Dzień VII: Międzybóż#1 - Ninja na zamku!

Wprowadzenie 

Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać nasze, 2 Poznańskiej Drużyny Wędrowników "Turbacz", przygody na średniowiecznym zamku w Międzybożu, podróż do tego zamku z sanktuarium w Latyczowie, gościnność gospodarza, pana Olega, jedyne muzeum Wielkiego Głodu na Ukrainie oraz wspaniały, a la łódź wikingów, grill zamkowy. 

Poszukiwania marszrutki 

W czasie, jak wędrownicy jeszcze ogarniali ostatnie rzeczy i żegnali się z księdzem Adamem, z Budzikiem ruszyliśmy poszukać dworca autobusowo - marszrutkowego i kupić bilety do Międzyboża. Oddaolony był niecałe dziesięc minut drogi od sanktuarium.

Budzik chodził po dworcu w Latyczowie jak ja po dworcu w Poznaniu.... a nie, może nie w Poznaniu, bo dworzec w Poznaniu to tragedia, porażka dwudziestego pierwszego wieku, architekt płakał jak projektował, tam akurat łatwo się pogubić. Jak ja po dworcu w w miasteczku Owińska, gdzie dworzec to stary, ceglany, opuszczony budynek i jeden peron. Generalnie dobre się orientował, czytając rozkłady jazdy pisane cyrylicą (oczywiście były tam godziny w postaci zlepek normalnych liczb, ale gwoździem programu było ogarnięcie, który autobus odjeżdża w naszym kierunku). Postanowiłem nie być gorszy i tym usilniej zabrałem się za naukę cyrylicy, ale zacząłem od analizowania kolejnych liter na szyldzie sklepu spożywczego. 

Chwilę później dołączyli do nas wędrownicy i za kilkanaście hrywien, parę złotych, ruszyliśmy autobusem w stronę Międzyboża. Przez chwilę ponownie zastanawiałem się, czy nie spróbować może ukraińskiego autostopu i puścić drużynę samodzielnie, ale druh drużynowy skutecznie wybił mi ten, głupi, pomysł z głowy. 

Zamek, a nie zameczek 

Po drodze poprosiliśmy kierowcę marszrutki, aby dał nam znać, jak znajdziemy się w Międzybożu, żebyśmy mogli wyjść i udać się na zaplanowany nocleg do zamku. 

Nie musiał nam dawać znać, gdy po około trzydziestu minutach jazdy po ukraińskich wertepach, przez malownicze, położone na małych wzniesieniach wsie, dotarliśmy na miejsce. Kiedy kontakowałem się z Bergusem w trakcie organizacji obozu wędrownego po UIkrainie i planowaliśmy nocleg po drodze do Kamieńca Podolskiego w zamku w Międzybożu, w mojej wyobraźni powstał obraz małego zameczku. Tymczasem zza drzew wyłoniło nam się olbrzymie zamczysko, wielki gmach, z poteżnym i wysokim murem i basztami oraz donżonem górującym nad tym wszystkim Z dwóch stron otoczony był szerokimi rzekami (Etymologia nazwy Międzybóż - od "między Bohami, zamek i miejscowość leży nad rzeką Boh i jej lewym dopływem, Bużokiem). 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-37a0d87

Zdjęcie: Kamil 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-c44ac5c

Zdjęcie: Kamil 

Miałem nadzieję, że ksiądz Adam, ostatnimi czasy trochę zabiegany, rzeczywiście ogłosił komendantowi twierdzy nasze przybycie i poinformował go o zasługach, jakie oddaliśmy piegrzymom w Latyczowie w czasie odpustu - i że będziemy mieli dziś w nocy gdzie legalnie spać. 

Po wejściu schodami na groblę i przejściu przez główną bramę zostaliśmy rzeczywiście przywitani z otwartymi ramionami przez komendanta twierdzy, pana Olega, który zaraz też wskazał nam miejsce, w którym mogliśmy rozbić namioty. 

Cała twierdza składała się z pałacu Sieniawskich, a raczej jego ruin, chociaż i tak robiących wrażenie. Nad pałacem górował donżon, z powiewającą na górze flagą Ukrainy. Po prawej stronie od bramy i grobli znajdowała się kwatera komendanta, niestety ani ja, ani kwatermistrz Kamil nie mogliśmy dostać się do środka. Po lewej wybudowana została jedna z najwyższych wież w twierdzy, na którą również można było wejść, aby podziwiać rozciągające się po drodze widoki. W samym centrum twierdzy znajdowała się mała, otwarta kaplica. Naprzeciwko pałacu Sieniawskich znajdował się garnizon. 

Po rozstawieniu namiotów część wędrowników zaczęła przygotowania do obiadu - drugiego obiadu gotowanego przez nas osobiście na tym obozie, reszta to były zaplanowane i nie gratisy i obiady już gotowe. Od pana Olega pożyczyliśmy metalowy trójnóg do zawieszenia kociołka. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-1eada24

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-5cefb9e

Bez tych dwóch sardynek obiad byłby do kitu...

Z Gołębiem zabraliśmy się za rąbanie drewna. Szło nam w miarę szybko, średnio co trzy uderzenia zasilaliśmy zapas szczap o nowe rozłupane kawałki, relaksując się przy wykonywanej pracy. Stachu przechodząc zapytał się, czy może spróbować trochę porąbać, bo ma niewiele doświadczenia. Ciesząc się chwilą wytchnienia, usiedliśmy z Gołębiem na boku i oglądaliśmy, jak prawdziwi, porządni, polscy robotnicy na budowie, jak trzeci z nas ciężko pracuje. I spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, bo każde jedno uderzenie Stacha równało się rozłupanie nieważne jakiej wielkości i grubości kawałka drewna. Druh drużynowy w końcu. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-8fb9fb3

Stachu postanowił trochę poszkicować. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-932ac2a

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-71027e1

Pałac Sienawskich i nasza stołówka na jeden dzień. 

Donżon 

Po obiadku wskoczyliśmy na drewniane platformy i wspięliśmy się na mury zamku i donżon. Pod drewnianymi platformami słyszeliśmy miauczenie kotka, prawdopodobnie z głodnego i opuszczonego przez matkę, niestety nie byliśmy w stanie go znaleźć. Kilka godzin później udało się to panu Olegu, który zatroszczył się o coś do picia dla małego. 

Spotkaliśmy również żołnierza, weterana, który niedawno wrócił ze wschodu z frontu. Był nami żywo zainteresowany, ciężko niestety było się dogadać, chciał nam również wręczyć swoją kamizelkę wojskową z odznaczeniami. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-9a490b2

Rzeka Boh. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-2ddabec

A tu taki mini - zamek w oddali. 

Muzeum Wielkiego Głodu 

Na terenie twierdzy urządzono dwa muzea. Jednym z nich było muzeum Wielkiego Głodu, ponure miejsce, gdzie wielu z nas dowiedziało się między innymi, skąd pochodzi określenie "głodomór" na dziecko, które słabo się odżywia. Muzeum Wielkiego Głodu (z ukraińskiego - Hołodomor) odnosiło się do zbrdoni Stalina na ludności ukraińskiej w latach 1932 - 1933, w trakcie której śmierć z powodu niedożywienia poniosło ponad siedem milionów ludzi. 

Muzeum Wielkiego Głodu było dość wstrząsające, znajdowało się w nim sporo dokumentacji, obrazów, filmów odnoszących się do tamtych wydarzeń, oraz rzeźb w pewien szczególny sposób przedstawiających tragedię ludzi żyjących ówcześnie na Ukrainie. UIwagę zwracały zwłaszcza łyżki, symbol Wielkiego Głodu, których była mnóstwo w całym muzeum, jak i rzeźba wyciągniętych po chleb rąk oraz rzeźba matki, z unoszącymi się nad jej głową pustymi kołyskami z zabawkami oraz ulatującymi ku niebu koszulkami dla nie mających szans się narodzić dzieci. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-5a83eed

Zdjęcie: Kamil 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-d195626

Zdjęcie: Kamil 

Zrujnowana cerkiew 

Zrobiliśmy wypad na miasto, czy raczej może wieś, celem zrobienia zakupów i zobaczenia starej, zrujnowanej cerkwi w centrum wsi. Część śmiałków ruszyła eksplorować podziemia cerkwi, skąd w końcu wyczołgała się na światło dzienne po drugiej jej stronie. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-bdcbdb3

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-076ad23

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-d5839bd

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-6231c22

Tutaj zdjęcie z jednej strony, a tutaj 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-dd7b747

z drugiej strony. Autor zdjęcia: Kamil 

Chwasty 

W ramach zapłaty za nocleg obiecaliśmy pomóc panu Olegowi w pracach na terenie zamku. I tak pan Oleg dał mi, a potem jeszcze zaciągnął do pomocy Kamila i Adama, namioty do rozstawienia dla grupy turystów, a tymczasem reszta wędrowników poszła z motykami wyrywać jakieś chwasty u podnóża murów twierdzy. Namioty miały dość specyficzną konstrukcję, brakowało również kilku części do porządnego ich rozbicia, ale kombinując i główkując, w czym górował Adam, udało nam się jako tako je rozstawić - choć dobrze, że mury twierdzy chroniły je przed wiatrem. 

Wędrownicy po ponad dwóch godzinach wrócili cali zmachani, podobno chwasty były trudne do wyrwania - byli zbyt zmęczeni, aby porównywać nasz wkład pracy w rozbicie namiotów dla turystów. 

Łódź wikingów 

Pod koniec dnia postanowiliśmy zrobić sobie grilla na łodzi wikingów - grillu w kształcie łodzi wikingów. Sprawne rozpaliliśmy drewienka w środku od krzesiwa i zabraliśmy się za ucztowanie. Stachu w pewnym momencie zarządził pierwsze na obozie ognisko obrzędowe drużyny. Nie byli niestety w stanie wędrownicy śpiewać przy ognisku w ciszy i spokoju, ciesząc się klimatem wieczornego, rozświetlonego gwiazdami nieba nad opuszczoną, oblrzymią średniowieczną twierdzą, ponieważ przez bramę w blasku reflektorów i latarek wparowałą olbrzymia grupa pielgrzymów. Rozstawili mnóstwo jedzenia w "naszej" stołówce i, przy kolorowym blasku padającym z rozstawionych przez nich zniczy, spożywali. 

Ja tymczasem bawiłem się naświetlaniem. 

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-0955c77

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-c023943

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-2593b5f

dzien-vii-miedzyboz1-ninja-zamku-7a711db

Kontakt 

Facebooka twierdzy w Międzybożu, ciekawie i regularnie prowadzonego, gdzie istnieje możliwość również skontaktowania się z panem Olegiem, można znaleźć pod poniższym linkiem: 

Державний історико - культурний заповідник "Межибіж"

co zostało z cyrylicy przetłumaczone jako: "Państwowy Rezerwat Historyczno - Kulturalny". 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!