Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Opublikowane przez flag-pl Ola RR — 6 lat temu

Blog: Dziennik z wyprawy do Maroko
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Dzień trzeci i czwarty

Z lekkim opóźnieniem piszę, ale trochę się działo przez ostatnie dwa dni.

Poza tym przyznam, że mój palec był tak spuchnięty, że nie byłam w stanie nic utrzymać w pełni więc darowałam sobie również pisanie, bo jakoś kiepsko mi idzie pisanie tylko jedną ręką.

Wycieczka na pustynię – poszukiwania w Fez

Większość osób, które przyjeżdża do Maroko wcześniej czy później planuje wyprawę na Pustynię, nie byliśmy zatem odosobnionym przypadkiem, to był jeden z punktów obowiązkowych tej wycieczki. Powiem szczerze, że chyba pokuszę się o stwierdzenie, że to był cel mojej podróży.

Jak przyjechaliśmy do Fez zależało mi żeby znaleźć sposobność aby to właśnie stąd ruszyć na wyprawę na pustynię. Wyczytałam, że lepiej nie rezerwować nic przez Internet – ze względu na to, że ceny są zawyżone, jakby na miejscu takie nie były, ale to inna sprawa.

Jeśli mam być całkowicie szczera to uważam, że to w ogóle wszystko przypomina grę w ruletkę, rosyjską ruletkę. Tłumaczę już dlaczego.

Jak wspomniałam miejsce, w którym się zatrzymaliśmy w Fez było znacznie oddalone od centrum, co znacznie utrudniało poszukiwania agencji zajmujących się organizowaniem wycieczek. W samym souku znaleźliśmy tylko jedną agencję, która oferowała wyprawy, ale my praktycznie chcieliśmy na już a to wcale nie było takie najłatwiejsze.

W Agencji usłyszeliśmy, że grupa się nie uzbierała jeszcze. Samodzielny wyjazd z agencji miał kosztować nas 300 euro od osoby, grzecznie podziękowaliśmy i wróciliśmy do hostelu. Jak pisałam od razu po przyjeździe jakiś mężczyzna oferowała nam wyjazd na pustynię, ale stwierdziliśmy, że to ryzykowne, bo kto od obcego człowieka będzie kupował wycieczkę?

W Polsce mówi się zamienił stryjek siekierkę na kijek, trochę tak było w naszym przypadku. W hostelu zapytaliśmy czy mają jakieś namiary na agencję, że właściwie sprawa jest niezwłoczna. Mieliśmy tylko jeden nocleg w Fez z środy na czwartek, a później w Marakeszu od niedzieli. Nie rezerwowałam nic po między bo nie wiedziałam co nam uda się zorganizować. Wiedziałam natomiast, że jeśli nie uda się dnia następnego wyruszyć, to właściwie mój plan spali na panewce, bo nie zdążymy do niedzieli być w Marakeszu. A to natomiast oznacza, że będzie trzeba ruszyć z Marakeszu, co nie było mi na rękę.

Cena – stała czy różna?

Z pomocą przyszedł jeden z właścicieli, który powiedział, że może nam takową wycieczkę załatwić. Wycieczka będzie nas kosztować 95 euro od osoby - przyznam, że jęknęłam. Chciałam wydać około 70 euro. Mimo wszystko doszliśmy po konsultacji z chłopakiem do wniosku, że nie mamy wyboru i że raz się żyje. Chcieliśmy utargować 10 euro, ale się nie dało, a może dało, ale my byliśmy za słabi, sama nie wiem.

Wedle zapewnień gospodarza, mamy pojechać do fajnego, nowoczesnego miejsca, gdzie spędzimy jedną noc, druga noc to miała być wycieczka na pustynię. W cenie mieliśmy mieć 3 śniadania i dwie obiadokolacje. Transport do danej miejscowości z Fez i powrót oraz wycieczkę na pustynię. Nie będę ukrywać, że Marokańczycy są bardzo dobrymi sprzedawcami oni naprawdę wiedzą jak zachęcić. Wszystko brzmiało idealnie.

Doszliśmy do wniosku, że chyba się zdecydujemy przede wszystkim ze względu na to, że czas wydawał się dla nas idealnie dopasowany do naszych potrzeb. Pytaliśmy kilkakrotnie aby mieć pewność że wszystko zrozumieliśmy. Dostaliśmy kartkę z zeszytu, na której mieliśmy zapisane, na którym przystanku mamy wysiąść. Miał tam ktoś na nas czekać. Na kartce też była napisana kwota z czego 1500 dirhamow mieliśmy zapłacić na początku a resztę jak dojedziemy.

Nie ukrywam, że to wszystko oscyluje na krawędzi - uda się czy się nie uda, zdecydowanie nie przyzwyczajona jestem do tego, że praktycznie wszystko odbywa się na zasadzie umowy słownej. Tak jak napisałam to jest jak rosyjska ruletka. Nie mieliśmy żadnego potwierdzenia, nie wiedzieliśmy gdzie jedziemy, jak się nazywa miejsce, w którym będziemy nocować praktycznie nic.

Ceny wycieczek na pustynie są bardzo różne, zależy:

  • na ile dni,
  • co jest w ofercie (ile noclegów, jaki standard, ile posiłków),
  • w jakim mieście kupuje się wycieczkę,
  • ile osób jedzie,
  • z jakiej agencji,
  • i ile uda się wytargowć.

Czwartek – dzień wyjazdu

W czwartek mieliśmy jeszcze trochę wolnego czasu stąd możliwość pojechaliśmy na wycieczkę do Volubilis i dobrze się stało, bo miejsce fantastyczne.

Autobus, którym mieliśmy dojechać do wyznaczonego celu był o godzinie 20:30.
Jeżeli chodzi o cenę, to oczywiście próbowaliśmy negocjować chociaż 10 euro jak już wspomniałam powyżej, ale my chyba jeszcze za krótko tu jesteśmy aby mieć tę umiejętność. Co było według mnie w porządku to fakt, że później dowiedzieliśmy się, że to 10 euro o które walczyliśmy to prowizja dla właściciela. Wiadomo więc było, że nie odda swojego zarobku, podobało mi się jednak, że był z nami szczery. Oprócz wspomnianej kwoty daliśmy jeszcze 20 dirham na taksówkę, która miała Nas zawieść na przystanek autobusowy.
W czwartek dostaliśmy bilety na autobus - wszystko praktycznie dogadywał mój chłopak bo obaj gospodarze znacznie lepiej operowali językiem włoskim niż angielskim. Co nie oznacza, że ich angielski był zły.

  • Dojazd do celu

Jak się okazało bilety na transport były zakupione na linię supratour czyli jedną z popularnych linii (turystycznych) w Maroko. Cena biletu to 20 euro od osoby na trasie Fez - Merzouga. Nasz właściciel wyszedł z nami, bo taksówka miała czekać na nas. Tutaj pierwsza niespodzianka... 20 dirham, które daliśmy dzień wcześniej magicznie się rozpłynęło. Powiem inaczej, byliśmy naiwni (nie pierwszy i nie ostatni raz), gospodarz powiedział, że owszem było na taksówkę ale dla niego. Bo był zmęczony a przecież musiał pojechać po bilety. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć, bo w końcu z kwoty, którą płaciliśmy 10 euro było dla niego, a tu jeszcze dodatkowe pieniądze. Powiedział, że może zapłacić ale było wiadomo, że tego nie zrobi.

Miała podjechać taksówka petit, czyli jedna z małych taksówek, jakie kursują po mieście. Jak doszliśmy na plac to nasz gospodarz, spotkał jakiegoś znajomego. Po kilku minutach powiedział Nam, że taksówka nie przyjedzie, bo są korki, możemy jednak pojechać z tym panem... Ale niestety kwota wzrosła do 30 dirham. Żeby dobrze zrozumieć moje stanowisko to nie chodzi o to, że te kwoty są ogromne (chociaż czapki za 10 euro wciąż nie mogę przeboleć) ale to się tak zbiera, tutaj dwa euro, tutaj kolejne 3 euro, tutaj jedno i pieniądze uciekają nawet nie wiesz kiedy.

Trochę też w tym momencie byłam zła na chłopaka, że bez zająknięcia się zgodził. Uważam, że byliśmy bardzo łatwym celem, bo nie protestowaliśmy, nie byliśmy roszczeniowi ani nic. To akurat nasz wielki minus, bo jakby nie patrzeć tracimy na tym za każdym razem.

Wiadomo w głowie miałam kilka scenariuszy, mogliśmy powiedzieć nie, mogliśmy powiedzieć 20 dirham i ani dirhama więcej. Mogliśmy w końcu powiedzieć do gospodarza, że ma sam zapłacić, my jednak jak te potulne baranki nie zrobiliśmy nic. Prawda jest też taka, że jak pisałam, nasz hostel znajduje się daleko od centrum więc około 20 minut, może i dłużej zajęło nam dotarcie do celu. Moja zatem rada, nie bądź potulnym barankiem, ale bądź jak lwica albo wilk i walcz o swoje. Tutaj trzeba być bardzo asertywnym, głośno i wyraźnie mówić nie.

Pojechał z nami nasz gospodarz ale wątpię aby to było spowodowane jego troską o nas, raczej wynikało z tego, że chciał pogadać ze spotykanym kolegą. Nie mniej jednak wysiadł z auta, powiedział nam gdzie możemy udać się do sklepu aby kupić jakąś wodę czy prowiant na drogę oraz wskazał market gdzie jakbyśmy mieli ochotę kupić alkohol to tam jest na pewno. Uwierz mi jednak na słowo, że jest tak gorąco, że alkohol wydaje się ostatnią rzeczą na jaką ma się ochotę, przynajmniej w moim wypadku.

  • Zakupy na drogę

Faktycznie zaopatrzyliśmy się w dużą butelkę wody, która przede wszystkim była prosto z lodówki oraz bagietkę i pomaszerowaliśmy do miejsca, z którego odchodził nasz autobus. Ludzi w poczekalni było bardzo dużo, w większości turystów więc wiedzieliśmy, że mają podobny kierunek do naszego. Ja nie mogłam skoncentrować się na niczym tak bardzo palec dawał mi się we znaki.

  • Opłata za bagaż

Dostrzegliśmy jednak, że jeden z pracowników przykleja do bagaży pozostałych turystów naklejki z miejscem gdzie pasażerowie wysiadali. Postanowiliśmy na wszelki wypadek o to zapytać, nie przyszło mi do głowy, że znam odpowiedź, zwyczajnie ból sprawił, że nie myślałam. Musieliśmy dodatkowo zapłacić za bagaż, czyli wydaliśmy dodatkowe 10 dirham za dwa bagaże. To jest to o czym mówię, że wydaje się małe kwoty i w pierwszym odruchu machnie się ręką ale później jak się liczy to się uzbiera. Było bardzo gorąco, w poczekalni jest toaleta oraz jeśli masz taką potrzebę możesz sprawdzić wagę bagażu. Zapomniałam napisać, że nasz gospodarz oddał nam 500 dirham, ponieważ nie udało mu się kupić biletów do czego jeszcze wrócę.
Mniej więcej o 20:20 mogliśmy już wsadzić bagaże do luku bagażowego i zająć miejsca. Moja wskazówka zwróć uwagę, czy nie ma podanych numerów miejsc, bo się okazało, że usiedliśmy nie tam gdzie trzeba i musieliśmy zmienić miejsce. Przed odjazdem kierowca sprawdził listę. Numery miejsc znajdują się na bilecie a w autokarze koło włączników od światła.

Autokar był całkiem przyzwoity, klimatyzacja działała sprawnie, aczkolwiek nie było opcji o włączeniu światła. Trasa była bardzo długa, ale zatrzymywaliśmy się na przystankach, bo ktoś wsiadał albo wysiadał. Podróż zajęła nam około 8 i pół godziny. Wiedzieliśmy, że mniej więcej koło piątej powinniśmy być na miejscu.

Około północy był pierwszy i jedyny postój. To była jakaś zajezdnia, za toaletę się płaciło, ciężko jednak stwierdzić ile powinno się płacić bo nigdzie nie było informacji. Toaleta była typowa jak mi kojarzy się z zajazdami z Serbii, czyli dziura i wiaderko obok aby spłukać. Ja znam powiedzenie, że załatwiasz się w pozycji na Małysza. Postój był długi, spora część osób skorzystała z możliwości pójścia do toalety, pozostała część poszła coś zjeść, a zapachy były niczego sobie. Spędziliśmy tam około 45 minut. Wydaje mi się, że planowany czas postoju był krótszy bo my później byliśmy lekko spóźnieni. Kierowca przeszedł się po autobusie sprawdzając liczbę pasażerów po czym ruszyliśmy.
Musisz być czujny, bo tylko przy jednej stacji kierowca powiedział jej nazwę, przy pozostałych jakoś go to za bardzo nie interesowało. Mój chłopak podchodził do kierowcy kilkakrotnie i zawsze słyszał te samą odpowiedź “następny przystanek”. To trochę przysparza nerwów, bo tu nie ma żadnych tablic informujących gdzie dojeżdżasz, na aplikacji w telefonie też nie wiele więcej było informacji więc właściwie jedzie się na oślep.

Piątek

  • Miejsce noclegowe

Chwilę po piątej dojechaliśmy do celu, aczkolwiek pełni obaw czy faktycznie ktoś będzie nas czekał czy raczej daliśmy się podejść i straciliśmy 100 euro. W szczególności, że zapewniono nas, że będzie czekał ktoś z kartką z naszymi imionami. A tu żadnej kartki, choć kilka osób faktycznie czekało, w końcu ktoś wymówił imię. Dawno tak się nie cieszyłam, co by się nie działo przynajmniej dojechaliśmy i faktycznie czekała na nas wyznaczona osoba. Spodziewałam się samochodu, okazało się jednak, że miejsce, w którym się zatrzymujemy jest raptem kilka kroków od przystanku.

Na ulicy panowała absolutna cisza, żywego ducha, nie wiem czemu ale miasteczko przypominało miasteczko z westernu, mówię całkiem poważnie, tylko Saloonu brak i tych krzaków, które jak wiatr zawieje to się toczą.
Dostaliśmy klucze od właściwie domku, dowiedzieliśmy się że na wycieczkę na sahare wyruszamy dzisiaj (piątek) ze względu na to, że to będzie bardziej korzystne rozwiązanie dla nas.
Pierwsze co zrobiliśmy to poszliśmy spać, materac okazał się wygodniejszy niż nasz w Bristolu tyle że było znacznie ciepłej.
Jeśli chodzi o miejsce, w którym się zatrzymaliśmy to szczegółowo opiszę je w oddzielnym wpisie, bo jest to miejsce, które z pewnością mogę zarekomendować. W pokoju mieliśmy klimatyzację aczkolwiek na początku nie działała tak jak powinna więc było bardzo gorąco. W naszym pokoju były dwa dwuosobowe łóżka i jedna pojedynka. Do dyspozycji był salon, kuchnia, łazienka i oddzielna toaleta. Chcąc dostać się do środka do restauracji musieliśmy wyjść z naszego domku i podejść kilka kroków.
Miejsce, o którym piszę nazywa się Fatima restaurant i hostel znajduje się w miejscowości Ksar Hassi Labied, Merzouga.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Poszliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o naszej wycieczce na pustynię co mamy mieć o czym pamiętać, poza tym wiedzieliśmy -  przynajmniej wedle zapewnień poprzedniego gospodarza, że powinniśmy mieć śniadanie.
Usiedliśmy na zewnątrz obok basenu - tak mieliśmy basen, poza tym w tej chwili jeszcze nie było aż tak gorąco i przyjemnie było siedzieć na świeżym powietrzu. Zamówiliśmy kawę, przyznam szczerze, że kawa była znakomita. Bardzo słodka, kremowa i delikatna, obojgu nam zasmakowała, gdzie mój chłopak nie jest nawet zwolennikiem kawy (Czasami mam wrażenie, że trafiła mi się jakaś podróba Włocha).

Tutaj napotkaliśmy na problem, według tego nowego gospodarza mamy tylko dwa śniadania i dwie obiadokolacje. Z resztą jego tłumaczenie było logiczne i ja się tego spodziewałam. Poprosiliśmy zatem o kartę dań żeby coś zamówić. Wybraliśmy omlet z pomidorami.

Zanim nasze danie pojawiło się na stole dostaliśmy po szklance świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego. Po kilku chwilach na stole pojawiło się naczynie tażin z gorącym omletem w środku. Zapach był tak kuszący, że mimo tego, że danie było bardzo gorące, właściwie to wciąż bulgotało, nie mogliśmy się powstrzymać aby chociaż nie spróbować. Takiego omletu to ja jeszcze nie jadłam i pewnie wielu okazji nie będę miała. Porcja była ogromna, więc spokojnie najedliśmy się nią oboje. Cieszę się, że nie zamówiliśmy dwóch porcji, bo nie było szans abyśmy to przejedli. Dostaliśmy później jeszcze owoce. Uwierz mi byliśmy pełni i usatysfakcjonowani szczególnie, że cena nie była wygórowana, w karcie widniało chyba 25 dirham, czyli wyjdzie pewnie około 2,20 euro a zjedliśmy oboje.

Dowiedzieliśmy się, że mamy sporo czasu, bo nasza właściwa wycieczka zacznie się około godziny 18:00.
Najpierw odpoczęliśmy, jakby nie patrzeć noc w autokarze nie pozwala na całkowity i pełny wypoczynek a chcieliśmy być pełni energii na wieczór. Trochę popełniliśmy błąd, ze względu na to, że najpierw powinniśmy zwiedzić okolice, już tłumaczę o co chodzi.
Pamiętaj, że w takich miejscach napoje są zawsze droższe, my zamiast sprawdzić czy nie ma jakiejś innej opcji kupiliśmy dwie butelki półtora litrowe i zapłaciliśmy 20 dirham. Bardzo dużo, uwierz mi.

  • Spacer po okolicy

Z racji tego, że mieliśmy dużo czasu wybraliśmy się na spacer do ogrodu. Coś w rodzaju palmiarni, gdzie dwie części były oddzielone od siebie może 30 centymetrów szerokości kanałem wodnym, który pewnie doprowadzał tutaj wodę, tak przynajmniej wydedukowaliśmy. Dostaliśmy ostrzeżenie od naszego nowego gospodarza aby chodzić tylko wyznaczonymi ścieżkami i trzymać się w miarę daleko od zielonych poletek, bo w ich trawach mogą się czaić skorpiony. Nie będę mówiła, że dwa razy nie było trzeba mnie ostrzegać, bo osę jakoś przeżyłam, ze skorpion nie wiem i nie miałam ochoty przekonać się jak może się skończyć. Tak szczerze to tutaj nie ma za bardzo co zwiedzać, to mała wioska która zdecydowanie nastawiona jest na turystykę związaną z wycieczkami na pustynię. Zaproponowano nam przejazd jeepem po pustyni za 80 euro, ta oferta w ogóle nas nie zainteresowała.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Wracając do naszego tymczasowego domu wstąpiliśmy do jednego z dwóch otwartych sklepów. To jest właśnie to o czym napisałam sprawdź najpierw okolice zanim raptownie zakupisz coś w hostelu czy restauracji. My zdecydowaliśmy się na zakup 5 litrów wody. Przyznam, że uważam że to jest najlepszy sposób. Mamy ze sobą dwie butelki litrowe, jedną półtoralitrową, więc przelewamy. Oczywiście nie jest to ogromna oszczędność, bo w tym miejscu za klasyczną półtoralitrową butelkę płaci się 5 dirham a za 5 litrów zapłaciliśmy 12 dirham. Nie mniej jednak wody pije się dużo. Na chwilę obecną widzę, że cena takiej normalnej butelki to 5 albo 7 dirham, 5 litrów to 12 dirham. W hotelach ceny są kilkakrotnie większe.

  • Możliwe wycieczki fakultatywne

  1. Jak napisałam można pojechać jeepem przez pustynię za 80 euro.
  2. Są też opcje wybrania się na quadach i w taki sposób zwiedzenia pustyni.
  3. Można również zdecydować się na noc na pustyni śpiąc na dachu samochodu.

Ceny są różne, można negocjować ale nie są najmniejsze, jakby nie patrzeć ci ludzie z tego żyją. W większości hosteli, przy sklepach, ale też na słupach możesz znaleźć informacje co do możliwości jakie masz, możesz też sprawdzić w internecie co i jak.

Piszę o tym przede wszystkim dlatego, że nie musisz koniecznie szukać agencji w mieście, w którym jesteś możesz do Merzougi przyjechać na własną rękę, pewnie z miejsca znajdziesz nocleg, bo na każdym kroku jest jakiś hotel czy riad i tutaj zdecydować się na jakąś wycieczkę. W ten sposób odpadają Ci koszty pośredników, a wierz mi, wielbłądów jest sporo, jak nie przekona Cię jedna oferta to może inna. Teraz wiem, że nie ma co się stresować jeśli chcesz wybrać się na przejażdżkę po pustyni czy spędzić tutaj noc to zrobisz to bez większych problemów.

  • Wycieczka na pustynie

O godzinie 18:00 zwarci i gotowi czekaliśmy, bo miał ktoś po nas przyjść i mała się zacząć przygoda, na którą tak czekaliśmy. Powrót był następnego dnia około godziny 09:00 rano. Chcę napisać oddzielnie o naszych przeżyciach i odczuciach, obawiam się, że jak napisze w tym jednym wpisie to gdzieś to się zagubi. Według mnie opis tego doświadczenia jest warty napisania oddzielnej historii, bo to jedna z przyczyn dla której wielu z nas decyduje się odwiedzić Maroko. Skoncentruje się zatem na opisaniu wszystkiego wokół co tworzyło naszą prawie trzydniową wyprawę tutaj.

Jak już wspomniałam wróciliśmy około 09:00 rano, pierwsze co zrobiliśmy to wzięliśmy prysznic, bo jednak piasek był wszędzie. Sporo osób pytało mnie czy wzięłam na pamiątkę trochę piasku z pustyni, nie, tego nie zrobiłam wydaje mi się jednak, że jak się rozpakuje to piasek chcąc czy nie chcąc gdzieś znajdę. A jeśli nie, to najwyżej tu wrócę, jednak to co najważniejsze mam w głowie i w sercu i zostało uwiecznione na zdjęciach.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Sobota

Po powrocie z wycieczki po pustyni, praktycznie nie mieliśmy co robić, w czasie kiedy my tu byliśmy nie było innych turystów, przynajmniej tak sądzę, ale nie oznacza to, że restauracja świeciła pustkami, wręcz odwrotnie ludzi było dużo. Nawet grupa motocyklistów się znalazła na tym pustkowiu. Po prysznicu zdecydowaliśmy się na śniadanie. Nie wiem czy jest tak wszędzie w Hassi Labied, ale śniadania były duże, ok były ogromne! Najpierw kawa lub herbata. Następnie sok, pieczywo, do wyboru: marmolada, miód, czekolada. Poza tym można było posmarować chleb masłem, serkiem topionym, dostaliśmy również miseczkę oliwek, oliwę z oliwek i później dużą porcje jajecznicy. Tym razem bez pomidorów ale z cebulką. Zapomniałam jeszcze były jogurty danonki.

Tym śniadaniem spokojnie dwie osoby się najedzą, nie ma opcji aby było inaczej. W ogóle jeśli chodzi o posiłki to nie było potrzeby zamawiać jeszcze jednego posiłku, te były wystarczające.

Rozważaliśmy kąpiel w basenie i chodziło to za mną cały dzień, ale w końcu jednak się nie zdecydowaliśmy. Dzień minął całkiem spokojnie, próbowaliśmy ustalić co robimy dalej. W sensie takim co po Marakeszu. To co najważniejsze właśnie zobaczyliśmy a musimy mieć w głowie, mniej lub bardziej jakiś plan, który systematycznie będziemy realizować i którego realizacja skończy się w Fezie.

Abstrahując od tematu na chwilę obecną zrezygnowaliśmy z noclegu w Fezie, który mieliśmy zarezerwowany. Nie oznacza to, że nie będziemy go potrzebować, ale jednak biorąc pod uwagę, że na lotnisku musimy być około godziny 4 nad ranem chcemy znaleźć coś w centrum. Drugim rozwiązaniem, które rozważamy jest wzięcie autobusu lub pociągu z Rabat i tak się postarać aby bezpośrednio dojechać na lotnisko, zobaczymy jednak czy się uda.

Ciężko nam się szuka informacji, bo Internet nie był zbyt szybki, w związku z czym dużo rzeczy ustalimy będąc na miejscu w Marakeszu, poza tym co na pewno mogę powiedzieć problemem jest fakt, że są miejsca, w które warto byłoby się dostać, ale nie wiadomo jak. Liczymy, że uzyskamy jakieś informacje na miejscu.

Na co musisz być gotowy w takim miejscu jak to, to ogromna ilość much, które nie chcą się odczepić. Uwierz mi to jest uciążliwe, szczególnie podczas posiłków. My woleliśmy zdecydowanie jeść na zewnątrz, ale te muchy to była tragedia. Nie, nie widziałam żadnych lepów, wydaje mi się, że mieszkańcy jakoś za bardzo na to nie zwracają uwagi.

Postanowiliśmy zrobić pranie, późno się za to wzięliśmy, bo około 18:00, ubrań mamy aż nadto ale oboje zauważyliśmy, że niektóre ubrania sprawdzają się bardziej, a niektóre mniej. Jeśli chodzi o koszulki zdecydowanie polecam bawełniane. My po 5 minutach na podwórku byliśmy mokrzy, co do prania w tej temperaturze schnie w mgnieniu oka.
Postanowiliśmy wybrać się na spacer, tym razem bardziej w stronę centrum jeśli w ogóle mogę to tak nazwać.

W pierwszej kolejności poszliśmy dowiedzieć się o możliwość zakupu biletu na kolejny dzień, jak wspomniałam oddano nam 500 dirham, bo nie było możliwości zamówić, że względu na problemy w systemie. Poszliśmy do punktu właściwie się upewnić jaka będzie cena. Sobota chyba wszędzie bez względu na kraj i kontynent jest dniem, w którym życie biegnie trochę szybciej. Na ulicy tłumy ludzi, kobiety przepasane chustami z małym dzieckiem i gromadką maluchów przy sukni. Mężczyźni w grupach wylegujący się bez względu na miejsce i jakby kompletnie nie dbający o to. Masz wrażenie jakby czas dla nich nie miał za dużej wartości był względny. Bez wątpienia to jest to czego powinnismy się od nich uczyć, mniej pośpiechu więcej zadumy. Przy czym na chwilę obecną uważam, że prawie wszystko odbywało się zgodnie z podanym czasem w sensie punktualności.

Na ulicach pełno motorów, motorynek i quadów, z resztą mam wrażenie, że to jedna z rozrywek dorastających chłopców. Gdzieś tam w oddali dostrzegliśmy zbiorowisko ludzi, okazuje się, że wszędzie działają objazdowe rynki więc przede wszystkim można było dostać jakieś ubranie ale też wyprawkę do szkoły, bo jak wspomniałam szkoła się właśnie zaczęła. Nie zauważyłam ani jednego sklepu z ubraniami i tekstyliami sądzę więc, że to jedyna okazja aby móc zobaczyć co się chce kupić bez potrzeby jechania gdzieś dalej.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Hassi Labied, Merzouga

To miasteczko było dla mnie pełne kontrastu. Z jednej strony gliniane domy, gdzie wyraźnie było widać, kawałki suchej trawy, piasek, odchody, właściwie to chyba domy z piaskowca. Wiele z nich były rozwalające się albo już u kresu swej żywotności, z drugiej strony nowe chodniki i oświetlenie. Albo talerze do odbioru satelitarnego przy tych rozwalających się domach. Kolejną sprawą były bez wątpienia samochody, nie zdziw się jak zobaczysz dobrej jakości auta co chwilę krążące po tym centrum. Rozmawialiśmy z chłopakiem, że wbrew pozorom to nie jest tak bardzo sezonowy sposób zarobku, bo jednak znacznie dłużej turyści mogą zdecydować się odwiedzić to miejsce.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Widzieliśmy też budujący się hotel więc zapotrzebowanie jest, z resztą co drugi dom miał albo szyld albo napisane na ścianach, że są pokoje do wynajęcia. Co wydało nam się również zabawne, to to jak my obecnie jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych standardów - jak chociażby ze internet musi być w miejscu gdzie się zatrzymujemy. Piszę o tym dlatego, że tutaj właśnie przede wszystkim na budynkach była informacja, że jest WiFi.

Tyle jeśli chodzi o miasteczko, riady na każdym kroku. Co do domostw, to większość z mieszkańców przystosowuje pomieszczenia do standardów, powiedzmy europejskich, ale oni sami gnieżdżą się w izdebkach albo śpią na podłodze.

Później udaliśmy się w miejsce gdzie wyruszyliśmy na wycieczkę po Saharze. Po pierwsze dlatego, że kompletnie nie mieliśmy co robić, po drugie mieliśmy aparat fotograficzny więc chcieliśmy wykorzystać fakt, że jeszcze jest trochę jasno. Następnie skierowaliśmy się w stronę wydm piaskowych, doszliśmy powiedzmy do ich początku. Gdyby nie fakt, że była godzina 19:30 to pewnie zdecydowaliśmy się zdobyć szczyt. Niech Cię jednak nie zawiedzie fakt, że wydaje się wszystko blisko, to tylko złudzenie. Doszliśmy do wniosku, że jak byśmy wracali będzie już ciemno a to ryzykowne. Przy okazji mogliśmy obserwować co można robić kiedy mieszka się w okolicy pustyni. Małe dzieci turlały się z górki. Kilka aut śmignęło obok nas i pojechały po na pustynne wzgórza. Inne auta paliły gumę – cóż za fachowe określenie. Jasne, niby jest to lepsze niż nic, ale naprawdę nie wiem co można tutaj robić.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Postanowiliśmy wrócić inną drogą, co do końca nie było rozsądnym rozwiązania, bo mogło się dla nas źle skończyć. Przede wszystkim dlatego, że weszliśmy w ogród, weszliśmy to za dużo powiedziane wskoczyliśmy. Nie chcieliśmy iść na około w związku z czym musieliśmy przeskoczyć mur. Jak szaleć to szaleć, ale było już ciemno, mimo wszystko w takich miejscach jest znacznie ciemniej, bo latarnie są tylko na głównej ulicy. To, że nic nas nie ugryzło to zwyczajnie dużo szczęścia.

Po powrocie musieliśmy dowiedzieć się czy nowemu gospodarzowi udało się załatwić dla nas biletu na autobus firmy supra tour. Okazało się jednak, że autobus jest pełny, ale jest jeszcze inny za mniej więcej taka samą cenę o tej samej godzinie więc w ogóle się nie przejmowaliśmy.

Mniej więcej około godziny 21:30 doszliśmy do wniosku, że to czas na kolacje, bo musimy się położyć wcześniej skoro mamy rano pobudkę. Zdecydowaliśmy, że tym razem zjemy na tarasie. Budynek ma sale główną gdzie jest bar i stoły w środku, można wyjść na patio gdzie znajduje się basen a zaraz zanim są stoły od zadaszeniem. Ze środka prowadza również schody na górę gdzie jest taras z widokiem na miasteczko. To był dobry pomysł, poza tym coś zmieniliśmy.

Talerze już na nas czekały, najpierw dostaliśmy sałatkę z ryżem, wszystko osobno, ogórek, pomidor, cebula, kukurydza, groszek, a na środku ryż. W taki upał to było jak znalazł, niestety nie pomyślałam, że to może nie być jeszcze koniec. Pojawił się jeden chłopak z tażinem i kiedy już prawie odsapnęłam, że nie jest najgorzej pojawił się drugi. Danie wciąż wrzało. Zaserwowano nam małe pulpeciki w sosie. Oboje jednak do końca nie wiemy z jakiego zwierzęcia były pulpety, ale mniemam, że z baraniny. Porcje były duże, ale proszę uwierz mi, że to jest tak dobre, że ciężko powiedzieć stop, wydaje mi się, że to jest wręcz niewykonalne. Oczywiście do tego pieczywo, przy czym oboje sięgaliśmy również po ryż z sałatki. Nie zdecydowaliśmy się jednak na dokładkę, bo byłoby już tego za dużo. Taki posiłek musi być zwieńczony jakimś deserem więc nim się obejrzeliśmy przed nami stała misa z owocami.Oboje mieliśmy problem z tym aby się ruszać - tak to zwykle obżarstwo.

Dzień trzeci i czwarty Merzouga

Była mniej więcej godzina 22:30 jak wróciliśmy do siebie, ja postanowiłam się spakować jeszcze przed pójściem spać, prysznic jednak zostawiliśmy na rano aby być świeżym w podróży. Tak nam minął kolejny dzień naszej marokańskiej przygody.

Podsumowanie

Z całą pewnością mogę stwierdzić, że mieliśmy ogromne szczęście w tym całym ryzyku. Ja raczej nie jestem skłonna do takich ryzykownych posunięć wydaje mi się jednak że nie mieliśmy jakby wyboru. Mogliśmy poczekać z wyjazdem na pustynię do pobytu w Marakeszu, ale wtedy nie do końca by to wszystko dobrze grało.
Ryzyko było duże:

  • Przede wszystkim ze względu na to, że nie mieliśmy żadnego potwierdzenia, że daliśmy jakiekolwiek pieniądze.
  • Druga kwestia, że mógł na nas nikt nie czekać w wyznaczonym miejscu. Prawdopodobnie wtedy zdecydowalibyśmy się na jeden ze znajdujących się na miejscu hosteli, ale bylibyśmy o 100 euro do tyłu.

Nie ukrywam, że wciąż uważam, że 95 euro to dużo, szczególnie jeśli nasze wyjazdy są raczej wyjazdami niskobudżetowymi, jeśli jednak rozłożymy wszystko na poszczególne elementy ta kwota nie wydaje się tak horrendalna. W wielu z relacji, które czytałam była mowa o tym, że trzeba mieć własne jedzenie, że nocuje się w podrzędnych hostelach, a ceny posiłków są gigantyczne przy okazji żadne wspaniałości raczej właśnie są niezdatne do jedzenia stąd uwaga o własnym prowiancie.

Ja nie mogę tego powiedzieć, u nas wszystko było wręcz idealne, obsługa tego miejsca była fantastyczna. Zawsze pomocna i z pozytywnym nastawieniem, panowie mówili po angielsku, arabsku, berbersku, część po francusku lub hiszpańsku a nawet po włosku. W związku z czym nie było najmniejszego problemu z uzyskaniem dodatkowych informacji. Jak wspomniałam jedzenie było rewelacyjne, porcje gigantyczne, ale przede wszystkim bez wyjątku wszystko było smaczne.

Jeśli chodzi o samo miejsce też złego słowa nie powiem, bo jakby nie patrzeć mieliśmy do dyspozycji domek, z całym potrzebnym wyposażeniem. My najbardziej byliśmy zadowoleni z faktu posiadania lodówki z zamrażalnikiem oraz klimatyzacji.

Sama wycieczka na pustynię, to inna historia ale zakończona sukcesem, to jest doświadczenie, które warto przeżyć. Ci którzy przyjeżdżają tylko w te okolice aby kawałek zobaczyć pustyni, tak naprawdę nie widzieli nic to zwyczajnie trzeba przeżyć. Nie daj się namówić, że pojedziesz do Merzougi i pójdziecie kawałek w głąb pustyni i że o zaliczyłeś pobyt na pustyni, bo to się w ogóle nie umywa do spędzenia tam nocy. Jasne zobaczyłeś to miejsce, ale na tym się kończy Twoje doświadczenie.

Jestem zachwycona wszystkim, bo prawdę powiedziawszy nie ma się do czego przyczepić, mogłabym powiedzieć, że internet słabo działał, ale ja jestem na wakacjach przeżyje bez.

Patrząc na poniesione przez nas koszty. Całość kosztowała nas 95 euro, na co te pieniądze zostały przeznaczone? Oczywiście my nie znamy prawdziwych kosztów, ale stwierdziliśmy, że będzie nam łatwiej jak przeanalizujemy wszystko, co może dla Ciebie też być pomocne więc się dziele naszą wiedzą.

  • 10 euro to prowizja, dla tego, który nam to załatwił,
  • 20 euro to kwota za bilet na trasie Fez - Merzouga firmą supra tour.
  • Mamy zatem 65 euro. Biorąc pod uwagę jak liczone są osobodni w hostelach i tak dalej należy przyjąć, że powinniśmy zapłacić za 3 noce (byliśmy w piątek o 5 rano i o tej godzinie otrzymaliśmy klucze, wyjechaliśmy o godzinie 8 rano w niedzielę). Mieliśmy 3 śniadania w hostelu i jedną obiadokolacje. Prawdę powiedziawszy to śniadania w niedzielę pewnie mogliśmy nie dostać, że względu na to, że to była godzina 7 rano, jednak nic nie stanęło na przeszkodzie aby je dna nas przygotować
  • Teraz należy policzyć wycieczkę na pustynię, która trwała prawie 15 godzin. Gdzie mieliśmy w obie strony przejażdżkę na wielbłądzie. W jedną stronę było to około półtora godziny, w drodze powrotnej podobna ilość czasu. Na miejscu mieliśmy posiłek, który również był bardzo bogaty oraz zapewniona noc na pustyni.

Uważam, że kwota 95 euro jest dużą kwotą ale w 100 procentach w naszym wypadku ta kwota znalazła swoje odbicie w usługach jakie nam zapewniono. Jestem bardzo zadowolona z całej wyprawy do Merzougi może mogliśmy gdzieś oszczędzić jakieś 10 - 15 euro w innej agencji, ale nie jestem pewna czy byłoby tak samo perfekcyjnie jak w tym przypadku. I jak najbardziej targuj się, z Marakeszu możliwe, że Twoje wycieczki mogą być bogatsze, bo przy okazji może zobaczysz wąwozy,  wszystko jest kwestią cierpliwości i szukania tego co nam odpowiada. Mam świadomość tego, że jeżeli chcemy mieć wybór jeśli chodzi o wycieczki, to należy udać się do Marakeszu.

Wiem również, że istnieje możliwość zorganizowania sobie samemu takiej wycieczki, należy udać się do Merzougi i dopiero tutaj szukać możliwości, spędzenia nocy na pustyni, spokojnie supra tour oferuje przejazdy na tej trasie czy to z Marakeszu czy z Fez. Z agencji istnieje opcja, że będziesz jechał mniejszym, prywatnym busem. Wybór więc należy do Ciebie.

Nie wiem czy to kwestia mentalności, bo ciężko mi określić jacy są Marokańczycy wiem tylko, że lubią się targować. Chodzi mi o to, że gdyby taka sytuacja miała miejsce w Polsce mogłaby się różnie skończyć, bo my lubimy kombinować, podobną z resztą opinie miał mój chłopak co do swojego narodu. Tutaj mimo tego, że faktycznie można było przewidywać najczarniejsze scenariusze wszystko skończyło się happy endem. Możliwe, że mamy więcej szczęścia niż rozumu, ale było warto i każdemu polecam.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!