Valencia: Festival Arenal Sound

Witam wszystkich! Dzisiaj opowiem Wam o wycieczce, na którą się wybrałam dwa lata temu.

Wszystko zaczęło się, kiedy moja kuzynka dowiedziała się, że w miasteczku Burriana (niedaleko miasta Castellón) odbywa się festiwal Arenal Sound. Nie miałyśmy pojęcia jakie zespoły i jacy artyści mieli na nim być, ale mimo wszystko postanowiłyśmy się wybrać. Pojechały z nami dwie moje znajome z Huelvy, studiująca z moją kuzynką znajoma z Sewilli ze swoim chłopakiem i jego sześciu lub siedmiu znajomych. Pod koniec festiwalu nasza grupa jeszcze bardziej się powiększyła. Byliśmy bardziej podekscytowani samym festiwalem niż występującymi na nim gwiazdami, bo jak już mówiłam, nie znaliśmy żadnej z nich.

Moja kuzynka bardzo chciała jechać na ten festiwal i to właśnie ona przekonała nas do tej wycieczki, dowiedziała się jak kupić bilety i co innego można na nim robić oprócz słuchania muzyki. Wszyscy byliśmy pod wrażeniem dużego wyboru miejsc na rozbicie namiotu, różnych styli muzycznych przez wiele godzin każdego dnia, wielu toalet i pryszniców, licznych barów i basenów - wszystko znajdowało się niedaleko plaży. Bilety nie były zbyt drogie, ale im dłużej się zastanawiałeś nad zakupem tym były one droższe. Pamiętam, że płaciliśmy około 30 euro za bilet. Kupiliśmy je jednak z długim wyprzedzeniem - miał się on odbyć na początku sierpnia, a my już zimą planowaliśmy naszą wycieczkę.

Wiedząc czego możemy się tam spodziewać, musieliśmy zorganizować transport, aby móc się tam dostać bez żadnych problemów. mieliśmy kilka opcji - pociąg, samolot i autobus. Zaletą podróży pociągiem było to, że nie musieliśmy martwić się opłatą za bagaż, bo mogliśmy go zabrać ile chcieliśmy. Lecą samolotem musielibyśmy za wszystko zapłacić, a mając ze sobą namiot i wszystko, co potrzebne na kemping, lot samolotem kosztowałby nas fortunę. Musieliśmy też jeszcze zabrać ubrania na 5-6 dni.

Sprawdziliśmy bilety na pociąg, ale okazało się, że są one dużo droższe niż lot samolotem, nawet po wliczeniu opłat za bagaż. Postanowiliśmy dobrać się w pary i zabrać jeden bagaż na parę, dzięki czemu każdy musiał zapłacić tylko połowę opłaty. Dzieliłam namiot z moją kuzynką, a znajome z Huelvy trzymały się razem. Wszystko poszło równie sprawnie z innymi znajomymi.

Razem z kuzynką postanowiłyśmy zabrać tylko jeden śpiwór, bo nie było opcji zabrania dwóch bez konieczności płacenia za kolejny bagaż. W jedną walizkę zapakowałyśmy nasze ubrania, w druga śpiwór, a w bagaż podręczny spakowałyśmy kosmetyki w wersji mini, aby nie było z nimi problemu przy odprawie celnej. Namiot musiałyśmy zapakować w jeszcze jedną walizkę, bo były w nim ostre części, których nie mogłyśmy wnieść na pokład samolotu. Nasi znajomi zrobili to samo, ale mieli oni namiot w stylu pop-up, który praktycznie sam się rozkłada w kilka sekund. Chcieliśmy zobaczyć czy możemy spakować oba namioty do jednej walizki i podzielić się kosztem na czterech, co wyszłoby nas dużo taniej. Mój namiot można tak złożyć, żeby zajmował jak najmniej miejsca więc moglibyśmy zmieścić oba namioty w jednej walizce, ale nie byłam pewna, czy pozwolą na to na lotnisku. Znajomi z Sewilli zrobili to samo, ale owinęli namiot w ręczniki kuchenne, bo musieli go wyciągnąć z oryginalnego opakowania na lotnisku w Sewilli. Udało nam się przekonać panią pracującą w Ryanairze i pozwoliła nam na oba namioty w jednej walizce bez konieczności dodatkowych opłat.

Lot był straszny, najgorszy w moim życiu. Były straszne turbulencje, samolot kilka razy nagle opadał w dół i wszyscy zaczynali krzyczeć. Uwierzcie mi, że nie zmyślam, bo to było naprawdę straszne i nigdy wcześniej nie bałam się latać. W końcu jednak wylądowaliśmy i dziękowałam Bogu, że jestem już na ziemi. Do centrum pojechaliśmy metrem, a następnie autobus zabrał nas do miasteczka Burriana, w którym miał odbyć się festiwal. Miasto należy do prowincji Castellón, ale znajduje się bliżej Walencji niż miasta Castellón.

Po wylądowaniu poszliśmy po bagaże i rozdzieliliśmy namioty, aby łatwiej było je donieść do metra. Kupiliśmy bilet na kilka podróży, z którego jeden po drugim skorzystaliśmy wszyscy, co wyszło nas taniej niż indywidualny bilet dla każdego. Wiedzieliśmy gdzie musimy wysiąść więc nie było żadnych obaw. Znaleźliśmy też wcześniej informację, że pociąg z Walencji do miasteczka Burriana jeździ dość często więc nie musieliśmy się niczym martwić. Nie spieszyliśmy się nie wiadomo jak na metro i nie musieliśmy długo czekać na pociąg po dotarciu na dworzec.

Stacja metra była tuż przy wejściu na stację kolejową więc wszystko szło sprawnie i po naszej myśli. Poszliśmy sprawdzić, o której będzie następny pociąg i okazało się, że jest pora obiadowa, a następny pociąg będzie dopiero za dwie godziny. Mieliśmy dzięki temu trochę wolnego czasu i wszyscy byliśmy głodni więc poszliśmy poszukać jakiegoś miejsca na obiad.

Razem z moimi dwoma znajomymi i moja kuzynką wybrałyśmy najłatwiejszą opcję - McDonald's, który był naprzeciwko dworca więc nie musiałyśmy daleko taszczyć naszych bagaży. Jedna znajoma powiedziała, że jako jesteśmy w Walencji to powinniśmy iść na tapas i spróbować czegoś nowego i tradycyjnego dla tego właśnie regionu. Inni nie wiedzieli na co się zdecydować, ale w końcu postanowiliśmy się rozdzielić na dwie grupy i poszliśmy do dwóch innych miejsc. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i weszliśmy do McDonald's, ale okazało się to złym wyborem, bo było w nim pełno ludzi, nie mieliśmy gdzie usiąść i zostawić naszych rzeczy. Zamówiliśmy jedzenie i dostaliśmy je w mgnieniu oka, jak zawsze w McDonald's, ale musieliśmy trochę poczekać, aby móc gdzieś usiąść i położyć nasze rzeczy. Jedliśmy dość szybko i niezbyt wygodnie, bo położyliśmy swoje rzeczy na kolanach, bo było mało miejsca i wiele osób musiało siedzieć na podłodze. Wielu z nich miało ze sobą sprzęty kempingowe oraz wielkie torby i również wybierali się na festiwal.

Po zaspokojeniu głodu poszliśmy na stację kolejową, aby kupić bilet i tam poczekać na pociąg. Musieliśmy czekać jeszcze ponad godzinę więc wymyśliliśmy, że zostawimy rzeczy w dostępnych na stacji szafkach i pójdziemy się przejść. Przejrzeliśmy dostępne opcje i ceny były w porządku, ale szafki były za małe i musielibyśmy zapłacić za kilka, co byłoby droższe. Postanowiliśmy nie kombinować i po prostu poczekać na stacji, na której przy najmniej nie było nam gorąco. Nie wspominałam jeszcze, że byłam przeziębiona. Przez kilka dni miałam dreszcze i gorączkę, ale nie chciałam nie jechać, bo wszystko było już załatwione i wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani więc miałam nadzieję, że mi się polepszy. Muszę jednak przyznać, że po przyjeździe do Walencji zaczęłam czuć się gorzej i czasem ciężko mi się oddychało, ale cóż, nie było już odwrotu.

W końcu przyjechał nasz pociąg i szybko do niego wsiedliśmy, bo byliśmy bardzo zadowoleni. Wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani i ciekawi tego, co nas czeka przez kilka następnych dni.

Pociąg miał 30-40 minut spóźnienia, ale w końcu dotarliśmy na miejsce. Następnie musieliśmy dostać się na festiwal. Wiedzieliśmy, że przy zakupie biletów dostaliśmy też bilet na autobus, który miał zabrać nas na miejsce. Czekał na nas zaraz obok wyjścia ze stacji. Była dość długa kolejka i wsiedliśmy jako ostatni. Mimo że nie siedzieliśmy razem, szybko dojechaliśmy na miejsce. Po dotarciu na miejsce byłam pod wrażeniem. Nie mogłam uwierzyć ile było już tam ludzi. Po przyjeździe zdaliśmy sobie sprawę z tego, że można było kupić bilet nawet na kilka dni przed rozpoczęciem się festiwalu. Wzięliśmy swoje bagaże i skierowaliśmy się w stronę wejścia, gdzie musieliśmy prawie godzinę czekać w kolejce. Kiedy w końcu przyszła nasza kolej, daliśmy swoje bilety do zeskanowania, ale musieliśmy czekać jeszcze dłużej, bo musiały być wydrukowane na kolorowo i mieliśmy problem, bo o tym nie wiedzieliśmy. Wkrótce jednak przyszedł ktoś z innym urządzeniem, które było w stanie zeskanować nasze czarno-białe bilety. Dali nam zielono-pomarańczową opaskę, której nie mogliśmy zdjąć do końca festiwalu, ale dzięki niej mogliśmy swobodnie wchodzić i wychodzić, kiedy tylko chcemy.

Na wejściu stały dziewczyny, które pokazywały ludziom, gdzie mogą rozbić namioty. Poprosiliśmy o miejsce w cieniu, ale powiedziano nam, że wszystkie miejsca, które są w cieniu przez cały dzień były już zajęte. Udało nam się jednak zdobyć miejsce, które było w cieniu w godzinach porannych. Dostałyśmy informacje o ilości miejsca, które możemy zająć. Moi znajomi mieli gotowy namiot bardzo szybko, bo wystarczy go wyciągnąć z opakowania i praktycznie sam rozkłada się w kilka sekund. Najtrudniejsze było wbijanie śledzi, bo ziemia była bardzo twarda i kamienista. Na szczęście wszyscy sobie tam pomagali i podszedł do nas chłopak i pożyczył na młotek. Wydawało mi się dziwne, że ktoś zabrał ze sobą młotek na festiwal, ale nie narzekałam, bo bardzo nam pomógł!

Po rozbiciu namiotu postanowiliśmy znaleźć coś do zjedzenia na kolację i śniadanie następnego dnia. Chcieliśmy też znaleźć coś w stylu karimaty pod śpiwór, abyśmy nie musieli spać na ziemi, która była bardzo twarda i nierówna - straszne warunki do spania!

Pomyśleliśmy również o zakupie maty, z której korzystalibyśmy wspólnie. Moglibyśmy wtedy wszyscy razem siedzieć grając w karty, zamiast siedzieć cały czas w namiotach. Zgapiliśmy ten pomysł od innych, bo żadnemu z nas nie przyszło to do głowy przed wyjazdem.

Zostawiliśmy rzeczy w namiotach i zabraliśmy ze sobą tylko cenne rzeczy, które musieliśmy zabrać i poszliśmy do supermarketu. Mieliśmy kupić tylko coś do jedzenia i do picie, ale w końcu kupiliśmy wszystko, co tylko mogliśmy donieść z powrotem do namiotu. Kolejki ciągną się aż poza sklep, a niektórzy przyszli tylko po butelkę wody i chleb. Wyglądało to trochę jak podczas wojny i nie było przyjemne.

Byli tacy, którzy kradli wózki żeby ułatwić sobie noszenie zakupów. Chcieliśmy znaleźć inny supermarket gdzieś dalej, ale nie było sensu, bo wszystko, co chcieliśmy kupić było już wyprzedane. Znaleźliśmy jeden sklep, w którym mieli jeszcze nadmuchiwane materace, które moglibyśmy wykorzystać do spania. Najtańsze były różowe z księżniczkami Disneya, ale nie było to dla nas problemem, bo i tak byłoby nam na nich wygodniej niż na ziemi.

W tym samym sklepie dostępne były tez duże butelki wody więc postanowiliśmy kilka kupić, aby mieć przynajmniej coś do picia. Szukaliśmy chleba żeby zrobić kanapki, ale niestety nie mieliśmy szczęścia. Po kilku okrążeniach supermarketu, gdzie nie było kolejki aż poza sklep, znaleźliśmy małą piekarnię.

Pobiegliśmy do piekarni, a za nami dwie dziewczyny, które wyglądały na zdesperowane na coś do jedzenia. Próbowały się wcisnąć przed nas, ale nas było czterech i szybko poprosiliśmy o cztery ostatnie bagietki. Niestety dla nich nic nie zostało i patrzyły na nas ze złością. Bagietki okazały się jednak nieco twarde i suche. Pewnie leżały w piekarni cały dzień, a może nawet dwa, ale przynajmniej mieliśmy coś do zjedzenia.

Udaliśmy się do kolejnego sklepu, który był już prawie pusty, ale zdołaliśmy jeszcze kupić kilka plasterków wędliny. Kupiliśmy też trochę owoców. Na śniadanie kupiliśmy jakieś ciastka, bo nie było już wyboru. Wzięliśmy jeszcze serwetki i czekaliśmy trochę w kolejce, ale nie było źle.

Mieliśmy już wszystko, czego potrzebowaliśmy więc wybraliśmy się do pobliskiej lodziarni i zamówiliśmy granitę, bo było bardzo gorąco. Poszliśmy do jeszcze jednego sklepu i kupiliśmy jeszcze kilka mat i udaliśmy się z powrotem na festiwal, aby się urządzić i zjeść kolację.

Po urządzeniu się, poszliśmy wziąć prysznic, bo byliśmy bardzo spoceni po lataniu po sklepach cały dzień. Dziewczyny musiały wziąć prysznic dość wcześnie, by móc wysuszyć włosy na słońcu i nie iść spać z mokrą głową. Prysznice były podzielone na damskie i męskie. Te damskie były nieco czystsze.

Musiałyśmy czekać trochę w kolejce, bo nie było wiele pryszniców. Była tylko zimna woda więc ludzie dość szybko się kąpali. Najpierw poszłyśmy się wykąpać dwie, a dwie z nas pilnowały naszych rzeczy podczas kąpieli, a potem zmiana.

Byłam już lekko przeziębiona, a zimny prysznic sprawił, że zaczęłam czuć się jeszcze gorzej.

Oczywiście kąpałyśmy się w bikini, owinęłyśmy się ręcznikami na drogę powrotną do namiotu i w nim się przebrałyśmy. Wzięłyśmy prysznic wcześnie żeby nie było nam zimno. Wytarłyśmy się i zaczęłyśmy suszyć włosy/ Po powrocie do namiotu, musiałyśmy się ubrać w namiocie i było to nie lada wyzwanie, bo musiałyśmy zrobić to na siedząco. Jeszce gorzej miał jeden z naszych znajomych, który był bardzo wysoki, a jego namiot był niższy od naszego.

Poszliśmy się przejść żeby zobaczyć co się dzieję oraz zobaczyć basen i plażę. Później graliśmy w karty, a następnie zrobiliśmy kanapki. Musieliśmy dać sobie radę bez noża. Bagietki były gumowate, ale nawet nam smakowały. Koncerty zaczęły się już wtedy więc poszliśmy coś zobaczyć. Było bardzo przyjemnie. Widzieliśmy mnóstwo przeróżnych namiotów i straganów, na których można było kupić koszulki i hippisowskie gadżety. Były też stoiska z jedzeniem i piciem, ale trzeba było wcześniej wymienić pieniądze na żetony, bo sprzedający nie przyjmowali pieniędzy.

Zamówiliśmy kilka piw na dobry początek i poszliśmy do jednego z namiotów, gdzie śpiewał naprawdę dobry wokalista. Nie pamiętam jak się nazywał, ale był świetny. Byłam pozytywnie zaskoczona. Było bardzo dużo ludzi, ale nie było żadnych problemów.

Muzykę było słychać w naszych namiotach więc po kilku godzinach kręcenia się po festiwalu postanowiliśmy wracać, bo wszyscy byliśmy strasznie zmęczeni po długim dniu. Zagraliśmy jeszcze parę razy w karty i słuchaliśmy muzyki. Było świetnie. Około drugiej nad ranem poszliśmy spać, ale ktoś włączył głośno muzykę i trudno było nam zasnąć.

W nocy było wilgotniejsze powietrze niż w ciągu dnia i ze względu na zimno miałam problemy z oddychaniem. Miałam też gorączkę i bardzo bolało mnie gardło więc nie mogłam prawie w ogóle mówić. Przez moje przeziębienie i głośną muzykę w ogóle nie zmrużyłam oka. Za każdym razem jak spojrzałam w stronę mojej kuzynki, miała otwarte oczy i tez nie mogła spać. Po jakimś czasie usłyszałyśmy, że nasi znajomi też już nie śpią i około szóstej wszyscy wyszliśmy z namiotów.

Moja kuzynka postanowiła zabrać mnie do lekarza. Zmierzył mi temperaturę i powiedział, że mam gorączkę. Przepisał mi coś, co miało sprawić, że poczuję się lepiej. Miałam wziąć dwa Ibuprofeny, ale to mi nie pomogło. W drodze do lekarza widziałyśmy straszne rzeczy. Było pełno pijanych ludzi, którzy rzygali gdzie popadnie. Niektórzy byli też pod wpływem narkotyków i tacy, którzy załatwiali się przed swoimi namiotami. Smród był nie do zniesienia - mieszanka alkoholu i śmieci, które walały się po całym polu. Zaczęłam czuć się jeszcze gorzej z tą moją gorączką. Wróciłyśmy do namiotu i położyłam się na chwilę, podczas gdy moi znajomi siedzieli na zewnątrz. Nikomu jednak nie było wygodnie, ale musieliśmy przetrwać w tych warunkach przez następne 6 dni.

Wreszcie się ociepliło i postanowiliśmy iść na plażę lub na basen. Niestety okazało się, że basen był pełen wymiocin - było to naprawdę obrzydliwe. Poszliśmy więc na plażę, ale było na niej strasznie tłoczno. Woda była bardzo ciepła, co było dla mnie świetne, bo jestem przyzwyczajona do lodowatej wody w Albufeirze. Niestety na plaży było mnóstwo nieprzyjemnych facetów, którzy non stop się na nas gapili i krzyczeli jakieś nieprzyzwoite rzeczy. Nie mieliśmy parasola i po niedługim czasie było nam niewiarygodnie gorąco więc poszliśmy do wody. Nadal nie czułam się najlepiej, ale przynajmniej było mi łatwiej oddychać niż w namiocie.

Kiedy zgłodnieliśmy, poszliśmy na raty po coś do zjedzenia, aby ktoś mógł zostać na plaży i pilnować naszych rzeczy. Ja zostałam na plaży, bo nie czułam się dobrze więc po jedzenie poszły moja kuzynka i nasze znajome. Wróciły z czterema kanapkami i Colą. Zjadłyśmy razem na plaży. Byliśmy na plaży aż do późnego popołudnia, jak zaczęło zachodzić słońce, postanowiłyśmy wrócić żeby nie brać zbyt późno prysznica. Myśl o kolejnym zimnym prysznicu mnie przerażała, bo ostatnio sprawił, że zaczęłam się jeszcze gorzej czuć. Wykąpałam się wcześniej w morzu, ale oczywiście nie umyłam włosów, bo nie chciałam żeby sól morska została mi na głowie.

Przed pójściem pod prysznic, kilku z nas musiało iść do toalety, ale były one strasznie brudne i nie miały zamków w drzwiach. Obejrzeliśmy kilka z nich, ale wszystkie były równie brudne. Postanowiliśmy iść pod prysznic, a następnie iść na kolację do jednego z pobliskich barów, w których skorzystalibyśmy z toalety. Tak brudnych toalet jak na tym festiwalu jeszcze nigdy nie widziałam.

Poszliśmy pod prysznic i ubraliśmy się w namiotach. Starałam się wykąpać szybciej niż ostatnio, bo woda znowu była lodowata i nie chciałam czuć się jeszcze gorzej. Zagraliśmy w karty i zaczęły burczeć nam brzuchy. Poszliśmy na spacer i szukaliśmy baru, w którym nie było pełno ludzi. Widzieliśmy jeden podczas naszej wycieczki po supermarketach pierwszego dnia. Poszliśmy do niego i choć nie wyglądał zbyt przyciągająco, był tani i była w nim łazienka, która była dla nas najważniejsza.

Po zjedzeniu poszliśmy z powrotem do namiotu. Po jakimś czasie poszliśmy na piwo i na jakiś koncert. Było jeszcze dość wcześnie i panowała świetna atmosfera, ale po jakimś czasie wszyscy byli już pod wpływem alkoholu i narkotyków więc zaczęły się problemy. Tej nocy żadne z nas nie zmrużyło oka, a ja czułam się beznadziejnie. Poszłam znowu do lekarza i wszyscy byli zaskoczeni, że przyszedł ktoś naprawdę chory, a nie tylko po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu. Miałam 38 stopni gorączki i strasznie bolało mnie gardło, ale znowu dali mi tylko Ibuprofen.

Wróciliśmy do namiotu i stwierdziliśmy, że nie zniesiemy kolejnego dnia na festiwalu. Wszyscy chcieliśmy wracać do domu. Zmiana daty lotu była niemożliwa i jedyną opcją było udanie się do Walencji i znalezienie jakiegoś hotelu. Ja chciałam wracać najbardziej ze wszystkich ze względu na mój stan, a w godzinach wieczornych przeżywałam koszmar, bo strasznie trudno było mi oddychać. Moi znajomi stwierdzili, że też są zmęczeni i chcieli znaleźć hotel. Inni postanowili zostać na festiwalu.

Ja jednak podjęłam decyzję o zrezygnowaniu z reszty festiwalu.



Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!