Najstraszniejsze momenty mojej wymiany
Kiedykolwiek wybieramy się na wymianę, wyobrażamy sobie, że będziemy odnosić sukcesy we wszystkim, czego się dotkniemy od zawierania przyjaźni, przez dobre stopnie, do zdobywania nagród w przeróżnych aktywnościach... albo coś mniej więcej w tym stylu. Jedyne czego nie bierzemy pod uwagę, to fakt, że coś może pójść nie tak i nie myślimy o tym, bo nie mamy pojęcia, co może pójść źle. Chcemy, żeby wszystko było dobrze, ale czasami nie mamy mocy, by zrobić wszystko jak chcemy żeby było. Do tej pory twierdzę, że ta wymiana to najlepszy rok mojego życia, mimo że doświadczyłem kilka ciężkich chwil, takich jak strata naszego amerykańskiego pieska czy atak serca mojej amerykańskiej mamy.
(Zdjęcie z Unsplash.com, autor Glenn Carstens Peters. )
Mój goszczący brat i operacja oka
To stało się podczas mojego pierwszego miesiąca pobytu w Ameryce. Wszystko było spoko, grałem ze swoim amerykańskim bratem w tenisa. Pewnego dnia spostrzegliśmy, że ma coś w oku, więc moi amerykańscy rodzice wzięli go do lekarza, żeby sprawdzić o co chodzi. Istniało małe prawdopodobieństwo, że to może być rak. Spróbuj wyobrazić sobie moją twarz, kiedy próbowałem zrozumieć o co chodziło. Nie rozumiałem wszystkich medycznych terminów, więc ciężko było mi się w tym wszystkim połapać i ogarnąć, czy wszystko jest dobrze czy niekoniecznie. Cóż, połapałem się dopiero wtedy, kiedy mój amerykański brat i jego mama wyjechali z Greeley do Denver, żeby go zoperowano. Nie pamiętam dokładnie kiedy dostaliśmy telefon od lekarza - przed czy po zabiegu - pamiętam jednak, że byliśmy na korcie tenisowym w trakcie turnieju, kiedy mój brat dostał potwierdzenie, że to jednak nie rak. Strasznie mi ulżyło i pobiegłem w te pędy przekazać mu dobrą nowinę. Muszę przyznać, że moja amerykańska mama była bardzo szczęśliwa i nieustraszona.
"Nasz" pies zdechł z powodu guza
Kocham psy i to moje ulubione zwierzaki, w dodatku takie słodkie. Dorastałem z psem, którego dostałem jako sześciolatek i nawet myśl o jego stracie mnie wykańcza, ale właśnie coś podobnego przeżyłem będąc na wymianie, bo pies mojej goszczącej rodziny zdechł. Co było chyba jeszcze smutniejsze to fakt, że trzeba było go uśpić. Był ślepy od lat, wydaje mi się, że od kiedy skończył rok. Sierść zawsze zakrywała mu oczy, ale doskonale znał dom i to było niesamowite, jak dobrze się w nim odnajdował. Czasami zdarzyło mu się wpaść na sofę, czy na fotel, które nie powinny się tam znajdować, ale ze wszystkim innym radził sobie fantastycznie.
(Słodki Marshall. ♡)
Mimo że był ślepy zawsze miał energię, żeby skakać i pokazywać nam swoje szczęście, kiedy wracaliśmy ze szkoły czy z pracy, ale zaraz po świętach jego szczęście powoli zanikało. Zaczął jeść coraz mniej, był bez energii i snuł się po domu ze spuszczoną głową. I to było tak nieprawdopodobnie smutne, widzieć go w takim stanie, że moi amerykańscy rodzice wzięli go do weterynarza. Tam dowiedzieli się, że pies ma guza i że z leczeniem zostało mu jakichś kilka miesięcy, więc postanowili dać mu odejść. Nie było warto męczyć zwierzęcia, które cierpiało. W dzień, kiedy mieli go uśpić, pani doktor przyjechała do naszego domu i podała mu zastrzyk na sofie. Wtedy mój brat zaczął krzyczeć i płakać, i tak właśnie spędziliśmy resztę dnia. Płacząc. Nie był to zwykły pies, to członek rodziny. Zwierzęta są w stanie kochać i to było tak strasznie smutne, jak pożegnanie bliskiej nam osoby, szczególnie dla mojego amerykańskiego brata, który się z nim wychował.
(Zdjęcie z Unsplash.com, autor Ben White. )
Moja amerykańska mama miała zawał
Mam nadzieję, że nikt w Was nie będzie musiał tego doświadczać. To chyba był najstraszniejszy moment w całej tej wymianie. O ile dobrze pamiętam, moja amerykańska mama, miała ropienie na gardle, które trzeba było usunąć. Udała się wiec do szpitala, a jak już się tam zarejestrowała, to poszliśmy z nią. Miała zostać w szpitalu na noc, żeby lekarz mógł mieć ją na oku. I całe szczęście, że tam była, bo tej nocy poziom tlenu w jej organizmie drastycznie spadł i miała zawał. Niezwłocznie przeniesiono ją na oddział intensywnej terapii, a mój brat i ja nie mieliśmy o tym bladego pojęcia. Wstaliśmy i poszliśmy do szkoły. W godzinie lunchu mój amerykański ojciec napisał do mnie, że jego asystent odbierze mnie ze szkoły i że jestem zwolniony z reszty dnia, i że mogę opuścić campus.
"Co się dzieje? "- pomyślałam. Kim! Kim nie czuje się dobrze! Nikt nie wiedział co dokładnie się stało z nią, wiedzieliśmy tylko, że coś jest źle. Nigdy nie widziałem mojego amerykańskiego ojca w takim stanie. Wszyscy, których znałem tam byli, ale nie mogliśmy wejść wszyscy razem. Wraz z bratem poszliśmy tam i zobaczyliśmy wielką maskę na jej twarzy. W pokoju była sama, co ogromnie nas przestraszyło. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, z jej maski wydobywały się jakieś dźwięki, ale nie mieliśmy pojęcia co ona chce powiedzieć. "Jest dobrze" - myślałem. "Odpocznij, nie musimy teraz rozmawiać, wiedz tylko, że jesteśmy na zewnątrz". Powoli dochodziła do siebie i widzieliśmy to. Nawet zmieniono jej maskę na mniejszą i mogła już rozmawiać.
To śmieszne, bo ona nie jada glutenu, a raz zadzwoniła do nas mówiąc, żebyśmy przywieźli jej coś z Taco Bell. Była bardzo głodna, a szpitalne jedzenie nie należy do najlepszych. Pojechaliśmy więc, ustawiliśmy się w kolejce i wróciliśmy do szpitala. Słyszeliśmy tylko jak Kim krzyczy na swojego męża "Zapomniałeś im powiedzieć, że w moim taco miało nie być pomidorów"! Panika. "Mogę to od ciebie zabrać kochanie" - powiedział mój amerykański ojciec. "Tak, nie jestem już głodna". Nawaliliśmy. "Wróćmy po więcej taco" - pojechaliśmy więc do Taco Bell, tym razem weszliśmy do środka, bo tak było szybciej niż stojąc w ogonku samochodów. Pomidorów nie było w środku, ale w taco była mąka... Mój amerykański ojciec zapomniał zapytać o kukurydziane taco. Byłem pewien, że znowu nam się oberwie, ale tym razem śmiała się, doceniając nasz wysiłek. Tak czy siak, kilka dni później wróciła do domu i jeszcze przez kilka nocy musiała spać z maską tlenową. Ostatecznie doszła do siebie po dwóch miesiącach poleciała na Hawaje na wakacje.
(Zdjęcie z Unsplash.com, autor Filippo Ascione)
Wydaje mi się, że czasami musimy przejść takie mroczne momenty, żeby móc docenić te dobre chwile. Przyznam, że to wszystko sprawiło, że teraz wszystko co mam doceniam bardziej. Jestem wdzięczny wszystkim za wszystko co dla mnie zrobili i nie mógłbym być szczęśliwszy.
- Cristian
Galeria zdjęć
Treść dostępna w innych językach
- English: SCARIEST MOMENTS ON EXCHANGE.
- Français: LES MOMENTS LES PLUS EFFRAYANTS DE MON ÉCHANGE.
- Español: Los peores momentos de intercambio
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)