Gdzie wylęga się piękno? W Niechorzu.
Jestem brzydka, a Ty nie?
Niektórzy ludzie mówią, że rodzimy się brzydcy, albo ładni. Inni twierdzą, że piękno jest pojęciem względnym, jeszcze „inniejsi”, że ludzie nie są brzydcy, tylko zaniedbani. Do której grupy należycie wy, co? Ja jestem z grona tych „inniejszych”. Bardzo często widuję przemiany brzydkiego kaczątka w łabędzia. Jestem kobietą, kto jak nie ja? Rano wstaję, patrzę w lustro i trochę mi siebie żal. Nie urodziłam się pięknością, nigdy nie wygram konkursu Miss Polonia, ani żadnego innego. Alee, co ja się będę przejmować, nie jestem jedyna. Stać mnie na kosmetyki, zawsze coś mogę poprawić. Nakładam puder, tusz, a czasami szminkę. W lustrze pojawia się inna postać, ta lepsza. Panowie nazywają to oszustwem, piękne od urodzenia panie głupotą (no tak, przecież one nie muszą się „polepszać”). A wy, co o tym myślicie? Może macie takie same zdanie jak ja – wszystko jest dla ludzi, ale z głową? Już kiedyś o tym pisałam, gdy poruszałam temat narkotyków. Zobaczcie, jak niedaleko jest od dwóch tak różnych rzeczy. Operacje plastyczne, tony tapety na twarzy, czy kilogramy obślizgłego błyszczyku na ustach nie wyglądają dobrze, nie? Tak samo jest z kokainą, czy innymi pobudzaczami. Gdy ktoś przesadza, niszczy siebie, a czasami nawet innych. Nic z dobrego z tego nie wychodzi. Uzależnienie ciągnie w dół… ale dobra, ja nie o tym miałam pisać. Chcę zwrócić waszą uwagę na to, że tylko my, ludzie, jesteśmy tak słabym i brzydkim gatunkiem, że marnujemy swój czas, siedząc i płacząc przed lustrem. Jaka jestem gruba, jaki mam duży nos, czemu akurat ja mam pieprzyk na środku czoła – setki niepoważnych spraw kłębiących się w naszych głowach.
Jakiś czas temu byłam w miejscu, gdzie wszystkie stworzenia grzeszyły pięknem. Jakoś mnie to skłoniło do refleksji. Temat nie jest wart dłuższego opisywania tutaj – setki osób na innych blogach już o tym pisało, nie chcę powtarzać. Chcę wam napisać tylko jedno – zawsze ktoś jest od nas ładniejszy, szczuplejszy, inteligentniejszy. Nie ma co się przejmować zbyt długo swoimi „ubytkami”, przecież to idzie w dwie strony – zawsze ktoś jest brzydszy, grubszy, głupszy…
Zauważyliście już pewnie, że lubię zacząć notkę od jakiejś ogólnej, nie związanej z podróżami myśli. Uwag, wszystko bierze się od wycieczek. Tematyka może wydaje się daleka, ale to właśnie moje wyjazdy pobudzają mózg do myślenia, nastrajaj do głębszych refleksji. Wiem, najczęściej tylko „wpuszczam” was do kawałka myśli – nie mogę przecież wszystkiego objaśniać. Ten blog mać być o podróżach, nie życiu mojego organu odpowiadającego za myślenie.
Wycieczka po piękno.
Ile czasu temu to było? Chyba jakoś ponad miesiąc. Jak zawsze, długo się zbierałam. W końcu nadszedł ten moment. Mogę opisać miejsce, które powinno zobaczyć każde dziecko, i każdy dorosły. Nigdy wcześniej nie słyszałam o czymś takim jak Motylarnia (nawet Word to słowo podkreśla mi na czerwono). Nie wiem, nie wychowałam się na konkretnej wiosce, jeżdżę sporo po świcie, a dopiero teraz, gdy mam dwadzieścia dwa lata, odnalazłam zamknięty w średniej wielkości namiocie kawałek piękna.
Od początku. Chwilę przed wyjazdem z Rewala byłam z dzieciakami na wycieczce w Niechorzu, (http://erasmusu.com/pl/erasmus-blog/erasmus-rady/niechorze-430789), gdzieś przypadkiem znalazłam ulotkę, która informowała o „wystawie” motyli. Obiecałam sobie, że zaraz po zakończeniu turnusu, pojadę sama, bez bachorów, pochodzić, popatrzeć na coś innego niż morze. Turnus się skończył, a ja z pustym portfelem pojechałam w stronę adresu podanego na ulotce (ul. Polna 30, Niechorze). Z Rewala droga zajęła mi jakieś dziesięć minut. Chwilę po przyjeździe napotkały mnie pierwsze problemy. W okolicach Latarni Morskiej (tak, to główny punkt zaczepiania, gdy szuka się namiotu z motylami bez nawigacji) nie ma żadnego bezpłatnego parkingu. I nie, nie chodzi o to, że jestem biedakiem (chociaż akurat teraz jestem), ale o to, że zazwyczaj wszystkie pieniądze przechowują na karcie. Dobra, jeśli są parkomaty, to muszę byś także bankomaty. Wyszłam z samochodu, przeszłam się do sklepu, zapytałam przemiłej ekspedientki, gdzie znajdę jakieś wspaniałe urządzenie wypłacające hajsik… No cóż, w Niechorzu, choć to wieś nadmorska i turystyczna nigdzie nie znajdziecie bankomatu – zapamiętajcie. Pani w sklepie sprzedała mi takie info, że straż miejska, czy tam policja, dość często sprawdza bileciki za szybą. Nie opłacało mi się wracać do Rewala i szukać bankomatu. Znalazłam stary listek z parkomatu malborskiego, włożyłam za szybę i poszłam – może panowie się nabiorą – tak pomyślałam. Mandaty są moją specjalnością, przez ostatnie trzy lata wydałam na nie około dwóch tysięcy złotych (no cóż, jeszcze się nie nauczyłam).
Praktyczne informacje.
Dobra, doszłam do namiotu. Jego wygląd nie powalał, średniej wielkości stelaż pokryty białą płachtą – co tu się rozczulać. Pani przy wejściu sprzedała mi bilet (normalny – piętnaście złotych, ulgowy – jedenaście złotych, są zniżki dla rodzin i grup), nakleiła pomarańczową naklejkę i kazała czekać przed wejściem. Postałam minutkę, może dwie. W głowie ciągle miałam wcale nieprzystojnego pana ze straży miejskiej, co właśnie wypisuje mi mandat… Odechciało mi się czekać, weszłam do środka, jak gdyby nigdy nic. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, a ja samodzielnie zaczęłam zwiedzanie. Uwaga, czekajcie przed tym wejściem, to ma sens, przyjdzie po was przewodnik, który wszystko dokładnie opowie. Nie warto być w gorącej wodzie kąpanym – ja straciłam możliwość posłuchania o tym jak motylki robią kupkę, rodzą się itp. (sama musiałam doczytać). Dalej, w Motylarni możecie siedzieć tyle, ile wam się podoba. Nikt was nie wygodni, chyba, że nadejdzie godzina zamknięcia (Godziny otwarcia? Od dziewiątej do dziewiętnastej. Dni? Codziennie).
Jak zwiedzałam, co się dowiedziałam?
Ze względu na to, że ciągle ten koleś od mandatów siedział mi w głowie, musiałam się streszczać. Namiot nie jest duży, a więc całe zwiedzanie zajęło mi może maksymalnie z pół godziny (gdybym szła z przewodnikiem zdecydowanie dłużej by to trwało). Na samym początku poczułam się nieco, a może nawet i mocno zawiedziona. Wyobrażałam sobie Motylarnie jako miejsce, gdzie będą latać setki, nawet tysiące zwierzątek. Niestety, mówiąc kolokwialnie (przecież to bloga), wiało pustkami. Motylki latały, tablice informacyjne stały, a ludzie chodzili. Po jakiś pięciu minutach gapienia się na zwierzątka, zrozumiałam dlaczego miałam czekać przed wejściem (tak, przewodnik). Żeby całkowicie nie stracić przez swoją głupotę i pośpiech, dołączyłam się do jakiejś obcej rodzinki. Słuchałam i słuchałam, co tam ta babeczka sobie gada. I mogę wam napisać, że wiem, że na świcie żyje ponad trzydzieści tysięcy motyli dziennych i sześć razy tyle ciem (serio to zapamiętałam), dodatkowo, w Polsce mamy około trzech tysięcy różnych gatunków motyli (mało… ale liczba z roku na rok rośnie), wśród nich możemy wyróżnić:
- Brudnicowate
- Kraśnikowate
- Barczatkowate
- Kibitnikowate
- Garbatkowate
- Niedźwiedziówkowate
- Przelotnice
- Sówkowate
I tak dalej. Zapewne was to nie interesuje, więc nie będę się rozpisywać. Pomijając nazwy, miejsca zamieszkania, to może coś ciekawszego podam:
- Jak szybką mogą latać motyle? Nawet dwanaście kilometrów na godzinę!
- Jak widzą motyle? Biednie, oj biednie. Ich oczy zauważają jedynie trzy kolory: żółty, zielony, czerwony.
- Tylko na Antarktydzie nie ma motyli.
- Motyle mogą unieść pięćdziesięciokrotność swojego ciała – porównajcie sobie z człowiekiem.
- Uwaga, ćma to również motyl, tylko, że nocy, bardziej owłosiony i grubszy.
- Zagadka „czemu ćmy lecą do światła?” nie została do końca rozwiązana. Poznałam jednak jedno dość „przyswajalne” rozwiąznie. Ćmy lecą do światłą na tej samej zasadzie, co statki płyną do latarni – chyba niezbyt jasno to wytłumaczyłam.
- Jaskrawe ubarwienie motyli dziennych odstrasza niektóre drapieżniki – wiecie, taka osłonka.
- Motyle sówkowate czasami stają się kanibalami – zjadają larwy swojego gatunku.
- Motyl żyje około dwóch/trzech tygodni.
- Największym motyle świata jest Ornithoptera alexandrae. Jego rozpiętość skrzydeł wynosi nawet do dwudziestu ośmiu centymetrów. Motyl jest chroniony, niestety, kłusowników to nie interesuje. Cena za jedną sztukę to czasami nawet kilka tysięcy dolarów.
- Motyle żywią się liśćmi i owocami (niżej będą zdjęcia posiłku).
- Osoba zajmująca się motylami to lepidopterolog.
Dobra, koniec z tymi ciekawostkami. Nie chcę zdradzać wszystkiego, sami tam kiedyś pojedźcie.
Wrażenia końcowe.
Na początku nie było kolorowo. Sama musiałam czytać, pociłam się od wysokiej temperatury, obiekt wydawał się zbyt mały, jak na takie pieniądze (wiem, nie wydałam wiele, ale co z tego? Oczekiwałam więcej). Z czasem jednak, po kilkunastu minutach zobaczyłam to:
A następnie mnie dosięgnął ten zaszczyt. Na dłoni, gdy robiłam zdjęcie (to niżej), usiadł mi piękny, niebieski motyl – Morpho peleides (pochodzi z Ameryki Środkowej i Południowej, jeden z większych dziennych gatunków). Niby nic nadzwyczajnego, ale, jeśli widzisz coś tak pięknego, delikatnego na sobie, trudno się nie wzruszyć (serio, nie należę przecież do osób, które często mają łezki w oczach, ale ten widok…).
Do plusów całej tej atrakcji na pewno należą przeszklone wylęgarnie. Dokładnie można zobaczyć, jak wygląda proces narodzin. Aaa, nie tylko zobaczyć, usłyszeć też, jeśli pójdziecie z przewodnikiem. Wybierając się do Motylarni, nie zapominajcie ubrać się naprawdę lekko, i, polecam wybierać dni w środku tygodnia. W weekend możecie spotkać straszne tłumy.
Dodatki, wszędzie kiepskie dodatk…
Zaraz przy namiocie z motylkami stoi kilka innych atrakcji turystycznych. Do żadnej, oprócz Latarni nie wchodziłam. Ceny biletów były dość wysokie, jak za coś, co nie zachęca nawet ulotką do oglądania. Macie tutaj rozpiskę, co tam możecie znaleźć:
- Park Miniatur Latarni Morskich
- Muzeum Rybołówstwa Morskiego
- Wystawa klocków Lego (najprawdopodobniej czasowa)
- Latarnia morska
- No i … plaża
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)