Ciężarówką dookoła Ameryki Południowej
Nos vamos a dedo
Na początku chciałbym pokrótce wyjaśnić, jak doszło do mojej wspaniałej podróży dookoła Ameryki Południowej, która okazała się jedną z najlepszych rzeczy, jaka mnie spotkała w życiu.
Chciałem odwiedzić ten wspaniały kontynent już od kilku lat, bardzo mnie interesuje kultura Ameryki Łacińskiej i tamtejsze tradycje.
Opowiem wam o wszystkim, co mnie spotkało podczas 20 dni podróży... Mieszanka marzeń, przyjaźni, miejsc, a także licznych poświęceń! Mam nadzieję, że poczujecie, jakbyśmy razem przeżywali tę niesamowitą przygodę!
Dzień 1
Moim głównym zamierzeniem było zobaczyć tyle fajnych miejsc, ile zdołam. Im taniej, tym lepiej :)
Czas ruszyć w drogę! Co wy na to, aby zacząć od wielkiej ciężarówki?
Po 30 minutach łapania na stopa, jakiś kierowca się zatrzymał i zabrał nas z Valparaiso.
Na szczęście nie byłem sam – moi drodzy przyjaciele, Lukas i Camilla, towarzyszyli mi w tej szalonej przygodzie.
Po krótkiej rozmowie z kierowcą ruszyliśmy w drogę.
Jeśli nie wiecie, jak wygląda wnętrze ciężarówki, powiem wam, że z przodu są dwa miejsca, a z tyłu zawsze znajduje się łóżko, na którym zazwyczaj sypia kierowca... więc dla trzech osób było to nawet więcej niż trzeba! Mieliśmy naprawdę wygodnie!
Nie wiem, czy uda mi się tutaj oddać nasze wrażenia, ale byliśmy dosłownie pośrodku niczego, w ciężarówce z zupełnie obcym kierowcą! Było nieco dziwnie, ale naprawdę fajnie!
Po przebyciu 1500 mil w końcu dojechaliśmy do San Pedro de Atacama, w północnej części Chile.
Chile znane jest z bycia najdłuższym państwem na świecie - rozciąga się na długości 2653 mil (to 4270 km)!
Możecie sobie wyobrazić, że ten kraj jest dłuższy niż cały kontynent europejski?!
Dni 2/4
Postanowiliśmy przez trzy dni wypróbować jak to jest korzystać z Couchsurfingu.
Czy istnieje lepszy sposób na poznanie miejscowych? :)
Tym, którzy nigdy nie słyszeli o couchsurfingu powiem, że polega to na pytaniu nieznajomych, których poznało się na stronie internetowej, czy pozwoliliby wam przenocować w ich mieszkaniu - chodzi oczywiście o poznawanie nowych ludzi, ich zwyczajów, o to, żeby poczuć się jak członek rodziny i wzbogacić się o nowe doświadczenia!
Znajdowaliśmy się na środku pustyni, dzięki czemu mogliśmy podziwiać niesamowite krajobrazy. Kontrasty robiły wielkie wrażenie.
Mieliśmy nawet okazję wykąpać się przy gejzerze – wyobraźcie sobie siebie zanurzonych w gorącej wodzie, podczas gdy temperatura powietrza wynosi 0°C! Naprawdę dziwne wrażenie.
Jak widzicie były tam też olbrzymie kaktusy – czuliśmy się obok nich maleńcy. Naszła nas ochota na przytulenie się do nich. Musieliśmy być ostrożni, bo łatwo było o nieprzyjemny wypadek!
Po trzech wspaniałych dniach postanowiliśmy ruszyć dalej, aby odkryć kolejne państwo: Peru!
Tym razem pojechaliśmy autobusem. Podróż trwała dość długo (około 15 godzin! ) ale mogliśmy całkiem dobrze wypocząć, bo w przeciwieństwie do autobusów w Europie, te w Ameryce Południowej są bardzo wygodne.
Dzień 5
Po całonocnej podróży, w końcu dotarliśmy do peruwiańskiej granicy.
Naszym celem było Cuzco, historyczna stolica Imperium Inków.
Zamieszczam kilka zdjęć, żeby dać wam wyobrażenie o mieście.
Spacerujemy po mieście z wielkimi plecakami.
Chciałbym teraz pokazać wam na kilku zdjęciach, jak silne są wpływy rdzennej ludności na peruwiańską kulturę.
A teraz czas pogadać o jedzeniu! Mniam, pyszności!
Peru jest również bardzo znane z mieszania różnych składników.
Zakochałem się w awokado.
Oto dwie typowe peruwiańskie potrawy - głównymi składnikami są ryż, ziemniaki, kurczak, awokado i cebula.
Dni 6/10
Rozkoszowaliśmy się tymi przysmakami, ale nie zapomnieliśmy, że naszym głównym celem było Machu Picchu.
Są dwa sposoby aby się tam dostać - można pojechać z Cuzco do Aguas Calientes pociągiem, ale to droga wyprawa (150$), a bilety czasami bywają wyprzedane.
Wybraliśmy drugą opcję, czyli podzielenie podróży na etapy.
Zajęło nam to 3 dni - najpierw pojechaliśmy autobusem z Cuzco do Santa Teresa (mała wioska), a potem dwoma następnymi, najpierw do Idroelettrica, a potem do Aguas Calientes, gdzie zatrzymaliśmy się na noc.
Następnego dnia musieliśmy przejść około 3 godziny wzdłuż lini kolejowej, ponieważ pociąg z Aguas Calientes do Machu Picchu był pełen... ale w końcu...
Machu Picchu!
Park Narodowy jest otwarty od 5 rano do 17, bilety kosztują około 70$ (duże zniżki dla studentów! ).
Myśleliśmy, że po tych trzech godzinach będziemy od razu na miejscu, ale nie!
Musieliśmy się wspinać przez kolejną godzinę, zanim dotarliśmy do parku.
Można było podjechać autobusem, ale woleliśmy iść, żeby móc lepiej zobaczyć to niewiarygodne miejsce.
Krajobrazy są nierzeczywiste, gdy się tam jest, ma się niesamowite uczucie! Czułem bardzo wiele emocji tego dnia.
Inna, ważna rzecz, o której powinniście wiedzieć, to szalona pogoda.
Pora deszczowa trwa od października do kwietnia, więc jeśli jesteście tam w tych miesiącach, to radzę się upewnić, że zabraliście ze sobą płaszcz przeciwdeszczowy.
Mieliśmy szczęście cieszyć się chwilą słońca, co od razu chcieliśmy uwiecznić!
Jak widzicie udało mi się rozwalić buty, więc musiałem chodzić po Parku Narodowym w jakże stylowych klapkach. Wiem, że nie wyglądam tu za bardzo seksi, ale przynajmniej było wygodnie!
Możecie teraz uważać mnie za bohatera haha, jestem pewien, że nie znacie nikogo innego, kto wspiął się do Machu Picchu w czymś takim :)
Dzień 10/11
Kolejną noc spędziliśmy jadąc z Cuzco do trzeciego kraju na naszej drodze... Boliwii (Desaguadero)!
Szczerze, nigdy nie widziałem większego bałaganu!
Przejście graniczne to było jakieś szaleństwo... było pełne ludzi, którzy zdawali się przebywać tam bez powodu - większość z nich oferowała wymianę waluty, inni zapraszali do przejazdu taksówką/samochodem... Co do reszty, nie mam pojęcia co tam robili!
Proszę, popatrzcie na tę zabawną, typową boliwijską taksówkę i jej kierowcę.
Pozwolę wam samodzielnie wyrobić sobie opinię!
Dzień 12
A teraz stolica. Słynne La Paz!
Wow, nieźle być w najwyżej położonej stolicy na świecie :) Trudno jest tutaj chodzić bez zadyszki, nawet jeśli jest się sportowcem. Śmieszne uczucie, a jednocześnie bardzo dziwne, mieć takie trudności ze złapaniem oddechu.
Główną atrakcją jest kolejka linowa.
W mieście są 3 wyciągi i z tego co pamiętam, skorzystaliśmy z każdego z nich. Ten, którym pojechaliśmy po zmroku był zdecydowanie najlepszy.
Dzień 13
Najlepszą rzeczą, jaką można zrobić w La Paz jest wybranie się na el Camino de La Muerte (Droga Śmierci)....
Teraz wam opowiem o moim szczęściu - jak może się zorientowaliście, jestem dość wysoki:)Poszedłem na ryneczek, żeby kupić nowe buty, ale noszę rozmiar 48, a w Boliwii ludzie mają zazwyczaj około 1, 70 metra wzrostu... Kompletnie się nie spodziewałem, że znajdę coś dla siebie, ale się udało! I to za jedyne 5 dolarów boliwijskich! Klapki w końcu poszły w odstawkę :D
Droga z La Paz do Corocico, czyli tzw. Camino de La Muerte ma 56 km i jest uważana za najniebezpieczniejszą na świecie - to droga dla rowerów, gwałtownie opadająca po zboczu pośród lasów, na której często możecie niespodziewanie spotkać przed sobą ciężarówkę... robi wrażenie.
Udało się nam! To niesamowite uczucie, gdy z jednej strony ryzykujecie życie, a z drugiej jesteście zachwyceni tym, co was otacza! A na koniec wasze osiągnięcie sprawia, że rozpiera was duma. Miałem to szczęście, że dzieliłem to przeżycie z Lukasem, wspaniałym amigo z Chile, z którym mieszkałem przez 5 miesięcy w tym samym hostalu.
Ścieżka rozpoczyna się w zimnie i śniegu, ponieważ, jak już wspominałem wcześniej, La Paz to najwyżej położona stolica świata. Dlatego też klimat jest tak niezwykły: zimy są suche, a lata deszczowe.
Dzień 14
Nie, nie... nie chcemy jeszcze wyjeżdżać!
Nie mogliśmy opuścić Boliwii bez zobaczenia największego jeziora w Ameryce Południowej - jeziora Titicaca!
To kolejna miła przygoda, jaka nas spotkała. Być może mniej dzika, ale naprawdę bardzo się cieszyliśmy, żę możemy podziwiać to olbrzymie jezioro położone między Peru a Boliwią. Widoki z La Isla del Sol są niesamowite!
Zrobiłem to zdjęcie na La Isla del Sol. Bardzo mnie zdziwiło, że zaraz potem przybiegł do mnie chłopiec, który to zauważył, prosząc o pieniądze!
Dzień 15/16
Po takiej szalonej, piętnastodniowej podróży, w naszych głowach narodziło się istotne pytanie... jak możemy sprawić, że zrobi się jeszcze bardziej ekscytująco? Czy da się bawić jeszcze lepiej?! Niemożliwe!
Pojechaliśmy nocnym autobusem z La Paz z powrotem do Chile (Iquique), a następnego dnia znów spróbowaliśmy pojechać autostopem.... a co, skończymy tak, jak zaczęliśmy!
Była to długa, dwudniowa podróż, licząca sobie 1721 km!
Cały czas siedziałem z przodu, ponieważ kierowca częściej miał oczy zamknięte, niż otwarte, więc dzięki temu byliśmy chodź trochę bardziej bezpieczni!
Spójrzcie na tę ciężarówkę, spaliśmy z tyłu w śpiworach, zajechaliśmy do Santiago del Chile dwa dni później.
W ramach podsumowania, chciałbym szczerze powiedzieć, że robię się bardzo nostalgiczny, kiedy myślę o tej podróży... Chciałbym bardzo podziękować Lukasowi i Camilli za wspaniałe towarzystwo i że byli częścią tej niesamowitej wyprawy.
Chciałbym zachęcić was wszystkich, abyście żyli podróżą i pamiętali, że nigdy nie wzbijecie się do lotu, jeśli boicie się wysokości.
VINCENZO PASSARELLI, zawsze gotowy na przygody!
Galeria zdjęć
Treść dostępna w innych językach
- English: Truck Trip around South America
- Español: Viaje en camión por Sudamérica
- Italiano: Viaggio in camion per il Sud America
- Français: Road trip en camion en Amérique du Sud
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)