Niechorze
Niechorze – sławna wiocha
Zapewne nie słyszeliście jeszcze o Niechorzu. Dlaczego więc piszę, że jest to sławna wiocha? Okej, od początku. Niechorze położone jest jakieś trzy kilometry od Rewala (przez najbliższe dwa tygodnie on będzie moim odnośnikiem). Na tej kolonii nie mamy zapewnionych zbyt wielu atrakcji, więc łapiemy się każdej możliwej opcji. Po śniadaniu równym jakościowo tym serwowanym w Grand Hotelu, udaliśmy się na spacer w kierunku najbliższej latarni morskiej.
Dzieciak nie lubią zbytnio chodzić więcej, niż kilometr, dwa. Po dziesięciu minutach przeważnie zaczyna się marudzenie – a ile jeszcze, a jak daleko, a gdzie to itp. Wychowawcy zatykają uszy i co dwie minuty powtarzają, że już jesteśmy blisko. Do wyboru mieliśmy dwie drogi. Wiadomo, że dla bezpieczeństwa poszliśmy plażą.
Polskie morze mnie nie zachwyca, i nie chodzi o to, że nie doceniam tego, co blisko. Nie, po prostu kolor wody, glony i ten specyficzny zapach jakoś mnie odpycha. O ile często narzekam na pogodę, smród i ogólnie wszystko związane z morzem, to tutaj jest jakoś inaczej. Fakt, do morza nadal nie mam zamiaru wchodzić, ale widok tej plaży (patrzymy niżej) cieszy oko. W Rewalu i pobliskich wiochach jest zdecydowanie czyściej, niż w Stegnie, Krynicy Morskiej, Gdańsku, czy innych bliższych Trójmiastu plażowiskach.
Nie tylko ja zachwycam się plażami okolic Rewala. Na one.pl wymienia się je jako jedne z najczyściejszychwGorzej jest z „pojemnością”. Pas ma może piętnaście, dziesięć metrów.
Co z tą sławą? W Niechorzu kilka kilometrów od morza znajduje się jeziorko. A więc ta wiocha jest wspaniałą opcją dla wszystkich – dla tych, co kochają Bałtyk i dla tych, co go nienawidzą, a lubią polskie jeziora. Możliwe, że oglądaliście kiedyś Beatę w reżyserii Anny Sokołowskiej. Kilka scen z filmu zostało nakręconych właśnie tutaj, a raczej tam, bo obecnie przybywam w Rewalu.
Jak już wrzucam te zdjęcia, to może i o latarni coś wspomnę. Widzicie, foteczki zostały zrobione z góry. Widok ładny, tylko tyle. Budynek odbudowano w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym ósmym. Początkowo źródłem światła był olej rzepakowy (przed wojną), później zaś położona instalację elektryczną. Zasięg „żaróweczek” to trzydzieści siedem metrów, dzięki czemu latarnia przegania inne znajdujące się w pobliżu. Wysokością nie imponuje – 45 metrów. Aby wejść na górę trzeba pokonać ponad dwieście schodów – męcząca sprawa.
Wejście nie jest drogie, ulgowy kosztuje pięć złotych, grupowy (powyżej dwudziestu osób) cztery zeta. W okolicy latarni znajdziemy też inne atrakcje: motylarnię, wystawę figur woskowych i klocków lego. W żadnym z tych miejsc jeszcze nie byłam, po kolonii na bank wybiorę się do pierwszego z wymienionych.
Co się nagadam
Tak trochę ostatni zamulam i zanudzam, wiem. No cóż, nie mam zbytnio czasu na pisanie, zwiedzanie, czy imprezowanie. Ej, przecież jestem w pracy! Wstaję przed ósmą, kładę się spać około pierwszej. Dziennie wymawiam miliony słów – zejdź z tego, na prawo, na lewo, zbiórka, nie wolno, trzeba, szybciej, wolniej, nie bij jej, nie wyzywaj, nie przeklinaj, ustaw się, zbiórka w dwuszeregu, zjedz to, musisz coś jeść, wykąp się i tak dalej. To męczy najbardziej, te powtarzanie, tłumaczenie każdemu z osoba. Język się plącze, z mózgu robi się papka, a zachowaniem człowiek przybliża się do zwierząt. Serio, przebywanie z małymi potworami odmóżdża. Ale dobra, co tam. Za teksty, które tu słyszę, to mogę nawet rękę, czy stopę oddać:
- Proszę paniommm, a jaka pora roku jest po lecie? Zimna? <-dwunastolatek (chyba)
- Proszę paniiiii, ja jusz jestem dorosłym menszczyznom, mam włosy na pasie. <- cokolwiek miało to trzynastoletnie dziecko na myśli.
Ogniska i zachody słońca
Jako bachor często jeździłam na obozy. Pamiętam, że zawsze lubiłam ogniska. Nie chodziło o kiełbaski, śpiewanie, czy dźwięk gitary. Luz! Wychowawcy luzowali. Mogliśmy biegać po ośrodku, namiotach i wszystkich innych miejscach, w których kiedyś gościłam. My chyba też tak robimy, dajemy im więcej wolności, mogą dłużej siedzieć, później iść się myć lub odwiedzać koleżanki i kolegów.
Chyba każdy znany mi człowiek kojarzy książkę Mały Książę Antoine de Saint-Exupery. Nie wiem, czy pamiętacie, ale gdzieś tam ktoś do kogoś powiedział, że gdy jest się bardzo smutnym, to lubi się zachody słońca. Jeśli chodzi o fikcję (zdanie stworzone na potrzeby akcji, fabuły itd.) to okej, ale w życiu chyba tak nie jest, co? Mi "zejście" słońca kojarzy się z czymś przyjemnym, samo patrzenie na nie daje przyjemność. Jest coś piękniejszego? Pewnie, że jest (np. milion złotych na koncie). Jak się jest smutnym, to się lubi alkohol, narkotyki, smutne filmy, muzykę i spanie całymi dniami. Spójrzcie:
Cudakowanie dziś po wieczór pięknie uchwycone, nie?
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)