Do Rzymu niedaleko: Mérida (cz.1)
Najlepsze przygody przychodzą spontanicznie. Znowu chciałyśmy pojechać gdzieś dalej. Tym razem padło na Méridę i Badajoz. Nie miałyśmy transportu, noclegów ani żadnego planu. Tak naprawdę nie wiedziałyśmy nic.
31 października, sobota
Bilety autokarowe miałyśmy kupić wcześniej, ale dworzec jakoś nigdy nie był nam po drodze. Tego dnia akurat żaden kierowca BlaBlaCar nie jechał do Méridy. Spakowałyśmy się poprzedniego wieczora. Wyjazd był trzydniowy, raptem dzień krótszy niż Lizbona, ale zapakowałam się w jeden plecak 10-litrowy. Tylko niezbędne rzeczy. Rano wstałyśmy, ogarnęłyśmy się i wyszlyśmy wcześniej, żeby bez pośpiechu dojść na dworzec i kupić w kasie bilety.
Na dworcu każdy przewoźnik ma swoje własne okienko. Kasa Avanza miała akurat 45-minutową przerwę :P Ostatnia nadzieja została w kierowcy. Z biletami za kilka euro nie ma problemu, ale za wyższą kwotę powinno się już kupić w kasie. Bilet do Méridy kosztuje niecałe 16€. Byłyśmy przygotowane na powrót do mieszkania. Czaiłyśmy się do kierowcy jak pies do jeża. W końcu podeszłyśmy i Kama poprosiła o dwa bilety. Nawet nie mrugnął, wziął pieniądze i wydrukował paragon. Udało się! Jedziemy!
Podróż zajęła 5 godzin. W międzyczasie zatrzymaliśmy się tylko raz na lunch w jakimś barze na środku pustkowia. Pod koniec jazdy zaczęło mną już rzucać. Długą podróż mogę znieść tylko w samochodzie.
Na miejscu byłyśmy przed 17:00. Centrum miasta znajduje się pod drugiej stronie rzeki Gwadiana. Przeszłyśmy wzdłuż brzegu przez park, potem most rzymski Puente Romano i główną ulicą aż do głównego deptaku. Szybko znalazłyśmy informację turystyczną (dzięki zrzutom ekronu znalezionej wcześniej mapy i trasy) i zapytałyśmy o jakiś tani hotel blisko centrum. Polecono nam hostel Salud, 10 minut drogi od centrum.
Poszłyśmy tam w pierwszej kolejności, żeby mieć pewność, że będziemy miały miejsce do spania. Zameldowałyśmy się i dostałyśmy klucze do pokoju, tuż przy recepcji (dosłownie, drzwi były niecały metr od biurka). Śmiem twierdzić, że byłyśmy tam jedynymi gośćmi w tym czasie.
Żeby wykorzystać jeszcze jakoś ten dzień, wyszłyśmy zapoznać się z miastem. Wieczorem wszystko jest przepięknie podświetlone i często wygląda dużo bardziej interesująco, niż za dnia. Najpierw jednak poszłyśmy do muzeum El Costurero. Akurat było po drodze, a wiedziałyśmy, że wstęp jest bezpłatny.
Tabliczka na drzwiach głosiła, że muzeum jest otwarte, ale w środku było, poza przedsionkiem, było ciemno, i nikogo nie było. Dopiero po chwili przyszła jakaś kobieta, jak się okazało, kustoszka, i zaprosiła nas do środka. Specjalnie dla nas musiała przejść przez wszystkie sale i zapalić światło :)
To dziwne muzeum. Znajduje się tam wszystko, co w jakiś sposób jest lub tylko wygląda na stare i wartościowe. Zaczynając od rzeźb wzorowanych na starożytne, przez nieco upironą wystawę starych lalek (zajmują dwie duże sale!) i chińskie ozdoby z porcelany, a kończąc na maszynach przemysłowych kończąc.
Wszystkie eksponaty mają tyle wspólnego, że mniejszym lub większym stopniu nawiązują do historii miasta lub są dziełami urodzonych tutaj artystów.
Po wyjściu z muzeum ruszyłyśmy przez miasto w stronę rzeki. Chciałyśmy zobaczyć Puente Romano, które podświetlone musiało wyglądać cudownie. I faktycznie tak wygląda. Most ma ponad tysiąc lat, ale zachował się w idealnym stanie. Podobno jest jednym z najdłuższych mostów rzymskich, ma 790 metrów.
Nocne zwiedzanie jest niesamowite. Zwłaszcza, kiedy jest Haloween. Ulice były zatłoczone, dookoła mnóstwo dzieci biegających w najdziwniejszych przebraniach. Część kawiarni i sklepów została misternie ozdobiona pajęczynami, sztucznymi pająkami i dyniami.
Spacerując zorientowałyśmy się, gdzie są jakie atrakcje i do czego chcemy nazajutrz wrócić. Poniżej na zdjęciu Templo de Diana (Świątynia Diany) - można ją zwiedzać tylko z zewnątrz, bo jak widzicie została z niej tylko kolumnada i część tympanonu.
Tuż za nią znajdują się pozostałości Forum Romanum z I wieku. Został po nim raptem narożnik, kolumny korynckie i wizerunki Jowisza, Meduzy i Kariatydy. Plac wzorowany był na rzymskim Forum Augusta.
Mérida jest piękna zarówno w dzień jak i w nocy, ale jeśli macie okazję polecam Wam zwiedzić ją po raz pierwszy po zmroku. Pierwsze wrażenie jest w końcu najważniejsze. Dzięki temu, mimo że nazajutrz było trochę pochmurno i te wszystkie miejsca nie wyglądały już aż tak zachwycająco, dla mnie były tak samo magiczne, jak wtedy, gdy zobaczyłam je tego wieczoru :)
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)