Dzień dziewiąty - Taghazout
Dzień dziewiąty – zmiana o 180 stopni
Wydaje mi się, że po Marakeszu potrzebne jest obranie takiego kierunku, który pozwoli nam zachować swego rodzaju harmonię. Nasza wycieczka przypominała trochę sinusoidę z miejsc bardzo turystycznych i głośny uciekaliśmy do miejsc spokojnych. To pozwalało naładować baterie i nie zwariować, dla mnie co za dużo to niezdrowo.
Nie twierdzę, że Marakesz mi się nie podobał, ale nie jestem przyzwyczajona do takiej atmosfery, tutaj na każdym kroku musisz na siebie uważać, panuje harmider, gwar, wszystko na raz. Z rozmów ze znajomymi wiem, że mogliby oni tak długi czas więc wszystko zależy od naszych indywidualnych predyspozycji. Dla mnie Marakesz owszem, ale w odpowiednich proporcjach.
W związku z czym przyjazd do Taghazout wydawał się nam swego rodzaju wybawieniem.
Plan dnia
Wstaliśmy około godziny 09:00, nie mieliśmy na ten dzień nic zaplanowane, chcieliśmy się zrelaksować, a z racji tego, że byliśmy nad wodą skorzystać z możliwości wzięcia kąpieli. Mieliśmy zapewnione śniadanie więc poszliśmy na górę i usiedliśmy na tarasie.
Widok był idealny, bo mogliśmy dostrzec ocean z naszego tarasu. Tak, to jest zdecydowanie ten widok, który ja uwielbiam i który mam nadzieje, któregoś dnia będzie widokiem z okna mojego domu.
Dlaczego Taghazout
O miejscowości Taghazout dowiedziałam się przypadkiem, kiedy doszliśmy do wniosku, że może jednak Agadir nie jest miejscem przez nas pożądanym, więc należało znaleźć jakąś alternatywę. Wiedziałam jednak, że muszę szukać czegoś na wybrzeżu, dlatego, że chciałam zrealizować kolejny punkty z listy, którą stworzyłam przed podróżą, czyli odwiedzić Valley Paradise. Wiedziałam o tym miejscu tylko tyle, że jest bardzo urokliwe i że jest niedaleko Agadiru. W grę wchodził również dojazd do Essauory, ale wyszło, że będzie znacznie dalej.
W związku z czym zaczęłam patrzeć na mapę i na większe miejscowości nieopodal Agadiru. W ten o to sposób trafiłam na Taghazout, który dodatkowo wydawał się bliżej miejsca, które mnie interesowało. Udało mi się znaleźć kilka informacji o tym miejscu więc oboje doszliśmy do wniosku, że to może być to. Tak o to zdecydowaliśmy się na tę a nie inną miejscowość – przypadkiem, bo ktoś polecił. Tak jak wspominałam w Maroko należy mieć otwarty umysł i czasami dać się ponieść.
Siedząc na tarasie i rozważając o tym jak jest tu spokojnie przyniesiono nam dzbanek z miętową herbatą, ja poprosiłam o kawę. Po chwili na stole pojawiła się taca ze śniadaniem, bagietka oraz różnego rodzaju toppingi. Pomyślałam, w końcu przerwa od jajek.
Mieliśmy do dyspozycji dżem truskawkowy, masło orzechowe, miód, oliwki, masło i oliwę. Uwierz mi to było wystarczające, ja upodobałam sobie masło orzechowe, mój chłopak dżem i oliwki. To fakt oliwki, były przepyszne, chyba najlepsze, które jedliśmy. Podobnie z bagietką, ja wiem, że to tylko pieczywo, ale ono było tak kruche, tak smaczne, że w mgnieniu oka znikało.
Na nasze szczęście zanim skończyliśmy bagietkę na stole pojawił się omlet – czyli jednak tradycji musi stać się za dość oraz sok pomarańczowy. Powiem szczerze, że bardzo mi brakuje świeżo przygotowanego soku pomarańczowego i herbaty miętowej. Mieliśmy więc wystarczającą liczbę płynów i jedzenia nadmiar.
Ja wiem, że można powiedzieć, przecież nikt mnie nie zmuszał do jedzenia tych jajek i tak było w rzeczywistości, ale one były tak smaczne, że nie dało się sobie ich odmówić. Zastanawiało nas jednak dlaczego jeden róg był zawsze założony, czy to miało znaczenie wizualne, czy tak zwyczajnie zwykło się podawać, a może kwestia wielkości talerza. Do dzisiaj jest to dla mnie nie rozwiązaną zagadką.
Na brzegu Oceanu Atlantyckiego
Po tym jakże obfitym śniadaniu doszliśmy do wniosku, że zbierzemy siły i pójdziemy nad wodę. Przygotowani ruszyliśmy w drogę, o godzinie 10:30 mało kto był jeszcze na plaży, byliśmy wręcz zdziwieni, ale to nam pokazywało, że nie jest to tak rozchwytywana miejscowość jak Agadir, mnie to odpowiadało.
Jest rzecz, której żałuje, mianowicie Taghazout jest najstarszą miejscowością i najbardziej znaną w Maroko, w której można surfować. zjeżdżają tutaj surferzy z różnych części Europy, bo podobno fale są jednymi z lepszych. Nie ukrywam, że chciałam wziąć lekcję, ale woda była tak spokojna, że praktycznie nie było fal.
Pisałam o tym, że miejscowość znajduje się niedaleko Agadiru, faktycznie w rzeczywistości to miasteczko położone jest mniej więcej 21 kilometrów od Agadiru i jest tutaj wiele miejsc, które właśnie cieszą surferów. Z tego co mi wytłumaczono, to Taghazout znajduje się w tak dogodnym miejscu, że bez względu na porę dnia, ale też bez względu na porę roku bez problemu znaleźć tu można miejsca, gdzie ze względu na dobre warunki pogodowe, czyli właściwie wiatr będzie można podjąć próby surfowania.
Nasz hostel był właściwie taka mekką dla surferów, więc mimo iż mi osobiście nie udało się odbyć lekcji z chęcią słuchałam o tym gdzie się warto wybrać. Również dlatego, że po powrocie z naszego spaceru zapytałam naszego recepcjonistę, gdzie są Ci wszyscy surferzy?!
Jeśli surfować to gdzie?
Ja to jestem mało wtajemniczona w slang surferów i czasami prosiłam o wytłumaczenie niektórych kwestii. Podobało mi się jednak to z jaką pasją oni mówili o surfowani – oni, bo jeszcze dołączył się francuz. Miejscowość Taghazout właściwie rozciąga się na dłuższym odcinku linii brzegowej. W zależności, w którym miejscu jesteśmy możemy się znaleźć w miejscu dedykowanym dla surferów, czyli tak zwanym spocie.
Wiadomo, jeśli ja chciałabym odbyć lekcje, to nikt nie zaciągnie mnie na skały, będę korzystała z tych miejsc, gdzie do wody wchodzi się plażą, ale faktycznie dla tych, którzy mają umiejętność surfowania istnieją też takie spoty, gdzie aby zacząć unosić się na wodzie trzeba niejako wejść do niej przez skały. Dlatego wciąż uważam, że ten sport jest troszkę ryzykowny.
Spoty – wymienię tylko z nazwy, jeśli ktoś byłby zainteresowany surfowaniem w tej okolicy. Próbowano mi wytłumaczyć, co i jak, ale dla laika to trudniej przychodzi. Fakt nazwy są znaczące.
-
Anchor Point – to podobno najbardziej znana fala, która jeśli dobrze zrozumiałam, a dopytywałam się dwa razy to rozciąga się na kilometr.
-
Banana Bay;
-
Killer;
-
La Source and Mysteries;
-
Panoramas;
-
Punkt Hash;
Do niektórych z nich można się dostać spacerkiem, a tak jak na przykład Banana Bay, to już autem, taksówką.
I choć bardzo mnie korciło by spróbować, to postanowiliśmy przespacerować się brzegiem oceanu. Ja i tak wiem, że za jakiś czas spróbuję się na fali. Kto nie ryzykuje ten nie płynie.
Jak pojadę do Ameryki to będzie to już trzeci kontynent gdzie będę przy Oceanie Atlantyckim, taki mam plan. Pierwszy raz był w Portugalii i wydaje mi się, że fale były znacznie wyższe a woda zimniejsza. Tam również odbywały się lekcje surfingu. Tutaj średnia temperatura wody to około 20 stopni w Portugalii było to bodajże 18 stopni.
Podczas spaceru obserwowaliśmy otoczenie, przede wszystkim budujące się osiedla i hotele. Ja nie mówię o jednym małym hotelu czy małym osiedlu. To ogromne kompleksy, które budowały się jeden obok drugiego. Oboje doszliśmy do wniosku, że za kilka lat to miejsce będzie drugim Agadirem, że taki czeka los to miejsce. Budynki mieszkalne wszystkie takie same, zastanawialiśmy się czy będą one wynajmowane przez jednego właściciela dla przyjeżdżających czy raczej dla mieszkańców lokalnych.
Ludzi wciąż nie przybywało, aż się zastanawialiśmy co było tego przyczyną. Postanowiliśmy przystać na chwilę, moim celem była kąpiel, mój chłopak się nie skusił. Woda zimna i słona, czyli bez nowości. Gdyby nie fakt, że to ocean to bym rzekła, że kąpiel niewiele się różniła od kąpieli w Bałtyku. Plaża też taka sama czyli piaszczysta.
To co nam wydało się interesujące to fakt, że ludzie zostawiali swoje rzeczy bez opieki i szli do wody, jakby bez obawy, że może coś się przydarzyć. Może to wynikało też tego, że w tym momencie jak wspomniałam nie było wiele ludzi. A nawet jeśli ktoś był w niedalekiej odległości to był czas aby wyjść z tej wody.
Dla chętnych znalazły się nawet wielbłądy i konie, my jednak nie mieliśmy ochoty skorzystać, swoją przejażdżkę już zaliczyliśmy.Poza tym było trochę leżaków, które można było wypożyczyć i nawet jeden mini bar na plaży. Z czasem zaczęło pojawiać się więcej atrakcji, przede wszystkim skutery wodne i co i rusz jakaś grupa surferów – dwie, trzy osoby. Może właśnie fakt, że się znacznie oddaliliśmy spowodował, że widzieliśmy więcej surferów, że byliśmy akurat w pobliżu jednego z wymienionych przeze mnie spotów.
Byliśmy tak zaaferowani rozmową i spacerem, że sobie nawet nie zdaliśmy sprawy jak bardzo się oddaliliśmy powrót zajął nam około 45 minut samą plażą. Nie muszę mówić, że to skończyło się spieczonymi łydkami, cóż, tam kremu nie nakładaliśmy.
Odpoczynek
Wróciliśmy do hostelu aby odpocząć, poza tym słońce było zbyt silne i wiedzieliśmy, że nie jest dla nas dobrym jeśli zostaniemy zbyt długo, w hostelu ja czytałam przewodnik, szukając informacji i wskazówek co mogę jeszcze zobaczyć. Na obiad zjedliśmy owoce.
Tak naprawdę to w Taghazout nie ma co robić, można tylko iść nad ocean, leżeć, pływać, surfować, w centrum jest kilka restauracji na krzyż i sklepów spożywczych oraz sklepy i wypożyczalnie dla surferów. Poza tym nic więcej. Jeśli więc marzysz o jakiejś wieczornej imprezie nad oceanem, to jednak proponuję Agadir.
Przed wyjściem poznaliśmy drugiego gospodarza, który zapytał czy mamy ochotę wziąć udział w wieczornym bbq, że będzie nas to kosztować 40 dirham od osoby, mieliśmy dać znać później. Wiedzieliśmy, że prawdopodobnie przystaniemy na tę propozycje. Nie mniej jednak teraz ponownie wybraliśmy się nad wodę, bo jak wspomniałam co innego robić?
Popołudniowy czas kąpieli w oceanie
Uznałam, że było by to sporym błędem być nad oceanem i nie korzystać z możliwości popływania, poza tym przy tym upale to przynosiło ogromne orzeźwienie. Około godziny 15:30 ludzi było już bardzo dużo, tutaj ktoś grał w piłkę, tutaj paletkami i tak dalej, mimo tego większość z będących osób na plaży to byli Marokańczycy.
Prawdopodobnie wrócili z pracy i korzystają z ładnej pogody, jeśli mogę tak to ująć. Nie wiem, to tylko moja dedukcja. Woda była już mniej spokojna, z resztą można było obserwować więcej grup surfujących.
To co jednak ja obserwowałam to Marokanki, które miały swoje odpowiednie stroje do pływania. Przypominało to coś jakby dres, tylko, że nylonowy, albo raczej z materiału, który przypominał strój kąpielowy, zasłonięte od szyi, bo góra była ze stójką po same stopy, oczywiście z Hidżabem na głowie (przynajmniej tak sądzę, że to było to nakrycie do głowy) widok był bardzo osobliwy, ja w stroju jednoczęściowym, czarnoskóra turystka w skąpym bikini i zakryta całkowicie Marokanka. Mnie przede wszystkim zastanawia czy im nie jest gorąco.
Na plaży spędziliśmy dobre 3 godziny, bo nigdzie nam się nie spieszyło, oczywiście nie cały czas w wodzie, ale tym razem już nie ruszaliśmy się z miejsca. Z czasem fale przybierały na sile i co jakiś czas widać było, że będzie przypływ, uwielbiam obserwować jak zmienia się woda, zdecydowanie to mój żywioł.
Wieczór w Taghazout
Wróciliśmy do hostelu, mniej więcej na 19:00, mieliśmy wystarczająco dużo czasu aby wziąć prysznic po słonej wodzie, ale przede wszystkim by ukoić nasze ciała, które niestety spiekliśmy. Kolejny raz pobyt nad oceanem atlantyckim kończy się dla mnie za bardzo zarumieniona skórą. Cóż wciąż uczę się na błędach, tego się nie czuło. Delikatna bryza sprawiała, że oboje uznaliśmy, że to dotychczas najchłodniejszy dzień – cóż nic bardziej mylnego.
Moja rada, nawet jak wydaje Ci się, że jest zimno to nie zapominaj o kremie, ten wiatr jeszcze silniej opala.
Kolacja w marokańskim stylu
Około godziny 20:30 ruszyliśmy na górę, tam zastaliśmy inną parę, która również czekała na kolację.
Uważam, że zostało to bardzo fajnie zorganizowane, a przede wszystkim wszyscy się zgodzili więc koło godziny 09:00 przy stole było 11 osób, z Francji, Brazylii, Niemiec, Polski, Włoch, Japonii oraz przedstawicie Maroka. Mieszanka wybuchowa, ale to sprawiło, że jeszcze było ciekawiej. Całą ucztę przygotował dla Nas poznany właściciel (powiedziałabym jeden i pół, bo ten drugi coś się obijał) wraz z ojcem. Zdecydowanie uważam, że Marokańczycy wiedzą jak gotować, może w przyszłości uda mi się gdzieś dorwać dobrą kucharską książkę.
Zasiedliśmy przy stole, oznacza, że siedzieliśmy na pufach i na materacach, mówi się dużo o polskiej gościnności, czym chata bogata. Uwierz mi jednak, że Marokańczycy robią to po stokroć lepiej, liczyłam, że na stole pojawi się rzeczone mięso, chleb i tyle. Ja się śmiałam, przed wyjściem na plażę kiedy zaproponowano nam kolację, że bbq to może niekoniecznie, ale z miłą chęcią spróbowałabym kuskusu.
Na stole zaczęły przybywać potrawy: sałatka z buraków, sałatka z cukinii, ziemniaków i była to wersja na ciepło, sałatka z pomidorów i ogórków, dla mnie w stylu bułgarskiej sałatki szopskiej tyle, że bez sera. Później pojawił się pieczony kurczak, szaszłyki warzywne, kalafior oraz cukinia w cieście. To jeszcze nie był koniec, mimo iż na stole nie było praktycznie miejsca, pojawiła się misa z kuskusem z warzywami i misa z kuskusem z kurczakiem, kalamary w cieście. Do tego dodatki w postaci oliwek, oliwa i chleb. My przecieraliśmy oczy patrząc na ilość, z resztą cała reszta była tak samo zaskoczona.
Jak patrzę na zdjęcia, to chyba jeszcze nie wszystko co zostało przyniesione.
Nie myśl, że to było tylko po jednym talerzu, wszystkiego było razy trzy. Najbardziej smakował mi kuskus, faktycznie wiedzą jak dobrze go przyrządzić. Śmieliśmy się, że mimo tego iż jesteśmy pełni, to każdy i tak jeszcze zawsze po dodatkową łyżkę sięgał. To jest chyba coś magicznego w Maroko, że jesz do bólu, ale nie przestajesz, bo wszystko jest takie aromatyczne, takie smaczne i inne niż nasza europejska kuchnia. Tego zwyczajnie się łaknie.
Większość czasu przeplataliśmy rozmowami, gdzie kto był, co warto zobaczyć w Maroko, ale nie tylko bo jak wspomniałam byliśmy z różnych krajów, smacznego powiedzieliśmy we wszystkich językach jakich przedstawicieli mieliśmy. Wyszło 9 języków, bo marokański i berberski był liczony osobno.
Dojazd do Paradise Valley
Przy okazji postanowiliśmy, że następnego dnia jedziemy do Paradise Valley.
Nasz gospodarz powiedział, że mamy trzy opcje:
-
Wynająć auto, koszt około 300 dirham plus benzyna;
-
Zamówić taksówkę – koszt około 400-500 dirham;
-
Wciąć autobus do Banana Bay (5 dirham) a stamtąd małymi busikami na miejsce około 30 dirham.
Doszliśmy do wniosku, że skorzystamy z najtańszej opcji, przy okazji dogadaliśmy się z dziewczynami z Niemiec, że jedziemy razem. Było nas o osobę za dużo, bo para z Brazylii miała auto, ale nie było wystarczającej ilości miejsca. Z racji tego, że najpierw zgadaliśmy się z dziewczynami to podjęliśmy decyzję, że jedziemy z nimi. Właściwie każdy był zadowolony, z resztą było też raźniej jechać z kimś i wiadomo koszt inaczej się rozkładał.
Przesiedzieliśmy przy stole do 1 nam ranem, przy okazji zmienił się asortyment i z jedzenia na stole pojawił się alkohol, okazało się, że młodszy Francuz miał urodziny więc zostaliśmy poczęstowani drinkiem, mieszanką wszystkiego.
W ogóle atmosfera była bardzo przyjazna przy stole jednak byliśmy tylko my, ojciec z synem z Francji i gospodarze plus ich przyjaciel. Miałam wrażenie, że znajdujemy się w takim typowym surferskim miejscu, nikt się nie spieszył, czas stał w miejscu, taka swoboda i niczym nieskrępowany luz. Nie wiem czy właśnie tak wyglądają przystanie surferów, ale właśnie taki obraz w głowie miałam ja.
Oni jeszcze zostali, my stwierdziliśmy, że musimy mieć siłę na kolejny dzień, tak o to zakończył się kolejny dzień przygody w Maroko w miejscowości Taghazout.
Wydatki
- 40 dirham na obiad;
- 10 dirham woda pięciolitrowa;
Wyszło na głowę około 45 dirham, właściwie to mniej, bo dzień później jak się rozliczaliśmy z hostelu okazało się, że nam gospodarz nie ma jak wydać i zamiast zapłacić 40 dirham na głowę za kolację to zapłaciliśmy łącznie tyle, czyli wyszło po 20 dirham. 40 to nie było dużo, a 20 dirham za taką ucztę to było jak za darmo.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)