Jak to się zaczęło?

Opublikowane przez flag-pl Agnieszka Król — 7 lat temu

Blog: "Gdzie jest ta Huelva?"
Oznaczenia: flag-es Erasmusowy blog Huelva, Huelva, Hiszpania

Nigdy wcześniej nie byłam za granicą. Nawet na Słowacji, bo akurat gdy pojechałam na zieloną szkołę, odwołali jednodniową wycieczkę. O decyzji wyjazdu na Erasmusa przekonał mnie chyba wyjazd koleżanki z roku. Całe wakacje przepełnione były niedowierzaniem, podekscytowaniem i tylko lekkim niepokojem.

jak-sie-zaczel-43a6a644b98d154c029ac40a0

Pakując walizki, wieczorem, dnia przed wylotem, nie czułam nic szczególnego. Trochę jak pakowanie się na 2-tygodniowy wyjazd ze znajomymi. Mimo, że wyjeżdżając na pół roku, musiałam zabrać rzeczy, których na krótsze podróże się nie pakuje, ciągle nie czułam, co to tak naprawdę oznacza. Długo zeszło mi się z zebraniem wszystkich potrzebnych rzeczy i dopiero koło północy mogłam postawić walizki przy drzwiach, wykąpać się i pójść spać.

Zasypiając przez ułamek sekundy przebiegła mi przez głowę myśl, że nazajutrz położę się spać w zupełnie innym miejscu. Miejscu obcym i oddalonym o prawie 4 tysiące kilometrów.

Dzień wyjazdu do południa wyglądał jeszcze w miarę normalnie. Kama i jej rodzice mieli po mnie podjechać koło 16:00. Nie jestem typem osoby, która odkłada wszystko na ostatnią chwilę (a przynajmniej wtedy nie byłam), ale los jest przewrotny i tak rano skończyłam jadąc jeszcze na miasto spotkać i pożegnać się z przyjaciółką. W pośpiechu załatwiałam kilka ostatnich spraw. Po południu wróciłam do domu, zjadłam obiad i wykorzystałam chwilę, żeby (jeszcze raz) sprawdzić, czy wszystko zabrałam.

Przed 16:00 samochód już był pod domem. Bratinio zdążył już wrócić ze szkoły i mogliśmy się jeszcze raz uściskać. Ale dopiero żegnając się z mamą zaczęłam sobie uświadamiać, co się dzieje. Nie powiem, miałam przez chwilę świeczki w oczach. Mama oczywiście też.

Wzięłam bagaże i wyszłam z domu. Za chwilę się do niego szybko wróciłam, bo w roztargnieniu nie zmieniłam butów i wybrałam się w ciapach. Przed zakrętem obejrzałam się jeszcze przez ramię i utrwaliłam ten obrazek w pamięci, tam, gdzie trzyma się najcenniejsze wspomnienia.

Kilka godzin jazdy do Warszawy minęło błyskawicznie. Pamiętam zachodzące słońce, złote pola, drzewa, do których już zaczęła dobierać się jesień i pogawędkę rodziców Kamy o tym, do jakiego teatru i na jaką sztukę się dzisiaj wybrać. Myślami byłam jeszcze w domu, choć mała cząstka mojej duszy zastanawiała się co to będzie i za chiny nie mogła sobie niczego wyobrazić.

jak-sie-zaczel-178e661e5e3d4b01f526df74b

Na lotnisku jeszcze małe przepakowanie przed nadaniem bagaży. Dla mnie totalna nowość - nigdy nie byłam na lotnisku, tym bardziej nigdy nie leciałam samolotem. Po raz kolejny dziękowałam w myślach Kamie, że ze mną jedzie i cieszyłam się, że w tej wielkiej, mojej pierwszej przygodzie nie będę sama.

Moja siostra pracowała akurat w wakacje w Warszawie. Przyszła się ze mną pożegnać i wręczyła mi mały notesik, w kształcie ciastka, na zapisanie go jakimikolwiek myślami z tej podóży <3

Ostatnie pożegnania i uściski, a potem przejście przez bramki i kontrolę bezpieczeństwa. Lotnisko Chopina jest o tyle fajne, że jest duże i przestronne - podróżni mogą jeszcze zobaczyć swoje rodziny i przyjaciół. Zmierzając do centralnej części hali odlotów obejrzałam się przez ramię jeszcze raz i pomachałam do trzech sylwetek na horyzoncie. Po chwili zniknęli za ścianą. Zostałyśmy z Kamą same.

 Szczerze, niewiele pamiętam z mojego pierwszego lotu samolotem. Powinnam, w końcu to takie ekscytujące przeżycie, nagle odrywasz się od ziemi i grawitacja nie ma już dla Ciebie znaczenia. Ja pamiętam jedynie przechodzenie przez ostatnią kontrolę, a potem przejazd autobusem od drzwi lotniska do samolotu. To właśnie wtedy, gdy zamknęły się drzwi pojazdu i jechaliśmy po płycie lotniska, a dookoła słyszałam już dużo hiszpańskiego, zdałam sobie w pełni sprawę i naprawdę się zawachałam. "O mój... Co ja zrobiłam?" Wylatuję z Polski! Lecę do Hiszpanii! Na pół roku! (Właściwie na 3 miesiące, bo miałam wrócić na święte, ale mój mózg wtedy tego nie akceptował.)

Nie pamiętam, gdzie siedziałam w samolocie. Nie wiem, jak wyglądał w środku. Gdybym nie miała biletu, teraz nie wiedziałabym nawet jakimi liniami leciałam. Pamiętam tylko, że po niecałej godzinie zaczęło mi się już nudzić, ale w sumie, nim się obejrzałam, byłyśmy już w Barcelonie.

Lotnisko Chopina wydało mi się ogromne, ale El Prat jest jeszcze większe. Nie wiedziałyśmy, gdzie iść, więc poszłyśmy za hiszpańskim tłumem, ale wkrótce musiałyśmy zawrócić, gdy wszyscy wyszli na zewnątrz strefy pasażerskiej. Wybrałyśmy jedne z kilkuset siedzeń i przez godzinę próbowałyśmy zabić czas. W końcu przeniosłyśmy się w bardziej przytulny kąt i poszłyśmy spać.

jak-sie-zaczel-868c73bd36fc8aa503e73d713

Po 7:00 wylot do Sewilli. W tym samolocie już w ogóle nie słychać było polskiego. Lot trwał 1,5 godziny i prawie w całości go przespałam, była tak padnięta. Gdy samolot zniżył lot i zaczął podchodzić do lądowania, wpadłam w zachwyt, bo po raz pierwszy w życiu zobaczyłam palmę. Tak, palmę! Rosła sama, jedyna, przy płycie lotniska :D Takie małe rzeczy, a też cieszą.

Z lotniska w Sewilli bez problemu dojechałyśmy do centrum, na dworzec autobusowy. Dworzec, przez który w przyszłości miałyśmy tak często przejeżdżać, że poznałam go lepiej, niż ten w Lublinie. Jego konstrukcja jest tak prosta, że bez trudu zakupiłyśmy bilety i znalazłyśmy naszego busa jadącego do Huelvy.

Sewilli do Huelvy to autostrada, która prowadzi przez komplene pustkowia. W tamtych okolicach rzadko spotyka się świeżą trawę i drzewa. Krajobraz był niemal pustynny: ubita ziemia, krzaki i gdzieniegdzie krzewy z bardziej ozdobnymi kwiatami. Pomyślałam, że jadę "tylko" na koniec Europy, ale czułam się, jakby to był koniec świata.

Gdy wjechałyśmy do Huelvy, nie byłam pewna, czy to na pewno to miasto, ale coś mi podpowiadało, że tak. Przeciętny wygląd, nieco bury, ale to obrzeża, bliżej centrum budynki i ulice nabierały kolorów. Nie wiem, czy bardziej mnie przybił ten podupadły charakter, czy ucieszyłam się, że w tak niewielkim mieście, może się nie zagubię i jakoś poradzę.

Wysiadłyśmy na dworcu, okrągłym jak spodek. Znalezienie głównego wyjścia zajęło nam chwilę. Chciałyśmy kupić plan miasta i mniej więcej zobaczyć jak daleko jest do naszego mieszkania, ale w pierwszym napotkanym kiosku map nie było, a nie chciałyśmy się zagłębiać w uliczki.

Postawiłyśmy więc na taksówkę. Podeszłyśmy do pierwszego wolnego taksówkarza i Kama zapytała o cenę podówzki na naszą ulicę i kwota nie była duża, bo zdecydowałyśmy się jechać. Jazda trwała może 5 minut, nie więcej.

Wysiadłyśmy tuż pod drzwiami naszego mieszkania. Podniosłam głowę i spojrzałam na drugie piętro. Ze zdjęć mieszkania poznałam jego wygląd, a widząc jak wąski jest budynek, domyśliłam się trochę jego ukladu. Jeśli dogadamy się z dziewczynami, i dostanę pokój jaki sobie upatrzyłam (dostałam ^^) patrzyłam właśnie na okno mojego pokoju. 

"Here I am." - pomyślałam.

"Let the journey begin."


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!