Niedźwiedzie, dziki i borsuki w Clermont-Ferrand
W prześlicznym Jardin Lecoq (nad którym możecie się wraz ze mną porozpływać tutaj), pomiędzy wyniosłą sekwoją a nieprzystępną araucarią znajduje się popiersie trochę groźnie wyglądającego jegomościa. Owa persona jest istotna nie tylko dla tego bajkowego ogrodu, ale też dla całego Clermont-Ferrand. Henri Lecoq – bo to o nim mowa – zajmował się badaniem geologii Owernii. Był także botanikiem i mineralogiem. Miał wkład w powstanie nie tylko Jardin Lecoq, ale także pobliskiego Muzeum historii naturalnej, o której chciałabym opowiedzieć w tej notce.
Jak trafić do Musée d'Histoire naturelle Lecoq?
Jeśli uda się Wam dotrzeć do Jardin Lecoq (a nie jest to trudne, bo ogród znajduje się w centrum miasta) nie będziecie także mieli problemów z trafieniem do tutejszego muzeum historii naturalnej. Wystarczy wyjść bramą od strony północnej. Znajdziecie się wtedy na bulwarze Lafayette; przekroczcie go śmiało i zapuśćcie się w głąb niepozornej uliczki, tej po prawej stronie uniwersyteckiej biblioteki. Wszędzie pełno jest stosownych tablic wskazujących właściwy kierunek, a zatem nie powinniście mieć problemów z odnalezieniem Musée d’Histoire naturelle, choć – muszę to przyznać – sam budynek z zewnątrz nie wygląda ani nazbyt charakterystycznie, ani kusząco. W środku jest znacznie ciekawiej! Czego można się spodziewać?
Bilet od borsuka
U progu wita nas wypchany, odrobinę już wyleniały borsuk. Jak głosi napis umieszczony na pobliskiej tabliczce – można go pogłaskać. Ja jednakże nie pozwoliłam sobie na takie czułości: brakło mi odwagi po trosze przez respekt przed drapieżnikiem (nawet i wypchanym!), a po trosze z obawy, że coś może mu jednak odpaść pod wpływem mojego dotyku: borsuk ów nie wyglądał na wcielenie witalności. Zaraz obok znajduje się recepcja, gdzie oprócz nabycia wejściówek można także pobrać rozmaite materiały informacyjne (nie tylko o tym konkretnym muzeum).
Podobnie jak w lwiej części francuskich placówek tego typu – studentom przysługuje bezpłatny wstęp (za okazaniem dokumentu poświadczającego ów status). Nie zalewajcie się jednak łzami, jeśli nie możecie liczyć na żadną ulgę: w każdą pierwszą niedzielę miesiąca wejście do muzeum historii naturalnej jest darmowe. Szczegóły dotyczące cen biletów oraz dostępnych zniżek znajdziecie na pod tym linkiem.
Czego możemy się tutaj dowiedzieć?
Muzeum zdaje się być silnie nastawione na edukację, ale w tym zajmującym wydaniu: nie nudziłam się tutaj. Wystawa, mieszcząca się na kilku piętrach, dotyka bardzo różnorodnej tematyki – uczy nie tylko o lokalnej faunie i florze, ale prezentuje też zagadnienia bardziej techniczne, fizyczne czy zgoła matematyczne.
Na jednym z pięter możemy na przykład zapoznać się z kwestiami geologicznymi. Znajdziemy tam rozmaite skały i dowiemy się, jak powstają struktury kryształów. W sektorze paleontologicznym mamy szansę zebrać informacje na temat początków życia na ziemi i obejrzeć kolekcję skamielin.
Dla mnie jednak najciekawszą częścią była ta poświęcona faunie (choć zdała mi się zarazem nieco makabryczna). W oszklonych gablotach stały wypchane zwierzęta. Niektóre przyprawiały mnie o zimny dreszcz, bo – wyrokując na podstawie spojrzeń ich szklanych oczu – wyglądały na tknięte obłędem. Trudno jednak dziwić się owej niezachęcającej powierzchowności tych zwierzaczków: są wszakże już nadgryzione zębem czasu, bo część kolekcji Musée d'Histoire naturelle pamięta swego nobliwego pomysłodawcę. Muzeum zostało założone by uczcić pamięć Henriego Lecoq, dwa lata po jego śmierci, czyli w 1873 roku.Imponujące zbiory botanika, które ów na ten cel przeznaczył, stały się podstawą do budowania kolekcji, którą możemy oglądać aż do teraz.
Bawiły mnie absurdalne zestawienia zwierząt w gablotach. Patrząc na nie, zastanawiałam się czy w rzeczywistosci gromada lisów faktycznie mogłaby spokojnie baraszkować przy młodych warchalakach przemierzających las ze słynącą z agresywnej zazdrości matką. Może i to prawdopodobne; nie znam się na tyle na zwyczajach zwierząt. Tak czy siak - bardzo mi się to podobało.
Nauka przez zabawę
Sporo miejsca w Musée d'Histoire naturelle Lecoq poświęcone jest matematyce. Ale nie w sposób, który przyprawia o mdłości i nudę (ach, te wspomnienia ze szkolnej ławy!); mamy tutaj raczej do czynienia z nauką przez zabawę. W sporych rozmiarów pomieszczeniu poustawiane są stoły z rozmaitymi grami i łamigłówkami, przybliżającymi matematyczne zjawiska czy prawidłowości. Ot – rzucasz kostką i możesz zgłębiać zasady prawdopodobieństwa. Takie gadżety czynią to miejsce bardzo przyjaznym dla dzieci: nie będą się tutaj nudziły (dorosli zresztą też!). Niestety, instytucja nie jest równie przyjazna dla osób, które nie władają językiem francuskim;wszelkie materiały nie są opisywane w jakimkolwiek innym języku, co czyni placówkę raczej hermetyczną.
Muzeum nie stroni od historycznej perspektywy w spojrzeniu na naukę: w sektorze technicznym Musée d'Histoire naturelle można zapoznać się z sylwetkami wybitnych matematyków. Wydało mi się to ciekawe, bo o wielu z nich wcześniej w ogóle nie miałam pojęcia. O ile o Pitagorasie i Kartezjuszu coś niecoś opowiedziano mi jeszcze w podstawówce, to o – na przykład - Ahmesie (egipskim autorze pierwszego matematycznego traktatu) usłyszałam tutaj po raz pierwszy.
Informacje praktyczne
Kiedy odwiedzić Musée d'Histoire naturelle Lecoq? Na pewno nie w poniedziałek: wtedy jest nieczynne! W pozostałe dni tygodnia muzeum otwarte jest od 10:00 do 17:00 lub 18:00 (zależnie od sezonu: dłużej czynne jest od maja do września). Uważajcie też na przerwę między 12:00 a 14:00; tylko odbijecie się wtedy od zamkniętych drzwi, więc lepiej idźcie na obiad – jak zdecydowana większość Francuzów. Więcej informacji na temat godzin działania muzeum historii naturalnej znajdziecie na tej stronie.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (1 komentarzy)
Maciek Kilian 6 lat temu
Też tam kiedyś byłem, super foczki na drugim piętrze.