Sighisoara#4 - Bulevard Restaurant i powrót do Braszowa

Wprowadzenie 

Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym zakończyć opis naszego ośmiogodzinnego zwiedzania Sighisoary, wspominając przy okazji o zacnej restauracji w hotelu Bulevard. 

Restauracja w hotelu Bulevard 

Pisząc o naszym wędrowaniu po Sighisoarze nie mogę nie wspomnieć o przedostatnim etapie podróży. Zanim udaliśmy się na dworzec i w podróż powrotną do Braszowa, minęliśmy hotel Bulevard, który tak przyciągnął naszą uwagę wystrojem wnętrza, że zdecydowaliśmy się zjeść w znajdującej się na parterze restauracji obiad. 

sighisoara4-bulevard-restaurant-powrot-b

Akurat powoli już zmierzchało. 

Wystrój 

Wnętrze obfitowało w tradycyjne, malowane meble, zalatywało również nieco barokiem. Bogato zdobione i malowane szafy, stoły, lada. Portrety i obrazy zawieszone na ścianach, w połączeniu z plakatami z czasów komunizmu. Fortepian wykonany z drewna hebanu w rogu. Wielkie słoje z konfiturami (lub czymś mającym imitować konfitury) położone na kalenicy nad naszymi głowami. Wszystko to wspaniale ze sobą współgrało. 

sighisoara4-bulevard-restaurant-powrot-b

sighisoara4-bulevard-restaurant-powrot-b

Menu 

Jak na restaurację hotelową, dodatkowo wyglądającą na bardzo porządną, ceny były wyjątkowo przyzwoite - na tyle, że po pracy możnaby przychodzić do tej restauracji aby zjeść sobie lunch. 

Menu było wyjątkowo interesujące - w formie gazety stylizowanej na drugą połowę dwudziestego wieku. 

sighisoara4-bulevard-restaurant-powrot-b

sighisoara4-bulevard-restaurant-powrot-b

A w samym menu widniała bogata oferta tradycyjnych dań, jak i tych nietradycyjnych. Ja zamówiłem sobie tradycyjne sarmale z mamałygą w śmietanie (polecam!), Andre na wpół tradycyjnie gulasz z mamałygą, a Juhani poleciał na całego i wziął podwójnego cheeseburgera. 

Hotel Bulevard znajduje się na ulicy 1 Grudnia 1918 roku numer 5. 

Warto wspomnieć, że w Rumunii istnieje sieć podobnych restauracji o oryginalnym wystroju. Jedną z nich jest restauracja "Bank" na Bulevardul 15 Noiembrie numer 78. 

Powrót do Braszowa 

Po wyjściu z hotelu udaliśmy się do wspomnianej już w poście o wyprawie do Turdy (nieudanej wyprawie do lodowej jaskini Scarisoara) piekarni słynącej ze swojego przecieru jabłkowego. Niestety albo przecier to bajka i bujda albo jest tak dobry, że został ponownie wykupiony przed naszymi odwiedzinami w Gigi. Ale co najważniejsze, piekarnia owa znajduje się niedaleko hotelu Bulevard, na tej samej ulicy, 1 Grudnia 1918 roku. 

Dworzec w Sighisoarze 

Udaliśmy się więc docelowo już na dworzec w Sighisoarze, aby przeczekać ostatnią godzinę do pociągu. Juhani, jako że jest studentem Erasmusa, ale na praktykach i nie ma legitymacji studenckiej, wspomniał o autobusie odjeżdżającym za kwadrans z Sighisoary w kierunku Braszowa, ale szybko z Andre przypomnieliśmy mi o fakcie istnienia darmowych biletów dla naszej dwójki - zmuszony więc został do zakupu biletu za czterdzieści lejów do Braszowa (autobus kosztuje podobnie, ale do celu dojeżdża dwadzieścia minut wcześniej). 

Czekając na pociąg w tym najsłynniejszym rumuńskim mieście, pomniku historii, miejscu docelowym setek wycieczek turystycznych, podziwialiśmy architekturę jego dworca, prosto z czasów komunizmu. Wydawać się mogło, że wystarczy wielką płytę betonu wesprzeć na kilkunastu metalowych słupach i już można nazwać to dworcem... 

Ogarnęliśmy tablicę informacyjną tak dobrze, że Juhani obstawiał, iż pociąg przyjedzie na peron pierwszy, ja, że na drugi, a Andre - trzeci. Juhani krzyknął z radości, gdy wydawało się, że wygrał zakład, kiedy pociąg przyjechał na czas na dworzec pierwszy. Powiedziałem mu jednak pół żartem, pół serio, że to nie może być nasz pociąg, ponieważ przyjechał na czas. 

Rzeczywiście, był to pociąg jadący w drugą stronę, w kierunku Kluż Napoki, choć pierwszy zapytany pasażer prawdopodobnie nie zrozumiał do końca pytania bo wskazał Braszów jako kierunek podróży - omal więc nie pojechaliśmy w przeciwnym kierunku, z opresji uratował nas konduktor, wyrzucając z pociągu tuż przed odjazdem. Ostatecznie informacji o naszym pociągu udzieliła nam ciekawa para podróżników, Grek i Rumun, a mój żart okazał się prawdą - pociąg spóźnił się o pół godziny. 

Takie przygody na dworcach rumuńskich. 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!