Dzień XII: Pop Iwan
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać jak wraz z 2 Poznańską Drużyną Wędrowników "Turbacz" zdobyłem Popa Iwana, maszerując na niego z Chatki u Kuby.
Wymarsz z Chatki u Kuby
W nocy przed Chatką u Kuby jeszcze długo podziwialiśmy rozświetlone gwiazdami niebo.
Nad ranem wstaliśmy trochę później, zjedliśmy śniadanie, spakowaliśmy się i tak jak zwykle odmówiliśmy jutrznię. Następnie, ponownie obładowani ciężkimi plecakami, namiotami i prowiantem na następne trzy dni, ruszyliśmy w drogę, już na początku podchodząc kawałek pod górę. Kierowaliśmy się szlakiem niebieskim przez połoninę Smorycz oraz Uchaty Kamień.
Cała droga zajęła nam ponad cztery godziny, a słońce coraz mocniej przyświecało. Po drodze według mapy mieliśmy minąć małe jeziorko, w którym jakoby można wspaniale się schłodzić i posiedzieć niczym w zimnym jaccuzi ogrzewanym gorącymi promieniami słonecznymi, przez radiację. Rzeczywiście coś minęliśmy, ale przypominało to bardziej kałuże. Podobno według mapy opuszczone obserwatorium astronomiczne, gdzie planowaliśmy tej nocy spać, było już blisko - okazało się, że jeszcze godzina drogi zeszła nad do miejsca, gdzie rozbiliśmy namiotu, skąd na Popa Iwana, już widocznego, była kolejna godzina.
Było tak gorąco, że tuż przed wejściem na grań zrobiliśmy chyba ze trzy krótkie postoje, padając w cieniu drzew i chroniąc każdą część ciała przed słońcem.
Marsz na Popa Iwana
Namioty rozbiliśmy na mały wzgórzu, otoczonym przez las, pomiędzy graniami a Popem Iwanem. Mieliśmy doskonały widok na obserwatorium astronomiczne na szczycie. Po krótkim ogarnięciu się oraz rozbiciu namiotów część ruszyła na szczyt, podążając za szlakiem żółtym, a część została, aby ugotować obiad. Szlak był raczej nam niepotrzebny, bo droga i szczyt był widoczny jak na dłoni.
Po jakieś godzinie od wyjścia z miejsca noclegowego, idąc w miarę prostą drogą, bez wielkich podejść pod górę i bez plecaków, dotarliśmy do obserwatorium, widocznego podobno z gór Maramuresz w Rumunii, pokazującego mniej więcej, gdzie leży granica pomiędzy Rumunią a Ukrainą.
Ze szczytu widzieliśmy częściowo nasze namioty. Najbardziej rzucała się w oczy jednak folia NRC rozwieszona przez innych turystów - a że miejsce to nie do końca było przeznaczone do biwakowania, mieliśmy nadzieję, że żaden ukraiński leśnik nie zwróci nam uwagi dzisiejszej nocy.
Na szczycie znajdowały się dwie tablice z Przykazaniami Bożymi napisanymi w cyrylicy. To chyba trzecie zdjęcie mnie samego na tych blogach!
A na zdjęciu poniżej opuszczone obserwatorium astronomiczne w całej okazałości. Budynek z tyłu jest mocno zniszczony, gruzy walą się na ziemi. Z Popa Iwana rozciąga się piękny widok na góry Czarnohory.
Zdjęcia: Kamil
Zaśpiewawszy nieszpory, czy też raczej wyrecytowawszy je, udaliśmy się spać.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)