Wenecja- podejście pierwsze
12-13.11.16r.
Tym razem wpis o autostopie do...prawie Wenecji. Prawie, gdyż mieliśmy czas ograniczony do 2 dni, a we Włoszech autostop nie rozpieszcza. Nie jest to jeszcze ostatnie zdanie w tym temacie- teraz jest to kwestia honoru i na wiosnę próbujemy jeszcze raz. Do skutku. Mimo, że nie osiągnęliśmy celu mieliśmy za to kilka przygód po drodze i o nich chcę napisać.
NO autostop
Wyruszyliśmy z kumplem w czwartek rano z Lj i wszystko zaczęło się elegancko. Zaopatrzyliśmy się w ciastka, kartony i stanęliśmy na wylocie w kierunku Włoch. Po 15 minutach złapaliśmy stopa do granicy. Szło pięknie, słońce świeciło i chyba przesadziliśmy z optymizmem. Na granicy staliśmy już dużo dłużej, zrobiło się szaro i pochmurnie. W końcu złapaliśmy stopa. Albanka mieszkająca we Włoszech- przemiła osoba, ale po angielsku nie bardzo mówiła i nie do końca udało nam się dogadać. Dojechaliśmy do Triestu i próbowaliśmy wytłumaczyć, że chcemy dostać się na wylotówkę, jednak rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-Tren? Bus?
-Venezia, autostop, autostop
-Aaaah, autostop! ok!
(chwila szukania w telefonie i ‘stacja kolejowa’ wyświetla się na telefonie)
-Tren? Tren, ok?
-ok…
Poddaliśmy się, pojechaliśmy na stację, a po drodze śledziliśmy znaki wskazujące kierunek na Wenecję. Podziękowaliśmy za podwózkę i po sprawdzeniu cen pociągów do Wenecji zdecydowaliśmy się na dalszą podróż stopem. Podążyliśmy za drogowskazami i stanęliśmy przy wylocie z miasta. Ludzie patrzyli się na nas dziwnym wzrokiem, ale uznaliśmy to po prostu za przejaw ogólnej prawdy: we-Włoszech-stop-idzie-słabo. Stop owszem, idzie słabo, ale staliśmy nie na tym końcu miasta. Były znaki na Wenecję, była wylotówka, ale na obwodnicę, którą też można tam dojechać. Tylko nikt nie jechał z tamtej strony. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na pokręcenie po mieście (znałam już trochę układ po wizycie u znajomej z balfolku), a później nocleg gdzie wypadnie. Pod wieczór szliśmy sobie ulicą i stwierdziłam, że może tak zaczniemy łapać i zobaczymy, gdzie wylądujemy. Złapaliśmy gościa jadącego do Udine. Wysadził nas w centrum i ostrzegł, żeby nie nocować w pustostanach, bo są tam imigranci. Trochę nas to przestraszyło, ale podziękowaliśmy i poszliśmy w kierunku wylotu z miasta, żeby znaleźć odpowiednie krzaki do rozbicia namiotu. Kilka ulic dalej spotkaliśmy… naszego kierowcę. Myślał, że chcemy zobaczyć trochę miasta (chociaż było ciemno). Kiedy dowiedział się, że szukamy krzaków kazał nam wsiadać do auta i zawiózł poza miasta gdzieś na pola. Na pożegnanie dał wizytówkę i kazał dzwonić w razie problemów. Dostałam też inny prezent- pan był sprzedawcą bielizny. Komplet. Nie wiem, jakim cudem trafił z rozmiarem :D
Było ciemn i mgliście, weszliśmy w polne krzaki i rozbiliśmy namiot. Było zimno- w końcu to listopad. Ugotowaliśmy herbatę, zrobiliśmy kanapki i położyliśmy się spać. W krzakach buszowały zwierzaki, a moja wyobraźnia wariowała. W końcu udało się zasnąć i dopiero rano zobaczyliśmy, gdzie właściwie spaliśmy.
Po zwinięciu obozu ruszyliśmy w kierunku drogi, gdzie tym razem mój kolega dostał prezent od losu- nieodpakowany film dla dorosłych wątpliwej jakości. Wracaliśmy więc z bielizną i pornosem. Italia- you do it wrong. Dotarliśmy do jakiejś miejscowości, wypiliśmy kawę w knajpce i poszliśmy dalej. Znowu łapanie stopa trwało wieki i cieszyliśmy się niezmiernie z przekroczenia granicy ze Słowenią. Tam powrót do Ljubljany zajął zdecydowanie mniej czasu niż złapanie czegokolwiek do granicy i zastanawialiśmy się dlaczego właściwie opuściliśmy ten piękny kraj, gdzie jest tyle do zobaczenia i nie ma problemów z podwózką.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)