Gotowa do działania

Opublikowane przez flag-xx Małgorzata Filiczkowska — 6 lat temu

Blog: Filifionka w Chinach
Oznaczenia: flag-cn Erasmusowy blog Guangzhou, Guangzhou, China

No i miałam rację. Obudziłam się i byłam gotowa do działania! A że nie był to zbyt długi dzień bo obudziłam się o 16:00 (różnica czasu) to moje działania ograniczyły się do nauki piosenek i odpisywania  na wiadomości, że żyję i mam się dobrze. Wieczorem za to poszłam z Samem do klubu, w którym miałam śpiewać. Sam oczywiście nie omieszkał mi powiedzieć, że do klubu muszę być ubrana odpowiednio (tak jakbym planowała wyjść w dresach).

Kiedy weszłam do klubu od razu uderzył we mnie blask lamp, reflektorów, stroboskopów i innych świecideł. Klub sam w sobie nie jest duży. Myślę, że nie jest w stanie zmieścić więcej niż 1000 osób. Zdecydowanie jednak zaliczał się do klubów z gatunku tych ekskluzywnych. 

Największe wrażenie natomiast wywarł na mnie band w składzie: Marina (wokalistka), Ana (wokalistka, którą będę zastępować), Garry (basisista), Valod (gitarzysta), Michael (klawiszowiec) i Edward (perkusista). Z Samem na czele. Dziewczyny przepiękne, seksowne, poruszające się na scenie jak prawdziwe gwiazdy, tak pewnie i z tak rozpierającą radością z tego co robią, widoczną w każdym uśmiechu i geście. Muzycy genialni, nagłośnienie najlepsze jakie słyszałam do tej pory. Niespotykana energia.

A ja nagle zapragnęłam znaleźć się pomiędzy nimi. Nie mogłam się doczekać aż będę częścią Soul Party Nation. Bardzo się cieszyłam, że znalazłam się w tym miejscu.

Udało mi się zapoznać z niektórymi członkami zespołu. Szczególnie Ana, która na scenie wydawała mi się bardzo wyniosła, przywitała się ze mną najcieplej. Marina natomiast podeszła do mnie z dystansem. Jedynej osoby której nie poznałam był Michael. Sam wspomniał o nim wcześniej, że jest to dziwny facet, który ma swój świat, separuje się od zespołu i nigdy nie spędza z nimi czasu, również, że ma nierówno pod sufitem, a wszystko spowodowane paleniem zbyt dużych ilości trawy, jak podejrzewał Sam.

Tego wieczoru poznałam również Manisha, hindusa. Takiego typowego prawdziwka (uwielbiam to określenie, które przylgnęło jeszcze z Bahrainu. A więc definicja prawdziwka: bogata osoba, która przychodzi na występy określonego band’u regularnie, regularnie zostawiając duże napiwki dla zespołu. Jego wydatki stanowią zazwyczaj 1/3 wypłaty takiego muzyka, najczęściej dziewczyny. Warto też dodać, że prawdziwek, zostawiając pieniądze liczy na seks z „gwiazdą”. Uważa, że im więcej pieniędzy zostawi, tym większe jego szanse na to).

Tego wieczoru pieniądze dosłownie latały po scenie. Band robił niesamowite show, świetnie się na nich patrzyło, impreza była świetna (chociaż ja i tak czułam się jak w pracy). Z tej „pracy” wróciłam trochę wstawiona muszę przyznać.

- Manish zaprosił mnie jutro na obiad, jeśli chcesz, możesz do nas dołączyć – zaproponował Sam
- Pewnie, z przyjemnością – odpowiedziałam. Zawsze to lepsze niż siedzenie w pokoju i uczenie się piosenek.

Następnego dnia mieliśmy mieć również próbę, na która niemalże wszyscy stawili się pijani. Próba była przede wszystkim dla mnie, a także dla nowego klawiszowca – Filipińczyka.

Ta próba to była jedna wielka katastrofa, a ja szczerze współczułam Samowi, że musi użerać się z tymi wszystkimi Ukraińcami, którzy ledwo co mówią po angielsku, a do tego byli pijani (i nawet fakt, że byli pijani nie rozwiązał im języka, zaryzykuję nawet stwierdzeniem, że w tym momencie nawet nie do końca potrafiliby się porozumieć nawet po rosyjsku.

Zawsze wydawało mi się, że na kontraktach ludzie na prawde się pilnują, tutaj natomiast była samowolka. Dziwiłam się, że Sam pozwolił sobie na to, a jeszcze bardziej,  że oni nie wstydzą pokazywać przy nim w takim stanie. Z czymś takim jeszcze nie miałam do czynienia.

Nikt nie był przygotowany, nie zostały zagrane żadne z zaplanowanych na tą próbę piosenek. Wszyscy za to wystrojeni jak na pierwszą komunię. Okazało się, że cały band poszedł z Manishem na obiad o którym wcześniej mówił mi Sam.

Jakież było moje zdziwienie kiedy po tej nieudanej próbie Sam przychodzi do mnie i mówi.

- Chciałbym, żebyś zaśpiewała dzisiaj z nami parę piosenek.

- Jasne! – odpowiedziałam, chociaż psychicznie i fizycznie w ogóle nie byłam na to przygotowana, ledwo pamiętałam teksty piosenek. – Co powinnam na siebie założyć?

- Pokaż mi co masz – poprosił Sam, a ja w popłochu zaczęłam wyciągać swoje rzeczy. Szczerze mówiąc nic się nie nadawało, oprócz może dwóch sukienek.  – Spróbuj to i to.

Jeansowa spódniczka i czarna przeswitujaca bluzka. I chociaż nie był to look typowo na scenę, wyglądałam seksownie, co było prawdopodobnie celem.

Zaczęłam trochę niepewnie. Ale swój pierwszy napiwek w postaci 100$ dostałam, własnie od Manisha za Jai Ho, hinduską piosenkę de facto (i o dziwo muzycy byli w pełni sprawni, co wcale się nie zapowiadało jeszcze 3 godziny wcześniej).

Sam mi gratulował, mówił, że świetnie mi poszło, świetnie się ruszałam i śpiewałam, a publiczność dobrze reagowała. Dobrze rokuje, myślałam sobie. A mnie ten kontrakt zaczął się podobać coraz bardziej.

 Następnego dnia miałam dołączyć już oficjalnie do bandu. Próbowałam śpiewać różne harmonie, chórki, wszystko co wydawało mi się, że powinnam śpiewać i co wydawało mi się ładne. Wiele razy widziałam zadowoloną minę Sam’a podczas występów, wiele razy mówił mi „dobra robota, szybko się uczysz, jeszcze musisz się trochę rozkręcić, ale jest bardzo dobrze, oby tak dalej”. Poznałam również resztę bandu. Udało mi się w końcu porozmawiać z Michael’em, o którym Sam wypowiadał się tak negatywnie. Byłam zdziwiona, kiedy udało mi się przeprowadzić z nim całkiem miłą i całkiem długą rozmowę. Okazało się, że jest Ukraińcem, który dzieciństwo spędził w Rosji, a następnie wyjechał do Kanady, gdzie mieszkał i pracował jako muzyk przez kolejne 25 lat.

Poznałam też reszte ekipy bliżej. Marina, piekna, wysoka, naturalna słowiańska brunetka z biustem od którego nie mogę oderwać wzroku, okazała się cudowną dziewczyną, niezwykle utalentowaną, a do tego skromną.  O rok ode mnie młodsza, stała się prawdziwą starszą siostrą.

Edward natomiast, taki trochę Harry Potter z francuską nonszalancją, na początku był dla mnie najdziwniejszą postacią, nigdy nie wiedziałam kiedy żartuje, a kiedy mówi serio, nie potrafiłam się do niego ustosunkować. Z Garrym natomiast rozmawiałam najczęściej pomimo tego, że prawie w ogóle się nie rozumieliśmy, o ironio! On ni w ząb angielskiego. Przyjechał tutaj z żoną i dzieckiem. Było to dla mnie zaskoczenie. Po raz pierwszy słyszałam o takim kontrakcie, na którym przywozi się ze sobą całą rodzinę. Valod natomiast (26lat) to taki typ podrywacza, żigolo (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), nałogowo zdradzający swoją żonę z tutejszymi prostytutkami, wesołek, wiecznie pijany.

Pomimo tego, że to Ukraińcy, mówią po rosyjsku. Znają też ukraiński, który jest znacznie bliższy polskiemu, dlatego, jeśli chcemy się porozumieć, oni przechodzą na ukraiński, a ja wtedy wszystko rozumiem (po miesiącu przebywania między nimi, rozumiem również to co mówią po rosyjsku).

Pierwsze dni na scenie uświadomiły mi rzeczy, z których nie zdawałam sobie sprawy. Uśmiechy, taniec, wchodzenie na głośnik, robienie show z innymi muzykami, zabawa z klientami, śpiewanie, seksowne stroje – to wszystko to była zasługa Sam’a. Coś co wyglądało na spontaniczną zabawę, cieszenie się muzyką z ludźmi to było drobiazgowo wypracowane zachowania, które Sam mielił z band’em od samego początku trylion razy. Wiele razy usłyszałam od niego: „Ci ludzie, oni są jak dzieci, trzeba im powtarzać jedną rzecz sto razy, aby w końcu coś do nich dotarło. Ale nawet jeśli zastosują się do moich rad, kilka dni później postępują tak jak wcześnie. Jestem już tym zmęczony”. Rozumiałam go. Również dla mnie było to zastanawiające.

Podczas jednego z wieczorów kiedy po pracy wszyscy udali się po wypłatę do mieszkania Sam’a, byłam świadkiem pewnej dziwnej dyskusji całego zespołu (no oprócz Michael’a, który zgodnie ze swoim zwyczajem szybko się ulotnił, „nie chcąc mieć nic wspólnego z resztą zespołu)...


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!