzeniu. Przy okazji 'czarno-białego świata' mogę też wspomnieć o szkolnych uniformach, które także są w tych barwach. Więcej o nich - później.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-a3

A więc, na jednej ulicy w moim kraju znajdziesz więcej kolorów, niż na wszystkich ulicach Japonii. Do tego, w Chorwacji nadal ma znaczenie to, jakim samochodem jeździsz, jest to swego rodzaju wyznacznik statusu społecznego. Śmiesznym jest to, że ludzi bardziej obchodzi to, jak wygląda ich samochód (że wygląda lepiej od sąsiada, albo że przyciąga kobiety), niż wygląd ich domów (które, powiedzmy sobie szczerze, wyglądają g***ianie, zarówno na zewnątrz, jak i w środku). Jest to jedna z różnic w mentalności pomiędzy tymi dwoma kulturami.

4. Sprzątanie i recykling

Mówiąc o ulicach, trzeba jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy. Zauważyłem, że na ulicach nie ma prawie w ogóle koszy na śmieci. Bardzo rzadko widuje się je w miastach. Jeżdżąc rowerem po Gobo, nie zauważyłem ani jednego. A ulice są z reguły bardzo czyste, nie walają się po nich śmieci. Jak to jest możliwe? Znowu, powiedziałbym, chodzi o kulturę i społeczne zachowania. Oni po postu wezmą śmieć ze sobą do domu i wyrzucą go do jednego ze swoich koszy na śmieci, oczywiście segregując go przy okazji. Pytałem siebie wiele razy, jak to jest możliwe, że kraj na wyspie z ponad 100 milionami mieszkańców i niedużą ilością przestrzeni, tak że ciężko byłoby pomieścić śmieci na ulicach, jest tak czysty i przyjazny środowisku, a z kolei u nas, gdzie mieszkają tylko 4 miliony ludzi, parki i ulice pełne są śmieci, których komuś nie chciało się wyrzucić do kosza stojącego tuż obok. Czułem się szczególnie zażenowany, gdy chodziłem z moimi Japońskimi gośćmi po Zagrzebiu, a jakiś debil przewrócił kosz na śmieci, które walały się wszędzie. Było w tym jednym miejscu więcej śmieci, niż widziałem przez cały miesiąc w Japonii.

Jasne, było parę miejsc w tym kraju, gdzie można je było spotkać, ale, co do zasady, śmieci tu zwyczajnie nie ma. Oni w ogóle by nie pomyśleli, by wyrzucić je na ulicę. Wydaje mi się, ze osoby sprzątające ulice nie mają tu za wiele do roboty, przynajmniej w mniejszych miejscach. Wydaje mi się, że oni nie mogliby sobie pozwolić na to, by tonąć w śmieciach, gdyż miałoby tu spore konsekwencje dla wyspy. Mimo wszystko, nadal wkurza mnie to, że ludzie w Chorwacji nie są w stanie wziąć ze sobą śmieci albo wyrzucić ich do kosza na śmieci, gdy w zasięgu 10 metrów znajduje się ich sto.

5. Ściąganie butów w mieszkaniach

Jeśli wzięliśmy ze sobą śmieci do domu, zanim do niego wjedziemy, musimy zdjąć buty. Dość proste, prawda?

Przy wejściu każdego mieszkania jest kawałek miejsca, gdzie zostawia się obuwie. Ma on z reguły około 2 metry kwadratowe, wystarczająco, aby dwie osoby mogły jednocześnie zdejmować buty. Pokazano mi tutaj, jak powinno się to robić. Po zdjęciu pierwszego buta, stawiasz stopę na podłodze na podwyższeniu, starając się nie dotknąć stopą podłogi niżej, gdy ściągasz drugiego buta. Na początku miałem z tym problem, zapominałem, co która stopa powinna robić, ale po dniu czy dwóch przyzwyczaiłem się do tego 'systemu'.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-b2

Mieszkanie, czy, ściśle mówiąc, przestrzeń mieszkalna, jest na podwyższeniu (jeden czy dwa stopnie schodów), gdzie chodzenie w butach jest niedozwolone, można chodzić tylko w kapciach. Zauważyłem, że wiele budynków ma specjalne stojaki z kapciami dla gości (było tak nawet w biurze architekta - chcesz wejść, nie ma problemu, ale tylko w kapciach). Tak samo jest też w restauracjach (o których potem napiszę więcej). Co więcej, nierzadko zdarza się, że przed łazienkami znajdują się kapcie przeznaczone do chodzenia tylko po nich, a więc tak - trzeba tu dość często zakładać i ściągać buty i kapcie.

Według mnie jest to dobry zwyczaj. Można dzięki temu zachować czystość i higienę. W odróżnieniu do Japonii, w Chorwacji i Austrii normalnym jest powiedzenie gościom "Ach, nie kłopocz się zdejmowaniem butów, proszę, wejdź ze swoimi brudnymi butami (a kto wie, w co w nich wlazłeś na zewnątrz) do salonu, czy nawet łazienki, kogo to obchodzi! "

Pamiętam, jak przybyłem tutaj pierwszej nocy do pierwszego domu, gdy moje serce nadal było z ekscytacji. Padało, gdy przybyliśmy, starałem się więc trzymać moją ogromną torbę w powietrzu w drodze do wejścia do domu, gdyż nie chciałem, żeby się ona zamoczyła. Mimo tego, pani domu poprosiła mnie, żebym nie kładł tej torby na podłodze w domu, gdyż chciała najpierw umyć jej kółeczka. No po prostu, wszystko musi być tu czyste. I w sumie, czemu nie?

Wnętrze tradycyjnych japońskich domów

A więc, jak wyglądają wewnątrz japońskie domy. Byłem tutaj w kilku. Niektóre były nowoczesne, takie jak u nas, a inne tradycyjne (z delikatnymi śladami nowoczesnych stylów, ale mimo wszystko, bardziej tradycyjne). Myślę, że bardziej ciekawią was te drugie.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-f9

Nie są one wypchane rzeczami i meblami (oczywiście, mają meble, szafy i tak dalej, ale po prostu nie tyle, ile u nas... do tego zawsze panuje tu porządek). Drzwi przy otwieraniu wsuwają się w ścianę. Przestrzeń wydaje się dość prosta, rolę łóżek w pokojach z reguły pełnią materace, które za dnia można schować do szafy. Na podłodze znajdują się niskie stoliki, przy których trzeba kucać. Był to dla mnie problem, gdyż są one z reguły zaprojektowane dla niższych osób. Czasami w domach znajduje się miejsce przeznaczone do modlitwy, swego rodzaju ołtarz buddyjski (tak przynajmniej ja bym to nazwał), chociaż z reguły przeznaczony on jest jako memoriał; znajdują się tam zdjęcia osób z rodziny, które odeszły. Tradycyjne mieszkania mają też z reguły niewielkie drzwi, niektóre wysokości poniżej 1, 8 metra. A jeśli w mieszkaniu znajdują się małe dzieci, są spore szanse na bałagan w pokoju, z zabawkami walającymi się wszędzie. No ale, tak jest i u nas.

my-thoughts-impressions-month-japan-1-18

my-thoughts-impressions-month-japan-1-8b

Te przesuwne drzwi zrobione są z reguły z lekkiego, dość przezroczystego materiału. Ściany są dość cienkie, można słyszeć osoby z pomieszczenia obok. Ale tak jest z reguły w tradycyjnych domach i hotelach. Pokoje w takim miejscach dość efektywnie wykorzystują przestrzeń.

A jeśli ciekawi was spanie na podłodze- czy jest to trudne, czy w ogóle się da, czy plecy potem bolą?.... to powiem, że nie, jest to czysta przyjemność. Masz materac, który jest dość wygodny. Nie miałem z tym żadnych problemów. Poduszki także są świetne.

Dzięki za przeczytanie! Mam nadzieję, że był to ciekawy wpis. Niedługo pojawi się druga część.


Galeria zdjęć



Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!