O zachodzie słońca... Ayamonte i Isla Cristina.

Opublikowane przez flag-pl Agnieszka Król — 7 lat temu

Blog: "Gdzie jest ta Huelva?"
Oznaczenia: flag-es Erasmusowy blog Hiszpania, Hiszpania, Hiszpania

Nowy weekend to nowa podróż. Tym razem były to Ayamonte i Isla Cristina, czyli wodne miasta, balans na granicy, wkurzone strusie, wszystkie kolory lata i najpiękniejszy zachód słońca, jaki kiedykolwiek widziałam!

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

14 listopada, sobota

Tym razem nie było pobudki bladym świtem, śniadania jedzonego w pośpiechu ani truchtania na dworzec z na wpół przymkniętymi powiekami. Postanowiłyśmy spać tak długo, jak będziemy chciały, powoli się ogarnąć, na spokojnie zjeść coś pysznego i wypić herbatę. Żadna z nas nie jest aż takim śpiochem, żeby spać do południa, więc koło 12:00 byłyśmy już gotowe do drogi i spragnione przygody.

Ciągnęło nas na zachód, niekoniecznie znowu do Portugalii, ale gdzieś bardzo blisko granicy. Spojrzałyśmy na mapę. Ayamonte - miasto położone nad rzeką Gwadiana, która w połowie należy już do Portugalii. Pomyślałyśmy, że czemu nie i już po chwili siedziałyśmy z plecakami w busie Damas. Bilety kosztują 5,30€, a podróż trwa godzinę i 15 minut.

Miasteczko jest podzielone na pół przez rzekę Estero de la Rivera. Ponadto przy ujściu tej rzeki do Gwadiany powstały doki. Woda jest nieodłącznym elementem krajobrazu tego miejsca. Spacerowałyśmy ospale wzdłuż brzegu, po deptakach i mostkach.

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

Przypadkiem natknęłyśmy się na Parque Municipal Prudencio Navarro, czyli park miejski, który właściwie jest ogrodem zoologicznym. Wstęp do niego jest bezpłatny. W ogóle to najdziwniejsze zoo, jakie kiedykolwiek widziałam, bo nie było tam jakiegokolwiek budynku pracowników czy administracji. To skłoniło mnie do pytania czy w ogóle są tam jacyś opiekunowie, którzy doglądają te zwierzęta i się nimi zajmują.

Zaraz za wejściem ustawiona została tablica informacyjna wskazująca, która ścieżka prowadzi do jakich zwierząt. W ten sposób poprowadziła nas do pawilonu z papugami, niezwykle kolorowymi i ciekawskimi, a następnie do wybiegu strusi. Nigdy jeszcze nie widziałam na żywo żadnego strusia i nie wiem, czy zawsze mają taki wyraz dzioba, ale te wyglądały na mega wkurzone. Totalnie zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że w prawie 30-stopniowym upale są zamknięte na niewielkim wybiegu, gdzie nie mogą nawet porządnie się rozpędzić, nie mówiąc w ogóle o bieganiu.

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

Naprzeciwko strusi płynie po okręgu wąski strumyk, w którym, jeśli dobrze się przyjrzeć, można dostrzec żółwie. Kilka z nich, naprawdę malutkich, uparcie płynie przed siebie oczekując kiedyś końca tej przeprawy. Dalej ścieżka poprowadziła nas do wybiegu rogaczy. Na ubitej „polanie”, na której nie ustało się już ani jedno ździebło trawy, leniwie leżały sarna z jeleniem. Tuż obok nich, za murowanym ogrodzeniem, w którym co jakiś czas znajdowały się szyby, znajdowały się po kolei: lew ze złotą, bujną grzywą wygrzewający się w słońcu i w ogóle nic sobie nie robiący z jego obserwatorów, pawiany skaczące po gałęziach i wpatrujące się w turystów z równym co oni zainteresowaniem, niedźwiedź, na którego grube, brązowe futro patrząc, nie wyobrażałam sobie jak mu musi być gorąco.

Wreszcie tygrys, który zafascynował mnie najbardziej. Początkowo obchodził ogrodzenie dookoła przystając na chwilę przy każdym oknie, jakby pozował dla gapiów. Po kilku takich rundach podszedł do brodzika, napił się trochę wody, a następnie cały się w niej zanurzył! Pierwszy raz zobaczyłam kota (dużego i dzikiego czy małego i domowego :P), który dobrowolnie wszedł do wody. Cóż, w takim upale to nic dziwnego.

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

Wyszłyśmy z parku i przeszłyśmy na drugą stronę rzeki, na główny plac ocieniony trochę palmami, które dawały trochę odpoczynku od słońca. Większość stolików w pobliskich restauracjach była już zajęta, jako że sjesta trwała w najlepsze. Dorośli rozmawiali, dzieci grały w piłkę, w oddali przepłynęła kolejna łódka. Mieszanka dźwięków i zapachów, a także kolorów, bo drzewa i krzewy kwitły w najlepsze wydając przepiękne różowe kwiaty.

I my zjadłyśmy tapas, a potem wróciłyśmy na dworzec autobusowy i złapałyśmy autobus jadący przez Isla Cristina. 15 minut później byłyśmy już na miejscu z 1,55€ mniej w portfelach. Z racji tego, że wycieczka rozpoczęła się w południe, a tempo zwiedzania było spokojne, powoli zaczął zapadać zmrok.

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

Bardziej niż na zwiedzeniu samego miasteczko, zależało nam na zobaczeniu zachodu słońca na plaży. Pod tym względem Isla Cristina totalnie mnie zaskoczyła. Główna ulica prowadzi aż na sam skraj miasta. Tam z chodnika schodzi się na drewnianą kładkę, która prowadzi najpierw przez plażę, gdzieniegdzie porośniętą niskimi krzewami, potem przez pomost, znajdujący się nad wąską zatoczką, by potem znowu zejść na plażę. To swego rodzaju półwysep, wyższy fragment rzeźby terenu wznoszący się nad wodami oceanu. Widok jest niesamowity… Fale rozbijają się o brzeg, a gdzieś na końcu półwyspu słońce chowa się pomału za dachem hotelu, który w tej scenerii bardziej przypomina mi klasztor.

o-zachodzie-slnca-ayamonte-isla-cristina

Usiadłyśmy na poręczy pomostu i trwałyśmy tak, aż słońce kompletnie zniknęło na horyzoncie. Znowu poczułam się jak na końcu świata. Wszyscy inni już sobie poszli. Zostałyśmy tylko my, ocean, który nie przestawał szumieć i księżyc z gwiazdami. Teraz to był ich moment, żeby oczarować noc <3


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!