Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

Opublikowane przez flag-pl Ola RR — 6 lat temu

Blog: Dziennik z wyprawy do Maroko
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Dzień ósmy

Ten dzień zapowiadał się całkiem spokojnie, bo był tylko półmaratonem, chcieliśmy zwiedzić kilka z atrakcji w Marakeszu, skoro mieliśmy ku temu sposobność a później ruszyć w kierunku Agadiru.

Wybór kierunku dalszej podróży

Długo się zastanawialiśmy co powinniśmy zrobić, jaki kierunek obrać, mieliśmy jeszcze 7 dni więc trochę tego czasu było. Z początku Agadir wydawał nam się interesującym celem podróży, z resztą jak wiesz był na liście miejsc, które miałam zamiar odwiedzić.

Dwa dni wcześniej rozważaliśmy na co się zdecydować, bo musieliśmy zarezerwować jakieś miejsce noclegowe i kupić bilet w wybranym przez nas kierunku. Po części z pomocą albo raczej z dobrą radą przyszli inni mieszkańcy hostelu.

Maroko jest takim państwem gdzie uważam, że dobrze jest słuchać innych. Wiem, że możesz znaleźć informacje w Internecie - rzecz jednak w tym, że wiele z nich nie jest aktualna. Tutaj chodzi o to by wiedzieć co dzieje się w danym momencie, a z racji tego, że hostele nie są drogie w każdej chwili można zmienić zdanie i kierunek podróży.

Zdecydowanie w Marakeszu trzeba być elastycznym.

Tak też się stało w naszym przypadku, postanowiliśmy a i owszem ruszyć w kierunku Agadiru, ale zatrzymać się w jednej z mniejszych miejscowości. Przede wszystkim chciałam odpocząć od ludzi i hałasu, osobiście mimo uroku Marakeszu przytłoczył mnie więc chcąc uniknąć utrzymania tego napięcia wolałam wybrać miejsce gdzie będzie spokojniej. Zdecydowaliśmy się pojechać do Taghazout.

Plan dnia

Kontynuując opowieść z tego dnia, bo to jest chwilowo ważniejsze. Wstaliśmy po 08:00 nie było konieczności się spieszyć, bo mieliśmy wystarczający zapas czasu na wszystko co chcieliśmy zwiedzić, zjedliśmy śniadanie, przepakowaliśmy się i oddaliśmy nasze bagaże do przechowania.

Na miasto wyruszyliśmy koło godziny 10:00 punkt pierwszy dzisiejszej wyprawy prowadził nas do Pałacu El - Badi. Uważałam, że warto będzie porównać oba pałace - to po pierwsze, po drugie to możliwość poznania historii, która również mnie interesowała.

Powiem jednak, że na początku byłam lekko zmieszana, bo te nazwy są jak dla mnie podobne, ale już później jakoś sobie to ogarnęłam.

Pałac el-Badi

Nie było większego problemu ze zlokalizowaniem tego miejsca.

Za wstęp zapłaciliśmy 10 dirham, jeśli jednak chcesz dodatkowo obejrzeć grobowce musisz zapłacić ekstra 20 dirham.

Tym razem moje pierwsze wrażenie było inne niż w przypadku Bahii, przede wszystkim dlatego, że tutaj od razu wkraczasz w mury wskazujące, że jest to reprezentatywna budowla (prawidłowo byłoby napisać była). Przed Tobą po wejściu roztacza się widok na dziedziniec, tutaj po prawej stronie masz basen, albo przynajmniej duży zbiornik wody. Wiadomo w chwili obecnej nikt tutaj nie pokusi się  na kąpiel ale faktycznie pierwotnie było to możliwe.

Po prawej stronie masz fundamenty dawnej budowli, w razie czego jest tutaj informacja jak wyglądało to wcześniej. Następnie skierowaliśmy się do bramy, tutaj właśnie jest dodatkowa płatna wystawa.

Pamiętaj też aby być ostrożnym z robieniem zdjęć, jeśli dozorca stwierdzi, że jest prawdopodobieństwo, że na zdjęciu jest coś czego nie powinno każe Ci pokazać aparat i w razie konieczności skasować zdjęcie. Ja byłam na to bardzo uwrażliwiona, może nawet za bardzo, ale skoro takie są zasady to się im poddałam.

Po prawej stronie jest zejście i informacja, że wkraczasz do komnat króla, możesz wspiąć się na nie aby zobaczyć, jak mniej więcej wyglądał rozkład pomieszczeń, gdzie nie gdzie zachowane są jeszcze fragmenty kafelek. Tutaj jest też opcja zobaczyć lochy, pomieszczenia gdzie byli więzieni ludzie.

Po obejrzeniu wracasz na dziedziniec główny i kierujesz się w prawo, możesz wejść do sali wystawowej gdzie będą elementy sztuki zachowanej z tamtych czasów. W większości piękne kafelki zostały zgrabione lub przeniesione do innego miejsca stąd tylko możliwość podziwiania zachowanych fragmentów. Przyznam się, że według mnie to miejsce mogło być bardzo okazałe, gdyby zostało ukończone. Później właściwie nie ma już nic, ale warto wybrać się na balkon.

Balkon znajduje się od razu po prawej stronie przy wejściu na dziedziniecwchodzi się schodami, które zachowały wciąż swój oryginalny wygląd. To jest to co mi tak bardzo przypadło do gustu w Maroko, że tutaj historia jest wciąż teraźniejsza, że mogę chodzić, po takich schodach. Ma to jednak swoje plusy i minusy.

Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

Z balkonu roztacza się widok na dziedziniec a z drugiej strony na dzielącą ten pałac ulicę. To co nas obojga zaintrygowało to bocianie gniazda, których tutaj można było się naliczyć kilku. O tym pałacu napisałam oddzielny wpis, bo zachęcam abyś podczas odwiedzin w Marakeszu udał się do tego miejsca i nie pomijał go podczas zwiedzania.

Meczet Kutubijja 

Zwiedzanie Pałacu nie zajęło nam wiele więc kolejnym punktem naszej wycieczki był meczet Kutubijja  lub też po francusku Mosquée Koutoubia. Mijaliśmy ten meczet kilkakrotnie, chociażby dlatego, że wysiadaliśmy nie daleko niego, ale również dlatego, że widać go z daleko. Poza tym znajduje się w samym centrum więc szkoda byłoby nawet nie podejść i nie przyjrzeć się bliżej. Według mnie jest czymś w rodzaju punktu odniesienia, ze względu na swoją wysokość.

Wieża ma prawie 70 metrów. Meczet, o którym pisze jest największym do tej pory meczetem w Marakeszu. Jest również bardzo starym meczetem, biorąc pod uwagę, że jego budowę datuje się na początek XII wieku gdy u władzy był  sułtan Abd Al-Mumin.

Co wydało mi się interesujące po 9 latach meczet musiał zostać rozebrany ze względu na błędnie określony kierunek przez architektów. Tak zwane kible (nie mylić z toaletą) wskazywały błędny kierunek, w którym powinni się modlić muzułmanie to pociągnęło kolejne nieprawidłowości związane z mohrabem (to ta wyglądająca trochę jak dziurka od klucza wnęka lub jej zarys, która zwykle właśnie jest po środku kibli i wskazuje dokładnie gdzie należy się modlić).

Obecnie obok meczetu jest też plac otoczony barierkami, to co znajduje się na dole to właśnie prawdopodobnie fundamenty pierwszego meczetu. To było na tyle istotną pomyłką, że meczet został ukończony 50 lat później od daty rozpoczęcia, dokładnie w roku 1199.

Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

Jak wspomniałam wieża sięga prawie 70 metrów, ściany boczne zaledwie 13 metrów przy czym cała budowla zdaje się być proporcjonalna. Całość jest utrzymana w tradycyjnym stylu budowli arabskich, jeśli spojrzysz w górę to ujrzysz cztery kule, które wieńczą budowlę/ wieżę (w budowlach chrześcijańskich zwykle byłby to krzyż). Kule mają swoją symbolikę, przy czym najczęściej mówi się o ostatniej, bo jej tam nie było pierwotnie.

To było coś w rodzaju samopokuty, której poddała się żona Mansura. Kobieta ta dopuściła się (!) zjedzenia posiłku podczas trwania Ramadanu, czyli złamała zasady postu. Chcąc odkupić swoje grzechy, według historii jakie można odnaleźć oddała ona całą swoją biżuterię ze złota, która została przetopiona i podarowana aby zdobić meczet – dla mnie coś nieprawdopodobnego, w sennie tego jak czuła się winna, ale to kwestia zasad i kultury. Takie jednak historie to ja lubię, bo na dłużej zostają w pamięci niż same fakty. W chwili obecnej mamy tylko miedziane kule.

Cała wieża według mnie jest interesująca ze względu na dość szeroki fryz, liczne blanki, które im wyżej tym się zwężają a później dwa paski płytek azulejos i kopuła. Oczywiście wejście do meczetu jest zabronione więc nie wiem jak wygląda w środku, stąd możliwe jest mój zachwyt nad wieżą. Jedyny meczet, który widziałam w środku był w Turcji.

Koło meczetu jest biała bryła - nie traktuj tego jako czegoś mało ciekawego, to tak zwana  kubba, która została zwieńczona kopułą w jej środku jest grobowiec kobiety, córki jednego z władców Fatimy Zahry.

Jeśli się zmęczysz to proponują przysiąść na skwerze tuż obok meczetu, tutaj też niekiedy rozkładają się handlarze z jakimiś drewnianymi figurkami, albo oferują kapelusze.

Park Lalla Hasna

Nie wiem czemu nigdzie się nie natknęłam na informacji o tym parku, mieści się od dokładnie za meczetem, i uważam, że jest bardzo okazały. Przede wszystkim również znajduje się w samym centrum miasta. Nie trzeba daleko iść aby spędzić czas powiedzmy w otoczeniu natury. Tutaj przyprowadził mnie mój chłopak, który zwykle chodził tą drogą do pracy.

Nie ma tutaj tak bujnej roślinności, ale uważam, że park jest bardzo reprezentacyjny, możesz zdecydować się, którą alejką chcesz kroczyć, masz również dwie fontanny. Z tego miejsca roztacza się oszałamiający widok właśnie na meczet Kutubijja(którego nazwa pochodzi od bibliotekarzy, o czym nie wspomniałam, a którzy przez długi okres właśnie pod meczetem mieli swoje stragany).

Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

Jak wspomniałam wydaje mi się, że to właśnie  tego parku meczet wygląda najbardziej okazale.

Uważam, że to idealne miejsce by wziąć głębszy oddech, schronić się przed promieniami słońca pod jednym z drzew pomarańczowych lub cytrynowych i cieszyć się otaczającą przyrodą. Bardzo podoba mi się fakt, że w Marakeszu jest tak wiele zielonych parków. Przełamują one czerwony kolor tego miasta, wprowadzając do niego ożywienie. Teraz tak sobie myślę, że parki są względnie czyste w porównaniu do całego miasta.

Z tego miejsca okrężną drogą ruszyliśmy dalej.

Musieliśmy powrócić na plac Jemaa el Fna aby udać się w jedną z uliczek po lewej stronie. Pamiętaj jednak, że mapy tutaj nie na wiele się zdają.

Kolejną wskazówką jaką mogę Ci udzielić, to jeśli już nie wiesz gdzie iść spróbuj znaleźć innego turystę on może znać kierunek Twojej podróży i Ci go wskazać. Możesz mieć pewność, że nie będzie chciał za to żadnych pieniędzy. Turyści błądzą, bo jak napisałam mapy i aplikacje nigdzie indziej nie były tak zawodne jak w Maroko.

Muzeum Marakeszu i Meczet i Medresa Alego ibn Jusufa

Kolejnym punktem zwiedzania miało być muzeum Marakeszu i przy okazji znajdujący się tuż obok Meczet i medresa Alego ibn Jusufa.

Bez większego problemu udało nam się znaleźć Muzeum, udało nam się też zlokalizować meczet, chcieliśmy znaleźć wejście, ale tego nam się już nie udało. Dwa razy obchodziliśmy dookoła i dwa razy wyszliśmy w innym miejscu oddalonym od meczetu. Jedna więc z atrakcji odpadła, a zabrakło nam cierpliwości by pytać, bo już nas wyprowadzili w pole za pierwszym razem.

Takie uroki Marakeszu, przy okazji pomogliśmy dwóm turystkom, które szukały drogi do muzeum.

Poza tym chcieliśmy też zobaczyć Koubbę Almoravide to coś w rodzaju fontann oraz zbiornika, który zaopatrywał Marakesz w wodę, sama budowla jest interesująca, niestety cały teren był remontowany więc mogliśmy tylko zobaczyć rzeźbione sklepienia i zwieńczenia Koubby i niestety na tym musieliśmy zakończyć.

Muzeum w Marakeszu

Sama nie wiem czy polecać czy nie, ale chyba jednak polecam. Na stronie internetowej jest napisane, że wejście kosztuje 30 dirham, co nie jest prawdą bo kosztuje 40 dirham. Niby nie dużo, ale jak pomyślisz, że do Pałacu jednego czy drugiego wchodzisz za 10 dirham to jest to czterokrotnie więcej.

Do tego miejsca warto się wybrać chociażby po to aby dopełnić obraz pałaców, oba pałace są puste, widzisz opustoszałe, gołe ściany i tylko z pomocą wyobraźni możesz wykreować jak mogło wyglądać życie w pałacu el - Bahia lub el - Badi.

To muzeum w pewien sposób przychodzi z pomocą dla osób, które mają mniejszą wyobraźnię lub ich to nie satysfakcjonuje. Już samo wejście jest bardzo ładnie zdobione w stylu andaluzyjskim. Jednak przede wszystkim przykuwają uwagę zgromadzone eksponaty.

Możesz tutaj podziwiać oryginalne stroje marokańskie, naczynia, dzbany, wazy, a jak stroje to i biżuterię. Dodatkowo elementy wystroju takie jak lampy i obrazy.Mnie chyba najbardziej urzekł żyrandol, który znajduje się na dziedzińcu.

Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

http://www.mackoo.com/marrakech/musee.htm

To co na pewno działa na korzyść tego miejsca to wolna przestrzeń, nie ma się wrażenia, że jest przepych, a z takim czymś kojarzy mi się Marakesz. Z jednej strony wolna przestrzeń a z drugiej chyba spodziewałam się trochę większej ilości eksponatów. Chodzi o to, że eksponaty są porozmieszczane w małych salkach i wnękach, które rozchodzą się od dziedzińca.

Chociażby też dlatego, że stroje, lampy obrazy można podziwiać na każdym kroku wybierając się do souku, wiem, że to nie to samo ale ich różność pozwala zobaczyć jak mogły one wyglądać.

Stąd też jak napisałam, nie jestem pewna czy polecam czy nie, dopełni to Twój obraz tego co masz w głowie i w jakiś sposób usystematyzuje. Jeśli jednak nie uda Ci się to, cóż aż tak wiele nie stracisz.

Muzeum jest otwarte od poniedziałku do niedzieli w godzinach od 09:00 do 18:30.

Spacer po bazarze

Byliśmy w kropce, była godzina 14:00, do autobusu mieliśmy jeszcze 3 godziny, to co chciałam zobaczyć było za daleko, może gdybyśmy byli w stanie rozszyfrować jakim autobusem dojechać byłoby to wykonalne a tak nie bardzo wiedzieliśmy co zrobić z czasem. Przeszliśmy się jeszcze po uliczkach, właśnie od strony gdzie jest muzeum Marakeszu i wróciliśmy do Hostelu. Pisałam o tym, że jak jesteś w Marakeszu to musisz znaleźć sposobność alby zobaczyć Jemaa el Fna nocą. Jeśli jednak marzysz o zakupach lepiej je zrobić za dnia, jest mniejszy ruch, handlarze nie są tak nachalni.

Dzień ósmy Marakesz i podróż do Agadiru

Tak jak napisałam dzisiaj wiem, że mogliśmy pojechać szybciej, bo i tak spędziliśmy ponad godzinę w hostelu robiąc zwyczajnie nic, trudno jednak było to przewidzieć.

Droga do Agadiru

Około godziny 15:50 wyszliśmy z hostelu, mimo iż wiedzieliśmy, że to bardzo wcześnie i że droga autobusem nie zajmie nam długo. Woleliśmy być wcześniej, tak na wszelki wypadek, bo nigdy nie wiadomo, szczególnie w Maroko.

Na dworcu autobusowym supra tour, tłumy ludzi, upewniliśmy się co i jak przy okazji poszliśmy zakupić „nalepki na bagaż”, to funkcjonuje w szczególności w supratour i ctm i tyczy się wszystkich podróżujących. Tym razem od razu sprawdziliśmy jakie mamy numery siedzeń, aby nie było konieczności przesiadania się.

Daliśmy bagaże do luku, a rzeczy najcenniejsze mieliśmy ze sobą. Przed nami miała być 3 godzinna droga. Musisz wiedzieć, że często do tego czasu należy doliczyć czas na postój a z supra tour jest zawsze.

My zatrzymaliśmy nie nieopodal stacji benzynowej, stwierdziliśmy nawet że weźmiemy jakąś sałatkę, za którą zapłaciliśmy 16 dirham, była smaczna i wcale nie najmniejsza. Podróż minęła nam całkiem znośnie, nawet udało nam się zdrzemnąć – a to ci nowość. Wciąż jednak nie wiedzieliśmy jak się dostać do miejscowości, w której mieliśmy zarezerwowany nocleg.

Droga do Taghazout

Dojechaliśmy do Agadiru około godziny 20:30 (czyli jakieś 30 minut po czasie), w pierwszej kolejności podeszłam do kierowców, oni też mogą udzielić ci informacji za darmo o ile mówią po angielsku.

Dowiedzieliśmy się, że aby dojechać do tej miejscowości musimy najpierw wziąć petit taxi a później znaleźć autobus. Gdybyśmy byli wcześniej to pewnie byśmy się zdecydowali na to rozwiązanie, ale było ciemno, a my nie wiedzieliśmy nawet gdzie mielibyśmy wysiąść.

Kierowca zawołał zaraz kogoś i powiedział, że możemy jechać też taksówką grande, trochę zajęło nam czasu negocjowanie ceny, ale w końcu się udało wynegocjować 120 dirham. Dużo, ale mieliśmy pewność, że dojedziemy, poza tym tutaj też nie jest jasno powiedziane, od której godziny zaczyna się stawka nocna.

Weszliśmy do jednego auta, a po dwóch minutach nasze bagaże zostały wyciągnięte i włożone do innego auta, ok, nie wiem czemu, nie będę się kłócić, ale oboje wystrzeliliśmy jak z procy.

Taksówkarz który z nami ustalał cenę przy nas potwierdził stawkę do nowego kierowcy i ruszyliśmy. Przyznam szczerze, że spodziewałam się, że jest to znacznie bliżej, jechaliśmy taksówką ponad pół godziny. Tak jak napisałam, ja nie wiem jak tutaj sprawdzać odległości, bo za każdym razem wychodzą zupełnie inne pomiary, a to nie jest dobre w podróży i wprowadza zamieszanie.

Oboje stwierdziliśmy, że udało nam się za całkiem przyzwoitą kwotę dojechać. Dojechaliśmy do miejscowości Taghazut, ale trzeba było znaleźć nasz hostel tutaj kierowca zapytał się jakiegoś mężczyznę o wskazanie kierunku. Okazało się, że trzeba jechać ostro w górę, nawet zaproponowaliśmy, że nie ma takiej potrzeby i dojdziemy.

Największy problem przyszedł podczas rozliczania się, i na to uczulam, tutaj trzeba być twardym i nie ustępliwym, bo na prawdę na każdym kroku ktoś chce od nas więcej pieniędzy niż było umówione. Powiem Ci szczerze, że pod koniec to mnie już to okrutnie irytowało, jakbym ja spała na pieniądzach a nie ciężko na nie pracowała. Wydaje mi się jednak, że Marokańczycy właśnie w taki sposób myślą o Europejczykach.

Chodziło o to, że było ustalone 120 dirham, mój chłopak dał 200 bo tylko taki posiadał nominał, kierowca wydał nam 50. O nie, nie tak to się bawić nie będziemy, mój chłopak zachował zimną krew, pokazuje mu więcej, kierowca udaje, że nie rozumie, chociaż podstawowe słowa na bank rozumiał. Daje nam 10 dirham. Mój chłopak parska śmiechem, a taksówkarz pokazuje rękoma, że droga była wyboista, tutaj i ja wybucham śmiechem. Oni zawsze szukają pretekstu aby uzyskać więcej, my jednak byliśmy nie przejednani w końcu udało nam się odebrać całą resztę.

Nocleg

Wspominałam już, że mapy w Maroko na niewiele się zdają? Tak było i tutaj, było bardzo ciemno, bo w mniejszych uliczkach nie było światła, aplikacja wskazywała, że praktycznie jesteśmy na miejscu, a my nic nie widzimy, każdy budynek jest taki sam. Pokrążyliśmy w te i drugą stronę. Nie będę mydlić oczu, że nie przemknęła mi przez głowę myśl, że chyba spędzimy noc pod gołym niebem.

W końcu na drzwiach farbą udało nam się znaleźć nasz hostel. Musisz przyzwyczajać się, że tutaj w niewielu miejscach spotkasz się z oznaczeniami do jakich przywykliśmy, albo będą napisane właśnie farbą, albo nic nie będzie – to zdarza się znacznie częściej.

Udało nam się wejść do środka tylko dlatego, że akurat ktoś wychodził, weszliśmy na samą górę, przywitaliśmy się z innym mieszkańcem tego miejsca, zapytaliśmy o recepcjonistę. A on nam, że on nie jest pewien czy dzisiaj wróci.

Prawdopodobnie gdyby zobaczyć nas w tamtym momencie to pobledliśmy. Jakbyśmy mieli mało wrażeń na ten dzień. Weszliśmy na taras, tam poznaliśmy kolejne dwie mieszkanki, z resztą jedna z nich zaoferowała nam zadzwonienie do recepcjonisty, ale bez powodzenia. Jakby się nie pojawił to przynajmniej mieliśmy dach nad głową więc jakoś byśmy to przeżyli. Recepcjonista przyszedł po 45 minutach, przy kwaterunku odnieśliśmy wrażenie, że nie był przygotowany na nasz przyjazd mimo, że minęło praktycznie 70 godzin od zrobienia rezerwacji, w końcu dostaliśmy klucze do naszego pokoju.

Tym razem mieliśmy dwuosobowy pokój, z resztą całkiem w porządku, może okno mogłoby być trochę większe. Odpoczęliśmy chwile, wzięliśmy prysznic i podreptaliśmy na górę, tam spędziliśmy czas na rozmowach z poznanym wcześniej chłopakiem i jego ojcem. W ten o to sposób zakończyliśmy kolejny dzień naszego pobytu w Maroku, kolejny dzień w innym mieście.

Wydatki

  • 110 dirham przejazd z Marakeszu do Agadiru;

  • 5 dirham za bagaż;

  • 60 dirham transport z Agadiru do Taghazout;

  • 10 dirham zwiedzanie pałacu El- Badi;

  • 40 dirham zwiedzanie Muzeum Marakeszu;

  • 4 dirham bilet autobusowy;

Tego dnia każdy z Nas wydał mniej więcej 230 dirham, co daje 21 euro.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!