Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Opublikowane przez flag-pl Ola RR — 6 lat temu

Blog: Dziennik z wyprawy do Maroko
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Dzień szósty

Zgodnie z założeniem mieliśmy mieć dzisiaj bardzo aktywny dzień, szczególnie, że wedle moich prognoz następnego dnia mieliśmy pojechać na wycieczkę, a za dwa dni zmienić już miasto. W związku z czym ten dzień wydawał się najbardziej trafiony jeśli chodzi o poznanie Marakeszu.

Jak to jednak w życiu bywa nie wszystko da się przewidzieć, tak też było w tym wypadku, dzień zdecydowanie odbiegał od tego co zostało przeze mnie zaplanowane.

Właściwie zaczęło się już kiedy otworzyłam oczy, czułam, że coś jest nie tak, przecież użądlenie przez osę nie mogło być moim jedynym śladem pobytu w Maroku. Wstałam z bardzo opuchniętą ręką, wyglądało jakbym miała dodatkowe przedramię. Oprócz tego kilka mniejszych ugryzień, byłam wściekła, jakby wszystkie insekty musiały się koncentrować tylko i wyłącznie na mnie.

Nie wiem czy to była kwestia hostelu, chociaż nie mogę powiedzieć że był brudny czy coś. Nauczyłam się zawsze sprawdzać opinię pod względem czystości obiektu. Fakt był taki, że ręka była opuchnięta do granic możliwości i wciąż rosła, była bolesna i zaogniona. Wypiłam wapno, ale to było moje ostatnie, stwierdziłam jednak, że nie ma co panikować, bo jakby zdarza się to stosunkowo często w moim przypadku, że reakcje somatyczne są silniejsze niż u innych.

Poranek

Nastawiliśmy budzik na godzinę 7:45 aby spokojnie wziąć prysznic i zjeść śniadanie, które było serwowane od 08:00 do 11:00. Plan wydawał się idealny. Rzeczywistość okazała się inna. Prysznic był lodowaty, ale nie narzekałam, dobrze to zrobiło na rozbudzenie moich szarych komórek, poza tym mimo wczesnej godziny było już bardzo ciepło więc też nic nie mówiłam.

Śniadanie, cóż tu niestety mieliśmy pecha, oczywiście zostaliśmy przeproszeni za to, ale w rezultacie śniadanie zostało nam zaserwowane koło godziny 09:00, co oznaczało już godzinę w plecy. Śniadanie było niczego sobie, chociaż nie mogę go porównywać z tym co mieliśmy w Hassi Labied, bo wypadało blado. Nie ma jednak co narzekać, zawsze to posiłek, który mamy z głowy.

To jednak nie był koniec fatalnie zapowiadającego się dnia, mój partner skarżył się na ból brzucha, zrobiliśmy szybki rachunek sumienia co mogło zaszkodzić mu dzień wcześniej, ale jedliśmy to samo, poza tym ja czułam się dobrze. W konsekwencji musieliśmy ponownie zredefiniować nasz plan na ten dzień. Jasne, zwiedzanie, zwiedzaniem, ale nie ma co się katować szczególnie, że przed Nami kolejny tydzień w podróży. Ustaliliśmy, że dzisiaj zobaczymy tylko wybrane zabytki a resztę zostawimy na dzień wyjazdu. W końcu możemy pojechać później do Agadiru a w ten sposób zyskać czas, którego nam dzisiaj zabraknie

Poszukiwanie marketu

Plan był taki aby najpierw zlokalizować gdzie jest jakiś market, przede wszystkim dlatego, że chcieliśmy się wyposażyć w dużą pięciolitrową wodę. Pytaliśmy w sklepikach, które znajdowały się nieopodal, ale wiadomo dla sprzedających to żaden interes, więc posiadali tylko półtora litrowe lub małe butelki wody.

Posmarowaliśmy się filtrem 50, zapakowaliśmy wodę, jakąś przekąskę do plecaka, założyliśmy czapki i ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy zaznaczone gdzie można znaleźć jakiś market i używając aplikacji podążaliśmy według trasy. Tutaj moja uwaga nie zdziw się jak Twój GPS w Maroku będzie wariował, nie umiem powiedzieć dlaczego, ale kilkakrotnie wyprowadził nas na manowce. Właściwie to zrobiliśmy okrążenie aby wrócić do miejsca startu i dopiero skierował nas we właściwym kierunku. Trudno mi wytłumaczyć skąd te problemu, ale to nie był pierwszy i ostatni raz kiedy nam się to przydarzyło.

Ogólnie uważam, że plac Jemaa El Fna jest bardzo dobrym punktem strategicznym do wszelkich wędrówek po Marakeszu. Do przejścia mieliśmy około półtora kilometra więc nie było najgorzej, poza tym market znajdował się na trasie, którą i tak musieliśmy pokonać więc dobrze się składało.

Po przejściu nie wielkiego dystansu zauważyliśmy, po drugiej stronie park, a ponieważ z mapy wynikało, że możemy nim również dostać się do naszego celu postanowiliśmy zobaczyć cóż ma nam do zaoferowania. Przygotowując się do wycieczki nie słyszałam o nim, ale nie oznacza to, że nie jest interesującym. Poza tym aby wyrazić swoją opinie musieliśmy najpierw go sprawdzić.

Cyber Park Arsat Moulay Abdeslam

Tak nazywa się park, o którym mówię, znajduje się niedaleko Jamaa El Fna, przy ulicy Avenue Mohammed VI, Marrakech 40020. Uwierz mi z pewnością zobaczysz to miejsce. Na wejściu masz nazwę parku, na początku zastanowiła nas bramka, ale okazało się, że park był darmowy. Jest udostępniony dla zwiedzających od poniedziałku do niedzieli w godzinach między godziną 07:00 rano a 19:00. To niewielki, ale też nie najmniejszy park, który znajduje się między nowym miastem a Mediną. Poza tym jak wspomniałam jest na trasie do marketów takich jak Carrefour, i Auchan oraz na trasie do Parku Majorelle. Zdecydowanie warto się tu wybrać, nie chodzi nawet o to, że są tutaj niespotykane okazy drzew czy krzewów, ale to jakby znaleźć się w oazie.

Kiedy panuje upał to miejsce daje wytchnienie, daje chwilę by złapać oddech i nabrać siły na spacer w słońcu. Z resztą z tego co udało mi się zaobserwować to Marokańczycy chętnie spędzają przerwy na lunch i tak dalej właśnie w takich miejscach. W żadnym wypadku mnie to nie dziwi, bo można tutaj schronić się przed słońcem, powietrze jest trochę inne.

Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Dodatkowym atrybutem jest fakt, że funkcjonuje tutaj wifi, ale nam się nie udało połączyć, nie wiem zatem czy to tylko taki pozór czy faktycznie jest i działa internet. Możesz również odnaleźć kilka paneli, w których możesz dowiedzieć się więcej o tym parku. Znajduje się też tutaj fontanna, która była dopiero włączana jak my spacerowaliśmy.

Moją uwagę przykuły tablice informacyjne, które ukazywały jak bardzo niszczone jest Maroko przez śmieci i innego rodzaju odpadki. Część z tablic była opatrzona krótkim tekstem w języku francuskim oraz języku angielskim. To robi wrażenie, ale po drodze mijaliśmy takie miejsca i wiemy, że jest problem z brudem, z resztą odnośnie czystości napiszę oddzielny artykuł, bo to ciekawe zagadnienie jeśli chodzi o Maroko.

Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Park, do którego wybrania się zachęcam został ponownie otworzony w roku 2005, za sprawą dofinansowania, które udzieliło Marocan Telecom, o czym możesz też przeczytać w parku. Przy okazji istnieje przy wejściu muzeum telekomunikacji.

Uważam, że warto się tutaj wybrać, raz, że to miejsce jest magiczne, przenosi nas z głośnego zgiełku ulicy w zupełnie inny zielony świat. Wielość roślin, kilka oczek wodnych i fontanna, alejki wzdłuż, których możesz spacerować. Ławeczki pod drzewami figowymi, tablice informacyjne, miejsca gdzie masz hot spot to tylko jedne z niektórych elementów parku Cyber, zdecydowanie powinieneś to miejsce odwiedzić. Jeśli nie celowo, to chociaż w drodze do marketu lub innego parku odwiedź to miejsce, tutaj z pewnością naładujesz baterie.

Po wyjściu skierowaliśmy się w lewo aby po kilku minutach znaleźć się w markecie.

Odnośnie zakupów, postaram się również napisać oddzielnie, dlatego, że uważam, iż to jeden z tych tematów, które trzeba poruszyć a przynajmniej mieć rozeznanie przed wyjazdem do Maroko.

Okazało się, że niedaleko Carrefoura znajduje się Acima Guéliz. Pewnie nazw nic Ci nie mówi podobnie jak i mi, ale jeśli zobaczyłbyś logo firmy od razu byś skojarzył, Acima jest żadnym innym marketem jak znanym nam pod nazwą Auchan. Zrobiliśmy krótkie rozeznanie po obu sklepach, co mają, jak bardzo się różnią od naszych. Kupiliśmy tylko coca colę, bo niestety mój chłopak wciąż bardzo źle się czuł, więc miałam nadzieję, że może ten napój mu pomoże.

Ogrody Majorelle

To nasz pierwszy, właściwy punkt dzisiejszego zwiedzania, nie ukrywam, że mieliśmy nie lada problem ze znalezieniem wejścia, mapa wskazywała, że jesteśmy tuż u bram, a tu tylko wysoki mur koloru różowo-brunatnego. Przystąpiliśmy więc do poszukiwań, przyznam, że bardziej kierowaliśmy się za ludźmi, którzy wyglądali jak turyści licząc, że podążają oni w tym samym kierunku. Nasza intuicja nas nie zawiodła. Od razu powiem, że uważam, iż ten park powinien być lepiej oznaczony. Na bramie, która mogłaby być wejściem, nie było żadnego odnośnika gdzie się kierować. A znak, który wskazywał kierunek do wejścia był umieszczony zaraz obok innych i zwyczajnie łatwo było go przeoczyć.

Pierwsze co sprawiło, że aż jęknęłam była kolejka. Spodziewałam się, że może nie wejdziemy od razu, ale to co ujrzałam przerosło moje oczekiwania. W związku z czym radzę się wybrać tam tuż po otwarciu wydaje mi się, że będzie mniej ludzi. My byliśmy około 11:00. Raz, że to taka idealna pora, bo wszyscy się wyspali, zjedli śniadanie albo są już po kawce więc czas na zwiedzanie. Uwierz mi przy tej pogodzie stanie w kolejkach nie jest niczym przyjemnym. Kolejki były dwie, chociaż jeśli mam być szczera to był to sztuczny podział. Według założenia w jednej kupowało się bilety tylko do ogrodu, w drugiej do ogrodu i do muzeum. Tylko, która to była która nikt nie wiedział. W związku z czym ustawiliśmy się w obu kolejkach aby było szybciej i tak zajęło nam to około pół godziny.

Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Nie wiem czemu ubzdurałam sobie, że jest trochę taniej niż było. Za wejście do ogrodu należało zapłacić 70 Dirhamów a jeśli chcielibyśmy zwiedzić muzeum to dodatkowe 40 Dirhamów. My zdecydowaliśmy się tylko na ogród.

To niewiarygodne ile ciekawych miejsc kryje w sobie Marakesz, możesz mówić co chcesz o tym mieście, ale właśnie takie miejsca jak ten ogród sprawiają, że to miasto jest piękniejsze. Podobnie jak w przypadku wspomnianego przeze mnie wcześniej parku, po przekroczeniu wejścia znajdujesz się w innym świecie. Nie wiem dlaczego większość z parków tutaj jest otoczona murem a nie płotem. Nic praktycznie nie zdradza co znajduje się wewnątrz, przyszło mi na myśl, że to trochę jak w Alicji z Krainy Czarów, która przenosi się w inny wymiar. Takim właśnie wymiarem bajkowym jest park Majorelle.

Przede wszystkim jednak co Cię ucieszy tutaj będzie przyjemny chłód, drzewa i palmy dają odrobinę cienia, który jest tak pożądany przez większość przyjeżdzających tutaj turystów. Uwierz mi, stąd nie chce się wychodzić. Ruszamy więc wyznaczoną drogą, po lewej stronie jest mapka ogrodu, która wskazuje gdzie zlokalizowane są dane obiekty. My ruszamy przed siebie, bo tak najłatwiej.

Spacerując możesz przysiąść przy jakiejś altance, albo na ławeczce, nie jest ich za wiele, ale to zawsze coś. W pierwszej kolejności zwróciła naszą uwagę altanka, z której roztaczał się widok na podłużne oczko wodne, jakby wręcz wychodziło ono spod altanki, w otoczeniu zielonych drzew, mozaik i niebieskich dodatków miało się wrażenie jakbyśmy byli w jakiej idylli. Maszerując dalej natrafiliśmy na kolejne zbiorniki, akweny wodne, które miały nie tylko do zaoferowania swoje piękne kształty i otaczającą je florę, ale też mieniące się wielobarwnie ryby, które co i rusz przypływały bliżej, zaciekawione ludzką postacią. 

Znacznie więcej napisałam o tym miejscu, w miejscach polecanych, aby tutaj skoncentrować się bardziej na całym obrazie naszego dnia. Pobyt w tym ogrodzie zajął nam około godziny. Przy okazji pod koniec zjedliśmy jakąś małą przekąskę, właściwie ja, bo chłopak wciąż był obolały.

Właśnie z racji jego samopoczucia postanowiliśmy podzielić nasz dzień na dwie części. Po wyjściu z ogrodu było niewyobrażalnie gorąco, żar lał się z nieba w związku z czym zdecydowaliśmy, że wrócimy spokojnie do naszego hostelu, odpoczniemy a po południu znów wyruszymy. Nie było co się szarżować, mój chłopak rzadko kiedy się źle czuje, zwykle też znosi wszystko dobrze, tym razem jednak widziałam po wyrazie jego twarzy, że toczy walkę sam ze sobą.

Powrót

Tym razem nasza mapa wskazała nam inną drogę, nie narzekaliśmy, w końcu w ten sposób mogliśmy zobaczyć więcej tego ogromnego miasta. Jedynie co to chodziliśmy od lewej do prawej strony aby łapać namiastkę cienia.

W ten o to sposób dodarliśmy do ulicy Bab Doukkala, przy której mieści się uliczny market. To zdecydowanie nie jest to samo co przy Jamaa, ale uważam, że będąc w Marrakeszu warto wybrać się również w te okolice, tutaj przechodząc jedną z bram natrafisz na stragany z warzywami i owocami. Niewiele jednak było takich z jakimś kramem. W większości osób, które tutaj robiły zakupy byli mieszkańcami tego miasta. Nie sądzę jednak aby było to wynikiem, że dzielnica ta jest niebezpieczna, raczej chodzi o lokalizację. W niedalekiej odległości znajduje się Meczet Bab Doukkala.My skierowaliśmy się prosto do naszego miejsca noclegowego.

Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Było około godziny 13:30 może kwadrans przed 14:00 kiedy byliśmy z powrotem w hostelu, w pierwszej kolejności mój chłopak poszedł się zdrzemnąć licząc, że poczuje się lepiej. Ja natomiast sprawdziłam co warto zobaczyć po południu. Mój wybór padł na pałac Bahia.

Mniej więcej koło godziny 15:00 ruszyliśmy w dalszą drogę, tym razem trasa przebiegła bez żadnych niespodzianek, przy okazji Pałac był znacznie bliżej niż ogrody, co było również nam na rękę. Bez dwóch zdań uważam, że jadąc do Maroko trzeba być wyposażonym w mapę, albo chociaż w aplikację na telefon, bo nie ma tutaj tak wielu wskazówek jak dotrzeć do danego miejsca. Oczywiście pomoc zaoferować może Ci jakiś (bez)interesowny Marokańczyk, ale wtedy musisz się liczyć z jakąś zapłatą za jego nieoceniona pomoc. Wybacz za mój sarkastyczny ton, ale dla mnie to jakaś wielka kpina.

Pałac el - Bahia

Wracając do naszego pałacu, tutaj również przywitała nas niepozorna brama, która niczym nie zdradzała co kryje się w środku. Bilet kosztował nas 10 Dirhamów, więc nie było źle. Po drodze mija się bramki, ale są one otwarte i właściwie trudno mi stwierdzić czemu mają służyć, po przejściu kilkunastu metrów wchodzi się do środka pałacu.

To było jedno z niewielu miejsc, w którym były oznaczenia, w którym kierunku powinieneś podążać, ba! Jeśli nieumyślnie zbaczałeś z trasy zaraz jakiś strażnik wskazywał Ci, którędy powinieneś iść, nie było innej alternatywy.

To co osobiście urzekło mnie w tym miejscu to sufity, wiem, że brzmi to banalnie, ale uwierz mi nie będziesz mógł oderwać wzroku od tych arcydzieł. Czapki z głów jeśli chodzi o wykonanie. Na uwagę zasługuje przede wszystkim sufit w sali głównej, który jak mniemam został wykonany w drewnie cedrowym, zwróć uwagę na wzory i wielość kolorów, która tworzy to arcydzieło. Uwierz mi można się zachwycić, z resztą w połączeniu z mozaikami na podłodze tworzy to dzieło sztuki, po którym dane Ci jest stąpać. Mnie również przypadły do gustu drzwi a jeszcze bardziej ich zdobienia. Poza tym musisz koniecznie wejść do ogrodu, który jest częścią tego pałacu, tutaj na chwilę zapomnisz o wszystkim.

Dzień szósty zwiedzanie Marakeszu

Zaciekawił mnie ogromny dziedziniec jaki się tu mieści, może nie tyle zaciekawił ile udało mi się dowiedzieć, że w jego obrębie wciąż odbywają się wydarzenia kulturowe. Mniej więcej już przy końcu naszego zwiedzania, kiedy właściwie przysiedliśmy by zastanowić się co zwiedzać dalej, przyszedł Pan strażnik i po francusku zakomunikował, że musimy już iść.

Nie wiem jak to się stało, że czas nam tak szybko zleciał, ale było przed godziną 17:00 i Pałac był już zamykany. To w pewien sposób zweryfikowało nasze plany, bo wiedzieliśmy, że nie ma co się pchać gdzie indziej bo będzie już zamknięte. Postanowiliśmy wybrać drogę, która prowadziła przez souk do naszego hostelu.

Wizyta w marokańskiej aptece

W końcu również przystałam na ciągłe marudzenie chłopaka, ze względu na to, że moja ręka wyglądała bardzo źle i weszliśmy do apteki. Czymże byłyby moje wojaże bez zaliczenia apteki albo lekarza! W aptece farmaceutka rozmawiała tylko po francusku w związku z czym pokazaliśmy jej moją rękę, ta zrobiła wielkie oczy jakby co najmniej ducha zobaczyła. Po czym zapytała czy „moustique”, hm ciężko stwierdzić co mnie ugryzło, ale przytaknęłam, że prawdopodobnie tak.

Przyniosła małe opakowanie leku. Tutaj zaczął się kabaret, u Nas w Polsce na opakowaniu zapisuje się ile razy dziennie po ile tabletek, ona jednak próbowała nam wytłumaczyć. Przypominało to trochę grę w kalambury, używała gestów, przedmiotów, coś napisała, coś powiedziała, a my za każdym razem cieszyliśmy się jak dzieci, kiedy zrozumieliśmy o co chodzi. Na szczęście nie była potrzebna, żadna recepta. W Polsce pewnie byłaby konieczna. Dostałam leki z grupy kortyzolów, które miałam rozpuszczać w wodzie i brać jak zrozumieliśmy przed posiłkiem. Za opakowanie zapłaciliśmy 60 dirhamów, nie było jednak innej opcji, bo nie uśmiechała mi się wizyta u lekarza. Zdecydowanie wizyta w aptece wykończyła i nas i Panią farmaceutkę.

Przeszliśmy się wzdłuż kramów, patrząc co nam się podoba bardziej a co mniej, powoli zaczynało przybywać ludzi i robić się tłoczno. My mieliśmy jednak jeszcze czas na zakupy więc wróciliśmy do hostelu chociażby po to abym mogła wziąć leki.

Tutaj postanowiłam poprosić o pomoc właściciela tego dobytku, owszem pomógł mi, okazało się, że jednak leki musze brać po śniadaniu a nie przed, bo są zbyt ciężkie. Nie będę ukrywać, że miałam opory, instrukcja była tylko w języku francuskim, w internecie niewiele znalazłam informacji, cóż było robić ryzyk fizyk.

Wieczorny spacer

Około godziny 21:30 musieliśmy coś postanowić odnośnie następnego dnia, w szczególności, że nie znaleźliśmy, żadnej innej alternatywy wyjazdu.

Wyruszyliśmy o 22:00 do biura, gdzie przedstawiono nam najlepszą ofertę mieliśmy plan postarać się jeszcze zniżyć cenę mniej więcej do 12,50 euro za osobę (z 15 euro). Nie byliśmy umówieni, ale wiedzieliśmy, że chłopak, który się nami zajmował będzie w pracy od 19:30. Przyznam szczerze, że zrezygnowaliśmy z negocjowania, chodzi o to, że chłopak nas bardzo do siebie przekonał. On nie był nachalny, nie próbował nam wcisnąć jakieś tandety. Przegadaliśmy z nim chyba ponad godzinę, o tym jak bardzo zmieniło się Maroko, o turystyce w Maroku i o tym, jak ciężko jest obecnie o klienta.

Dodatkowo co powinniśmy jeszcze zwiedzić, co poleca a co nie jest warte zachodu mimo iż jest okrzyknięte jedną z lepszych atrakcji turystycznych. Powiedział nam co powinniśmy spróbować w danym mieście, na co zwrócić uwagę przy zwiedzaniu i czy lepiej udać się do Agadiru czy mniejszej miejscowości.

Przy okazji dostaliśmy wytyczne jak dojechać do stacji autobusowych Supra Tour, CTM i lokalnych małych busów. Pod koniec wymieniliśmy się numerami i zaprosiliśmy do Anglii jakby miał kiedyś ochotę. To była jedna z tych osób, które cieszę się, że spotkałam w Maroku, bo naprawdę był pomocny i przyjazny przy okazji nie żądając nic w zamian. Jasne, że można powiedzieć, że to jego praca, ale praca, pracą a ludzka życzliwość to zupełnie inna sprawa. Widać było, że jest on przedstawicielem już nowego pokolenia w Maroku, że widzi pozytywne aspekty i negatywne swojego kraju.

Dostaliśmy od niego małą lekcję dotyczącą Maroko, nie tylko odnośnie wymienionych spraw wyżej, ale też jak wygląda edukacja, kwestia stypendiów i możliwości zarobkowych w tym Państwie. Miło spędziliśmy czas i nie wiek kiedy on zleciał. Z racji jednak tego, że musieliśmy wstać wcześnie rano postanowiliśmy powoli wracać.

Mój chłopak niewiele jadł tego dnia, mnie jednak apetyt dopisywał, dokładnie naprzeciwko agencji, w której kupiliśmy wycieczkę była budka z napojami, jeśli mogę tak to nazwać. Dzień wcześniej to miejsce było zamknięte, dzisiaj jednak były tutaj tłumy. Po czym poznać, że miejsce jest dobre, po tym, że są tu kolejki nie turystów ale lokalnej społeczności. Z ciekawości zatem postanowiłam spróbować tego co tam serwują, z resztą w wielu miejscach można było to dostać. Tym magicznym czymś jest coś w rodzaju koktajlu mlecznego. Nie jest to tak, że dostajesz jeden smak, to mieszanka, masz warstwę figową, bananową, truskawkową, brzoskwiniową i połączenie jogurtu z granatem. Dostaje się to w takim plastikowym kubku z zamknięciem o pojemości około 400 mililitrów.

Dla mnie strzał w 10, nie łudź się jednak, że to jest zdrowe, absolutnie nie jest. Zawarta ilość cukru w tym przekracza moje wyobrażenia, prawda jest taka, że Marokańczycy uwielbiają cukier. Może też dlatego było to takie smaczne. Za porcje zapłaciłam 6 dirham, co uważam, za niewielką cenę. Widzieliśmy przy innych stoiskach, że cena wahała się od 10 do 15 dirham a dla turystów nawet i do 20, tutaj jednak dla każdego cena była taka sama.

Od pracownika agencji dowiedzieliśmy się wcześniej, że toczyła się batalia o ten lokal, dlatego, że jeszcze kilka lat wcześniej serwowano te napoje w normalnych szklankach. W związku z czym ludzie stali tutaj do momentu kiedy nie skończyli, co było niekorzystne dla agencji, bo zakrywało ich szyld, każdy dba o własny biznes. Mówiąc szczerze, ja się wciąż dziwie, że te wszystkie punkty gastronomiczne funkcjonują, jeśli jesteś osoba, która bardzo dba o sterylności, to odpuść sobie Maroko, bo tutaj ciężko o jakieś zaawansowane metody higieny. Dla przykładu jeśli kupujesz sok pomarańczowy na placu Jamaa, to dostajesz go w szklance, którą za chwilę zwracasz, ona jest tylko opłukiwana. W związku z czym byłam bardzo rada, że dostałam napój w plastikowym kubku, poza tym pozwalało to wędrować a nie stać w miejscu.

Pokręciliśmy się jeszcze po souku i wróciliśmy do hostelu po północy, poza tym mieliśmy nakaz wrócenia do godziny 1 w nocy, taka informacja widniała na drzwiach, musieliśmy też wstać rano więc nie było to dla nas problemem.

Podsumowanie

Dzień był zupełnie inny niż planowaliśmy, upał wciąż nam doskwierał i nie zapowiadało się na to abyśmy mogli się do niego przyzwyczaić. Insekty kontra ja 2:0, zaliczona apteka i leki, po których nie wiem co ze mnie zostanie, choroba kontra chłopak 1:0. Przegrywamy na całej linii.

Udało nam się zwiedzić:

  • Cyber Park Arsat Moulay Abdeslam;
  • Ogrody Majorelle;
  • Bab Doukkala;
  • Pałac El-Bahia;
  • Jamaa el Fna;

Wydatki:

  1. Ogrody Majorelle 70 Dirham;
  2. Pałac El- Bahia 10 Dirham;
  3. Wycieczka do wodospadów Cascade d'Ouzoud 150 dirham;
  4. Napój mleczny 6 dirham;
  5. Woda pięciolitrowa 9 dirham;
  6. Coca cola 5,50 dirham;
  7. Bułka w Carrefourze 1,60 dirham (przepłaciliśmy);
  8. Leki z kortyzolem 60 dirham;

Łącznie około 312 Dirham, co daje w przybliżeniu 28 euro.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!