Jeden dzień w Sewilli

To była końcówka grudnia. Nasza podróż po Europie już się rozpoczęła i właśnie trwał nasz trzeci przystanek: byłyśmy w Sewilli. Jako że nie miałyśmy zbyt wiele czasu, nasza wizyta była “ekspresowa”. Opowiem teraz o tym co widziałyśmy i co robiłyśmy w ciągu tego krótkiego dnia (krótkiego, ale za to jak dobrze wykorzystanego! :D)

Jeden dzień w Sewilli

W Sewilli znajduje się mnóstwo budynków, które są... po prostu przepiękne! Na ulicy, na której mieszkałyśmy, w dzielnicy Triana, było kilka naprawdę pięknych. Na przykład ten, któremu zrobiłam zdjęcie. Spodobało mi się zdobienie z płytek oraz drewniany łuk nad drzwiami.

Jak przyjechać do Sewilli?

My przyjechałyśmy z Grenady. Złapałyśmy autobus firmy Alsa. Za bilet zapłaciłyśmy sporo: około 28€. Były również inne bilety, za 12€, ale zdecydowałam się kupić te droższe, gdyż autobus wyjeżdżał z Grenady o 8:00 rano, a na miejsce dojeżdżał o godzinie 11:00. Natomiast tańszy bilet obowiązywał na autobus, który wyjeżdżał z Grenady o 7:00 rano i dojeżdżał do Sewilli o 11:30 (mnie nie pytajcie dlaczego wyjechałybyśmy wcześniej, a przyjechałybyśmy później x) ).

Gdzie nocowałyśmy?

W trakcie całej naszej podróży korzystałyśmy z Airbnb: strona internetowa, na której można wynajmować pokoje lub całe mieszkania od osób prywatnych. Zazwyczaj płaci się dużo mniej niż w hotelach, a ma się wygodne łóżko do spania, a także łazienkę i kuchnię do dyspozycji. Pokój, który wybrałam, znajdował się bardzo blisko centrum, jakieś dziesięć minut spacerem... Idealne położenie! I zapłaciłyśmy jedyne 27€ za pokój dla dwóch osób ^^

Co robiłyśmy? Nasz dzień w Sewilli ^^

Po zostawieniu naszych rzeczy zapytałyśmy właściciela mieszkania, jakie miejsca poleciłby nam zobaczyć. Zaznaczył nam na mapie główne punkty, które powinnyśmy odwiedzić, po czym skierowałyśmy się do centrum aby rozpocząć nasze zwiedzanie.

Un día en Sevilla :)

Rzeka Gwadalkiwir, która przepływa przez Sewillę. Na początku w ogóle mi się ona nie spodobała. Porównałam ją z Rodanem czy Saoną, których brzegi są dużo lepiej zagospodarowane: przestrzenie zieleni, strefy z przyrządami do ćwiczeń... No ale dobrze, po całodziennym spacerze, pod koniec nocy, moje wyobrażenie i moja opinia o tej rzece uległa zmianie :)

W drodze do centrum...

Przeszłyśmy przez most Torre del Oro a następnie szłyśmy aleją Paseo Colón. Zobaczyłyśmy plac Plaza de Toros, a trochę dalej przystanek, z którego wyjeżdżały autobusy turystyczne Sewilli. Wiecie, te same co obwożą ludzi po mieście krótko komentując mijane zabytki.

Jako że nasza wizyta miała być bardzo krótka, zdecydowałyśmy się wykupić jeden z kursów. Znajdowały się tam dwie firmy, których bilety kosztowały dokładnie tyle samo: 18€. Pierwsza z nich nazywała się CitySightSeeing (z czerwonymi autobusami), a druga Sevirama (której autobusy są zielone).

Najpierw porozmawiałyśmy trochę z kierowcą jednego z czerwonych autobusów, który dokładnie wyjaśnił nam, na czym to wszystko polega; poza tym poinformował nas, że bilet był ważny przez dwa dni. Wycieczka była świetnym wyjściem dla nas, ale jako że miałyśmy być w Sewilli tylko jeden dzień, ta informacja nie była dla nas istotna.

Un día en Sevilla :)

Plac Plaza de Toros w Sewilli... Hurrrra!

Dla pewności poszłyśmy zapytać o cenę w drugim kiosku. Pani tam pracująca, słysząc, że będziemy w mieście tylko jeden dzień, zaproponowała nam bilety za... 14€! Tak więc, jeżeli będziecie w Sewilli i będziecie chcieli wybrać się na wycieczkę objazdową, możecie trochę się potargować o ceny biletów; )

Wsiadłyśmy do autobusu turystycznego i nasza wycieczka trwała jedną godzinę i piętnaście minut. Czas się trochę dłużył, ale zwiedzanie było bardzo fajne. Najpierw usiadłyśmy na pokładzie górnym, skąd rozciągały się piękne widoki na budynki. Niemniej jednak tego dnia było bardzo zimno, mgliście i wietrznie i jako że ja byłam odrobinę przeziębiona, zdecydowałyśmy się przesiąść na dolny pokład, który w dodatku był kryty.

Wycieczka objazdowa autobusem turystycznym...

Przejazd trwał, jak już wspominałam, ponad godzinę. Nie pamiętam już ile miejsc widziałyśmy, ale dzięki tej wycieczce udało nam się obejrzeć najważniejsze punkty miasta. Na przykład, Uniwersytet w Sewilli czy słynny plac Plaza de España.

Poza tym, kolejną zaletą było to, że można było wysiąść lub wsiąść w danym miejscu, w którym chciało się spędzić więcej czasu. My, skoro już rozpoczęłyśmy naszą wycieczkę na początku całej trasy, zdecydowałyśmy się dojechać do końca aby zobaczyć wszystkie punkty.

Un día en Sevilla :)

Inny z najważniejszych zabytków Sewilli: zdjęcie zrobiłam z autobusu turystycznego, z wysokości ^^

Plac Plaza de España

Po zakończeniu wycieczki stwierdziłam do mamy, że chciałabym, żebyśmy poszły na plac Plaza de España. Widziałam wcześniej, że miejsce to było jednym z najsłynniejszych w mieście. Poza tym, kolejną zaletą pójścia tam był fakt, że wstęp jest całkowicie bezpłatny!

Jeżeli wybieracie się do Sewilli, to poza Alkazarem, Giraldą i wieżą Torre de Oro, ten piękny plac jest jednym z tych miejsc, którego nie możecie przegapić; )

Tak przy okazji: alternatywą dla spaceru jest przejażdżka powozem. Kiedy siedziałyśmy w autobusie turystycznym, widziałyśmy kilka takich powozów. Trochę nas to zaciekawiło i stwierdziłyśmy, że być może spróbowanie tej opcji jest dobrym pomysłem. ”

Un día en Sevilla :)

Powozy zaprzęgnięte w konie, o których wspominałam powyżej (zignorujcie widoczny palec, powiedzmy, że jest on moim podpisem artystycznym :P )

Na placu Plaza de España znajduje się wiele powozów, więc podeszłyśmy do jednego z nich i zapytałyśmy o cenę. Przejażdżka kosztowała czterdzieści pięć euro. Wyjaśniono nam, że trasa wycieczki prowadziła przez uliczki, po których autobus turystyczny nie mógł się poruszać. Poza tym cena zawierała komentarz turystyczny przewodnika.

Brzmiało to kusząco, ale ja chciałam zobaczyć plac Plaza de España. A z uwagi na czas mogłyśmy wybrać tylko jedną z dwóch rzeczy. Tak więc przejażdżkę powozem odłożyłyśmy na czas naszej drugiej wizyty w Sewilli; )

Szczerze mówiąc to był doskonały pomysł, żeby pójść na plac Plaza de España: jest on cudowny! Jeżeli miałabym go opisać jednym słowem, powiedziałabym, że jest wyjątkowy i niepowtarzalny (hahaha, no dobra, użyłam dwóch słów, ale... powstrzymanie się przed tym jest niemożliwe! :P ).

W miejscu o takiej architekturze i przestrzeni można spędzić kilka godzin i zawsze będzie w nim coś nowego do odkrycia. Jego nazwa - Plaza de España - wzięła się stąd, że na każdej ławce widoczny jest motyw, krajobraz lub mapa poszczególnych regionów Hiszpanii.

Un día en Sevilla :)

Zdaje mi się, że widoczny na zdjęciu budynek to Uniwersytet w Sewilli. -.

Zabawnie jest przejść przez każdy z tych punktów i zobaczyć, jak zaprezentowane są poszczególne regiony. Uważam, ze miejsce to doskonale nadaje się na lekcję języka hiszpańskiego na wolnym powietrzu! A ze wszystkimi tymi bogatymi elementami, które posiada, osoba która uczy się języka hiszpańskiego... zdobędzie wiele nowych i ciekawych informacji! (Tak, wiem, wychodzi ze mnie nauczycielka hiszpańskiego, hahaha, przykro mi, nie mogłam się pohamować, a mam lekką obsesję na punkcie znajdowania nowych materiałów dla moich ukochanych uczniów :p <3 ).

Un día en Sevilla :)

Jeden z elementów na placu Plaza de España: zauważyliście, że na środku jest diabelska twarz? Zastanawiam się, co symbolizuje... Wycieczka z przewodnikiem w tym miejscu musi być ekstremalnie interesująca! Ale cóż, może następnym razem^^

Jestem głodna i boli mnie głowa! Gdzie zjemy?

No dobrze, po spędzeniu w tym miejscu niemal całego popołudnia (są tutaj również schody, po których można wejść na swego rodzaju taras, z którego roztacza się piękny widok panoramiczny na park), Zdecydowałyśmy się iść poszukać miejsca nadającego się na spożycie posiłku.

Skierowałyśmy się do centrum, minęłyśmy budynek uniwersytetu oraz przyległe do niego ulice. Droga nie była skomplikowana, gdyż plac Plaza de España leży nie tak daleko. Poza tym, jako że miałyśmy ze sobą mapę, a ulice nie są tak pogmatwane (to znaczy źle rozplanowane :P ) jak w innych miejscach, dotarłyśmy na miejsce w niecałe dwadzieścia minut.

Pan, u którego wynajęłyśmy pokój przez Airbnb, polecił nam miejsce nazywające się Rayuela. Powiedział nam, że zarówno ceny jak i serwowane tam jedzenie były bardzo dobre. Niemniej jednak, na mapie, którą nam dał - jako że nie pamiętał dokładnego adresu - zaznaczył tylko “przybliżone” położenie restauracji x)

Kiedy dotarłyśmy na ulicę, którą nam podał mówiąc, że knajpka “znajduje się gdzieś tam w pobliżu”... nie było zupełnie niczego! :( A my, coraz bardziej głodne, zmęczone i prawie z bólem głowy spowodowanym oczekiwaniem >. <

Szukałyśmy w okolicy i pytałyśmy obsługujących w pobliskich sklepikach ludzi... Nikt nie słyszał o tym miejscu! :( Powtarzano nam: “Obok katedry jest dużo miejsc”. Tak, bez wątpliwości, ale iść w ciemno, z góry wiedząc, że wszystko będzie dużo droższe i mając nadzieję, że przypadkowo trafi się do dobrej restauracji - podziękuję!

Un día en Sevilla :)

Jeden z małych mostków na placu Plaza de España: jeszcze więcej pięknych zdobień! I te wszystkie płytki i cegły. Zauważyliście już "altanę", całą zrobioną z niebieskich i białych płytek? Przypominają mi one odrobinę ceramikę z Puebli.

Kupując pamiątki... (ja - w złym humorze x) )

Zajrzałyśmy do jednego sklepiku z pamiątkami, w którym moja mama kupiła filiżankę i nie pamiętam co jeszcze. Ja nie mogłam przepuścić okazji aby jej nie podokuczać mówiąc, że ma już ich całą kolekcję i że po co jej była potrzebna kolejna :p

No ale dobrze, trzeba przyznać, że filiżanka, którą wybrała, była śliczna. A w sklepiku było jeszcze wiele bardzo ładnych przedmiotów. Nawet mnie kusiło, żeby sobie coś kupić! Ale wytrzymałam, nie dałam się :P

Ach, przy okazji: muszę powiedzieć, że właściciel sklepiku był bardzo miły. Nie mogę o tym nie napisać, gdyż we Francji sprzedawcy bywają odrobinę “opryskliwi”... i w Puebli (w mieście, z którego pochodzę) również. Wydaje mi się, że w Puebli czasami (lub trochę częściej niż czasami... ¬¬’’) są nawet gorsi.

Z tego powodu właśnie, za każdym razem gdy szłam w jakieś miejsce, w którym obsługiwali mili ludzie, oczy robiły mi się jak spodki. Wydaje mi się, że tak częste przypisywanie Hiszpanom tego, że nadają na dobrych falach, że są zawsze przyjacielscy i w dobrym nastroju, nie wzięło się znikąd; myślę, że jest to całkiem uzasadnione.

Wracając do poszukiwań restauracji...

Po wyjściu (w końcu! ) ze sklepiku z pamiątkami poszłyśmy do Informacji turystycznej: myślałyśmy, że tam będą mogli nam powiedzieć gdzie znajduje się tyle czasu poszukiwana przez nas restauracja...

Był tylko jeden malutki problem: kiedy weszłyśmy do wspomnianej Informacji turystycznej... naszym oczom ukazała przeogromna kolejka ludzi, czekających na obsłużenie! A już szczytem było to, że wcale nie poruszała się ona do przodu :/ Ustawiłyśmy się więc na końcu wężyka, ja mocno poirytowana, gdyż kto wie ile czasu będziemy musiały tutaj spędzić, zanim ktoś będzie mógł nam udzielić informacji... No, to w najlepszym wypadku, jeżeli w ogóle będą wiedzieli, gdzie znajduje się poszukiwana przez nas restauracja i nie zaczną kręcić: “Rayuela? Nie, jaka dziwna nazwa, nigdy nie słyszałam o tym miejscu... Ale możemy polecić Wam inne! ”.

Koniec końców, żeby nie stać tam tak bezczynnie w oczekiwaniu, wyszłam na zewnątrz z zamiarem zapytania w kiosku z kuponami loterii czy przypadkiem nie znają naszej restauracji. Ale obsługujący tam pan również nie wiedział :’( Chociaż przynajmniej był miły i jak tylko usłyszał, że mam inny akcent, zapytał skąd jestem.

Odpowiedziałam mu, że z Meksyku na co on zaczął się dopytywać: ile czasu miałam zostać w Sewilli, czy mi się tutaj podobało, jaki był Meksyk, z jakiej części pochodziłam, itd., itp.

Przed powrotem do biura Informacji turystycznej nagle zauważyłam boczną uliczkę, w której widać było mały łuk... Instynktownie skierowałam się w jej kierunku powtarzając sobie, że nic nie stracę rzucając tam okiem...

Un día en Sevilla :)

Jeszcze jedno zdjęcie placu Plaza de España... Takie piękne elementy są wszędzie, gdzie tylko spojrzycie! Musicie dać sobie czas na przejście całego, całego placu.

To się nazywa mieć szczęście! Bo kilka metrów wgłąb uliczki... znajdowała się tak poszukiwana przez nas restauracja! :D Całkowicie przypadkowo udało mi się ją odnaleźć ^^ Szybko więc wróciłam do miejsca, w którym zostawiłam moją mamę, żeby przekazać jej wspaniałą wiadomość, że wiem gdzie się ona znajduje :D

Rayuela, w końcu jedzenie! :D

Weszłyśmy do środka: wyglądało na eleganckie, zadbane i nowoczesne. Poza czystością moją uwagę zwrócił również piękny wystrój wnętrza: pomalowane na biało ściany, a na jednej z nich znajdował się olbrzymi obraz o wesołych i żywych barwach. Poza tym w pomieszczeniu znajdowały się kolumny, na których namalowano drzewa pomarańczowe: oczywiście, nie mogło być inaczej! W Sewilli, której symbolem jest właśnie to drzewo, całkiem normalne było spotkać właśnie ten element :)

Usiadłyśmy, przejrzałyśmy kartę dań i zdałyśmy sobie sprawę, że ceny wcale nie były takie wysokie. W innym artykule opisałam już dokładnie to miejsce, teraz powiem tylko tyle, że restauracja jest dobra, chociaż wszystko zależy od tego, co się zamówi.

Niektóre dania naprawdę polecam, ale są też takie, które bym odradziła. Przede wszystkim słynne krewetki: zaledwie osiem małych kawałeczków zatopionych w oliwie... Na taką ilość wydawały mi się drogie.

Były również inne - pełne - dania: składały się z mięsa i warzywnych dodatków. Kurczak w kremie (nie, to chyba nie był krem, ale kurczak na pewno :P) był przepyszny. Bardzo go polecam ^^.

Ach, kolejną rzeczą, której musicie spróbować jest tutejsza snagria. Ponieważ przyjechać do Hiszpanii i nie spróbować sangrii to tak, jakby pojechać do Włoch i nie zjeść loda (chociażby była zima! :D ), albo jakby przyjechać do Francji i nie spróbować Croissanta czy pain au chocolat... Albo jakby przyjechać do Meksyku i nie zjeść prawdziwego taco i kilku enchiladas!

Un día en Sevilla :)

Jedno z dań, które zamówiłyśmy w Rayueli... Oraz sangria! :D

No dobrze, chyba wszyscy mnie zrozumieli. Chodzi o to, że naprawdę polecam Wam sangrię z Rayueli. Jej smak jest naprawdę dobry, a napój wcale nie kosztuje dużo. Tak nam smakował, że zamówiłyśmy dwie szklanki (i na koniec byłam odrobinę w humorze “happy” x) ).

Ach, właściciel jest Chorwatem, ale doskonale mówi po hiszpańsku i jest niezwykle sympatyczny. Z początku był odrobinę oschły, ale gdy powiedziałyśmy mu, że przyjechałyśmy z Meksyku, zaczął opowiadać, że jego przyjaciel, również Chorwat, mieszka w Distrito Federal (stolicy Meksyku) i że bardzo podoba mu się kraj (no pewnie, komu mógłby się nie podobać ten przepiękny kraj! <3 ).

Dalsze zwiedzanie: katedra

No dobrze, gdy w końcu udało nam się zjeść i gdy odrobinę odpoczęłyśmy, byłyśmy gotowe do dalszego zwiedzania ^^ Po opuszczeniu restauracji skierowałyśmy się do katedry. Nie mogłyśmy wejść do środka, gdyż było już późno i katedra była zamknięta.

Ale udało nam się zobaczyć trochę wnętrza - no dobrze, to było raczej patio (znajdowały się tam drzwi, które były otwarte i to własnie przez nie można było zobaczyć fragment patio).

Pamiętam również, że w okół katedry było kilka sklepików. W jednym z nich sprzedawano desery i widząc to, miałam ogromną ochotę na jeden! I to było to, czego nam zabrakło w Rayueli. Minęłyśmy dwa stoiska, w których widziałyśmy naprawdę kuszące rzeczy, ale obyłam się smakiem :(.

Un día en Sevilla :)

Źródło

Wieża Giralda

Po obejrzeniu katedry ruszyłyśmy w drogę powrotną, aby obejrzeć słynną wieżę Giralda oraz mały plac, który znajduje się w jej sąsiedztwie... Wieża jest po prostu spektakularna! Zobaczyć ją nocą, tak dużą, tak wysoką, imponującą i majestatyczną... Budowla tego typu każdemu zapiera dech w piersiach.

Jest bardzo wysoka i, widząc jej wykonanie - te wszystkie detale architektoniczne - zaczynamy się zastanawiać, jak została ona wybudowana, jakich technik użyto, aby ją skonstruować. Nie przestaje mnie zadziwiać, że tak piękny zabytek został wzniesiony wiele wieków temu i przetrwał do dziś...

Ten obraz, ten moment jest jednym z najpiękniejszych z naszej podróży. Jest niezapomnianym wspomnieniem, zwłaszcza z uwagi na towarzystwo mojej mamy. Nigdy nie przypuszczałam, że będę miała możliwość znaleźć się razem z nią w miejscu tak pięknym :) Poczułam się jak ktoś uprzywilejowany mogąc przeżyć coś takiego wspólnie z nią :)

Un día en Sevilla :)

Giralda nocą: właśnie w tej żółtej poświacie ujrzałyśmy ją w tamtej chwili... To był magiczny moment!

Źródło

I nagle... się rozpadało!

Jakby specjalnie po to, żeby uczynić ten moment jeszcze bardziej niezwykłym, zaczął padać deszcz! No dobrze, być może nie jest to najlepszy sposób na uczczenie doniosłej chwili, gdyż trochę zmokłyśmy, a na dworze było zimno hahaha. Ale pamiętam, że w deszczu i przy świetle nocy, plac i wieża Giralda były prześliczne. Wydaje mi się, że to ten deszcz, dźwięk spadających kropel deszczu, widok i zapach wilgotnej ziemi... Wszystkie te obrazy i zapachy na zawsze pozostaną w mojej pamięci.

Un día en Sevilla :)

Źródło

Wracając do domu: aleja Cristóbal Colón i gwarne bary

Nie zwlekałyśmy zbyt długo z powrotem, gdyż robiło się już naprawdę późno. Poza tym na ulicach było coraz mniej ludzi, a sklepy powoli zamykano. To właśnie dlatego zdecydowałyśmy się wracać pieszo.

Wcześniej weszłyśmy do sklepu, aby kupić coś na podróż następnego dnia - no dobrze, na śniadanie. Zajrzałyśmy do marketu chińskiego. Pamiętam, że w kolejce przed nami znajdował się mężczyzna (Anglik lub Niemiec, nie jestem pewna, ale na pewno obcokrajowiec) i podczas płacenia zapomniał zabrać z lady banknot. Było to pięćdziesiąt euro... Chińczycy, jak tylko zdali sobie z tego sprawę, szybko schowali banknot. Ja wszystko widziałam, ale nie zareagowałam i nie powiedziałam niczego, nie powiedziałam tamtemu mężczyźnie, że o czymś zapomniał. Poza tym wyszedł tak szybko, w pośpiechu...

Sytuacja dodała mi trochę (mmm... ) odwagi: sprzedawcy nie zachowali się w porządku. Ale jednocześnie nie mogłam zbyt wiele w tej sytuacji zrobić... Więc mała rada: zwracajcie uwagę na wszystko. Na kurs, towar, na wszytsko. I nie tylko w tego typu sklepach, ale we wszystkich miejscach. Nie tylko w Hiszpanii, ale wszędzie.

Potem wyszłyśmy i ponownie przeszłyśmy aleją Cristóbal Colón. Moją uwagę zwrócił fakt, że jak na tak późną godzinę, to było... bardzo dużo otwartych barów, w których znajdowało się wiele wesołych osób! :O W Lyonie takie rzeczy się nie zdarzały! :O

Oczywiście są tam bary, ale nie tak pełne ludzi. Widząc to pomyślałam sobie: “Mmm... zgaduję, że nocne życie musi być tutaj bardzo interesujące! ”. Ja nie mogłam tego sprawdzić, ale być może Wy będziecie mogli; )

Un día en Sevilla :)

Nocny widok na rzekę Gwadalkiwir... Pod koniec dnia stwierdziłam, że jednak posiadała swój urok! Musiałam to przyznać, w jej obliczu nie pozostawało mi nic innego :)

Źródło

Most Triana Isabel II: Sewilla nocą!

Szłyśmy dalej, przekroczyłyśmy most Triana Isabel II. Był tam mężczyzna, który grał na akordeonie: wydaje mi się, że znał tylko jedną melodię, gdyż w kółko ją powtarzał hahaha. A kiedy poprosiłyśmy go o jedną specjalną, odpowiedział, że nie rozumie. Wydaje mi się, że był to Rumun lub coś podobnego... lub powiedział, że nie rozumie, bo nie chciał przyznać się, że nie zna innej melodii :p

Chociaż w ciągu dnia nie podobało mi się zbytnio (dobra, ze względu na widok rzeki Gwadalkiwir, która wydała mi się brudna... ), nocą, z mieniącym się na powierzchni światłem i w akompaniamencie muzyki, którą wygrywał na akordeonie mężczyzna - był to po prostu... magiczny i niezapomniany moment! <3

Podsumowanie

Sewilla i Grenada to były dwa miasta, które podobały mi się najbardziej. Podróż rozpoczęłyśmy od Madrytu i muszę przyznać, że miasto nie zachwyciło mnie (Muzeum Prado tak, ale ogólnie, sama nie wiem, wydało mi się ona głośne i chaotyczne... Wolę Paryż! ). Wydawało mi się, że Hiszpania nie będzie mi się podobała, ale na szczęście Sewilla i Grenada zmieniły moje zdanie.

Sewilla spodobała mi się bardzo: ze wszystkimi zabytkami, uliczkami, placami, chociaż jest dużo mniejsza niż inne miasta, można by było spędzić w niej mnóstwo czasu i nigdy się nie nudzić. Więc jeżeli zastanawiacie się nad wybraniem tego miasta jako celu Waszej następnej wycieczki, lub aby tutaj odbyć wymianę, jestem pewna, że nie będziecie rozczarowani.

W każdym razie mnie nie rozczarowała. Sewilla była naszym ostatnim punktem w Hiszpanii. Po niej miałyśmy wrócić do Francji, aby spędzić cały tydzień - nie inaczej - w... Paryżu, mon amouuuur! <3 Już zdążyłam się stęsknić za dźwiękiem języka francuskiego, za byciem w znanym mi kraju, gdzie wiedziałam jak się poruszać i jak wszystko funkcjonuje.

Chociaż w Hiszpanii nie miałyśmy żadnego problemu z językiem (mówią tam przecież po hiszpańsku :P ), to sama nie wiem, Hiszpanie są jacyś inni od Meksykanów. Jest to naturalne i nie oczekiwałam niczego innego. Ale dla mnie był już najwyższy czas na powrót na stare śmieci, które doskonale były mi znane :P Byłam więc odrobinę smutna, gdyż spędziłyśmy bardzo mało czasu w Sewilli - w mieście, które tak mi się spodobało - ale jednocześnie byłam zadowolona z nadchodzącego powrotu do Francji, gdzie rozumiałam panujące zwyczaje, nawyki... gdzie czułam się jak w domu.


Galeria zdjęć



Treść dostępna w innych językach

Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!