Lubię poniedziałki! Część druga, Wiedeń.
Po udanym wyjeździe do Niemiec w celu uniknięcia nudnego poniedziałku, postanowiłam kontynuować moją tradycję przynajmniej jednego poniedziałku raz w miesiącu, w innym miejscu niż dom. Nazwałam to "Poniedziałki w Europie", bo jak do tej pory udawało mi się spędzać je w innych państwach, niż te w którym akurat mieszkałam. Już niedługo opisze kilka aktualnych wyjazdów, ale teraz póki muszę być we Wrocławiu (zajęcia na uczelni, szukanie pracy, praktyk i inne), mogę wrócić wspomnieniami, do poprzednich poniedziałków, a właściwie jednego z nich.
Ratusz w Wiedniu, kwiecień 2016
Poniedzialek spędze w Austrii
Gdy mieszkałam jeszcze w Budapeszcie często tęskniłam za domem, za rodziną. Na szczęście udało mi się namówić Mamę by przyjechała do mnie w odwiedziny. Chciałam pokazać jej miasto, które kocham, które jak mi się wtedy wydawało jest jedynym słusznym miejscem mojego pobytu. Chciałam by zobaczyła jego magię, by poznała jego klimat. Mama wzięła więc wolne w pracy i przyleciała do mnie na osiem dni.
Miałyśmy wystarczająco dużo czasu, bym mogła pokazać Mamie najważniejsze miejsca, te opisane w każdym przewodniku, te które odkryłam sama. Poświęciłyśmy kilka dni na Budapeszt, ale w ramach przyjazdu najważniejszej osoby na świecie, postanowiłam urozmaicić ten czas. Jak? Zbliżał się poniedziałek. Zabrałam więc Mamę do Austrii. Był to kwiecień, czyli piękna pogoda w Budapeszcie, ponad 22 stopnie, słońce i lekki wiatr. Zamówiłam szybko bilety na autobus (Wiedeń to zaledwie kilka godzin drogi) i znalazłam tani hostel. Ruszyłyśmy w niedzielę (jak przed każdym Poniedziałkiem w Europie, zaczynam podróż dzień wcześniej) rano, by mieć czas pozwiedzać, ale też i odpocząć. Obyło się bez przygód w drodze (tym razem). Wyjechałyśmy z Népliget (połączenia busami, międzymiastowe w Budapeszcie wyruszają zazwyczaj z tego dworca, na który łatwo można dojechać metrem z centrum miasta) o planowanej porze, dojechałyśmy bez spóźnienia. Wcześniej przygotowałam sobie mapę metra, więc dojazd do hostelu też nie był problemem. Odpoczęłyśmy chwilę i ruszyłyśmy zwiedzać stolicę Austrii.
Pierwsze wrażenie
Już po krótkim spacerze obie z Mamą stwierdziłyśmy, że nie można porównywać Wiednia do Budapesztu. Jest tam dużo czyściej, jaśniej. Na ulicach nie widać tylu bezdomnych. Zgłodniałyśmy od spacerowania pięknymi ulicami, postanowiłyśmy zjeść coś w najbliższym miejscu. Oczywiście nie miałam internetu w telefonie i nie mogłam znaleźć nic na TripAdvisorze, więc szukałyśmy w ciemno. Jak na złość w pobliżu nie było żadnej restauracji. Postanowiłyśmy wejść do pierwszego miejsca, na które trafimy. I trafiłyśmy… do pierogarni. Wspominałam kiedyś, że podczas rocznego pobytu na Węgrzech tęskniłam najbardziej za pierogami? Tak było, dlatego ucieszyłam się, że w Austrii zjem moje ulubione danie, które w Budapeszcie było nie do zdobycia. Weszłyśmy i próbowałyśmy zamówić. Kobieta obsługująca nas nie mówiła jednak po angielsku… tylko po niemiecku. Więc zamawiałyśmy na migi. W pewnym momencie Mamie wymsknęło się coś po polsku. To wiele ułatwiło… Kobieta okazała się być Polką. No bo kto inny mógłby sprzedawać pierogi za granicą? Pisałam o tej pierogarni w opisie miejsc. Szczerze polecam. Z uśmiechem zamówiłyśmy kilka rodzajów i chwile porozmawiałyśmy z kobietą, która okazała się właścicielką miejsca. Dopiero jedząc pierogi zauważyłyśmy, że lokal nazywa się Fanaberia. No cóż, mogłyśmy wcześniej na to spojrzeć i od razu zamawiać jedzenie po polsku.
Wietrzne miasto w Europie
W niedzielę pogoda nie była najlepsza. Wiał wiatr i było chłodno. Podobno taka pogoda często jest w Wiedniu. Nie byłam przygotowana na to, że będzie mi zimno, nie wzięłam dodatkowych swetrów. Byłyśmy zmęczone podróżą i spacerowaniem. Postanowiłyśmy więc wrócić do hotelu i odpocząć przed następnym dniem. Bo przecież przyjechałam do Wiednia głównie po to by pójść do Belwederu! Chciałam spędzić poniedziałek na oglądaniu dzieł Klimta. Wiedeń szczyci się Kunsthistorisches Museum, w którym można znaleźć dzieła np. Mantegny, Antonello da Messina, Rafaela, czy Correggia. Niestety te muzeum musiałyśmy sobie odpuścić, ale to nic, wiedziałam, że kiedyś tam wrócę i na pewno wejdę do środka. Udało nam się zobaczyć Belweder, nawet przez przypadek moja Mama dostała bilet studencki. Oszczędność kilku Euro. Zapłaciłyśmy za wejście dwanaście euro od osoby (to komplement dla mojej Mamy, że wygląda jak studentka?)
Poniedziałek zaliczamy do udanych
Na szczęście w poniedziałek pogoda zdecydowanie się poprawiła. Spacery po mieście były przyjemniejsze. Mojej Mamie podobało się miasto i fakt, że mogłyśmy tam pojechać razem. Prawie się nie kłóciłyśmy, jak to mamy w zwyczaju, gdy spotykamy się na dłużej. Poszłyśmy nawet na zakupy w jednej z głównych dzielnic. Musiałam kupić sobie wygodniejsze buty.
Zwiedzanie rozpoczęłyśmy od zobaczenia Belwederu. Dotarłyśmy do niego tramwajem, kupiłysmy bilet dobowy za mniej więcej pięć euro. Sama pewnie próbowałabym spacerować po mieście, ale jako że byłam z Mamą darowałam jej dodatkowe spacery. I tak byłyśmy zmęczone chodzeniem, więc nie chciałam dodatkowo nadwyrężać naszych kręgosłupów. Gdy byłyśmy już na Prinz Eugen-Strasse 27, tak jak wspomniałam wcześniej obie kupiłyśmy bilety studenckie i weszłyśmy do środka barokowego pałacu. Piękny budynek zaprojektował Johann Lucas von Hildebrandt. Składa się z dwóch części oddzielonych pięknym ogrodem, który niestety przeszłyśmy w pośpiechu przez wiejący wiatr i deszcz, który zaczął powoli kropić. Budynki "Dolny Belweder" czyli Letnia rezydencja i "Górny Belweder" pełniący funkcję miejsca przeznaczonego na bankiety, wybudowane były w drugiej połowie XVIII wieku. Byłyśmy zachwycone pałacem. Ja bardziej niż jego bryłą i zdobieniami zachwyciłam się kolekcją malarską. Od końca I wojny światowej w Górnym Belwederze mieszczą się muzea. Moim marzeniem od zawsze było zobaczenie dzieł Klimta, zwłaszcza znanego na całym świecie "Pocałunku". Miła odmiana zobaczyć malarską wersję dzieła, które reprodukowane jest na milion sposobów. Wszędzie możemy zobaczyć "Pocałunek", na filiżankach, poszewkach, nawet na skarpetach. Olejny obraz na żywo robi niesamowite wrażenie. Malowany był w latach 1907-1908 w "złotym okresie" twórczym artysty. Jest sztandarowym obrazem nurtu secesji wiedeńskiej. Uwielbiam ten okres w sztuce, mimo że nie jest tak oczywisty jak wcześniejsze, moje ulubione.
Niestety nie można robić fotografi w muzeum. Może to i lepiej. Przynajmniej ludzie przyglądają się dziełu, nie robia fotek i nie przeszkadzają w oglądaniu. Sama zrobiłabym chętnie sobie zdjęcie na tle "Pocałunku", jednak nie było takiej możliwości. Każdy kto był w Belwederze widział pewnie, jak muzeum podeszło do sprawy fotografowania siebie na tle obrazu. W oddzielnym pomieszczeniu, obok sali z obrazem zrobiono tak zwany "Selfie Point", w którym ustawiono dużą wydrukowaną reprodukcję obrazu, po to by zwiedzający mogli zrobić sobię selfie z dziełem Gustava Klimta.
Selfie Point w Belwederze dla zwiedzających, którzy pragną mieć fotkę z "Pocałunkiem"
Po wyjściu z muzeum wysłałyśmy kartki do bliskich, oczywiście z wydrukowanym "Pocałunkiem' na znak, że widziałyśmy go na żywo. Kartki doszły do moich znajomych dwa dni później! Poczta wiedeńska ma się więc dobrze!
Złota Sala w Belwederze, zrekonstruowana, orginalna została zniszczona w pożarze.
Ruszyłyśmy dalej by zobaczyć jak najwięcej. Niestety Wiedeń nie jest moim zdaniem miastem do zobaczenia w dwa dni. Powinnyśmy były zagospodarować sobie dodatkowy czas, niestety nie miałyśmy takiej możliwości. Musiałyśmy zrezygnować z niektórych miejsc, kosztem innych. Ale to nic i tak byłyśmy zadowolone z tego co udało nam się zobaczyć. Spacerowałyśmy pięknymi ulicami, przechodziłyśmy obok Ratuszu,w którym siedzibe ma burmistrz i rada miejska Wiednia. Wybudowany został w XIX wieku w latach 1872-1883. Jest przepięknym budynkiem. Mam słabość do ratuszy jak widać.
Fontanna przy budynku Parlamentu
Kolejnym ciekawym budynkiem, który mieści się niedaleko ratuszu jest parlament w Wiedniu. Na ulicy Dr.-Karl-Renner-Ring 3, czyli w centrum miasta, odbywają się obrady dwóch izb parlamentu Austrii. Parlament zaprojektowany został przez Theophila Hansena i powstawał w latach 1874-1883. Czyli tak jak większość budynków w tym mieście w drugiej połowei XIX wieku.
Moja Mamusia na tle Parlamentu, kwiecień 2016
Jeśli wybieracie się do stolicy Austrii na pewno słyszeliście o Ringu. Jest to bulwar w centrum miasta. Jak reszta powstawał w XIX wieku, jest najbardziej reprezantywną ulicą Wiednia. Liczy sobie pieć kilometrów, można przejść go piechotą i podziwać piękno miasta. My byłyśmy zachwycone!
Coraz więcej piękna w mieście!
Obejrzałyśmy piękną katedrę św. Szczepana, która zrobiła na nas niesamowite wrażenie. Mieści się ona na Stephanplatz 3 czyli w centrum jednej z najstarszych części miasta. Ta część mi i mojej Mamie chyba sposobała się najbardziej. Ciężko jest zdecydować co w Wiedniu jest najpiękniejsze, całe miasto jest urokliwe. W katedrze, której budowa rozpoczęła się już w XIII wieku, zapaliłyśmy świeczki, pomodliłyśmy się i powzdychałyśmy nad pięknem gotyku.
Wszystko co dobre, szybko się kończy.
Zrobiłyśmy w końcu przerwę w podziwianiu, zjadłyśmy drogi i niesmaczny obiad (pierogi były lepsze), poszłyśmy na lody i skierowałyśmy się na dworzec, bo musiałyśmy już wracać. Wyjazd zaliczyłyśmy do udanych.
Mała porcja lodów! Na prawdę mała.
Co prawda nie miałyśmy zbyt wiele czasu, ale spełniłyśmy dwa najważniejsze dla mnie warunki comiesięcznych wyjazdów:
- obudziłam się w poniedziałek w innym europejskim mieście,
- spędziłam pierwszy dzień tygodnia w sposób niestandardowy.
Mam nadzieję, że częściej będę miała okazje spędzać moje Poniedziałki w Europie z najważniejszą i najwspanialszą kobietą na świecie - Moją Mamą! (Mamo wysłałam Ci link do tego bloga, przyjmij do wiadomości, że musimy częściej razem gdzieś jeździć! Kocham Cię).
Jedna z bocznych uliczek Wiednia.
Mogłabym opisywać w nieskończoność miejsca, które widziałyśmy, ale brzmiałabym jak encyklopedia. Musicie sami odwiedzić to miasto koniecznie. Ja chcę tam kiedyś wrócić, najlepiej w lato. Może ktoś chce mnie tam zabrać?
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)