Początki
Mały osiedlowy warzywniak. Banany, jabłka i sałata wystawione na zewnątrz. W środku niewiele więcej, pomarańcze z Sycylii, czerwono-żółte pomidory, warzywa. Na w połowie pustych półkach ustawione wina i butelki oliwy, ceny zaskakująco niskie. A za ladą starszy pan, szczupły i wysoki, jego uśmiech i okrągłe niebieskie oczy przyciągały szczerością. Słyszał nasze rozmowy, więc używając języka angielskiego, zapytał skąd jesteśmy. Kiedy dowiedział się, że jesteśmy w Padwie na studiach, swobodnie przeszedł na język włoski, mówiąc jednak bardzo powoli i wyraźnie. Rozumiałam niemalże wszystko, choć w odpowiedzi umiałam tylko się uśmiechać i kiwać głową. Wybrałam kilka najbardziej czerwonych pomidorów, warzywa na sałatkę i białe sycylijskie wino. Warzywniaki zawsze kojarzą mi się z lepszą jakością towarów niż markety. Ufam, że to wino to jeden z lepszych zakupów. Położyłam zakupy na ladzie, miły pan kontynuował rozmowę, wierząc, że nasze kiwanie głowami oznacza pełne zrozumienie. Pytał, czy podobają nam się Włochy, zwrócił uwagę na wino i poradził, że najlepiej smakuje z biscotti. Zabrał się za ważenie pomidorów. Wciąż się uśmiechając, stojąc za ladą swojego malutkiego warzywniaka, pomiędzy ważeniem pomidorów i marchewek, wypowiedział słowa, które zrozumiałam nawet więcej niż w pełni: "Italia è come un museo sempre aperto". Włochy są jak wiecznie otwarte muzeum. Odłożył marchewki, przeszedł do ważenia papryk. A ja miałam kilka kolejnych miesięcy na codzienne obserwacje potwierdzeń prawdziwości tych słów.
Wstępne plany
Przyjechałam do Padwy 22 lutego. Cudowny lot z Wrocławia do Bolonii nad zaśnieżonymi Alpami był dobrą zapowiedzią wspaniałego pobytu. Kilka dni temu minęło trzy miesiące odkąd tu jestem. Dużo wrażeń, dużo miejsc, poznanych słów, zrozumianych zwyczajów. Wyjeżdżałam z postanowieniem: 10 nowych włoskich miast to zwiedzenia. Myślałam, że to dużo, bo wcześniej odwiedziłam już 14, w tym najpopularniejsze, czyli Rzym, Florencję, Bolonię i Wenecję. Marzenie okazało się jednak zbyt skromne. 18 już za mną, a przecież to nie koniec! Kolejny cel to zwiedzenie wszystkich regionów… to istotnie będzie trudne, bo jak na 32 zwiedzone miasta odwiedzonych regionów mam na swoim koncie 9…na 20.
Nie pamiętam od czego zaczęła się moja miłość ddo Włoch. Może jakieś zdjęcie ujrzane w gazecie, może jakiś film, może piosenka albo słowo. Słowo, to bardzo prawdopodobne, bo Włochy kocham równie mocno jak język włoski. Nie jest to miłość łatwa, wymaga dużo pracy, ale nauka języka włoskiego jest na pewno przyjemnością. Brzmienie słów takich jak mare azzurro (błękitne morze), lavanderia (pralnia) czy viaggio (podróż) i konieczność powtarzania ich to sama słodycz. Już wcześniej nauczyłam się, że najważniejsza w nauce języka obcego jest próba uczynienia go naszą codziennością. Dlatego tak łatwo uczyć się języka w kraju jego pochodzenia. Starałam się „ucodziennić” język włoski już w Polsce, każdego dnia logując się na niepopularnym, choć bardzo przydatnym portalu interpals.com i rozmawiając z Włochami. Teraz, będąc we Włoszech język włoski jest naturalnym elementem mojego życia, również z uwagi na fakt, że Włosi istonie nie porozumiewają się w języku angielskim swobodnie. Na początku mojego pobytu moje pierwsze słowa po wejściu to jakiegokolwiek miejsca: sklepu, baru, fotografa, punktu ksero itp. brzmiały: Can you speak english? Najczęstsza odpowiedź, jaką uzyskiwałam to gest ręką oznaczający così, così, czyli tak średnio. Teraz na angielski przechodzę jedynie w ostateczności i bardzo mnie to cieszy.
Dlaczego Padwa?
Padwę wybrałam z uwagi na trzy rzeczy. Pierwszą z nich jest fakt, że Uniwersytet w Padwie ściśle współpracuje z Uniwersytetem Wrocławskim, w którym się uczę, a co za tym idzie, pobyt tam był bardzo z prosty z punktu widzenia formalności, których musiałam dokonać. Po drugie Padwa jest położona w lokalizacji umożliwiającej łatwy dostęp do różnych miast włoskich. Pobliskie lotnisko w Treviso oferuje dużo tras, a ze stacji kolejowej w Padwie można się dostać prawie wszędzie. Także bliskość do Polski była dla mnie zaletą. Ostatnią rzeczą, która przekonała mnie do podjęcia decyzji o realizacji swojego Erasmusa właśnie w Padwie było to, że kilka miesięcy wcześniej odwiedziłam to miasto i zostałam nim całkowicie zauroczona. Padwa jak przystało na miasto studenckie oferuje dużo miejsc i lokali, w których można się dobrze bawić, ale jednocześnie jest na tyle mała, że daleko to od tłoku, dużego ruchu, tłumów. Naprawdę po tygodniu można się poczuć tu jak w domu i poznać większą część miasta. Nie brakuje jej prawdziwie włoskiego charakteru małego miasteczka, z ciągnącymi się w nieskończoność arkadami, starymi kamieniczkami, przywołującymi na myśl zdanie o wiecznie otwartym muzeum, uśmiechniętymi mieszkańcami i uroczymi placami. Wahałam się nad Cagliari, stolicą Sardynii, która kusiła dogłębnym zwiedzeniem regionu, który pod względem piękna natury, plaż, przejrzystych morskich wód, jest perłą Włoch. Jednak uznałam, że Cagliari jako miasto wyspiarskie nie jest dobrą bazą wypadową do zwiedzenia większej części Włoch, co było moim priorytetem. Dlatego moja decyzja o wyjeździe właśnie do Padwy została podjęta dość szybko.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)