Najsłynniejsze miejsce w Marakeszu (Dżamaa el-Fna)
Na samym początku napiszę, że nazw tego miejsca jest tyle, że sama nie wiem, z której korzystać, spolszczona wersja brzmi Dżemaa el-Fna. Jeśli będziesz w Marakeszu to spotkasz się z francuska wersją, czyli Jemaa El Fna lub Jamaa El Fna. W związku z czym sama pisałam różnie, nie jest to jednak żadnym błędem.
Co to właściwie jest?
Wydaje mi się, że to miejsce jest niczym legenda słyszeli oni wszyscy a co byli maja bardzo skrajne poglądy dotyczące oceny tego miejsca. Przyznam szczerze, że podobnie jest w moim wypadku tego miejsca nie da się ocenić w kategoriach pozytywne albo negatywne, bo we mnie wywoływało mieszankę tych emocji.
Dżamaa el-Fna to największy plac w Marakeszu w obrębie medyny. Poza tym ten plac jest prawdopodobnie największą atrakcją miasta, jednym słowem jeśli tutaj Ciebie nie będzie to chyba jednak nie zwiedzałeś Marakeszu.
Od roku 2001 plac ten został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
http://www.jemaa-el-fna.com/photos/
Swoją popularność to miejsce zawdzięcza hipisom, sama byłam zdziwiona jak to usłyszałam. W latach 70-tych licznie zjeżdżały tu grupki hipisowskie, ze względu na to, że w sposób dość łatwy mogli nabyć kif, marokańska odmianę marihuany.
Uwierz mi od tych czasów nie wiele się zmieniło wciąż jest to towar łatwo dostępny. Poza tym to miejsce było egzotyczne, odległe więc wydawało się idealnie wpisywać w epokę hipisowską. Marakesz za sprawą tego placu stał się popularnym kierunkiem poza granicami.
Historia
Próbowałam zrozumieć co było przed spopularyzowaniem tego miejsca w latach 70tych i skąd na dziwna nazwa, czy odnosi się do jakiegoś wezyra, władcy, a może ma inne korzenie.
Okazuje się, że nie jest to tak łatwo wyjaśnić, w szczególności jeśli chodzi o to w jaki sposób ten plac powstał. Teorie są dwie, jedna głosi, że nazwa tego miejsca związana jest z brakiem meczetu, wtedy byśmy tłumaczyli nazwę, jako plac bez meczetu – faktycznie nie ma tutaj meczetu! Druga teoria odnosi się do wieku XIX, czyli już trochę dawniej. Mówi o tym, że w tym miejscu odbywały się targi niewolników oraz czasami różnego rodzaju egzekucje i stąd nazwa.
Którą teorię wybierzesz zależy zatem od Ciebie
Dwa oblicza placu
To miejsce jest nie do poznania za dnia i wieczorami, musisz jednak zobaczyć to na własne oczy.
Za dnia powiedziałabym jakiś taki większy plac, gdzie w uliczkach pootwierane są różnego rodzaju kramy z pamiątkami, są też restauracje i kawiarnie.
Takie rzekłabym dobre miejsce do spotkań ze znajomymi, będzie w czym wybierać oraz dobre miejsce by zrobić zakupy typowo pamiątkowe. Kilka otwartych sklepików z sokiem pomarańczowym, po drodze może znajdzie się kilku artystów. Tyle, mało nadzwyczajne miejsce, które podobne jest do większych placów w Europie. Niby tętni życiem, ale nie powiedziałabym, że to jest powód, dla którego to miejsce jest tak znane.
W nocy jednak to miejsce przeistacza się w diaboliczny plac, czegoś takiego to ja jeszcze nie widziałam. Nagle ni stąd ni zowąd pojawiają się kuglarze, tu za chwilę słyszysz bębny albo muzyków gnawy. Niedaleko zbiorowisko ludzi, czemu oni się tak przypatrują, uważaj pod nogi, bo na węża można nadepnąć!
Nie zdziw się też jeśli ktoś będzie opowiadał historie, które niestety są w języku, dla nas nie zrozumiałym, albo ktoś Cię zaczepi i powie, że wyglądasz źle i może Cię uleczyć albo zechce Ci wyrwać zęba.
Wszystko nagle zaczyna wirować, zaczyna przybywać ludzi, straganów, zapachy ze sobą tańczą jak w dobrym utworze, światło mieni się tysiącem barw, jakbyś znalazł się w innym miejscu – show must go on!
Tak to chyba będzie dobre określenie wieczorem na placu Jemma el Fna odbywa się spektakl, którego jesteś świadkiem i uczestnikiem zarazem.
To miejsce naprawdę przybiera inną maskę, którą za dnia ściąga. To nie jest jednak tak, że występy trwają całą noc, wszystko zaczyna się mniej więcej koło godziny 18:00 kiedy jeszcze jest widno a kończy koło północy. Bywa, że jak skończą spektakl, to zbierają pieniądze, to w pewien sposób ich forma zarobku.
Za dnia tez nie widać tej ilości osób, która tutaj się zjawia, jest całkiem spokojnie kiedy w nocy musisz się przedzierać przez tłumy turystów i tubylców, ale poważnie mówię ciężko byłoby zapałkę włożyć między tych ludzi.
Stragany z jedzeniem
W tym całym nieładzie jest jakiś początek, jeśli przejdziesz się środkiem gdzie są stragany z napojami, to zauważysz, że każdy ma swój numer. Podobnie z resztą jak uliczne restauracje, które rozkładają się wieczorem. Kiedy dostaniesz kartę menu zwróć uwagę, że i na nich widnieje numer lokalu.
Uważam, że to akurat jest bardzo dobre rozwiązanie, jak już się zdecydujesz, że chcesz gdzieś pozostać i jedzenie, napoje Ci posmakują będziesz mógł bez większych problemów zlokalizować to miejsce kolejnego dnia.
Co do budek z jedzeniem, tutaj to można się uśmiać, po pierwsze dlatego, że każda z nich jest jedyna w swoim rodzaju, każda ma najlepsze jedzenie i oczywiście najświeższe. Poza tym nie ważne, że te stragany, to czysta prowizorka i jak się przyjrzysz to masz wrażenie, że byle podmuch wiatru je położy na ziemię. W ich ustach miejsce, o którym mówią jawi się niczym restauracja z trzema gwiazdkami Michelin.
Wspominałam, że przejście przez pasaż z tymi budkami to istna katorga, bo oni tak potrafią Cię nakręcić, że nawet jeśli ledwo co skończyłeś obiad możesz się skusić. To im trzeba przyznać wiedzą jak namawiać.
Poza tym wieczorem jak się przyjrzeć, to przy większości z tych tymczasowych barów jest tłum ludzi, tak turystów jak i Marokańczyków a nad nimi unosi się dym z przyrządzanego jedzenia.
Z jednej strony ciągle myślę, że to jedzenie nie do końca robione jest w sterylnych warunkach, ale co trzeba temu miejscu oddać, to fakt, że wszystko robione jest na świeżo, tu nie ma mowy, że dostajesz coś z mikrofalówki. To jest coś co zdecydowanie zachwalam, zapach grillowanego mięsa, tażinu, który unosi się w powietrzu, wymieszany z sokiem pomarańczowym to dopiero istna gratka dla naszego powonienia.
Souk
Jeśli już obejrzysz wszystko co dzieje się na placu i uda Ci się przejść przez falę różnych straganów z jedzeniem może warto byłoby się zagłębić w jedną z uliczek souku. Powiem Ci jednak szczerze, że nie licz na to, że wyjdziesz w to samo miejsce, to jest labirynty mniejszych i większych uliczek, które jawią się wręcz jako identyczne, szkoda tylko, że wychodzisz z drugiej strony… Przy czym to na swój sposób jest magiczne.
Po jednej stronie masz więcej towarów związanych z ubraniami, elementami wystroju, po drugiej owoce, przyprawy, oliwki i tak dalej. Tutaj każdy próbuje Cię zwerbować do siebie, każdy chce Ci udowodnić, że to na jego stoisku znajdziesz to czego szukasz, nawet jeżeli nie szukasz niczego.
Jeżeli chodzi o zakupy na souku to znacznie lepiej wybrać się tutaj za dnia, po pierwsze dlatego, że masz większą swobodę, jest mniej turystów i jakby sprzedawcy są mniej nachalni.
Pamiętaj, że to jest miejsce gdzie targowanie to sztuka a Ty musisz tę sztukę znać, każdy ze sprzedawców oczekuje tego samego, Ty mówisz cenę, on głośno się śmieje, że to za mało i oferuje Ci swoją cenę. Nie rzadko kilkakrotnie większą. Ty wybałuszasz oczy i mówisz absolutnie nie, i podajesz trochę wyższą od swojej początkowej, sprzedawca dalej kręci nosem. Ty mówisz, ok to nie chcę wcale i się odwracasz, aczkolwiek robisz to w trybie spowolnionym. Sprzedawca musi mieć chwile aby Cię przywołać i powiedzieć, to targujmy się dalej. Takie negocjacje mogą trwać naprawdę długo. W dużej mierze ich powodzenie zależy od Twoich umiejętności.
Pamiętaj jednak aby nie przesadzić z niska cena, bo to może być źle odebrane (choć ja uważam to za śmieszne, bo na jakiej podstawie mam określić faktyczną cenę danej rzeczy)?
Znajdziesz tutaj wszystko zaczynając od drobnych pamiątek, które przywozisz z każdej innej podróży, przez aromatyczne przyprawy usypane w piękne, wielobarwne kobierce podobnie jak owoce, kosmetyki naturalne, wyroby skórzane, lamki, naczynia, dywany, pufy, czego dusza zapragnie, jestem, pewna, można tutaj znaleźć.
Pamiętaj jednak o tym aby zachować umiar i rozsądek, Marokańczycy są rewelacyjni jeśli chodzi o sprzedaż, najpierw się uśmiechnie, później zaprosi do środka, zaproponuje przepyszną herbatę miętową, zapyta co słychać od słowa do słowa będziecie już dobrymi znajomymi i nim się obejrzysz będziesz kupować więcej.
Sztukę negocjacji i zasady marketingu oni mają jak dla mnie we krwi.
Dodatkowe informacje i rady
- Ja nie mam osobiście wielu zdjęć z całego tego miejsca, bo musisz mieć świadomość, że należy za to płacić. Nie zawsze, czasami uda się gdzieś na szybko wykonać jakaś fotke, pod tym względem uważam, że znacznie lepiej sprawują się telefony komórkowe niż duże aparaty.
- Nie mniej jednak jeżeli masz ochotę zrobić zdjęcie, któremuś z artystów a czasami nawet straganiarzom nie zdziw się jeśli poproszony zostaniesz o zapłatę. A są tak dobrzy, że wyłapią każdego kto robi zdjęcie i nieważne, że ich na zdjęciu nie ma, bo jest fragment budowli, jeśli nie chcesz płacić musisz skasować zdjęcie. Mnie osobiście to w jakiś sposób odstraszało, nie miałam ochoty płacić, bo niby za co? Uprzedzam jednak, że to jest normalne.
- Jeszcze jedna kwestia dotycząca artystów z małpami, cwane z nich bestie, nie z małp ale z artystów bywa, że krążą oni po placu i jeśli tylko nawiążesz spojrzenie to już są przy Tobie a małpa już jest na Twojej głowie, nawet jeśli o to nie prosiłeś, niestety nie zdadzą się na nic lamenty i protesty za tę wątpliwą atrakcję należy płacić.
- Tam gdzie tłum ludzi tam też drobne złodziejaszki, miej zatem na oku cały swój dobytek abyś przypadkiem go nie stracił.
- Nie daj się namówić, żadnemu z miejscowych przewodników, bo będzie chciał on od Ciebie w jakiś sposób zdobyć pieniądze. Jeśli już chcesz coś znaleźć staraj się zapytać innego turystę. Nigdy nie wiesz na kogo trafisz, bo jeden zadowoli się 5 dirhamami a inny zacznie się śmiać i za chwilę obok Ciebie będzie grupka jego kolegów.
Ceny
Niektóre z produktów miały bardzo podobne ceny, więc nie wszędzie dało się negocjować
- Harira (marokańska zupa) - 3 - 10 Dirham;
- Sok pomarańczowy – 4 Dirham;
- Inne soki (jabłkowy, owocowy) – 10 Dirham;
- Tażin – 20-30 Dirham (zależy z czym);
- Miętowa herbata – 1-5 Dirham;
- Szaszłyki z frytkiami i sałatką – 35 – 45 Dirham;
- Kebab z frytkami – 20-30 Dirham;
- Daktyle lub inne owoce – 3-7 Dirham;
- Miska ślimaków – 50- 10 Dirham;
Podsumowanie i moja ocena
Chciałabym w jakiś sposób to uporządkować, zatem na placu wieczorową pora możesz spotkać:
- Zaklinaczy węży;
- Akrobatów;
- Tancerzy;
- Tancerki brzucha;
- Kobiety zajmujące się malowaniem henną;
- Wróżbitów;
- Kuglarzy;
- Uzdrowicieli;
- Dentystów ulicznych;
- Bajarzy;
- Śpiewaków;
- Właścicieli tresowanych małpek;
- Żonglerzy;
- Innych;
Każdy z nich robi swoiste przedstawienie, którego jesteś świadkiem, to jakby połączenie cyrku z teatrem antycznym ze sztuką orientalną w jednym miejscu.
Najpierw zastanawiałam się gdzie Ci wszyscy ludzie zmierzają, turyści rzecz jasna chcą poznać to miejsce, ale mam nieodparte wrażenie, że w tym całym tłumie większą część stanowili mieszkańcy. Czy chcą oni zjeść coś w jednej z budek, a może kobiety pragną mieć orientalne wzory wymalowane na ręku. Nie wiem, może to zaklinacze węży, bajarze czy tancerze sprawiają, że jest tu tyle ludzi. Już pierwszego dnia zauważyłam, że choć jestem tutaj obecna jestem jakby wykluczona.
Nie jesteś w stanie pośmiać się z opowiadanych bajek, nie zaczniesz nucić wraz z grupa śpiewaków, nie dołączysz się do ich tańców, jesteś jakby z boku. To nie turyści, ale Marokańczycy stanowią grupę dominującą, to oni bawią się tutaj lepiej niż my turyści, takie jest moje wrażenie. I choć staramy się wedrzeć w ten świat nie mamy na to najmniejszych szans, możemy tylko stać i podziwiać.
Teraz to co najgorsze, czyli co ja sądzę o tym miejscu. Niestety do mnie to miejsce nie trafiło, ja kompletnie nie mogłam się tutaj odnaleźć, byłam przytłoczona, stłamszona i czułam się źle. I choć wiem, że w tym właśnie przepychu jest cała magia tego miejsca, mnie to nie przekonało.
Przeszkadzał mi fakt, że na każdym kroku mnie ktoś zaczepiał, proponował mi coś czego nie chciałam, ja i tak byłam bardzo asertywna i w pewnym momencie nawet nie zwracałam uwagi, to mój chłopak co chwilę wdawał się w dyskusje, których ja unikałam.
Zauważyłam, że w pewnym momencie nawet nie rozglądałam się na boki, bo bałam się, że moje spojrzenie na dany towar albo osobę spowoduję lawinę komentarzy i namawiania mnie czego tak bardzo chciałam uniknąć.
I choć to właśnie Marakesz słynie z zakupów, że tutaj można zrobić najlepsze zakupy, utargować niższe ceny, ja nawet się za to nie brałam. Niestety tu pokazały się moje ograniczenia, oczywiście, że jak każdej kobiecie oczy mi latały od pięknych rzeczy, ale fakt, że nie mogłam obejrzeć ich na spokojnie był dla mnie nie do przyjęcia.
Dałam temu miejscu drugą szansę, bo jednak mieliśmy dwa wieczory, które na spokojnie mogliśmy tutaj spędzić, nie mniej jednak nic się nie zmieniło, sprzedawcy wciąż byli nachalni i nawet nie dawali mi możliwości obejrzeć się za tym co posiadają, tylko gadali i gadali. O jejku jak mnie to dekoncentrowało, w rezultacie nie kupiliśmy nic. Źle mówię, ja sobie nic nie kupiłam.
Jedyny zakup, którego dokonaliśmy to była krystaliczna mięta i nawet cieszyłam się bo stargowaliśmy cenę, chociaż w Rabacie udało nam się kupić znacznie taniej, ale cóż to miejsce ma to do siebie.
Wiele osób mówi, że właśnie Marakesz a w szczególności plac Jamaa el Fna jest kwintesencją Maroko, powiem szczerze, że nie dla mnie. Idąc dalej tym tropem na chwile obecną mogę powiedzieć, że to nie miasta, nie takie atrakcje jak omawiany teraz plac sprawiły, że byłam Marokiem zafascynowana, to była natura.
Prawdę powiedział ktoś, że to miejsce można pokochać albo nie lubić, ja znalazłam się w tej drugiej grupie.
Nie oznacza to jednak, że powiem, że to miejsce nie jest godne odwiedzenia bo bezapelacyjnie jest. Trzeba mieć jednak świadomość, że to taki targ tysiąclecia powiększony o stokroć z takimi samymi zasadami, takie mam skojarzenie.
Mój chłopak jest pod wrażeniem placu, a ja chciałam jak najszybciej uciec z tego miejsca i w ogóle z Marakeszu, dla mnie wszystkiego było za dużo, a dodatkowo po przyjeździe z pustyni, sprawiało to, że miałam wrażenie jakbym znalazła się na jakiejś arenie, gdzie każdy walczy o klienta.
Było kilka uliczek, które mniej w jakiś sposób do siebie przekonały, były mniej przeludnione, sprzedawcy nie byli tacy nachalni i tam już czułam się znacznie lepiej.
Jeśli zaś chodzi o sam pokaz sztuki ta placu, to uważam, że to jest właśnie sztuka, tutaj masz artystów wszelkiej maści i nikt ze sobą nie konkuruje oni tworzą swój specyficzny, intymny świat.
Miło było obserwować jak mieszkańcy się dołączali do śpiewu czy zaczynali tańczyć, to była ich noc i ich zabawa. Tak jak napisałam według mnie mimo iż to miejsce jest jednym z najczęściej polecanych do odwiedzenia w Marakeszu uważam, że prym wiodą tutaj mieszkańcy Marakeszu, to oni przychodzą tutaj aby oglądać te przedstawienia a nie rzadko brać w nich udział, ja jestem tylko marnym obserwatorem ostatniego rzędu.
Podsumowując miejsce polecam, koniecznie za dnia i wieczorem aby zobaczyć jego diametralną przemianę musisz tutaj być bez wątpienia.
Nie mniej jednak ja nie jestem tą osobą, która w tym miejscu się zakochała, raczej bym rzekła, że to miejsce było dla mnie znośne.