Sewilla. Jak tu się nie zakochać?
Nie powiem, było ciężko. Pobudka o 6.00 rano. Nawet nie bladym świtem, bo słońce w Huelvie, we wrześniu, wschodzi około 8.00. To był pierwszy taki poranek po kilkumiesięcznym lenistwie, ale jakoś się zebrałam i wstałam. Nie przejechałam przecież 3 tysięcy kilometrów, żeby poleżeć w niezbyt wygodnym łóżku.
Poza tym to ten dzień. Dzień, na który czekałam od tygodnia, a we wtorek przeciskałam się przez tłum, żeby mieć pewność, że nie wykupią nam biletów. Kto by pomyślał, że to wszystko takie turysty.
Dzisiaj jechałyśmy na wycieczkę z ESN Huelva. Naszą najpierwszą, która zapoczątkowała wszystkie inne. Kosztowała nas całe 15€ od łebka, kilka godzin kotłowania się w tłumie i tę nieszczęsną pobudkę, ale to wszystko warte jest zwiedzenia miasta flamenco i tapas. Intensywnie kolorowego, pachnącego pomarańczami i wygrzanego w słońcu. Stolica Andaluzji. Sewilla.
Tak wygląda Huelva o godzinie 8.00 rano. Nic dziwnego, że jakiekolwiek życie zaczyna się tutaj od 9.00. Ulice są puste, nie widać ani jednego samochodu ani pieszego. Normalny Hiszpan, jeśli nie musi, nie wychodzi tak wcześnie z domu.
Zebraliśmy się na kampusie El Carmen. Prawie sto Erasmusów wliczając w to ESN. Przeliczyli nas, wyczytali nazwiska (uwielbiam słuchać, jak mówią "Anieeszka"), zapakowali do autokarów i pojechaliśmy. Do Sewilii jedzie się dobre półtorej godziny, ale to dobrze - wszyscy zdążyli się jeszcze przespać.
W Sewilli wyrzucili nas pod Torre del Oro. Złota Wieża, tuż nad brzegiem Gwadalkiwiru, powstała w XIII wieku w celach obronnych. Obecnie jest jedną z wielu atrakcji turystycznych miasta obleganą przez Chińczyków z kijkami do selfie. W środku mieści się Muzeum Morskie, ale odmówiliśmy sobie tej przyjemności i ruszyliśmy w stronę zabytkowego centrum.
Zaraz po drugiej stronie ulicy znajduje się Plaza de Toros, czyli arena korridy. Wiele miast w Andaluzji ma swoje areny, Huelva też, ale na większości z nich już dawno nie rozgrywały się żadne walki. Często przekształcane są w restauracje lub w muzea. Z areną w Sewilli jest inaczej. Tutaj też znajdziecie muzeum i możecie zwiedzić arenę od środka, ale tylko wtedy, gdy nie odbywają się tu żadne walki. Korrida w Sewilli jest wciąż żywa. Nie, nie byłam na walce, ani tutaj, ani gdzie indziej. W przeciwieństwie do większości Hiszpanów nie widzę w tym żadnej sztuki, raczej barbarzyńską tradycję sprzed wieków. Samą arenę jednak warto zobaczyć i żałowałam, że nie było na to czasu.
Słyszeliście o "Carmen", operze Bizeta? Była Cyganką pracującą w XIX wieku w fabryce cygar. Rozkochała w sobie sierżanta Don Joségo a następnie porzuciła go dla znanego torreadora Escamilla. Don José wyznał jej miłość i błagał, by do niego wróciła, a kiedy odmówiła, przebił ją sztyletem. Obecnie naprzeciwko wejścia na arenę stoi jej posąg, dokładnie w miejscu, gdzie miała zostać zamordowana.
Poprowadzili nas przez plac Puerta de Jerez, obok uniwersytetu (dawnej ww fabryki tytoniu) i Jardines de Murillo, w kierunku Barrio de Santa Cruz. Ta niezwykle urokliwa dzielnica, pełna wąskich, kolorowych uliczek, małych placyków z fontannami i białych kamienic przyozdobionych kwiatami, najlepiej oddaje charakter Sewilli. Oprowadzili nas po tym małym labiryncie, a następnie uliczką Judería wyprowadzili na Patio de Banderas. Naszym oczom ukazał się plac, zamknięty z czterech stron kamienicami, a powyżej Giralda i dach katedry.
Katedra w Sewilli jest największą i najdroższą gotycką katedrą na świecie. Ma 37m wysokości (98m z dzwonnicą), 126m długości i 83m szerokości. Jej ogrom odczuwa się jednak tak naprawdę dopiero po wejściu do środka. Potężne kolumny, ogromne organy i każdy metr kwadratowy pokryty zdobnymi ornamentami, witrażami, rzeźbami i obrazami. Każdy szczegół jest dokładnie dopracowany. Wzdłuż wszystkich ścian ciągnie się rząd kaplic, pośrodku jest miejsce na chór, organy, zakrystię i ołtarz. W centralnej części południowej nawy znajduje się grobowiec Krzysztofa Kolumba.
W Kaplicy Krolewskiej natomiast złożono szczątki króla Ferdynanda III. To nie jednak grobowce wybitnych postaci są znakiem charakterystycznym katedry, lecz Giralda, jej dzwonnica. To nie tylko symbol katedry, ale i całej Sewilli. Powstała w XII wieku, za panowania Maurów, i była minaretem wielkiego meczetu. Po zdobyciu miasta Chrześcijanie zburzyli meczet, ale zostawili wieżę twierdząc, że jest cudem architketury.
Na górę Giraldy wchodzi się nie po schodach, lecz 35 pochylniach, po których muzułmański duchowny wjeżdżał konno. Ze szczytu rozciąga się przepiękna panorama na całą Sewillę.
Typowe dla hiszpańskich katedr jest to, że posiadają dziedzińce, zazwyczaj z fontannami i drzewkami pomarańczowymi. Idealne, żeby usiąść i odpocząć przez chwilę w cieniu drzewek. Uważajcie tylko i patrzcie pod nogi, bo chodnik poprzecinany jest siatką małych kanalików rozprowadzających wodę, w który mnie oczywiście udało się wdepnąć.
Zwiedzanie katedry i Giraldy jest czasochłonne i męczące, dlatego po wyjściu ogłoszono czas wolny. Poszłyśmy całą paczką do przytulnej restauracji, gdzie cała podłoga pokryta była kolorowymi płytkami, a każda ściana miała inny kolor. Na dworze panował 40-stopniowy upał, jeden z ostatnich takich dni tego roku, przyjemnie wię było odpocząć przez chwilę w chłodnym lokalu.
Potem ruszyłyśmy dalej i tu wchodzi Kama, która zawsze wie, jak mnie rozbawić. Jak to się stało, już nie pamiętam, grunt, że zniszczyła sobie buta, coś między sandałem a japonką, w sposób totalnie uniemożliwiający chodzenie. Kama jest osobą, która się nie poddaje, więc oczywiście próbwała, ale nędznie to wyglądało. Po chwili zdjęła buta i stwierdziła, że pójdzie boso, a po drodze kupi nową parę. I tak chodziła boso głównym deptakiem miasta, po rozgrzanym chodniu, nie dbając na uśmiechy przechodniów ani co sobie o niej pomyślą. Kama, uwielbiam Cię! Za chwilę znalazłyśmy oczywiście H&M i zakupiła baleriny.
Dobrze, bo mój głód zobaczenia w miarę możliwości wszystkiego nie został jeszcze zaspokojony. Spacerowałyśmy po Starym Mieście (oficjalnie oni czegoś takiego nie mają) i promenadą nad Gwadalkiwirem. Wieczorem zaprowadzili nas w ostatnie miejsce, moje ulubione w całej Sewilli - Plaza de España.
Plac Hiszpański znajduje się w Parku Marii Luizy i powstał dopiero w 1929 roku, z okazji Wystawy Iberoamerykańskiej. Pałac wykonany został stylu neorenesansowym, z wyjątkiem neogotyckiej fasady. Przed nim rozciąga się kanał, po którym można pływać wypożyczonymi łódkami. Na całej długości pałacu ciągnie się rząd obrazów i map, wykonanych z płytek azulejos, przedstawiających po kolei 48 prowincji.
Ciekawostka dla fanów Gwiezdnych Wojen. To tutaj kręcono sceny z filmu "Atak klonów", gdy Padme i Anakin przebywali na planecie Naboo.
To była ostatnia atrakcja na dzisiaj. Wszyscy byliśmy wymęczeni całodziennym chodzeniem, zwłaszcza przy tak wysokiej temperaturze.
W Sewilli byłam jeszcze kilka razy i na pewno chciałabym tam wrócić. Wiele już tam zobaczyłam, ale dużo miejsc zostało nieodkrytych. Mówią, że kto raz był w Sewilli, nigdy o niej nie zapomni. Coś w tym jest, bo dla mnie to miasto bliskie ideału.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)