Majówkowo
Sztandarowo. Morze, góry i Mazury - trzy kierunki w Polsce najczęściej oblegane przez turystów. Moja majówka nie była jednak sztandarowa. Nasza majówka, bo w sumie 9 osób to niezła paczka. Było spontanicznie, mnóstwo śmiechu, czasami napięć. Koniec końców było magicznie. W pięknej krainie jezior.
Było nas dziewięcioro. Trzech chłopaków i sześć dziewczyn. Większość ze studiów, część spośród znajomych. Niektórzy znali się już wcześniej, inni poznali się na wyjeździe. Każdy z grupy zaproponował jeden program wycieczki, w dowolne miejsce na świecie (jednak z racji studenckiego budżetu miejsca ograniczyły się do Polski :P). Potem wspólnie wybraliśmy propozycję Kamila - Mazury, idealne na 4 dni.
W sobotę, o 7:30 rano, zapakowaliśmy się do dwóch samochodów i ruszyliśmy przed siebie. Kama i ja jechałyśmy autem Pawła - naszego szanowanego starosty roku - i Eweliną, jego narzeczoną. Kamil jechał przodem swoim volvo, z resztą ekipy (dwiema Agnieszkami, Dominiką i Karolem). Do przejechania mieliśmy ponad 380 km, czyli jakieś 5,5 godziny jazdy, ale podróż w żaden sposób nie nudziła. Paweł ma w sobie duszę kabareciarza, a z Eweliną można gadać i śmiać się godzinami.
Po drodze zajechaliśmy do Białowieży, do rezerwatu żubrów. Pogoda nie była zbyt zachęcająca, bo padało i było zimno, tak, że niektórzy założyli zimowe kurtki. Jesteśmy jednak niezmordowanymi turystami. Pogoda czy niepogoda – trzeba uprawiać turystykę! Całe szczęście, że byliśmy samochodami i mogliśmy zostawić w nich zbędne rzeczy. W Hiszpanii musiałyśmy targać swoje toboły ze sobą, czy to wyjazd jednodniowy czy czterodniowy.
Od parkingu do wejścia do rezerwatu trzeba przejść kawałek polną drogą, która w tym momencie była jedną wielką błotną mazią. Było ciężko, ale na szczęście nikt się nie wywalił.
Wejście do rezerwatu kosztuje 5 zł (bilet studencki). Wydeptana ścieżka prowadzi między wybiegami różnych gatunków zwierząt, zaczynając od żubroni (hybryda żubra i bydła domowego) i żbików, przez łosie i sarny, na rysiach i wilkach kończąc. No i jeszcze żubry, oczywiście :)
Wszystkie te zwierzęta są niesamowite (moi faworyci to łoś, wilk i żubr) i fajnie zobaczyć je na żywo, ale zawsze w takich miejscach zastanawia mnie w jakim stopniu to jest etyczne, trzymanie zwierząt w zamknięciu. Niektóre z tych wybiegów są naprawdę nędzne pod względem wielkości i wyposażenia. Szkoda myśleć, jakie życie mają te zwierzaki i patrzeć w ich smutne oczy :( Z drugiej strony część tych osobników nie poradziłaby sobie sama na wolności, a takie rezerwaty ograniczają w pewnym stopniu ruch turystyczny na obszarach, gdzie żyją te gatunki. Plusy i minusy z każdej strony…
Na zwiedzenie rezerwatu wystarczy godzina. Wczesnym popołudniem opuściliśmy Białowieżę i pojechaliśmy już prosto do miejscowości, w której mieliśmy zarezerwowany nasz domek. Białogóry to mała, mazurska wieś położona nad Jeziorem Białym, około 40 km na północny wschód od Augustowa. Nasz domek okazał się uroczą drewnianą chatką. Z zewnątrz wydawał się malutki, ale w środku spokojnie mógł pomieścić 11 osób. Położony na wzgórzu, roztaczał się z niego cudowny widok na jezioro.
Dojechaliśmy po 18:00. Zaczynało się ściemniać, więc nad jezioro nikt już się nie wybierał. Zamiast tego rozpaliliśmy grilla (pierwszego w sezonie – przynajmniej dla mnie), a w międzyczasie graliśmy wTwistera. Na parterze mieliśmy dwie długie, drewniane stoły, przy których idealnie wszyscy się mieściliśmy. Tego pierwszego dnia siedzieliśmy do późnej nocy grając wTalisman. Magię i miecz(uwielbiam tę grę <3) i świętując początek naszych krótkich wakacji.
Następnego dnia zostaliśmy na miejscu, z racji tego, że nie mogliśmy prowadzić samochodów (‘if you know what i mean’ ^^), więc to był dzień poznawania okolicy. Zeszliśmy nad brzeg, gdzie odkryliśmy pomost i łódki, tylko do naszej dyspozycji. Wypływaliśmy na dłuższe i krótsze rejsy, wylegiwaliśmy się na skraju pomostu uważając, by nie zamoczyć nóg w wodzie, która była tuż tuż. Wybraliśmy się też na krótki spacer wzdłuż wybrzeża, żeby zobaczyć, jak długie jest jezioro. Faktycznie jest długie! W szerokości nie przekracza może 600 m, ale na długość ma ponad 2 km.
Wieczorem zrobiliśmy ognisko. Nie robiłam tego od lat i już zapomniałam, jaka to frajda. Zebraliśmy gałęzie, wystrugaliśmy i już kiełbaski były nad ogniem. Trzaskające płomienie, a za nimi przepiękny widok na jezioro <3
Długo debatowaliśmy dokąd pojechać trzeciego dnia. Przez moment byliśmy już zdecydowani jechać na Litwę, do Wilna, ale koniec końców postanowiliśmy poznać lepiej polskie krajobrazy, które były dużo bliżej. Poniedziałek spędziliśmy w Wigierskim Parku Narodowym. Przed południem pojechaliśmy do Płociczna, a tam wsiedliśmy do Wigierskiej Kolei Wąskotorowej. Kolejka porusza się po torach o szerokości 60 cm i 10-kilometrową trasą prowadzi przez malowniczy fragment Parku Narodowego.
Wigierska Kolej Wąskotorowa zatrzymuje się na 5 stacjach:
- Binduga – 5 minut postoju - z tego miejsca rozciąga się przepiękna panorama na jezioro Wigry
- Bartny Dół – 15 minut postoju - schodząc po zboczu nad jezioro po drodze można zobaczyć barcie zawieszone na drzewach
- Krusznik – 30 minut postoju – w tym miejscu kolejka zawraca, tuż obok znajduje się Zielona Karczma, w której można napić się czegoś ciepłego lub zjeść grochówkę ;)
- Powały – 15 minut postoju - idąc na wskroś przez rozległą polanę można dojść do pomostu widokowego nad jeziorem Wigry
- Muzeum Kolei Wąskotorowej – stacja końcowa - dla tych, którzy chcieliby zgłębić historię rozwoju kolei wąskotorowej na tych terenach
Przejazd kolejką, razem z postojami, zajmuje około 2,5 godziny. Kiedy dojechaliśmy do stacji końcowej, była najwyższa pora na obiad. Za rekomendacją miejscowych pojechaliśmy do Suwałk, do Karczmy Polskiej. Mogę tylko powiedzieć, że pochlebne opinie jak najbardziej zasłużone. Lokal jest urządzony w staropolskim stylu - wszędzie drewno, obrazy ludowe, wozy i końskie homonta. Na dania trzeba trochę zaczekać, ale świadczy to o tym, że są świeżo przygotowywane, a przez to wyśmienite! Polecam kurczaka w migdałach ;)
Po obiedzie wróciliśmy do Parku. W miejscowości Krzywe, tuż koło Suwałk, znajduje się dyrekcja Wigierskiego Parku Narodowego. Przy niej zaczyna się dwie ścieżki edukacyjno-przyrodnicze: „Las” i „Suchary”. Mając sporo czasu postanowiliśmy połączyć obie i przejść jedną długą trasę. Ścieżka „Las”, jak sama nazwa wskazuje, prowadzi przez las, z kolei ścieżka „Suchary” wzięła swoją nazwę od czterech niedużych jezior nazywanych Sucharami.
Dwa (Suchar I i IV) z nich można podziwiać z punktów widokowych, a wzdłuż fragmentu Suchara II biegnie drewniana kładka, jeszcze lepiej ukazująca krajobraz. Szlak prowadzi też obok jeziora Czarnego. Jest tam nieduża plaża i pomost, na którym wylegiwaliśmy się przez chwilę w słońcu. Było tam dużo mieszkańców okolicy, jeżdżących na rowerach, bawiących się z dziećmi, psami lub po prostu opalających się. Do wyjścia wracaliśmy właśnie ścieżką „Las”, na której również znajdują się kładki prowadzące tuż nad moczarami. Jeśli macie okazję polecam wybrać się na ten szlak, bo nie jest zbyt wymagający, a jego przejście zajęło nam 1,5 godziny.
Wróciliśmy do domku. Trochę pływaliśmy łódkami – między dwiema łodziami rozegrała się prawdziwie wikingowi bitwa i abordaż (byłam sternikiem jednej z nich ^^) – potem znowu rozpaliliśmy ognicho i piekliśmy kiełbaski. Kiedy wszystkie zniknęły, panowie rzucili się na karkówkę, a potem także boczek. Wiedzieliście, że da się zrobić karkówkę nad ogniskiem? :)
Następnego dnia musieliśmy wracać. Ciężko było myśleć o powrocie do rzeczywistości. Droga powrotna miała zająć niecałe 6 godzin, chcieliśmy więc jeszcze rano gdzieś pojechać, zrobić coś wyjątkowego. Dostaliśmy dar od losu, bo okazało się, że nasz gospodarz (właściciel domku) organizuje także spływy kajakowe! Szybko się z nim dogadaliśmy i następnego dnia rano stawiliśmy u niego na podwórku. Zawiózł nas swoim vanem w okolice wsi Wysoki Most, położonej nad Czarną Hańczą. Było nas 9 osób i 5 kajaków. Jedno z nas musiało płynąć solo i padło na Kamila. Nie miał nic przeciwko ;) Gospodarz dokładnie nam wyjaśnił jak co działa i zapewnił, że jeśli nie będziemy wstawać, to nie ma szans, żeby kajak się przewrócił. Wymienił nam kilka miejsc na trasie, w których możemy zakończyć swój spływ, a on tam po nas przyjedzie.
*zdjęcie wykonane przez Kamila
Nigdy wcześniej nie płynęłam kajakiem, zresztą żadne z nas nie płynęło, i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Myślałam, że będzie mega ciężko, ale nie było tak źle. Miałam duży ubaw i świetnie się bawiłam! Co chwila albo obracało nasz kajak albo wpływałyśmy w przybrzeżne krzaki. Trzeba było pracy zespołowej, żeby się z tego wykaraskać. Kajaki to naprawdę świetny sposób na integrację.
Płynęliśmy 3 godziny i dowiedzieliśmy się potem, że przepłynęliśmy 13 km! Jak na początkujących to naprawdę dobry wynik. Mieliśmy świetne wyczucie czasu, bo akurat jak wyszliśmy na brzeg, zaczęła się ulewa. Wróciliśmy do domku trochę przemoczeni, ale mega szczęśliwi.
Spakowaliśmy się z samego rana, więc tylko się ogarnęliśmy, posprzątaliśmy domek i ruszyliśmy w drogę powrotną…
Jak o tym pomyślę, to tak naprawdę pierwszy raz byłam gdzieś dalej (poza województwo lubelskie) na majówce i pierwszy raz z tak dużą grupą. Było mega czadersko i już teraz planujemy następny wypad na wakacje. W planach Góry Stołowe. Zobaczymy, co to będzie ;)
Ach, byłabym zapomniała! Już pierwszego dnia wyjazdu poznaliśmy 10 współlokatora naszego domku. Przedstawiam Bonifacego (w skrócie Boniek), kota przygarniętego i ochrzczonego przez Pawła, który okazał się prawdziwym kocim tatą.
Przez cały pobyt wpuszczał go do środka, brał na ręce, karmił, czasem nawet dając najlepszą mielonkę z puszki :D Byliśmy pewni, że to kot gospodarza, ale ostatniego dnia powiedział nam, że nie ma żadnych kotów. Ten należy do sąsiadów i po prostu opracował tę genialną strategię chodzenia po domkach, do wszystkich gości po kolei. W końcu, kto widzi takiego kociaka, kto mu czegoś odmówi??
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)