Nocleg w Lofthus
Wprowadzenie
Drodzy czytelnicy tuptający za jeżem! Mam nadzieję, że macie się dobrze, przeżywacie mnóstwo przygód i nadążacie z tuptaniem. W dzisiejszym poście chciałbym opisać jak wraz z Grażyną i Elżbietą podróżowaliśmy w kółko w okolicach Tyssedal, dostaliśmy się do sadu z jabłkami i przenocowaliśmy u wyznawców buddyzmu.
Świt na Języku Trolla
Po wspaniałej i jednej z najlepszych w życiu pobudek na języku małego trolla pod Trolltungą oraz zjedzeniu resztek prowiantu jako śniadania pobawiliśmy się jeszcze trochę na skale. Między innymi byliśmy świadkami narodzin Króla Lwa. Widzieliśmy też, jak jakiś szaleniec stawał na rękach i na głowie na czubku Języka Trolla, a ludzie robili mu zdjęcia. Gdy z okrzykami "Co za szaleniec!", "Zabije się!", "Psychol!" oglądaliśmy, co wyczyniał, on podszedł do nas i przywitał się po polsku. Przy okazji powiedział, że jest fotografem i wczorajszej nocy zrobił parę fajnych ujęć trójki szaleńców rozpalających ognisko na Języku Trolla. Wymieniliśmy się adresami mailowymi i poprosiliśmy o przesłanie zdjęć po powrocie do kraju.
Powrót do Skjeggedal
Jako że miałem trochę szybsze tempo, ruszyłem przodem, aby gdzieś po drodze również się wykąpać, tym razem przynajmniej przy wyższej temperaturze powietrza. Nie było to takie proste, bo wszystkie źródełka i jeziorka zlokalizowane były przy szlaku. Ostatecznie tak długo się do tego zabierałem, że dziewczyny mnie doścignęly i prześcignęły.
W Skjeggedal akurat ruch był zablokowany przez ciężarówkę, która jakimś cudem tu wjechała. Po jakiejś pół godzinie poprosiłem młodą parę z psem w samochodzie, aby wzięła chociaż dziewczyny na dół, a ja mogę próbować zejść lub łapać samemu autostopa do Tyssedal. Zgodzili się jednak, pomimo psa, wziąć całą naszą trójkę. Tak dojechaliśmy z powrotem do Tyssedal, po drodze mijając dwóch innych autostopowiczów.
Szalony stop
Przeszliśmy przez całe malowniczo wybudowane przy fjordzie miasteczko, próbując łapać stopa, aż zatrzymał się przy nas minivan. W środku, w bagażniku, spotkaliśmy trójkę innych autostopowiczów - jednego ze Stanów Zjednoczonych, dwójkę, którą już widzieliśmy zjeżdżając z Skjeggedal do Tyssedal - Afrykańczyka oraz jego partnerkę. W tym momencie w bagażniku minivana znajdowało się sześciu ludzi. Kierowca powiedział, że sam za młodu przejeździł całą Europę autostopem, więc wie, jak się czujemy. Afrykańczyk, którego to był pierwszy autostop w życiu, non stop krzyczał z podniecenia, że: "It is crazy, it is crazy, completely crazy!!". Zaczął rozmawiać z nami, czy byliśmy na Trolltunga i spaliśmy tam, bo nas nie widział wieczorem. Wtedy dowiedział się, że to my spaliśmy na skarpie pod Językiem Trolla (chyba byliśmy obiektem jakichś plotek wśród biwakujących), odskoczył od nas jak oparzony, wybałuszył oczy, spojrzał na swoją partnerkę i zaczął krzyczeć, że my to jesteśmy ci szaleńcy, którzy spali tam na dole. Nie mogliśmy ze śmiechu.
Kierowca minivana podrzucił nas wszystkich aż do Oddy, gdzie zrobiliśmy jeszcze sobie wspólne zdjęcie i pożegnaliśmy się ze wszystkimi autostopowiczami. Dziewczyny poszły wydać sporo pieniędzy na jedzenie w supermarkecie, a ja planowałem dalszą trasę stopem, tym razem w kierunku Fjaerland.
Zrezygnowaliśmy z prób dotarcia do mojej przyjaciółki San, która pracowała co prawda niekoniecznie daleko od Oddy, ale za to po drodze mielibyśmy co najmniej dwie lub trzy przeprawy promem, a nastepnego dnia i tak wyjeżdżała. Doszliśmy do wniosku, że w sumie musimy zawrócić i kierować się ponownie do Tyssedal, ale tym razem dalej - z powrotem do Kinsarvik i Eidfjord, a następnie przez wielki most nad fjordem Eidfjord na północ Norwegii.
Paskudy przystanek w deszczu i nocleg w Lofthus
Bardzo długo łapaliśmy autostopa w deszczu w Oddzie. Po ponad godzinie zatrzymał się przy nas kolejny Niemiec, tym razem w camperze. Był to pierwszy w życiu złapany przez mnie camper na stopa, a był dość nowoczesny i wypasiony. Ale przede wszystkim było w nim ciepło i sucho. Niemiec, starszy pan, opowiedział nam historię, jak to rzucił zostawił swoją żonę po wielu latach małżeństwa po to, aby podróżować w camperze po świecie. Żona zwykła podróżować z nim, ale teraz jej już się nie chce, a mu się jeszcze chce.
Trasa w kierunku Kinsarvik dość się dłużyła z powodu robót na drodze. Jako że to Norwegia, w momencie, jak na jednym krótkim odcinku jezdni prowadzone są prace drogowe, cały ruch na bardzo długim odcinku tej samej drogi może być wstrzymany. Ale, jako że Norwegia to nie Polska, było to lepiej ogarnięte i robota szybciej szła. W końcu przedostaliśmy się przez roboty i dojechaliśmy do Lofhtus, gdzie pożegnaliśmy się z kierowcą niemieckiego campera, który ruszył promem na drugą stronę fjordu.
I tam, w Lofthus, czekaliśmy ponownie ponad trzy godziny, przemoknięci, w deszczu, chowając się pod daszkiem i ciągnąc słomki, kto ma wyskakiwać i łapać najbliższe nadjeżdżające samochody. Jedna z przejeżdżających par zaproponowała nam nocleg w swoim domu, ale na razie próbowaliśmy twardo ruszać dalej. Jednak po kolejnej godzinie, zziębnięci i zrezygnowani, zadzwoniliśmy do tejże pary i poprosiliśmy o nocleg.
I tak znaleźliśmy się w małym drewnianym domku wyznawców buddyzmu, Czechosłowaków z małym dzieckiem, przebranym za batmana, którzy przebywali akurat w Norwegii, po raz któryś z rzędu, na pracach sezonowych przy zbieraniu jabłek. A rzeczywiście domek stał na wzgórzu, a całe wzgórze było jednym wielkim sadem jabłoni. Nasi gospodarze użyczyli nam dużego i suchego pokoju, gdzie mogliśmy przespać ulewę z nadzieją na pogodny następny dzień.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)