Urodziny, Piatra Craiului#2, Black Salami, Ass-sliding#2

Wprowadzenie 

Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać swoje urodziny na Erasmusie, które spędziłem najlepiej w życiu, bo w górach, i zrealizowałem jedno ze swoich marzeń zakiełkowanych w mojej głowie w czasie podróży trzy lata temu po Rumunii, czyli chodziłem po górach z dzikim psem rumuńskim. 

Piatra Craiului 

Piatra Craiului jest jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałem dotąd w Rumunii, jak i najpiękniejszą granią na której byłem w życiu, dlatego postaram opisać się ją bardziej dokładnie. Piatra Craiului, co w końcu udało się potwierdzić, nie oznacza w tłumaczeniu "Królewskiej Skały", jak pisałem poprzednio (choć takie informacje można znaleźć w internecie), ale oznacza "Skałę Bałamuta", żigolaka - nie poznałem jeszcze historii związanej z tą nazwą. 

Wyjazd do Zarnesti 

Nad ranem w moje urodziny zajrzałem do pokoju Marty w akademiku. Wyglądało na to, że jednak spędzę przynajmniej część dnia sam, ponieważ po wywrotce na nartach nie czuła się ostatecznie wystarczająco na siłach, aby wejść na Piatra Craiului. Wyruszyłem więc z Coliny na dworzec w Braszowie z myślą, że to w sumie będzie całkiem przyjemne, spędzić część urodzin samotnie w górach, i to jeszcze w okolicach Piatra Craiului. 

Po około dwudziestu pięciu minutach dotarłem na dworzec. Miałem jeszcze jakieś dziesięć minut do pociągu, co okazało się niewystarczającą ilością czasu na ponowną dyskusję o tym, że jako Erasmus zasługuję na darmowy bilet. Pani w kasie opuszczała tylko ręce i w końcu kupiłem bilet za niecałe pięć lei do Zarnesti. 

Droga do Zarnestii zajęła mi trzydzieści pięć minut, w trakcie której, mimo kiepskiej pogody (wiało, było zimno i mgliście) mogłem podziwiać masyw Bucegów majaczący w oddali. 

Mój Przyjaciel pies 

Z dworca w Zarnestii w dziesięć minut przeszedłem pieszo do centrum miasta, trochę posiłkując się dwoma chłopakami z plecakami idącymi przede mną, którzy też przyjechali tym samym pociągiem do Zarnestii (a ostatnimi razy do miasta zajechałem albo samochodem z całą ekipą, Lukasem, Gregorem, Donato, Pantelisem, Wojtkiem i Martinsem, albo uniwersyteckim wynajętym busem w ramach międzynarodowej konferencji, więc nie byłem pewny drogi). 

W centrum na chwilę usiadłem, zastanawiając się, czy na pewno nie kupić niczego więcej na drogę w supermarkecie lub w piekarni. W tym czasie podeszła do mnie dziewczyna z chłopakiem, dość młodzi z wyglądu, którzy zagadali do mnie po rumuńsku. Po krótiej wymianie zdań chłopak po angielsku wytłumaczył mi, że czekają w tym miejscu na osobę ubraną jakby zamierzała iść w góry. Zerknąłem na swoje rzeczy i pomyśłałem, że to może rzeczywiście chodzić o mnie. Ze śmiechem rozstaliśmy się, bo jednak nie kojarzyłem żebym z kimolwiek umawiał się w jakikolwiek sposób w Zarnesti.  

Ruszyłem dalej przez miasto, mijając kilka owiec, aż w pewnym momencie przyczłapał się do mnie czarny pies, przytulając się do mojej nogi. Podrapałem go za uszami i pomyślałem sobie, że fajnie byłoby spełnić sobie jedno z mniejszych marzeń i połazić po górach z dzikim psem u nogi odstraszającym i broniącym mnie nocami przed niedźwiedziami. I tak z moim nowym Przyjacielem, tymczasowo nazwanym Pieskiem Leszkiem, ruszyłem z Zarnesti drogą na parking w Parku Narodowym. Po drodze Piesek Leszek przytulał się dowszystkich mijanych turystów, ale ostatecznie zawsze wracał do mnie. 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Trasa w górę 

Z powodu Pieska Leszka niestety nie byłem w stanie za bardzo łapać autostopa na parking, także przeszedłem niecałej trzy kilometry małą, wąską doliną pieszo. Gdy dotarłem na miejsce, zajechały tam samochody z których wysiedli zarówno dwaj chłopacy, za którymi podążałem od dworca do centrum Zarnesti, jak i chłopak i dziewczyna. Przywitaliśmy się ponownie ze śmiechem, po czym zerkaliśmy na siebie w czasie gdy dwóch z nich zakładało raki i raczki, a ja napełniałem butelkę wodą ze źródła. W końcu to oni zapytali się mnie, czy bym nie chciał iść razem z nimi do Cabany Curmatura. Okazali się być rumuńskimi licealistami, około siedemnasto, osiemnasto letnimi, z dwóch różnych szkół, którzy poznali się przez facebooka o umówili na wspólny wypad na Piatra Craiului. Super sprawa. 

Na imię mieli Adi, Tudor, Mirceau, a dziewczyna Miruna. 

Oświadczyny 

Zanim ruszyliśmy w górę, pomogliśmy jeszcze dwóm leśnikom w posprzątaniu świeczek przymarzniętych do śniegu, których leżała na ziemi cała masa. Jak opowiedzieli nam leśnicy, jakiś romantyk zabrał tutaj w nocy swoją dziewczynę i tutaj, w tym właśnie miejscu, na parkingu, w środku nocy, w kręgu płonących świeczek, pod Królewską Skałą, Piatra Craiului, oświadczył się jej. Wszystko pięknie, tyle że z radości zapomnieli po sobie posprzątać. 

Cabana Curmatura 

Droga do Cabany Curmatura zajęła nam prawie cztery godziny. Ruszyliśmy najpierw ostro pod górę, a ponieważ szlak był ośnieżony i w dużej części pokryty również lodem, zdecydowałem się również założyć już trochę zdezelowane i zniszczone po Bucegach, Piatra Mare i poprzedniej Piatra Craiului raczki. Działały jednak dobrze, a przynajmniej ani razu się nie wywróciłem. Mirceau nie miał za dużego doświadczenia w chodzeniu po górach, co zresztą sam przyznał, miał też kiepskie buty i co chwila się ślizgał i wywracał. Mimo to dzielnie wstawał i kontynuował podróż. 

Po drodze mijaliśmy małe grupki ludzi, również z dziećmi - trasa była śliska i dość wymagającą, ale jak zauważyłem grupki te były przygotowane bardziej na nocleg w schronisku, z większymi plecakami, gdzieś tam pochowanym alkoholem i gitarami przytroczonymi na plecach. 

Wchodziliśmy na Piatra Craiului od strony szlaku żółtego, tą samą drogą, którą wybraliśmy z moją erasmusową drużyną ostatnim razem aby z niej zejść - dłuższą, z ładnymi widokami, ale nie prowadzącą przez kanion. 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Black Salami nadal nam towarzyszył, chociaż spędzał też trochę czasu z dziećmi z wędrujących grupek. 

Po kilku postojach, w celu odpoczynku, ale i również wypalenia papierosów, bo okazało się, że Adi i Tudor palą, i to dość dużo i często, 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

dotarliśmy do Cabany Curmatura. Przywitał nas tam ten sam wielki, piękny pies, co poprzednim razem zajadał razem z nami drugie śniadanie. 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Tym razem nostalgicznie patrzył się w dal i myślał pewnie o tym, jak to cudownie byłoby mieszkać w mieście w ciepłym mieszkaniu i czasem wychodzić na smyczy ze swoim panem do parku. 

W schronisku podzieliliśmy się swoim prowiantem i zrobiliśmy małą ucztę. Tak jak ja miałem czekoladę, banany i chleb, chłopacy kanapki, tak jedyna dziewczyna w naszej ekipie, Miruna, wyjęła z plecaka sałatki, owoce i własnoręcznie upieczone babeczki... 

W cabanie przez głośniki puszczana była dość głośno muzyka rockowa, co trochę nie grało w otoczeniu gór. Ale niewiele później po nas dotarła również do cabany rodzinka z dziećmi, która przy posiłku zaczęła grać na gitarze i śpiewać rumuńskie wędrowne piosenki, a właściciel wyłączył sprzęt, więc stworzył się odpowiedni, jak na schronisko w Karpatach na prawie tysiącu dziewięciuset metrach, klimat. 

W okoliach cabany tego dnia kręciło się wiele pokręconych psów, w tym jeden szalony bigiel: 
urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Punkt widokowy 

Po napełnieniu butelek wodą ze źródeł ruszyłem za moimi nowymi rumuńskimi znajomymi. Mocno się zdziwiłem, gdy zamiast wracać tym samym szlakiem lub drogą przez kanion ruszyli szlakiem prowadzącym na samą grań Piatra Craiului, i to tą trasę, którą ostatnim razem schodziliśmy z Erasmusami - z linami i koniecznością wspinaczki. Niepewnie ruszyłem za nimi, zastanawiając się, czy mają wystarczająco wyobraźni i wiedzą, jak to teraz tam prawdopodobnie wygląda - szczególnie Mirceau, który nie miał raków ani nawet odpowiednich butów. 

Okazało się jednak, że chcieli tylko wspiąć się na punkt widokowy leżący na szlaku dwadzieścia minut drogi pod górę z Cabana Curmatura. Ostatnim razem po prostu przeoczyliśmy ten punkt, schodząc z góry, ponieważ droga na niego, na rozstaju szlaków, jest częściowo zakryta przez krzaki i drzewa. 

A widok z tego miejsca wart jest wspinaczki: 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Ass - sliding competition#2 

Pod widocznym na zdjęciu powyżej szczytem znajdował się szlak zółtego prostokąta, którym ostatnim razem zastanawialiśmy się, czy nie zejść z grani. Jednak samochody mieliśmy zaparkowane na parkingu po drugiej stronie grani, więc zdecydowaliśmy się tą samą stroną. Tym razem Mirceau, Tudor, Adi i Miruna zaprowadzili mnie na ten szlak, prowadzący prosto na drogę do Zarnesti. 

Szlak był dosyć stromy i pokryty śniegiem, zapamiętałem więc, aby w najbliższym czasie powiedzieć Donato i Marcie o możliwości wejścia tutaj z nartami skitourowymi i zjazdu właśnie tym szlakiem na sam dół, tak zwany freeride, który Donato i Marta robili już z mniejszych szczytów w okolicach Braszowa - co musiało być genialną przygodą. 

My tymczasem zdecydowaliśmy się spróbować po raz kolejny ass - slidingu, zjeżdżania na tyłkach (jak widać, dyscypliny dość znanej w całej Rumunii, nie tylko wśród Erasmusów, bo to był pomysł Tudora i Miruny). Także dość szybko zjeżdżaliśmy w dół, choć czasem ciężko było się zatrzymać - koniecznym był obrót na brzuch i drapanie śniegu palcami oraz wbijanie czubków butów w ziemię. Bardzo przydałby się turystyczny czekan w tym przypadku. 

Po całkowitym zjechaniu na tyłkach z Piatra Craiului szliśmy już w miarę płaską drogą, w sumie wyglądającą jak koryto pozostałe po płynącej tam niegdyś rzece, po drodze robiąc kilka postojów na kolejne papierosy. Po drodze widziałem parę dobrych miejsc na rozbicie namiotu i przenocowanie. 

Black Salami

Po drodze do Zarnestii minęliśmy jeszcze Muzeum Parku Narodowego Piatra Craiului, w którym miałem przyjemność być w pierwszym tygodniu Erasmusa. Tuż przed miasteczkiem dołączyły do naszej ekipy dwa wielkie radosne psy.

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Czas do odjazdu pociągu mijał, a my co jakiś czas robiliśmy postoje, aby uzależnione od palenia małolaty (w końcu jakieś siedemnaście, osiemnaście lat), Tudor i Adi, mogli sobie zapalić. W międzyczasie podczas jednego z postoju w mieście podeszło do nas dwóch ziomków, wyglądających trochę jak dresy. Okazali się kolegami Tudora i Adiego. Jeden z nich miał na imię Alex, był kilka lat starszy od pozostałych i dość sympatyczny. Dobrze mówił po angielsku, trochę gorzej ze zrozumieniem, bo czasem odpowiadałem na już wcześniej zadane pytania. Mimo to porozmawialiśmy trochę o Erasmusie, rumuńskiej szkole i edukacji. Opuścił nas również Tudor oraz Miruna, którzy okazało się, że na codzień mieszkają w Zarnesti, u podnóża majestatycznej Królewskiej Skały, Piatra Craiului. W centrum miasta po raz kolejny podbiegł do nas mój przyjaciel pies - okazało się, że jest dobrze znany w całej okolicy i często towarzyszy turystom w wędrówkach po górach. Miał nawet swoje własne imię - Black Salami, na które reagował. 

urodziny-piatra-craiului2-black-salami-a

Oczywiście ponownie miałem problem  z "kupieniem" darmowego biletu na pociąg. Pani w kasie kazała mi po prostu wejść do pociągu i pokazać dowód oraz legitymację studencką konduktorowi. Tak też zrobiłem. W pociągu podczas kontroli pokazałem dokumenty. Konduktor mówił tylko po rumuńsku, więc ciężko było się dogadać, w każdym razie z pomocą Alexa zrozumiałem, że nie chce wydrukować dla mnie darmowego biletu i będę musiał kupić normalny, a ponadto jeszcze dopłacić. Pokręciłem głową, gotów bronić swojego nowego rumuńskiego prawa i konduktor od razu odpuścił, widać słusznie uznał za bezsensowną kłótnię bez znajomości odpowiednich języków. 

W Braszowie jeszcze podskoczyłem zapytać się w kasie o te darmowe bilety i poprosić pracowników, aby w jakiś sposób rozpuścili po dworcu wiedzę jak sprzedawać darmowe bilety studentom zagranicznym, którzy nie mają w swoim numerze CNE trzynastu cyfr. Dowiedziałem się, że zniżka i tak nie działa na pociągi regiotrans - co prawdopodobnie musiało być kolejną bzdurą mającą na celu pozbycie się natręta, ponieważ ewidentnie widziałem kilku rumuńskich studentów kupujących darmowe bilety właśnie na ten pociąg...

Powrót do Braszowa 

Mimo zmęczenia postanowiłem jeszcze odwiedzić Włochów w Memorandului. Nie było ich w pokoju, podskoczyłem więc do Mariuci na trzecie piętro, po drodze jeszcze zaglądając do pokoju Polaków. Akurat w środku, w małym dwuosobowym pokoiku w akademiku, mieszkało sześciu dodatkowych Polaków, leśników z Poznania, którzy przyjechali do Rumunii na kilka dni odwiedzić Wojtka i Kubę. Wszyscy, jak to polscy leśnicy, byli już w bardzo dobrym nastroju, radośnie więc zaśpiewali mi gromko sto lat. 

Okazało się, że Mariuca wróciła właśnie ze swojej wsi, ponownie przywożąc mnóstwo pysznego tradycyjnego jedzenia ze sobą oraz tort - jak znalazł, bo akurat zabierali się do pokrojenia go, więc zobaczywszy mnie skombinowali dwie świeczki i odśpiewali po rumuńsku sto lat. 

Zajrzałem również na pozwolenie na pobyt uzyskane po zarejestrowaniu w komisariacie policji w październiku. Według Polaków leśników z Memorandului, na pozwoleniu powinien być zanotowany mój indywidualny, nadany przez policję, rumuński numer CNE. Rzeczywiście tam był, bardzo podobny do mojego polskiego numeru PESEL, ale z trzynastoma cyframi, nie jedenastoma. Wygląda na to, że w przyszłości nie będę miał już problemów z darmowymi podróżami pociągami CFR Calatori. 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!