Ruiny w Saschiz i warowny kościół w Cloasterf
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać swoją wędrówkę do ponurych ruin wznoszących się nad wsią Saschiz oraz podróż do kościoła warownego w Cloasterf.
Wędrówka przez błoto do ruin zamku w Saschiz
Niedaleko warownego kościoła w Saschiz znajdował się zamek, położony na pobliskim wzgórzu. Po wyjściu z terenu kościoła zobaczyłem stylowy, drewniany drogowskaz w stronę "Cetatea Saschiz", z informacją, że droga zajmuje niecałą godzinę - zdecydowałem się więc udać w tamtym kierunku, odkładając na chwilę autostopową podróż po warownych kościołach w okolicach Sighisoary.
Oprócz wspomnianego wyżej drogowskazu żadnych więcej znaków, symboli, kolorów mających naprowadzić mnie na właściwą drogę do ruin nie widziałem... Udałem się więc na przełaj przez mokre pole na widoczną dalej drogę wspinającą się w górę.
Zamek znajdował się na wzgórzu, a oprócz tego dokoła wzgórza wykopany był ogromny rów - w większości przykryty już przez naturę. Próbowałem przebić się przez ten rów, ale z powodu deszczu, błota oraz kontuzjowanej ręki obrałem jednak właściwą trasę (przynajmniej tak się wydawało, bo nadal nie było żadnych więcej drogowskazów widocznych po drodze) do zamku. Ale nad rowem, na sośnie, udało mi się wypatrzyć wiewiórkę.
Jest tam, po lewej stronie, po środku, przycupnięta na gałęzi. Z drugiej strony natomiast rozciągał się widok na równiny Transylwanii oraz warowny kościół w Saschiz:
Po wejściu do lasu, wydawało się, że już niedaleko ruin zamku, przykrył mnie cień drzew. Nadal siąpił deszcz, robiąc okropną pluchę z ziemi na drodze. Wkroczyłem w mały wąwóz, pogrążony w mroku. Dwa razy kruki przeleciały mi nad głową, nadając ten wędrówce jeszcze bardziej upiornego klimatu.
Ale u wylotu wąwozu już widać było z całkiem bliska mury zamku.
Ruiny zamku
A zamek rzeczywiście był jedną dużą, pustą ruiną. Wspaniałą, z opustoszałymi, zrujnowanymi basztami, pokruszonymi krużgankami i wielkimi wyrwami w murze- skąd można było zobaczyć, że taki mały zameczek, ale w średniowieczu musiał być nie do zdobycia - aby najpierw wojsko zaczęło wspinać się na wzgórze, aby potem przekroczyć potężny rów lub iść wytyczoną drogą do wąwozu na rzeź.
Dziedziniec zamku.
Idealne miejsce na rozbicie namiotu i epicki nocleg w ruinach zamku.
A powyżej widoki z murów i wież zrujnowanego zamku na Saschiz i transtransylwańską drogę w tle.
Autostop do Cloasterf
Po jakichś czterdziestu minutach zabawy w odkrywcę tajemnic opuszczonego zamku skierowałem swoje kroki z powrotem do Saschiz - tym razem rzeczywiście przez wyrwę w murze udałem się na przełaj do wsi, aby nie robić zbyt dużego łuku idąc drogą główną. Po drodze oczywiście nieomal wpadłem do wspomnanego już rowu. Po przebiciu się przez niego miałem buty tak uwalone błotem, że musiałem spędzić jakieś dziesięc następnych minut na ich czyszczeniu, nie chcąc uwalić potencjalnemu kierowcy samochodu.
W Saschiz ponownie złapanie autostopa zajęło mi całe pół godziny stania w coraz mocniej siąpiącym deszczu (ale nadal obrzydliwie siąpiącym, a nie padającym jak prawdziwy deszcz padać powinien!). Ostatecznie zostałem podwieziony do Cloasterf, jakieś dziesięć kilometrów dalej, przez dwójkę Rumunów.
Do samej wsi Cloasterf, widocznej z głównej drogi, musiałem jeszcze przejść pieszo jakieś dwadzieścia minut. Warowny kościół we wsi okazał się być zamknięty, zarówno bramy, jak i sam kościół w środku - jak mi powiedziano we wsi, ksiądz akurat wyjechał. Więc następne dwadzieścia minut wracałem do głównej drogi, aby złapać autostopa do Busneti, następnej wsi z warownym kościołem.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)