Machnów Stary - Barszcz Sosnowskiego
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać nasze, 2 Poznańskiej Drużyny Wędrowników "Turbacz", przygody sprzed kilku lat w ukraińskich górach Gorganach. Ale zanim wyjechaliśmy w Gorgany, spędziliśmy trochę czasu u zaprzyjaźnionego księdza we wsi Machnów Stary w Polsce, gdzie w ramach służby pomagaliśmy mu i siostrom zakonnym w ogródku oraz walczyliśmy z legendarnym trującym barszczem Sosnowskiego. Czy rzeczywiście barszcz Sosnowskiego jest taki trujący i niebezpieczny, czy to kolejny z wielu wymysłów i bzdur sprzedawanych nam jako sensacja przez skomercjalizowane media i skorumpowanych polityków, jak stereotypy o Rumunach i zagrożenia czyhające za każdym rogiem w całej Ukrainie? Przekonajcie się.
Oczyszczanie cmentarza, czyli syzyfowa praca i kampienie w baszczu Sosnowskiego
Przez nastęne cztery dni siekierami, motykami, widłami, łopatami i kosą oraz taczkami walczyliśmy o stary, przedwojenny cmentarz z barszczem Sosnowskiego. Oczyszczanie na początku trwało powoli, mieliśmy stracha z rozmachem powalać barszcz, ale po jakimś czasie ramiona poszły w ruch, kosa unosiła się i opadała, co większe kabany ścinało się siekierą, motyka dziabała na mniejsze kawałki olbrzymie konary barszczu.
Bo barszcz Sosnowskiego potrafił rosnąć do naprawdę wysokich rozmiarów, jego łodyga przypominała już pień bambusa. Dawało się je łatwo powalić jednym uderzeniem byle jakiego narzędzia - łodyga pękała i barszcz po ciężarem własnym padał na ziemię. Niestety wtedy z łodygi wytryskiwała jasnożółta ciecz, która miała niebezpieczne działanie parzące. Dlatego pracowaliśmy, mimo upału, w pełnych butach, długich spodniach, koszulach i bluzach oraz z buffami i szalikami na szyjach, aby mieć jak najmniejszą styczność z cieczą.
Dnia trzeciego panowała taka garówa i lał się taki żar z nieba, że postanowiliśmy ze Stachem przejść przez gąszcz barszczu Sosnowskiego, przecinając się przezeń, i spoczać w cieniu buka. Jakoś tak poczywaliśmy tam przez prawie godzinę, aż docięli się do nas przez barszcz pozostali wędrownicy z drużynowym na czele i otoczyli nas z groźnie wyglądającymi motykami, siekierami i kosami w rękach... Zmywanie naczyń było ciężkie wieczorem.
Poparzenia od barszczu Sosnowskiego
Mimo ochrony nie obyło się jednak bez wypadków. Jarema poparzył sobie boleśnie dłonie, ja przez następne dwa lata miałem ślady na przedramionach od poparzeń, które nie bolały, ale jedynie nie znikały, pozostawiając brązowe plamy na rękach. Najgorzej oparzony był Adam, mając dużą powierzchnię rąk w bolesnych bąblach.
Barszcz za drogą, barszcz za oknem, barszcz przy sklepie. Był wszędzie.
Zdjęcia zachodzącego słońca z barszczem. Zdjęcia: Kamil.
Zdjęcia: Kamil.
Zdjęcia: A. Ropelewski.
Czwarty, ostatni dzień pracy
Czwartego dnia pracy część wędrowników przygotowała w ramach służby dla miejscowej ludności grę terenową, harcerską, dla dzieci z Machnowa Starego, a część wzięła taczki, aby wywieźć w jedno miejsce, do spalena, cały pocięty i na razie leżący w rowie przed cmentarzem barszcz Sosnowskiego.
Jeszcze kilka godzin ładowaliśmy łopatami i widłami kilogramy barszczu Sosnowskiego na taczki i wywoziliśmy na całopalenie. Efekt całej naszej kilkudniowej pracy pewnie utrzyma się ze dwa miesiące, po czym barszcz Sosnowskiego zacznie się rozsiewać i ponownie pokryje cały cmentarz.
A oto i efekty naszej pracy:
Przed wycięciem barszczu Sosnowskiego:
Zdjęcia: A. Ropelewski.
Po wycięciu barszczu Sosnowskiego. Trochę kiepsko widoczne, ale można zauważyć, że cmentarz jakoś zyskał na blasku.
Zdjęcia: A. Ropelewski.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)