W tym roku spędziłam cudowne wakacje we Włoszech. Jak już mówiłam, miałam ogromną ochotę poznać ten kraj, a od moich ostatnich prawdziwych wakacji minęło sporo czasu... Tak, wszystko przez pracę dyplomową. No ale dobrze, po złożeniu niemal ostatecznej wersji pracy, postanowiłam nacieszyć się kilkudniową wolnością i nie robić niczego poza korzystaniem ze słońca i lata ^^
Moim pierwszym przystankiem był Turyn. Pomimo iż jest to miasto stosunkowo małe (no, w porównaniu z Lyonem czy miastem, z którego pochodzę, Pueblą), jest dosyć wesołe. Jeśli ktoś wybiera się do Turynu, to będzie miał wiele rzeczy do robienia i do zobaczenia :) A dziś szybko opowiem o lokalnym targowisku.
Jeden ze straganów... Przypomina odrobinę te z mojego kraju! <3
Mój spacer po targowisku Mercato di Porta Palazzo
Według mnie lokalne targowiska idealnie obrazują kulturę danego miejsca. Niezwykle interesujące jest obserwowanie, w jaki sposób sprzedawcy obsługują ludzi, czy targowanie się jest dozwolone czy nie, jakie są oferowane produkty, odkrywanie typowych dla regionu owoców i warzyw... Mówiąc krótko, przejście po alejkach, między straganami jest prawdziwym spektaklem.
Targowisko w Turynie znajduje się w miejscu znanym jako Porta Palazzo. To właśnie stąd wzięła się jego nazwa: targowisko “Mercato di Porta Palazzo”. Można tu znaleźć praktycznie wszystko: od produktów spożywczych (owoce, warzywa, mięsa, ryby, oliwki itp. ) po odzież, kosmetyki oraz inne “bibeloty” (czy też, jakby powiedział mój przyjaciel, “ustrojstwa”).
Z początku chciałam jedynie rzucić okiem, aby potem iść w kierunku centrum i kontynuować zwiedzanie miasta, ale gdy spostrzegłam stoiska z odzieżą i kosmetykami, zwyciężyła moja ciekawość: nie mogłam się powstrzymać i skierowałam kroki w tamtą stronę :D Było wiele lokalnych strojów, które mi się spodobały: kombinezony, sukienki, bluzki z jedwabiu. Wszystko mnie kusiło, ale zdecydowałam się niczego nie kupować, gdyż moja podróż dopiero się rozpoczynała i kontynuowałam oglądanie kolejnych straganów.
Natknęłam się na stoisko z kosmetykami. Skończyła mi się czerwona szminka i gdy zapytałam o cenę (2€! ), od razu kupiłam dwie :D Byłam już odrobinę głodna (ktoś mógłby stwierdzić, że widziałam “tylko” stragany z odzieżą i kosmetykami, ale w rzeczywistości było tam tyle stoisk - a ja zawsze lubię oglądać wszystko po kolei - że zrozumiałe jest, że zrobiłam się głodna; poza tym było już prawie południe :P), więc gdy zauważyłam stoisko, na którym sprzedawano swego rodzaju pierogi... nie zastanawiałam się zbyt długo i kupiłam sobie coś na zaspokojenie pierwszego głodu żeby móc kontynuować oglądanie. Kupiłam sobie swego rodzaju pizzę, która kosztowała mnie jedynie 80 eurocentów (we Francji nie ma nawet zwykłych bułek w tej cenie! :O )
Przy okazji: na stoisku z pieczywem było tyle różnych rodzajów chleba, że nie wiedziałam co wybrać!
W końcu, z moją przekąską w ręce, dotarłam do części targowiska, w której były stragany ze świeżymi owocami i warzywami. To właśnie w tym miejscu zaczyna się czuć prawdziwy klimat, gdzie rozgrywa się główna akcja. Nawet podczas spaceru w alejkach sprzedawcy zaczepiają i oferują najróżniejsze produkty. To, co zwróciło moją uwagę, to ogromna różnorodność owoców i warzyw, większa nawet niż ta, którą widziałam na targowisku w Lyonie. Były nawet całe dynie... z kwiatami i ze wszystkim! Kiedy je zauważyłam, ucieszyłam się bardzo, gdyż w Meksyku przygotowuje się specjalny rodzaj tortilli o nazwie quesadilla, w której farszu znajdują się te kwiaty. Jaka szkoda, że nie mogłam ich kupić żeby ugotować tradycyjny meksykański rosół :(
Moje dynie... Całe, z kwiatami! Chcę! :O
Było bardzo gorąco (sam środek lata! ) i ostatecznie bardzo zachciało mi się pić. Kiedy zauważyłam soczyste kawałki świeżego arbuza, bez zastanowienia kupiłam sobie ogromny plaster :D Trzeba przy tej okazji wspomnieć, że Włochy są tańsze niż Francja i za naprawdę olbrzymi kawałek zapłaciłam jedynie... 80 eurocentów! . Kilogram kosztował chyba 60 eurocentów.
Przeszczęśliwa Nuri ze swoim olbrzymim kawałkiem arbuza... Tak słodkim i soczystym! :Q___
Zrobiłam ostatni zakup: dezodorant i okulary. Tak, dezodoran, ponieważ mój został w domu mojej przyjaciółki, a jako że miałam cały dzień chodzić w tym skwarze... łatwo sobie wyobrazić :S I okulary, z tego samego powodu: tak silne słońce raziło mnie przeraźliwie w oczy. Ile za to wszystko zapłaciłam? 2€! Taaak, jedno euro za każdą rzecz ^^
Kilka interesujących faktów...
-
Targowisko Mercato di Porta Palazzo jest uważane za największe w Europie targowisko na wolnym powietrzu - jest tu ponad tysiąc sprzedawców.
-
Jest to targowisko bardzo rozległe, obejmujące część zadaszoną oraz odkrytą (zdecydowanie większą).
-
Plac, na którym jest położone targowisko nazywa się Piazza della Repubblica i posiada formę oktagonalną.
-
Okolica, w której znajduje się targowisko, Porta Palazzo, jest tak nazywana dlatego, że właśnie w tym miejscu w dawnych czasach znajdowała się brama wjazdowa do Turynu. Obecnie teren Porta Palazzo oddziela przedmieścia od centrum miasta.
Granaty, kiwi, borówki, awokado (dojrzałe i idealne do przygotowania guacamole! :D
Jak się dostać na targowisko
Droga jest bardzo prosta: można podjechać tramwajem (opcja najbardziej praktyczna) lub autobusem. Z centrum można iść na piechotę. Z uwagi na to, że Turyn nie jest dużym miastem, można tę drogę wykorzystać na zwiedzanie uliczek i podziwianie pięknych budynków :)
Godziny otwarcia
Na to piękne i wesołe targowisko można się udać od poniedziałku do piątku, od 7:00 do 14:00, bądź w soboty i dni świąteczne, od 7:00 do 19:30. W niedziele nie warto tam nawet zaglądać, na targowisku nie ma ani jednego sprzedawcy.
Ktoś mógłby powiedzieć, że jest to jeden ze straganów na jakimś targowisku w Meksyku ^^
Podsumowanie
Planując podróż do Turynu, nie można pominąć targowiska Mercato di Porta Palazzo. Jest to miejsce, w którym można zanurzyć się we włoskiej kulturze i atmosferze. Poza tym, można tam zjeść naprawdę tanio, a jeśli zajdzie potrzeba kupienia czegoś niezbędnego do przygotowania własnego posiłku, za niewielkie pieniądze można tam kupić wszystko ;)