Welcome to China

Opublikowane przez flag-xx Małgorzata Filiczkowska — 6 lat temu

Blog: Filifionka w Chinach
Oznaczenia: flag-cn Erasmusowy blog Guangzhou, Guangzhou, China

Nie było mi żal, że wyjeżdżam. Byłam podekscytowana. Towarzyszyło mi podobne uczucie do tego kiedy wylatywałam do Turcji. Lotnisko Tegel, a potem czarna dziura.

Wszystko działo się strasznie szybko. Do tego stres. Ten rodzaj stresu, który wydziela się w sytuacjach, w których zaczynasz mieć wątpliwości co do tego, czy oby na pewno nie wdepnąłeś w takie gówno, które będzie rzutować na resztę Twojego życia.

W samolocie siedziałam koło chińczyka (wiek nie do sprecyzowania jak to w przypadku Azjatów bywa), który od razu zaczął ze mną rozmowę. John, jak mi się przedstawił, bardzo dobrze mówił po angielsku, co dało mi nadzieję na przyszłość w Chinach. Okazało się, że oboje lecimy do Kantonu, a ów Chińczyk zrobił sobie weekendowy wypad do Berlina na jakiś słynny maraton.

Tak sobie ucinaliśmy pogawędki pomiędzy filmami („Niczego nie żałuję” – znakomita Marion Cottillard i „Rozumiemy się bez słów” – który rozwalił mnie totalnie. Włączyłam go, bo lubię francuskie filmy, a to, o czym był ten film i fakt, że go oglądałam akurat w tym momencie utwierdził mnie w przekonaniu, że coś tam jednak nade mną czuwa).

Lot miałam z przesiadką w Pekinie, gdzie zdałam sobie sprawę, że nienawidzę języka chińskiego, który dla mnie brzmi totalnie abstrakcyjnie. O ile japoński był nie do ogarnięcia, to chiński nie dość, że jest nie do ogarnięcia, to jeszcze słuchanie go sprawia ból.

Na lotnisku w Kantonie znów spotkałam Johna, a żegnając się z nim, musiałam go wręcz powstrzymywać, bo chciał dać mi pieniądze, taki był zaniepokojony o moje przyszłe losy w Chinach.

Po chwili przyszedł Sam. Wyglądał dokładnie tak jak go sobie wyobrażałam. Wielki, brzuchaty Pakistańczyk. Od początku był konkretny, starał się też być miły, zainteresowany, ale widać też po nim było zmęczenie. Ja również nie spałam już od 24 godzin, więc nie ciągnęliśmy rozmowy na siłę.

Wsiadając do taksówki poczułam wybuch gorącego i wilgotnego powietrza, pomimo tego, że była godzina 22:00. W drodze mignęły mi kolorowe światła miasta, więc pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Wychodząc z taksówki Sam wskazał mi pięknie oświetlony budynek z czerwonym dywanem na schodach.

- Tutaj będziesz pracować – powiedział dumnie

Wtedy do mnie dotarło, że chyba zrobiłam kolejny krok naprzód.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!