Mój pierwszy raz!

Opublikowane przez flag-xx Daniel Madej — 8 lat temu

Blog: Erasmus w Rumunii
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Dzisiaj chciałbym wam opisać mój pierwszy, ale na pewno nie ostatni... na nartach. Cały wyjazd miał miejsce już prawie miesiąc temu, bo 15-16 stycznia, ale z pewnością jest to przeżycie warte opisania. Niektórzy powiedzą: „czemu dopiero teraz to piszesz, po takim czasie?”. Od razu śpieszę z odpowiedzią. Otóż powody są dwa: albo brak czasu, albo brak weny i chęci do pisania.

Ale od początku. Cały pomysł wyjazdu na narty urodził się zaraz po powrocie z przerwy świątecznej, spędzonej w Polsce, do Alby. Osobiście już myślałem o tym wcześniej (jeszcze w Polsce), ale nawet nie zdążyłem rzucić propozycji. ;) Na cały wyjazd przeznaczyliśmy niecałe dwa dni, piątek wieczór i sobotę. Cała ekipa liczyła 9 osób i to nie był tylko mój pierwszy raz, a zaryzykowałbym stwierdzenie, że większość ekipy debiutowała na stoku.

W piątek połowa z nas dojechała do pensjonatu wcześniej, ponieważ drugi samochód z powodu zajęć musiał wyjechać około dwie godziny później (a przez wypadek na wyjeździe z Alby mieli dodatkowe 1,5h stania w korku). My w tym czasie zdążyliśmy ogarnąć: zakupy, pokoje, stok oraz zacząć szykować kolację bez żadnego pośpiechu (a i na piwko się znalazł czas ;) ). Oczywiście po zjedzeniu kolacji nie mieliśmy żadnego planu, oprócz imprezki. Jednym słowem KARAOKE! :D Oczywiście nie mogliśmy za bardzo szaleć/ żeby mieć siłę na następny dzień.

Po regeneracji sił oraz spakowaniu wszystkich naszych rzeczy udaliśmy się na stok. Tak zaczęła się chyba najgorsza część naszych szaleństw, czyli czekanie w kolejce i wypożyczenie sprzętu. Zajęło nam to ponad godzinę, a to i tak nie było dużo, biorąc pod uwagę, że to był weekend. Nas (osób bez żadnego sprzętu) było siedmioro, więc zanim wszyscy dobrali najpierw odpowiedni numer buta, a następnie rozmiar nart i kasków minęło sporo czasu.

Przyszedł czas na błogie niepohamowane szaleństwo. Po pierwszej godzinie może tego nie było widać, bo uczenie się hamowania i ogólnych podstaw jazdy na nartach wydawało się na początku dosyć trudne, jednak okazało się zupełnie inaczej. O wszystkim tak lekko się opowiada po czasie, ale jak sobie przypomnę, jak to wyglądało wtedy…. Cały myk polegał na tym, że gdybym nie zaczął niespodziewanie nabierać coraz większej prędkości, to bym jeszcze długo walczył ze swoim strachem. Nic tak nie pomaga w nauce jak adrenalina i utrata kontroli nad tym, co się dzieje. W takich przypadkach są tylko dwa wyjścia: albo szybko załapiesz chociaż w pewnym stopniu, albo po prostu się poobijasz (w najlepszym wypadku mniej szlachetną część pleców :D ).

Może jeszcze nie do końca pewni, po wstępnych naukach, ruszyliśmy w stronę wyciągu i naszego pierwszego zjazdu ze stoku. Jak do tej pory czułem się w miarę pewnie ,jeżeli chodzi o spokojne zjazdy, tak stojąc na szczycie stoku już tak nie było. Może odezwał się we mnie mój lęk wysokości, a może to zwykły strach przed połamaniem kończy (oczywiście jedno nie wyklucza drugiego). Trochę czasu musiałem się zbierać w sobie, żeby w końcu się odważyć, jednak kiedy już jechałem, to nie liczyło się nic dookoła, tylko napływ adrenaliny i to, żeby przynajmniej nikomu w moim otoczeniu nie zrobić krzywdy (o siebie się tak nie martwiłem). Łącznie zjechałem jakieś 7-8 razy, dokładnie sobie nie liczyłem, według tego, co mówiła nam nasza instruktorka przed zjazdami, to nie damy rady za długo zjeżdżać, bo nam nogi nie wytrzymają. Tak samo jak nie liczyłem ilości zjazdów, tak też pogubiłem się w ilości upadków... Nie byle jakich, bo z dosyć dużą prędkością i zazwyczaj centralnie na twarz. :D

To było uczucie jakiego brakowało mi od dłuższego czasu - czyste szaleństwo. Nie liczyło się nic oprócz zabawy i adrenaliny. Chętnie pojeździlibyśmy więcej, jednak jak powszechnie wiadomo, pogoda w górach może się naprawdę szybko zmieniać, tak też było i tym razem. Postanowiliśmy zakończyć jazdę i udać się na grzane wino, czyli najlepszą opcję po kilku godzinach na stoku. :D

PS. Niestety nie mam zbyt dużo zdjęć ze stoku, ale za to mam z piątkowej imprezki ;)

PS2: Podziękowania dla całej ekipy, tj: Milena, Gabi, Eve, Kübra, Andrei, Maciej, Sobek oraz Czarek. To był super wyjazd!!!


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!