Les Puces des Salins – pchły na dworcu?
Od dwudziestu trzech lat, w każdy niedzielny poranek (nie wierzę, że w każdy, ale podobno tak) organizowany jest w Clermont-Ferrand pchli targ. Place Gambetta (zwany też "Les Salins"), który na co dzień pełni funkcję dworca autobusowego – zmienia się wtedy nie do poznania. Żywię raczej ambiwalentne odczucia wobec takowych wydarzeń: z jednej strony nie odmawiam im niezwykłego klimatu, w pewnym sensie swojskiego (niezależnie od szerokości geograficznej), pełnego gorączkowych poszukiwań i emocji związanych ze znajdywaniem, ale też będącego pasjonującym pejzażem ludzkich sylwetek. Z drugiej jednak strony – zawsze boję się, że w tłoku jakiś nikczemnik pozbawi mnie wszystkich ruchomych dóbr, jakie przy sobie mam. Albo – w najlepszym wypadku – zostanę po prostu oszwabiona w trakcie zakupów. Mimo tego typu obaw, a także niezachęcającej aury (nie wiem czy o każdym maju w Clermont można powiedzieć, że jest deszczowy, ale o tegorocznym – na pewno), zdecydowałam się pewnej niedzieli zajrzeć w to miejsce.
Un marché aux puces
Podobno wyrażenie „pchli targ” pochodzi od tego, że wielka rzesza ludzi przemieszcza się z miejsca na miejsce niczym skaczące pchły. Zawsze tłumaczyłam sobie tę nazwę raczej wyobrażeniem insektów maszerujących pomiędzy stosami rozmaitych przedmiotów. Bez obaw jednak - stan rzeczywisty jest odmienny od stanu mojej imaginacji i bez obaw możecie udać się na tego typu jarmark. Jeśli chodzi o dostępny tu asortyment – to chyba można wyliczyć wszystko. Myślę, że pchli targ równie dobrze mógłby się zwać gabinetem osobliwości. Nie oznacza to jednak, że układ stoisk był pozbawiony logiki – przy wnikliwszej obserwacji, można było dostrzec pewien klucz: jedna alejka na jedzenie, w innym sektorze ubrania, w jeszcze innym meble etc.
Na co właściwie można było natknąć się w tej swoistej kunstkamerze, co można było tam znaleźć? Najrozmaitsze artykuły: od arbuzów, cebuli, ryb, win i serów, przez świeczniki, szaliki, spódnice, kamizelki, obrazy, książki, szachownice pozbawione pionków, jak najbardziej współczesną elektronikę w postaci – na przykład – telefonów dotykowych, aż po młynki do kawy, krosna, miechy i wypchane zwierzęta (to akurat było lekko makabryczne). Wszystko tworzyło magiczny mikrokosmos, po którym poruszali się ludzie.
Cicer cum caule
Nie tylko asortyment charakteryzował się daleko idącym zróżnicowaniem – mieszały się także języki i kultury. Chyba najbardziej widoczne było to w przypadku jedzenia. (Na które – rzecz jasna – skusiłam się tylko i wyłącznie w celach badawczych i jeśli ktoś powie Wam, że raczej z uwagi na łakomstwo, to czym prędzej wyrwijcie takiemu kłamcy jego plugawy język!) I tak egzystowały sobie spokojnie francuskie sery, wędliny i wina, tuż obok stoiska, na którym sympatyczna pani sprzedawała wietnamskie sajgonki (nem) i indyjskie samosy. Kilka metrów dalej jakiś pan sprawnie smażył kulki falafeli, a po przejściu jeszcze kilku kroków można było zasmakować orientalnych ciasteczek z migdałami. Skusiłam się na jedno – miało kształt rożka, było całkiem smaczne, sycące i bardzo, bardzo słodkie.
Ceny
Po placu krążyło mnóstwo kupujących – szczególny tłok był w alejce z jedzeniem: co i rusz tworzyły się tam zatory i ciężko było się przemieszczać. Ale ten fakt nie dziwi, bo większość smakowitości na targu można było kupić rzeczywiście taniej niż w sklepach. Na przykład czereśnie – tak dojrzałe, że aż pąsowe: można było znaleźć w cenie 1,5 euro za kilogram.
Nie zapominajmy o aromatach, jakie się tu i ówdzie unosiły. Zapach orientalnych przypraw w smażonych na głębokim oleju falafelach mieszał się z tym, który emitowały świeże ryby, a wszystko spowijała jeszcze woń mięty, której wielkie pęczki można było kupić na kilku stoiskach.
Jako wnikliwa tropicielka tego typu smaczków (i stęskniona emigrantka!), nie mogłam przegapić francuskiego przekładu „Chama” Orzeszkowej; pysznił się obok Stendhala w bardzo ładnym wydaniu:
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)