Masz depresję? Jesteś słaby! Lekarstwo na zło - Toruń.

Opublikowane przez flag-pl Ola Noga — 8 lat temu

Blog: 46 państw Europy przed 30-stką.
Oznaczenia: Erasmusowe porady

(Na samym początku chcę zaznaczyć, że notkę należy traktować z lekkim dystansem. Dodatkowo, opisywana przez mnie depresja, to coś, co teraz jest tak bardzo w modzie. Słowa nie są głęboko przemyślane i nie chcę, żebyście myśleli, że piszą o tym bardzzooooo poważnie. Głupio się tłumaczę, bo nie potrafię ładnie i zrozumiale ująć tego, o czym dokładnie myślę.)

Słaby z Ciebie człowiek, jeśli masz depresję…

Tak, zdanie powyższe jest stwierdzeniem (wyłącznie moim). Powtórzę jeszcze raz dla tych, co nie zgodzą się z treścią notki, która właśnie powstaje. Ludzie z depresją to cieniasy (Sory! Otrzyjcie łzy i idźcie do pracy, a nie!). Proszę, obejrzyjcie te spoty przed przejściem dalej:

https://www.youtube.com/watch?v=lsls1VxEUoU

https://www.youtube.com/watch?v=PQmfAktdo1s

https://www.youtube.com/watch?v=lQNaLNjwZ_g

Depresja to smutek, brak snu, chęci jedzenia, łzy, zamknięcie w sobie i wszystkie inne negatywne/niemiłe zachowania, które utrzymują się przez dłuższy czas. Wiem, naukowcy, lekarze uznali depresję za chorobę i nie powinnam dyskutować, ale… Otyłość też już jest chorobą, nie? Widzicie, wystarczy siedzieć przed telewizorem i żreć, żeby ktoś powiedział wam, że jesteście chorzy (nie wyskakujcie z otyłością, która spowodowana jest jakąś chorobą, czy czymś w tym stylu, ja piszę o siedzeniu i nic nie robieniu, a nie o hormonach). Nie, moi drodzy, depresja to wymysł słabych ludzi, tak samo, jak otyłość nazywana chorobą. Jesteś gruby, bo nie ćwiczysz i żresz za dużo. Jest ci smutno i czujesz się niepotrzebny, bo nic w życiu nie robisz, żeby czuć się lepiej.

Teraz ktoś chętnie by mnie zbeształ. Wiemmm, wiem. Ale posłuchajcie…

Najwięcej krzyczy ten, kto…

Włączamy sobie ten spot i oglądamy https://www.youtube.com/watch?v=EJ_S5Rjt_iI. Ta piękna (pojęcie względne) pani z reklamy (chyba nieodpowiednie określenie, ale nieważne) źle się czuje, płacze w poduszkę, odtrąca bliskich, nie odbiera telefonów, nie chodzi na imprezy i ogólnie wszystko na nie. Weźcie włącznie jeszcze raz ten filmik i przyjrzyjcie się dokładnie. Ile scen z waszego życia widzicie w tym oto spocie?

Tydzień temu czułam się tragicznie. Nie, inaczej. Od jakiegoś czasu (tutaj zwracamy uwagę na ciągłość, nie określenie samopoczucia) czuję się źle. Wydaje mi się, że gorzej niż ta pani z filmiku. Leżałam (będę używać przeszłego, bo już trochę się pozmieniało) w łóżku i nie miałam ochoty wstawać. Siedziałam na krześle kilka godzin i nie myślałam o niczym. Przeglądałam zdjęcia i nie wywoływały one w mnie żadnych uczuć. Rozmawiałam z przyjaciółką i nie czułam, żeby była mi bliska. Ogarnął mnie bezsens życia. Nie myślałam sobie, że życie nie ma sensu, nieee. Ja po prostu utkwiłam w szczelnie zamkniętym słoiku. Nie czułam nic. Nie wiedziałam, co ma ze sobą zrobić. Baaaa, nawet nie myślałam o tym, żeby coś robić. Zwisało mi, czy się umyję, czy nie. Czy wyjdę, wypiję i się przewrócę, czy będę leżeć w jednej pozycji dzień, tydzień, miesiąc, rok. Włączyłam funkcję „robot”. Myłam zęby, malowałam się, szłam na imprezę, rozmawiałam ze znajomymi, ogólnie, zachowywałam się, jak na człowieka przystało… jeśli byłam w otoczeniu. W swoich czterech sianach zamierałam. Działo się to, co wcześniej opisałam.

Najwięcej o depresji krzyczy ten, co ją ma. Mogłabym tak napisać, ale to do mnie nie pasuje…

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Najsilniejsi przetrwają – myśl główna mojego życia.

Wam było smutno, mi było tragicznie. Ja teraz to piszę, a wy dalej płaczecie do poduszki. Na końcu tego spotu, który obejrzeliśmy już milion razy, mówią, że albo sobie pomożemy, albo mamy iść się zabić (wiem, tego ostatniego nie mówią, ale ja wam tak radzę). I wszystko by się zgadzało. Miałam depresję i sobie pomogłam. Ale czy z choroby wychodzi się tak łatwo? Nie sądzę. Powiecie, że u mnie to tylko chwilowa melancholia, zaburzenia hormonalne, czy przedokresówka? Hymm, przecież nie możecie stawiać diagnozy na moim blogu, ja tu rządzę i mówię wam, że to byłoby nazwane depresją, gdybym poszła do lekarza. Nie poszłam, bo jestem zdania, że silny ze mnie człowiek i jeszcze… że jeśli nie boli mnie nic fizycznie, to nie choroba, a głupota, czy lenistwo.

Darwin mówił, to co mówił (wszyscy wiem). Ja przystosowałam do siebie jego teorię. Pozmieniałam to i owo, żeby było mi wygodniej śmiać się z innych (za dużo we mnie podłości, co?) i chwalić jaka to nie jestem silna (ironia). Wiem, że ze słabością trzeba walczyć. Ktoś tam kiedyś powiedział, czy napisał, że najgorsze demony siedzą w nas samych. Nie popisał się oryginalnością, bo sporo osób o tym wie, ale przynajmniej ładnie to ujął. Dobra, do rzeczy. Jeśli już czułam się taka niepotrzebna, nielubiana, brzydka, stara, głupia, gruba, wypryszczona, niesymetryczna, źle ubrana i bez żadnego talentu, to nie miałam ochoty na nic, co jest bardzo logiczne. Niestety, wiedziałam, że się nie zabiję i chociaż nie chciało mi się nic, to nauczona wcześniejszymi doświadczeniami (raz na wozie, a raz pod), zacisnęłam ząbki i zaczęłam się ratować. Trudno by mi było żalić się rodzicom (chociaż akurat jakoś ostatnio staję się wylewna), płakać przyjaciółce w rękaw (preferuję samotność w czasach kryzysu), czy iść na rozmowę do psychologa. Ratunek jest tylko i wyłącznie w nas samych. Uwaga, ludzie! Tylko my sami możemy sobie pomóc (zapamiętajcie, specjalnie powtarzam dwa razy to samo). I jeśli ktoś mi mówi, że ja nie umiem wspierać i pocieszać innych osób, to ma rację.  Po co mam to robić, jeśli wiem, że te metody na lepszy humor są wyłącznie chwilowe. Masz w głowie to, że chcesz się zabić? Ja ci tego nie wybiję. Jesteś samodzielną maszyną, sam naciskasz guziczki. Urodziłeś się w słabszej fabryce, to trudno… Materiały są z gorszego tworzywa, a ty musisz jakoś się zepsuć, skończyć... Nie ma rady dla tych, którzy urodzili się by przegrać.

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Co może cię uratować?

U mnie depresja (będę używać tego terminu, ale pamiętajcie, że nie piszę/mówię/myślę o tym, jak o chorobie, a zwykłym określeniu złego stanu psychicznego – kurde, zaplątałam się i nie wiem, jak to wytłumaczyć) pojawia się wtedy, gdy za długo siedzę w jednym miejscu lub do mojego życia wkracza rutyna. Kiedyś nie potrafiłam sobie z nią zbytnio radzić. Smuty ciągnęły się miesiącami, byłam uwięziona w jednym miejscu ze względów na szkołę, niepełnoletność i brak pieniędzy, aż nagle… nauczyłam się pomagać. I to chyba jest najlepszym zwalczacz (przypomina to mój blog, mogę pisać, jak mi się podoba) depresji. Pracowałam z dziećmi, wiecie o tym, przecież już to opisywałam. Niektórzy opowiadali mi o swoich życiu i wtedy zaczęłam zauważać, jaka jestem płytka, jak bardzo nie doceniam tego, co mam. Pisałam o pomocy innym, a teraz tak wparowałam z tym… Ehhh… czasami coś, o czym myślimy jest takie proste tam, w głowie, a tak trudne tutaj, do wystukania na klawiaturze. Nie niosłam pomocy nie wiadomo jakiej. Pomagałam jedynie pościelić łóżko, umyć włosy, czy zrobić kanapki. Słuchałam opowieści, udawałam, że jest mi smutno, gdy ktoś płakał w mój rękaw (przypomina, jestem zdania, że człowiek sam sobie powinien radzić). To wszystko działo się w otoczeniu dzieci, dorosłych ludzi inaczej bym traktowała (chyba). Ktoś mi mówił, że ma taką i taką patologię w domu, że nigdy morza nie widział, że czasami nie ma co jeść itp. Wtedy, gdy wracałam do swojego domu, kładłam się w łóżku, zastanawiałam się, czy można być tak głupim, żeby przejmować się swoją zapryszczoną buzią, brakiem talentu, miłości, przyjaciół itd. Ktoś zawsze od nas ma gorzej, ktoś mocniej cierpi, ktoś jest bardziej opuszczony, ktoś silniej odczuwa bezsens wszechświata. My i nasza depresja to badziewie wymyślone przez nowoczesnych lekarzy, którzy żyją w świcie, gdzie dzieciom zabrania się wchodzić na drzewo, czy jeść owoców prosto z drzewa. Depresja to wymysł, taki sam jak bóg. Potrzebujemy jej, więc jest.

Tym razem nie chciałam ratować się pomaganiem (to zdanie prosi się o wstawienie cytatu, który mówi o tym, że altruizm jest egoizmem słabych – coś w tym jest, pomagamy, bo musimy sobie radzić <- znowu temat na dłuższą notkę). Chyba już za bardzo skostniałam, mało co mnie ostatnio rusza. Egoizm, z którego zaczynam być dumna (zaczynam, bo i tak jeszcze jest za mały) kazał mi, ratować się podróżą. I uwierzcie, to jedna z lepszych dróg, gdy życie nie ma sensu.

Gdzie pojadę i po co?

Jak zawsze odpaliłam Google Maps i gapiłam się na mapę Polski (stów w portfelu nie pozwalała patrzeć na inne kraje Europy). Padło na Toruń. Dawno tam nie byłam, a zachowane w pamięci wspomnienia, przywoływały miły zapach cynamonu, który uwielbiam, i dla którego mogłabym pojechać nawet na koniec świata (ależ patetycznie się zrobiło). Niestety, chociaż zapach wywołał uśmiech na twarzy, to dalej nie widziałam sensu w życiu. Aleee, nie miałam wyboru, wiedziałam, że czas zacząć walczyć ze swoją głową, a raczej tym demonem, co ciągle ciągnął mnie w dół.

Pieniądze strasznie ograniczają człowieka, każdy, kto już pracował, dobrze o tym wiem. Aleee, także każdy, kto podróżował, wie, że jeśli (czy tu powinien być przecinek, przed jeśli?) wszystko dokładnie się rozpisze, zaplanuje wcześniej, to nawet za grosze można zwiedzić Grecję, czy inny kraj. Ja z tą swoją stówką, tak daleko nie planowałam wyjeżdżać. Planetarium, pierniki i stare miasto miało mi wystarczyć w zabijaniu depresji.

Chciałam, jak najszybciej opuścić dom, więc zabrałam się za planowanie. Obdzwoniłam większość atrakcji turystycznych w Toruniu, dowiedziałam się co, jak i za ile. W menu głównym zapisałam sobie: Centrum NowoczesnościMuzeum PiernikaPlanetariumCentrum Sztuki WspółczesnejRatuszPark Tysiąclecia. Dokładnie w tej kolejności miałam zwiedzać, ale w tej kolejności nie będę opisywać. Zauważyłam, że stałam się nudna. Notki piszę na jedno kopyto (tak to się mówi? Nie lubię takich polskich wieśniackich powiedzonek). Dziś będzie inaczej…

Chyba kocham sztukę, chyba się w niej odnalazłam.

Strasznie mocno zazdroszczę ludziom, którzy mają talent do rysowania, malowania, śpiewania i wszystkich innych rzeczy, które są mi obce. Podobno można nauczyć się używać pędzla, kleić, grać itp. Zapewne, ale tylko wtedy, gdy nie jest się tak leniwym, jak ja. Kiedyś nie chodziłam po muzeach, strasznie mnie to nudziło (jak chyba każde dziecko). Im bardziej zaczął mi się psuć mózg, tym bardziej doceniałam dziwadła, muzykę, rysunki, śpiew i taniec. Kiedyś dźwięki były tylko dźwiękami, dziś są moim bogiem, moją receptą na ból, na gniew, na wszystko. Obrazy, fotografie miały sens wyłącznie wtedy, gdy znajdowałam się na nich ja lub bliski mi osoby. Teraz wszystko się zmieniło. Wolę patrzeć na wymysł obcego człowieka, niż na selfie z koleżanką, czy portret rodzinny. Nie interesuje mnie twórca, ani zbytnio to, co miał na myśli. Patrzę na czyjeś dzieło i… i jestem w innym świecie, uruchamiam mózg, przepływ myśli…

Dlatego ostatnio chyba najbardziej z tym moich podróży cieszą mnie muzea, domy sztuki. Tak odrywam się od tego wstrętnego  świata i przepływa do lepszego, lub jeszcze paskudniejszego, niż nasz. Idąc na Wały generała Sikorskiego 13, miałam zamiar, polepszyć sobie humor, chociaż, jak zakładałam, mogłoby to skończyć się fiaskiem, dalszą smutaczką, poczuciem niczego. Najpierw za swoje spotkanie z kulturą zapłaciłam pięć złotych. Budynek zewnątrz nie zachwycał, zwykła cegła, beton i dachówki – nie pokażę wam, bo i po co? Wnętrze za to przypominało mi nieco krakowski MOCAK, który – jak już wiecie – uwielbiam. Aleeee, zapomniałam. Kierując się w stronę Centrum Sztuki, zobaczyłam to:

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Nie wiem, jaki był zamysł twórcy tego znaku/reklamy/bilbordu, ale mnie dobił, chociaż to złe określenie. Stanęłam i zaczęłam się zastanawiać. Najpierw chciałam rozważyć łatwiejszą kwestię – czy ja mam puste kieszenie. Filozof Katarzyna w akcji. W kieszeniach nie miałam nic, ale wiadomo, że te napisy miały być przenośnią. Na koncie bankowym wyświetlało mi się minus dwadzieścia złotych. W portfelu leżało osiem dych. Bilans wskazywał, że jestem biedakiem. Tylko, że byłam na wyjeździe, a biedni ludzie nie podróżują. Więc w sumie nie wiedziałam, co mam o tych kieszeniach myśleć. Przeszłam dalej. I od razu pomyślałam, że ten znak jest idealny dla ludzi, którzy akurat są w pseudodepresji. No kurde, dobija i jeszcze każe myśleć. Nie wiem, nie odpowiedziałam sobie na pytanie ze znaku. Do dziś się zastanawiam…

Przed wejściem obejrzałam jeszcze wywieszkę:

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Nawet przez chwilę chciałam sobie wydziarać potwora, ale po dłuższym namyśle, stwierdziłam, że to głupi pomysł i ogólnie chyba powinnam przestać mazać ciało.

Muzea dały mi to, że nauczyłam się czytać ulotki/książeczki informacyjne. Wiadomo, nie zawsze zaglądam do „pomocy”, w sumie najczęściej to nie zaglądam, aleeee… Jeśli coś mnie interesuje bardziej, to wiem, gdzie szukać – makulatura się nie marnuję.

„Czyste wody” to wystawa prac pięciu artystów, która wisi od trzynastego maja, a jej żywot w Toruniu zakończy się osiemnastego września. Prace poruszają tematykę tożsamości społecznej (o, jak modnie!), problemów gospodarczych, przemocy i ogólnie wszystkiego, co sobie wymyślimy. Pamiętam, że w „ulotce” pojawił się taki termin jak „heterotopie”. Kompletnie nic nie zapamiętałam z całego tego tłumaczenia, które tam znalazłam. Nie wiem, chodziło chyba o jakieś przestrzenie – tyle to jest, to moje kompletnie nic. Ogólnie bez tego ciężkiego pojęcia też da się patrzeć i rozumieć, podziwiać lub być ignorantem, i iść dalej.

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

To zobaczyłam na samym początku. Bez większego zainteresowanie przeszłam dalej. Usiadłam wygodnie na mini ławeczce i obejrzałam filmik. Laska nawijała wełnę. Nie, źle tłumaczę. Stał typ, co miał ręce (sine) związane tą wełną. Kobieta uwalniała go z niteczek, robiąc przy tym kulkę, która przypominała naszą planetę. Nie rozumiem takiej sztuki. Może pomysł i fajny, ale zmarnować jakieś pięć minut na coś takiego... Dalej, na ogromnej ścianie wyświetlone były cztery filmy jednocześnie (połączone w całość, taka jakby panorama). Kobiety krzyczały do czegoś, biły, szarpały i złościły się (w sumie to jedna i ta sama babeczka). Jestem chyba jakoś negatywnie nastawiona do „sztuki filmowej” z natury, więc pominę dalsze opisy tego typu rzeczy. 

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Tutaj mamy coś, co z daleka wygląda jak normalny obraz. Jednak gdy podejdziemy bliżej, widzimy to:

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Weź mnie dobij…

Poszłam do muzeum, bo sztuka miała mnie ratować. Rozweselić, rozbudzić jakiekolwiek pozytywne uczucia/odczucia. Wybrałam sobie złą porę. Główną „atrakcją” była wystawa DUDA GRACZ 75. Kojarzycie? Bardzo możliwe. Z okazji siedemdziesiątych piątych urodzin trupa Jerzego Dudy Gracza zorganizowano ekspozycję aż dwustu pięćdziesięciu obrazów. Nie znałam tego pana wcześniej i nie wiedziałam, co się szykuję. Patrzcie:

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Na tym pierwszym obrazie jestem ja w staniem, jaki obecnie jest mi bliski. Takkk, dobiły mnie te kolory, tematyka i kształty. Dawno nie widziałam tak „drastycznych” prac, tak ciężko przedstawionej rzeczywistości. Z każdym obrazem „się zgadzałam”, moja ironia życiowa w końcu zatańczyła kankana (taniec szczęścia wewnętrznego mego potwora). Ktoś miał taki pogląd na życie jak ja. Ten pan widział podobnie, ten pan potrafił to ująć…

Na koniec macie obraz zatytułowany „Jeźdźcy Apokalipsy czyli fucha”. Pięknie, nie?

masz-depresje-jestes-sl-lekarstwo-l-toru

Ciąg dalszy nastąpi…


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!