Dzień XI: "I w góry, i w góry, i nic więcej nie trzeba..."
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać nasze, 2 Poznańskiej Drużyny Wędrowników "Turbacz", kolejne przygody, tym razem już w górach Czarnohory.
W góry Czarnohory!
Po ciężkiej podróży zdezelowaną marszrutką z chciwym kierowcą po górskich wertepach wysiedliśmy w Dżembroni Niżnej (nazwa - koszmar. Nie potrafiłem jej zapamiętać, dlatego zawsze jak Budzik wspominał, dokąd jedziemy i skąd zaczynamy marsz w góry, kiwałem głową ze zrozumieniem i mądrą miną).
Pierwsze pół godziny spędziliśmy odpoczywając przy rzeczce i obmywając się w zimnej wodzie z tego, co przeżywaliśmy w trakcie podróży. Od jednego z pasażerów dowiedzieliśmy się, że w górach Czarnohory, między innymi właśnie w okolicach Dżembroni Niżnej, można wypożyczyć ponton i pojechać na bardzo ciekawy i piękny krajobrazowo rafting. Cóż, nie pomyśleliśmy o tym przed obozem, aby dodać do już upakowanego akcją planu pracy rafting, więc na ten moment sobie odpuściliśmy.
Nadszedł czas, aby ruszyć w góry. Już było późno, a od schroniska Chatka u Kuby dzieliło nas jakieś półtora do dwóch godzin drogi. Zaczęliśmy wspinać się szlakiem czarnym wzdłuż rzeki, obok szczytu Kosarzycze, do góry. Musieliśmy w pewnym momencie przebić się na przełaj do góry, ponieważ szlak był częściowo niedostępny i zachwaszczony. Część wędrowników, która ruszyła przodem, nieomal ominęła szlak i poszła gdzieś w las.
Po wyjściu na małą polankę czekała nas druga przeszkoda. Koń. Kuń. A może raczej hucuł, prawdziwy hucuł. Robiłem mu zdjęcia, a ten hucuł zaczął skubać mój plecak! Skubany. Nie dał się głaskać, w pewnym momencie zaczął galopować wzdłuż drogi i pomyślałem, że podepcze moich wędrowników i pójdę do więzienia, ale całe szczęście skręcił w las, skąd tylko czasem wychylał za nami głowę.
Ładny był.
Czarnohora - pierwsze wrażenia
Czekały nas jeszcze dwa trochę dłuższe podejścia czarnym szlakiem pod górę, przez las, aż w końcu dostaliśmy się na otwartą przestrzeń, skąd mieliśmy widok na cały masyw gór Czarnohory. Ogromna zielona przestrzeń roztaczała się przed nami, panowała niezwykła cisza, natura cieszyła oczy. Tam zrobiliśmy sobie dłuższy postój, ciesząć się naszą wędrówką. Bateria w aparacie zaczęła mi powoli padać, a niestety był to pierwszy dzień w górach, czekały nas jeszcze trzy.
Jeszcze przez jakąś godzinę podążaliśmy szlakiem, przez polną drogą, od czasu do czasu spotykając krowy, konie oraz pokonując przeszkody w postaci płotów ustawionych w celu zatrzymania zwierząt paszących się na łąkach. Oprócz nas na razie nie widzieliśmy nikogo, ale też było już dość późno (po godzinie osiemnastej). W końcu na pochyłym wzgórzu naszym oczom ukazała się Chatka u Kuby, schronisko prowadzone przez Polaka, w którym jeszcze kilka lat temu była moja siostra, a gdzie my mieliśmy spędzić naszą pierwszą noc w górach Czarnohory. O tym, jak minął nam wieczór i poranek w schronisku oraz jak odpłaciliśmy się za gościnę, można przeczytać tutaj.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)