Paryż wiosną oraz kilka uwag o Auberge Internationale des Jeunes
Klimat w Paryżu jest raczej przyjazny – co prawda pada sporo (przynajmniej według statystyk), ale generalnie jest dość ciepło. W Clermont-Ferrand jest chłodniej. Dlatego paryska wiosna była dla mnie niczym uderzenie obuchem. Pierwsze słońce po zimie zawsze ma w sobie jakąś obietnicę. A ja w dodatku byłam w Paryżu, hurra! Po chwilach spędzonych na regeneracji w, zieleniących się coraz to soczyściej, ogrodach Tuileries – ruszyłam dalej. Chciałam zobaczyć przylegający do nich Place de la Concorde.
Place de la Concorde
Przez plac przepływały tłumy ludzi. Wielu z nich niosło w rękach swoje płaszcze, bo słońce złociście przygrzewało. Było pięknie i słodko pachniało naleśnikami, sprzedawanymi w małych, mobilnych budkach, rozstawionych w tym miejscu. Wielu estetycznych wrażeń dostarczała też prześliczna fontanna, którą można tam znaleźć.
Jednak interesujące są nie tylko kunsztowne widoki, jakie oferuje Plac Zgody – bo tak tę nazwę można przetłumaczyć na nasz język. Ciekawe jest też to, jak zmieniały się jego nazwy, ilustrując burzliwe momenty francuskiej historii. Na początku nosił miano Placu Ludwika XV. W czasach rewolucji przeistoczył się w (a jakże!) Place de la Révolution. Mało tego – to właśnie tutaj, tuż przy wejściu do sielankowych Tuileries stała gilotyna, na której ścięty został Ludwik XVI i Maria Antonina. Po tym mrocznym okresie nazwa została (optymistycznie) zmieniona na współczesną. Do naszych czasów przekształcana była jeszcze trzykrotnie, w zależności od mocy z jaką dęły polityczne wichry.
Przeciąwszy Place de la Concorde, skierowałam się ku Champs-Élysées. I wyobrażałam sobie że jestem Patricią z „Do utratu tchu” Godarda, rozdaję gazety i konwersuję z Michelem Poiccardem (ach, ten Belmondo! Warto obejrzeć ten film – wciąga i emanuje francuską Nową Falą).
Wkrótce musiałam jednak zawrócić i udać się na stosowną stację metra, by dostać się na Montparnasse, gdzie byłam umówiona z pewną znajomą.
Wiosna nad rzeką
Wracałam do hostelu, kiedy już się ściemniło. Mimo tego noc była cudowna: ciepła i delikatna. Nie dziwi zatem, że Paryżanie wylegli na ulice. Bulwary nad Sekwaną były praktycznie pełne. Myślę, że pierwsze ciepłe dni w roku, wywołują u ludzi podobne uczucia, niezależnie od szerokości geograficznej. Jak to ująć? Marzenia o beztrosce, nadzieja na to, że wszystko będzie lepiej, bo przyszła wiosna. Było mniej więcej tak, jak na Słodowej we Wrocławiu, albo jak na Wałach w Rzeszowie; chyba każde miasto musi mieć taki punkt na swej mapie.
Wiosna w metrze?
Wszystko było śliczne, miałam doskonały nastrój, a w głowie przemyślenia pod tytułem „jaki piękny świat”. Moje poglądy w piorunującym tempie skorygowało jednak metro, którym postanowiłam wrócić do hostelu. Wszędobylski zapaszek moczu zwalał z nóg. Wrażenie potęgował nieudolnie ukryty za załomem ściany mężczyzna, który dokładał swoje trzy grosze do unoszącego się wszędzie fetoru uryny. Wisienką na torcie okazała się jednak dwójka osób, płci nie określonej. Nie zaklasyfikowałabym ich jako starych, ale za to jako wyniszczonych – to już jak najbardziej. Parka owa, siedząca na ławce na peronie, przygotowywała się właśnie do konsumpcji twardych narkotyków, co nieco zaskakiwało, zwłaszcza, że nie dbali o jakąkolwiek konspirację.
Ale poza tym – metro bardzo satysfakcjonuje. Jest bardzo sprawne i szybkie, dociera w większość punktów miasta. Poza tym – kursuje co kilka minut. Na wielu stacjach znajdziecie punkty informacyjne gdzie pani (albo pan) w okienku da Wam plan podziemnej sieci, ulotkę z wykazem cen biletów i w dodatku zawsze chętnie posłuży poradą i wyjaśnieniami. W ten sposób dowiedziałam się na przykład o biletach weekendowych, przysługujących młodzieży do dwudziestego szóstego roku życia. Koszt takiego to 4 euro z hakiem, nie pamiętam już ile dokładnie. Nietrudno obliczyć, że wystarczy skorzystać z metra trzy razy, by inwestycja zwróciła się z nawiązką: bardzo ekonomiczne!
Auberge Internationale des Jeunes po raz kolejny
Po dniu wrażeń spałam jak suseł. Rano – znów hostelowe śniadanie. W ogóle czuję się zobowiązana do skreślenia kilku słów o miejscu, gdzie nocowałam.
Auberge Internationale des Jeunes w Paryżu możecie znaleźć pod numerem dziesiątym, na ulicy Trousseau. A w Internecie – tutaj. To miejsce ma wiele zalet. Największą są rzecz jasna stosunkowo niskie ceny. Wydaje mi się, że znalezienie w stolicy Francji czegoś tańszego graniczy z niemożliwością. Zwłaszcza, że w koszt noclegu wliczone było też śniadanie – może nie nazbyt wystawne, ale jednak. W jego skład wchodziła kawa/herbata, bułka, masło, dżem, sok w kartoniku i słynne ciastko – magdalenka, która skłaniała do myśli o Prouście. Plusem jest także korzystna lokalizacja: nie nazbyt daleko od centrum i w pobliżu stacji metra. Byłam zadowolona też z tego, że hostel przyjmował tylko osoby poniżej trzydziestego roku życia – czułam się tam bezpieczniej (choć może to zupełnie nieuzasadnione?). W pokojach były szafki zamykane na kod, więc można było zostawić tam cenniejsze rzeczy (nie odważyłam się). Obraz dopełniała przemiła, pomocna obsługa.
Oczywiście, były jednak też minusy. Piętrowe łóżka skrzypiały upiornie. W ogóle pokoje były dość obskurne, tak samo jak łazienka, którą w dodatku cechowały wręcz mikroskopijne rozmiary.
Z uwagi na to wszystko nie mogę polecić Wam tego miejsca bez mrugnięcia okiem. Ale w razie potrzeby – miejcie jest na uwadze.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)