Raj mola książkowego
Może to nie nazbyt oryginalne stwierdzenie, ale bardzo lubię książki. Ostatecznie - czytanie stanowi pewien rodzaj podróżowania; czytając nie przemieszczamy się fizycznie, ale i tak możemy wędrować, i to zarówno w czasie, jak i przestrzeni. Ale ja lubię nie tylko czytanie książek, ale także oglądanie ich, wąchanie, dotykanie: ważna jest dla mnie ich oprawa graficzna i to jak są wydane. Z tego względu zawsze zwracam uwagę na to, jakie książki można znaleźć w danym miejscu i jak są tam traktowane. Francja w tym aspekcie wydała mi się istnym rajem.
Czytelnictwo w Clermont-Ferrand
Clermont-Ferrand nie jest zbyt dużym miastem, a i tak zapewniało sporo wrażeń czytelniczych. W centrum, w okolicach Place de Jaude znaleźć można co najmniej dwie księgarnie, w których ceny również miały znamiona „rajskości”. Mój ulubiony antykwariat – Book’in - mieścił się pod numerem 38 przy biegnącej na południe od Place de Jaude Avenue des États Unis. Za pierwszym razem przyciągnęły mnie do niego wystawione na zewnątrz półki smakowicie uginające się od książek. Asortyment jest tutaj bogaty niczym w Sezamie Ali Baby: od kryminałów, powieści obyczajowych, przez beletrystykę aż po mangę i winyle. Można było znaleźć rozmaite książki (bynajmniej nie zniszczone, zaczytane i wyświechtane), przeważnie w niskiej cenie. Na przykład „Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” Doroty Masłowskiej kosztowała półtora euro (oczywiście musiałam na to zwrócić uwagę! We francuskim przekładzie tytuł brzmi „Polococtail party”, co początkowo nieco mnie skonfundowało). Z kolei jakieś trzy euro kosztowała „L'Écume des Jours” skandalizującego Borisa Viana, na którą długo polowałam, bo uwielbiam tego autora – ma dość lekki styl, więc dobrze ćwiczyło mi się francuski na jego tekstach; poza tym nie jego teksty nie są zbyt trudne w warstwie językowej. Z podobnych względów – by oswajać się z językiem – skusiłam się także na „Les Orangers de Versailles” Annie Pietri, w tym jednak przypadku powodowała mną także tematyka: rzecz dzieje się na dworze Króla Słońce, co zawsze mocno oddziałuje na moją wyobraźnię. Cena tej książki była podobna do dwóch poprzednich.
Jak zatem widzicie – można tutaj „upolować” sporo smaczków nie płacąc za to zbyt wiele, dlatego też polecam Wam gorąco to miejsce! Zazwyczaj czynne jest od 10:00 do 19:00, z przerwą na obiad między 12:00 a 14:00; wyjątek stanowi oczywiście niedziela (zamknięte) oraz poniedziałek, kiedy to otwarte jest tylko od 14:00.Jeśli tam traficie – zajrzyjcie koniecznie; poznacie tę księgarnię z łatwością:
Biblioteki uniwersyteckie
Bardzo interesujące było dla mnie także odwiedzanie tutejszych bibliotek; najczęściej bywałam na tych uniwersyteckich, bo było mi tu najbliżej, a ich księgozbiór w zupełności zaspokajał moje potrzeby. Pierwsze co mnie tutaj uderzyło to to, że studenci przesiadują tutaj bardzo często (wspominałam już o tym tutaj). W czasie sesji niełatwo było znaleźć wolne stanowisko do pracy, ale i podczas roku akademickiego było tu sporo osób. Nic dziwnego: biblioteka jest świetnie wyposażona nie tylko jeśli chodzi o księgozbiór, ale i o różne sprzęty. Nie brak tu wygodnych foteli, kuszących, by spędzić choć pół godzinki, zatopiwszy się w nich i w lekturze. Jest też kilka stanowisk komputerowych, nie tylko do przeszukiwania katalogu, ale i takich przeznaczonych do pracy. Taki stan rzeczy utrzymuje się nie tylko w filii w której bywałam najczęściej (biblioteka wydziału Lettres et Sciences Humaines), ale także i w innych placówkach, na przykład w tej przy bulwarze Lafayette (tuż obok Jardin Lecoq i Musée d'Histoire naturelle, o których przeczytać możecie tutaj). Dużym plusem jest także i to, że placówki czynne są długo; czasami nawet od 8:00 do 22:00.Wyrobienie karty czytelnika jest banalnie proste – wystarczy podać swoje dane kontaktowe i wylegitymować się kartą studenta. Choć pytano mnie tam o francuski numer telefonu, to jego brak nie stanowił w żadnym wypadku przeszkody nie do przeskoczenia. Poza tym obsługa jest bardzo miła i pomocna, co również nie pozostaje bez wpływu na jakość korzystania z tego miejsca.
Sieciówki
Nie lubię kupować książek w „sieciówkach”; wolę w małych księgarniach, bo zawsze wyobrażam sobie, że lepiej wspierać właśnie takie miejsca. Nie mniej jednak nie sposób nie wspomnieć o francuskim odpowiedniku naszego Empiku – mam na myśli FNAC. Zachwyciło mnie tutaj to, że w najlepszych miejscach wyeksponowane są nie bestsellery (tak jak u nas), ale klasyka i książki beletrystyczne. Ta drobna – zdałoby się – różnica według mnie sporo mówi o tutejszym runku wydawniczym i o tym po jakie książki sięgają francuscy czytelnicy. FNAC w Clermont-Ferrand mieści się przy Place de Jaude, w tamtejszej galerii.
Inną „sieciówką” jest Gibert Joseph, księgarnia, która trudni się także sprzedażą artykułów papierniczych. Oddział w Clermont-Ferrand znajduje się – podobnie jak Book’in – przy Avenue des États Unis (pod numerem 42; nie pomylcie z mieszczącym się nieopodal papierniczym! - 22).
Polskie akcenty
Na półkach francuskich księgarni znaleźć można także i polskich autorów; przeważnie są to Witold Gombrowicz i Zbigniew Herbert, ale – jak już wyżej wspominałam – czasami trafi się i Masłowska. W uniwersyteckich bibliotekach natomiast są działy „polonistyczne” – nie tylko z książkami do nauki języka czy słownikami, ale także z polskimi powieściami.
Książki poza Clermont-Ferrand
Sytuacja czytelnicza poza miastem, w którym spędziłam Erasmusa również zdaje się być bardzo korzystna – miałam okazję przyjrzeć się temu w czasie moich podróży. Praktycznie w każdym mieście, w którym byłam, natykałam się na klimatyczne księgarnie, których półki uginały się apetycznie od książek. Punktem kulminacyjnym był Paryż: wzdłuż brzegu Sekwany ciągną się straganiki antykwaryczne, można tam znaleźć nie tylko książki, ale i pocztówki czy magnesy na lodówkę. Bukiniści siedzą i troskliwie oprawiają książki w foliowe okładki; to przyjemny widok. Sporo tam wydań kieszonkowych; zdaje mi się, że ten format jest bardzo lubiany przez Francuzów.
Równie rozkoszny wizualnie był też antykwariat w Vichy. Ach, to był doprawdy antykwariat z prawdziwego zdarzenia!Stare, pięknie oprawione woluminy (pierwszy po jaki sięgnęłam był wydany w XIX wieku, co mocno mnie onieśmieliło) dopełnione są interesującymi przedmiotami. Moją szczególną uwagę zwrócił taki żółw, żeglujący po morzu książek:
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)