Lucca, jak by Cię tu opisać...
Było nie było, do egzaminów trzeba się uczyć. Wybraliśmy się więc z Deborą i Rebeką do „sali ciszy”, aby móc rozpocząć przygotowania do ustnego z filologii romańskiej. Dumni z siebie, że udało nam się spotkać na wspólną naukę zatraciliśmy się w notatkach, książkach, kserówkach, aby po kilku minutach dojść do wniosku:
- Ej, nie wiem jak Wy, ale ja to nie rozumiem tego co tu jest napisane. Zmęczony jestem trochę słuchaniem o tych wszystkich przemianach językowych po trzech miesiącach wykładów. Pojechałbym gdzieś na wycieczkę. Nigdy jeszcze nie byłem w Lucca, a słyszałem, że jest piękne.
- Nie byłeś w Lucca?! To jedziemy!
No i pojechaliśmy. W piątkowy poranek złapaliśmy pociąg, aby jak najwięcej wycisnąć z tej podróży. Jako że pociągi z Pisy do tego uroczego miasta wyjeżdżają co dwadzieścia minut, nie mieliśmy wielkiego problemu z dostaniem się do Lucca. Spotkaliśmy się na dworcu głównym, w cenie 3,5 euro nabyliśmy bilety drogą kupna, zeskanowaliśmy i ACHOJ PRZYGODO! O godzinie 10 byliśmy na miejscu. Zanim jednak dotarliśmy, dowiedziałem się, że na zajęcia z filologii romańskiej, które odbywały się na via Risorgimento, a na które pomykałem 50 minut pieszo, mogłem dojeżdżać pociągiem (jeden przystanek) i zaoszczędzać 40 minut snu. No trudno, było minęło, zajęcia się skończyły, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, a tak chociaż zdrowszy jestem.
Tyle z dygresji, wróćmy do Lucca. Po wyjściu z pociągu Debora stała się naszą przewodniczką, jako że Debby też odwiedziła to miasto po raz pierwszy. Co więc o Lucca trzeba wiedzieć, aby mieć jakąś podstawę do zwiedzania:
Po pierwsze: kto zbudował miasto, tego nie wie nikt. Od wieków trwają o to spory. Jedno jest jednak pewne. Powstało około 180 roku przed Chrystusem. Najprawdopodobniej jest dziełem Etrusków, ale co niektórzy pozostają przy wersji, że zostało zbudowane przez Liguryjczyków.
Po drugie: znane jest ze swoich murów oraz 17 kościołów. Było nie było całkiem sporo, jak na takie miasteczko. Charakterystyczne mu są również wieże, które po prawdzie nie rzucają się w oczy, gdy zwiedza się Lucca „od dołu”, jednakże z panoramy miasta, którą można zobaczyć z jednej właśnie wież widać, że jest ich całkiem sporo.
Po trzecie: jak co roku odbywa się tam Lucca Comics Festival oraz Lucca Summer Festival. To pierwsze wydarzenie jest odwiedzane przez fanów komiksów, bajek, filmów, którzy w tych dniach nie są tylko biernymi fanami, bo przebierają się za postaci ze swoich ulubionych serii. Wydarzenie jest znane nie tylko w Toskanii, bo zjeżdżają się na nie ludzie z całych Włoch. Kolejny festiwal, to festiwal typowo muzyczny. Ten z kolei ściąga publiczność nie tylko z Włoch, ale tez z innych krajów, jako że na jego scenie występują gwiazdy światowej muzyki.
Jesteśmy już trochę w temacie, to teraz możemy wejść w bramy miasta. Po przejściu pierwszych kroków znajdujemy się przy pięknym skwerku, na którym to zrobiliśmy pierwszą tego dnia selfie stick focie.
Tutaj jeszcze powrócimy, teraz czas na małą przechadzkę po mieście. Pierwszym pięknym obiektem, na który trafiliśmy, był Palazzo della Giustizia. Jako że był zamknięty postanowiliśmy zapuścić się nieco głębiej w miasto. Przed tym jednak zaszliśmy na rogalika i capuccio, żeby się wzmocnić przed pełnym wrażeń dniem. A na wrażenia długo czekać nie musieliśmy. Jak tylko wyruszyliśmy spod kawiarni w centrum, Debby która nami przewodziła podskoczyła z okrzykiem radości, a usłyszeć się z tych dźwięków, które wydawała, dało tylko:
- Pista di giaccio! (Lodowisko)
No i nie było nawet dyskusji, decyzja została podjęta, idziemy pojeździć. Ale przed tym chcieliśmy jeszcze co nieco pozwiedzać i kupić coś na obiad, żeby nam w sieste sklepów nie pozamykali, a nie chcieliśmy jeść w restauracji. Poszliśmy więc po bułki, świeżutkie, z prosciutto cotto, crudo i salami, co kto wolał. Jednakże nie zaspokoiliśmy się tylko bułkami. Będąc już przy kasie całej naszej trójce zaświeciły się oczka na widok Kinder niespodzianek, zapakowanych w świąteczną tubę. Nie potrzebowaliśmy słów, aby zadecydować, że bierzemy je na deser!
Po szybkich zakupach wybraliśmy się na poszukiwania wieży Guinigi - myślę, że jedynej wieży, jaka istnieje we Włoszech z drzewami na szczycie. Jak tylko do niej dotarliśmy, trzeba było wyłożyć na stół po 3 euro na głowę, żeby w ogóle zacząć przygodę. Schodów było niemało, ale co mi się bardzo podobało, że na ścianach znajdowały się obrazy, co wzbogacało wdrapywanie się na górę. Doszliśmy! I zobaczyliśmy Lucca „od góry”.
Po zejściu z wieży udaliśmy się na spacerek w stronę placu Garibaldi, przy którym to znajdowało się nasze lodowisko. Szliśmy pięknie przystrojonymi uliczkami, wypełnionymi nie tylko światełkami, ale też świąteczną muzyką i straganami pełnymi pomysłów na prezenty.
Po dotarciu na lodowisko, założyliśmy łyżwy i jazda na lód!
Niestety Rebby nie do końca opanowała sztukę, jaką jest utrzymywanie równowagi na łyżwach. Nie powiem, śmiechu było co nie miara. Na początku była skubana odważna, za rękę , bo za rękę, ale chciała próbować. Aż do tego momentu:
Auć! Ale do odważnych świat należy. Później stała w kącie i robiła mnie i Debby zdjęcia. Co jakiś czas staraliśmy się ją wyciągnąć na dalsze partii płyty, ale zaparcie trzymała się barierki. Czas na lodowisku spędziliśmy nie tylko jeżdżąc bezmyślnie w kółko, ale udało nam się też co nieco potańczyć. Nie było bardzo dużo ludzi na płycie, dzięki czemu mieliśmy dość dużą swobodę ruchów, a muzyka sprzyjała tańcom i wygłupom. Było zabawnie do tego stopnia, że Debby dała się namówić na małe tany tany na lodzie!
...ale skończyło się to tak:
Po godzinie jeżdżenia czas było iść zjeść obiad. Wróciliśmy więc na skwerek, aby w ciszy i spokoju, przy szumie fontanny, zjeść pyszny posiłek. Nie byliśmy sami, którzy mieli na niego ochotę. Znalazło się całkiem sporo gołębi, które nam pomogły. Co na mnie zrobiło wrażenie, że zjadły nawet całkiem spory kawałek szynki parmeńskiej, która wypadła z jednej z bułek. Myślałem, że gołębie nie jedzą mięsa, a tu o! Takie zaskoczenie.
Każdy z apetytem zjadał swoją bułkę, ale wszyscy myśleliśmy o tym samym, jajku Kindera czekającym na nas. Były pyszne! Smakowały, jak te z dzieciństwa! Aż chciałoby się więcej i więcej, ale trzeba znać umiar.
Postanowiliśmy wyruszyć w poszukiwanie dalszych interesujących miejsc. Trochę nam się tylko nie chciało chodzić, bo najciekawsze miejsca były w dość odległych od siebie punktach, ale na to też znaleźliśmy rozwiązanie!
Wynajęliśmy pojazd czterokołowy, który nie mam pojęcia jak nazywa się po polsku, ale dziewczyny po włosku nazwały go il risciò. No i zaczęła się jazda bez trzymanki! Śmiechu ta jazda przyniosła nam co nie miara. Znaleźliśmy się w wielu zabawnych sytuacjach, które kończyły się śmiechem, ale o których lepiej nie wspominać, nie wiem, czy były do końca legalne. W każdym razie, czas najwyższy pokazać trochę miejsc, do których nas il risciò przetransportował. Otóż tak:
1. Pomnik włoskiego kompozytora Giacomo Puccini:
2. Amfiteatr, w któreg miejscu znajdują się obecnie budynki mieszkalny, a plac pełen jest restauracji i sklepów.
3. Ulica artystyczna, która przeznaczona jest dla amatorów pióra. Każdy, kto tylko zechce, może powieśić napisany przez siebie wiersz, w jakiejkolwiek części budynku.
4. Chiesa di San Michele in Foro, znajdująca się w ścisłym centrum miasta.
5. Piazza Garibaldi, gdzie wygrzaliśmy się trochę w blaskach słońca. A jeżeli czytaliście moje poprzednie wpisy chyba już zauważyliście, że nie ma miasta we Włoszech, które nie posiadałoby placu Garibaldi ;)
Objeżdżając te wszystkie miejsca w oczy niejednokrotnie rzuciła mi się flaga Polski. Nie mniej jednak, okazuje się, że nie o Polskę chodzi, a o Lucca. Bo jest to również flaga tego miasta.
Do Pisy powróciliśmy zmęczeni, ale pełni wspaniałych wrażeń i doświadczeń! Wycieczka była wspaniała i nie żałuję ani chwili spędzonej w Lucca! Focia na pożegnanie i do kolejnego wpisu!
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)