Dzień XIV: Schronisko ukraińskiego GOPR
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać nasze, 2 Poznańskiej Drużyny Wędrowników "Turbacz", przygody w górach Czarnohory - tym razem nocleg w schronisku ukraińskiego Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego oraz zabawy w pasterzy i wizytę w muzeum kultury huculskiej.
Zejście z Howerli
Po spędzeniu jakiejś godziny na szczycie i podziwianiu widoków ruszyliśmy w dół. Droga wiodła dość ostro w dół, przez duże głazy. W trakcie schodzenia prawie przejechał nas pędzący szlakiem motocyklista, sam ledwie dał radę wyrobić na zakręcie i wjechać na górę.
Po zejściu przez najostrzejszy odcinek wielu z nas było już nieźle wyczerpanych. Brakowało nam cukru we krwi, po ponad dziewięciu godzinach marszu w upale, teraz w chłodzie i przejściu przez trzy duże podejścia oraz wejściu na najwyższy szczyt Ukrainy zeszła z nas para.
Pole namiotowe pod Howerlą
Pole namiotowe na siodle pod Howerlą znajdowało się na wysokości 1537 metrów nad poziomem morza - czyli zeszliśmy ponad pięćset metrów w dół z Howerli. Z miejsca naszego biwakowania widzieliśmy pogrążony w chmurach Petros, szczyt, który według planu mieliśmy pokonać dnia następnego. Generalnie wyglądało to tak, że droga w kierunku Petrosa wyglądała na płaską, a nagle z ziemi wyrastała góra - przewyższenie na oko około pięćset metrów, ponownie. Po dzisiejszym marszu zdecydowaliśmy i poprosiliśmy Budzika o próbę ominięcia szczytu.
Nocleg kosztował nas jakieś czterdzieści hrywien od osoby. Na początek zrobiliśmy sobie obiad, tym razem z mięsem - nikt nie narzekał, że jemy mięso. Ale mimo podwójnej porcji ryżu i mięsa nadal nie czuliśmy się specjalnie nasyceni - wszyscy wędrownicy wchłaniali pożywienie jak gąbka, ładowali w siebie pokarm po całodniowym marszu. Strumyk do mycia siebie oraz naczyń i napełnienia wodą butelek znajdował się jakieś pięćset metrów od pola namiotowego.
Za połowę ceny udało nam się wytargować wstęp do drewnianej chatki z wystawą plakatów o górach Czarnohory i ich historii, która to chatka znajdowała się na terenie pola namiotowego GOPRu.
Wyczerpani położyliśmy się wcześniej spać. Tym razem niektórzy mieli pęcherze na stopach.
Owce i hucuły
Wejście na Petrosa z pola namiotowego według mapy zajmuje od dwóch i pół do trzech godzin. Udało się jednak znaleźć na mapie szlak omijający ten groźnie, szczególnie po Howerli i "Trzech Strażnikach", wyglądający szczyt.
Niedaleko wyjścia z pola namiotowego spotkaliśmy hucuły.
Kierowaliśmy się dalej szlakiem czerwonym. Po około dwóch godzinach marszu prostą drogą dołem połoniny szlak czerwony powinien wspinać się na nią. Nie widzieliśmy go nigdzie, dlatego po pierwszym napotkanym źródełku postanowiliśmy się wspinać drogą, którą zeszły owce z pasterzami. Ano, bo spotkaliśmy ponownie owce. Bardzo dużo owiec. Chyba najwięcej owiec, ile na raz widziałem w moim życiu w górach. Całe stado przewalało się i brzęczało dzwonkami, dokoło stada biegały piękne psy pasterskie oraz dwóch pasterzy, którzy nie uwierzyli, że nie mamy dla nich papierosów.
Woda ze strumyka, przez które przechodziły zwierzęta, nie nadawała się z tego powodu do picia. Ale w jednym miejscu był spad i strumyk tworzył naturalny prysznicz orzeźwiającą, zimną wodą, z którego część skorzystała (również dzisiaj ukrop lał się z nieba).
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)