Wielka sprawa, czyli spełniam swoje urodzinowe marzenie - część 2
Kontynuacja:
Wstajemy wcześnie rano. Godzina 7:00 odkąd wyjechałam na Erasmusa, to dla mnie pora naprawdę brutalna. Szybciutko zbieramy swoje rzeczy, ekspresowy prysznic, lekki makijaż i w drogę. Jestem coraz bliżej mojego marzenia. Mojego wyśnionego Positano.
Dlaczego akurat Positano? Nie ma tu żadnej wyższej filozofii. Pocztóweczka z tego pięknego miasta przewinęła mi się na różnych social mediowych portalach, głównie na kontach o tematyce lifestyle. Z ciekawości sprawdziłam co to za miejsce i kiedy wyczytałam, że Positano nosi miano jednego z najpiękniejszych miejscowości we Włoszech stwierdziłam, że po prostu musze je zobaczyć.
Skorzystałyśmy z najtańszej opcji (oczywiście). O 8:30 odjeżdżał nasz autobus popularnej sieci SitaBus - to coś w rodzaju autobusu miejskiego/regionalnego. Jeżdżą w całych Włoszech (a przynajmniej widziałam je w większości włoskich miast). Nie pamiętam dokładnie ceny biletu - wydaję mi się , że było to 4,70€ lub mniej. Napewno nie przekroczyłam kwoty 5€. Zapakowałyśmy się do autobusu, do Neapolu jeszcze wrócimy.
Podróż była dość długa. Jakieś 2,5h. Fajnie, że autobus był dość pusty. Spotkałyśmy tam grupę turystów z Polski - też zmierzali do Positano. Autobus krążył między różnymi mieścinkami, aż w końcu zobaczyłyśmy wybrzeże. Wielkie, potężne morze - pogoda nie mogła być lepsza. Niebo bezchmurne, wielkie rażące słońce, lekki wiatr. Przyklejona twarzą do szyby autobusu nie mogłam przestać się ekscytować.
Wysiadamy w Amalfi, wszędzie pełno autobusów i turystów. Jeden budynek z restauracją, w zasadzie nic konkretnego dookoła. No... może poza WIELKĄ LAZUROWĄ TAFLĄ MORZA , cudowną roślinnością i palmami dookoła- tak tylko mówię. Krajobraz szybko nam się zmienił. Nie ma jednak czasu na zwiedzanie. Według rozkładu znalezionego w internecie, autobus do Positano odjeżdża o 11:30 - mamy więc 10 min. Zaczepiam jednego z kierowców, pytam skąd odjeżdża autobus do Positano, o której i gdzie mogę kupić bilet.
Bardzo chciałam zdążyć na ten autobus.
Starszy Pan patrzy na mnie. Wyciąga papierosa. Uśmiecha się, powoli i leniwie odpala swoją "cigarettę". "Bella... ciao!" - no tak, ludzie południa. Facet mówi, żebym poszła z nim. Czas biegnie, 11:25, zaraz ucieknie mi bus. "Giovanni!" - woła kierowca. Odwraca się inny Pan. "Ta panienka chce jechać do Positano. Masz bilety?". Pan Giovanni uśmiecha się do mnie: "Ciao bella! Certo, ecco!" - wyciąga z kieszeni bilety. Za dwa płacę jakieś 4€. Jak choć przez chwilę mogłam pomyśleć, że cokolwiek tutaj funkcjonuje według rozkładu? Kierowca Giovanni wskazał mi autobus. Nikogo w nim nie było. Wsiadłam, skasowałam bilet. 11:30 - nic się nie dzieje. Po 5 minutach przychodzi kierowca. Ucina sobie jeszcze miłą pogawedkę z innym kierowcą. Stawia nogę na schodku do autobusu i krzyczy: "Positano!!!!".
Wtedy zupełnie wrzuciłam na południowy, włoski luz. Za 30 minut będe w Positano. Usiadłam wygodnie, przy oknie. Jeszcze momencik.
Nie miałam pojęcia, że jazda autobusem po Wybrzeżu Amalfitańskim przyprawia o takie mdłości. Autobus jedzie jak szalony, kierowcy to wariaci. Droga jest kręta, wąska, wzdłuż skał. Trzeba trąbić by ostrzec tych za zakrętem: "Uwaga jadę wielkim autobusem! Nie zwolnię, jadę jak chcę!". Wielokrotnie zatrzymaliśmy się na 10-15 min bo pojazdy nie mogły się minąć. Żołądek wykręcony w każdą możliwą stronę.
No ale po 45 minutach (lekkie opóźnienie mimo pirackiej jazdy) wysiadam z busa. Nie byłam przygotowana na to, że ten cudowny widoczek ujrzę dosłownie od razu jak wysiąde. Nie przygotowałam się emocjonalnie, więc widok ten zwyczajnie uderzył we wszystkie moje możliwe zmysły.
Oczom ciężko było uwierzyć, że zdjęcie może być rzeczywistością.
Słychać było cudowny szum fal.
Poczułam wspaniały zapach kwiatów.
Idąc, dotykałam ręką wszytskiego co mijałam - jak dziecko.
Powietrze smakowało morską bryzą i wakacjami.
Bardzo długo zajęło mi przyzwyczajenie się do tego niezwykłego widoku. Momentalnie zapomniałam o wszelkich niedogodnościach podróży, zmęczeniu, głodzie i potrzeby skorzystania z toalety. To niezwykłe uczucie, kiedy doświadczasz spełniającego się marzenia jest nieporównywalne z niczym innym. Chcieć to móc.
Mój pensjonat to najtańszy obiekt, który znalazłam w Positano - 90€, dwie noce, za osobę. Nie byłam świadoma jak wielki trzeba podjąć wysiłek by się tam dostać. Ulicą pod górę, później skręcić w uliczkę i przejść jakieś 200 schodków na górę. Ciągle pod górę. Logiczne. Chcesz widoki? No to musisz iść na górę.
Byłam odwodniona, zmęczona, spocona i chciałam iść na plażę. Zaczęłam już powoli być niemiła ( głód ) i marudząca ( potrzeba prysznica). No ale znalazłyśmy ten nasz pensjonat! Cudowne miejsce prowadzone przez miłą starszą panią i jej rodzinę. Dostałyśmy pokój w dość starym stylu, ale myślę że było to na swój sposób urokliwe. Nic nie liczyło się dla mnie jednak w momencie gdy zobaczyłam drzwi na taras i widok jaki rozpościera się z naszego pokoju. Byłam zwyczajnie wzruszona.
Jednak nie chciałyśmy marnować czasu. Szybko przebrałyśmy się w stroje i ruszyłyśmy na obiad. Positano jest drogie. Koszmarnie. Najtańsza pizza kosztuje jakieś 10€ . Jak szaleć to szaleć. Szybki obiad i w drogę. Na plażę czas.
Tuż obok pensjonatu.
Plaża w Positano jest niewielka. Kamienista oczywiście. Mimo, iż są turyści nie jest jakoś szczególnie tłocznie. Sąsiaduję bezpośrednio z "miastem". Nie ma jakiejś wyraźnej granicy. Dookoła są knajpy i stoiska z pamiątkami. Co jest najfajniejsze? Nie ma turystycznego kiczu. Positano to miejsce raczej luksusowe, nie znajdziecie tu zapalniczki z napisem Positano, czy natrętnych sprzedawców łażących za tobą i próbujących wcisnąć ci kolorowe bransoletki z nitek. Zamiast tego są tu sklepy z winami, ceramiką, okazjonalne stoiska z pocztówkami, biżuterią, lnianą odzieżą i ręcznie robionym obuwiem. Aż chcę się zatrzymać i pooglądać - jest co!
Plaża jest czysta i przyjemna. W ogóle jak całe Positano. Mam niezwykłe skłonności do patetycznej gadki, jednak mówiąc o tym miejscu nie da się inaczej. Kiedy tam jesteś, czas się zatrzymuje. Smakujesz życie i doceniasz każdą jego sekundę. Zauważasz każde najdrobniejsze piękno, które Cię otacza. Każdemu życzę odwiedzić to miejsce.
Prawda jest taka, że mimo iż tego nie odczuwałyśmy... byłyśmy naprawdę zmęczone. Po odświeżającej kąpieli w morzu zwyczajnie zasnęłam na plaży. Nauczyło mnie to jednej rzeczy. Przy 25 stopniach, umiarkowanym słońcu i nawet o godzinie 16 MOŻNA spalić skórę. Boleśnie się o tym przekonałam. Na plaży zostałyśmy do godziny 18, później przyszedł wieczorny chłód. Nadal było cieplusieńko, ale to już nie była pogoda do plażowania. Przeszłyśmy się więc po sklepach , pooglądałyśmy miejscową ceramikę (cudo!) i zrobiłyśmy zakupy na wieczór. Postanowiłyśmy spędzić go na naszym pięknym tarasie przy pokoju. Owinięte kocami , z butelką wina obserwoałyśmy Positano po zmroku. Położyłam się spać przed północą. Chciałam zasnąć jeszcze jako dziewiętnastolatka.
Koniec drugiej części. Na nastepną zapraszam jutro. Opowiem Wam o najlepszych urodzinach mojego życia i dość skomplikowanym... powrocie do Florencji.
A dopo!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)