Dzień drugi w Fez oraz okolice Volubilis

Opublikowane przez flag-pl Ola RR — 6 lat temu

Blog: Dziennik z wyprawy do Maroko
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Dzień drugi

Obudziliśmy się właściwie po godzinie 9:00 dlatego że z dołu dobiegały odgłosy śmiechu i zapach kawy, który zdecydowanie postawił mnie na nogi. Nie chcieliśmy również tracić niepotrzebnie czasu na sen, w końcu tyle jest do zobaczenia. Godzina 09:00 wydawała się być w sam raz aby zacząć dzień.

Śniadanie

Zeszliśmy na dół na śniadanie, które mieliśmy w cenie zarezerwowanego pokoju. Nasz plan nie był do końca sprecyzowany, dzień wcześniej dostaliśmy propozycje wynajęcia przewodnika, który będzie pokazywał nam miasto. Zwiedzanie miało zająć około 4 godzin może nawet chwilę dłużej od osoby mieliśmy zapłacić po 2 euro, cena więc nie była najgorsza, aczkolwiek decyzję mieliśmy podjąć przy śniadaniu.
Co do śniadania, dostaliśmy serki do smarowania pieczywa, pieczywo, słodkie bułeczki, marmoladę brzoskwiniowa. Śniadanie może nie było największe, ale uważam że wystarczające. Podczas śniadanie chwilę rozmawialiśmy z innymi mieszkańcami, kto ma jakie plany na dzisiejszy dzień.

Poza tym kawa a później herbata miętowa wynagrodziły mi wszystko.

(nieplanowana) wycieczka

W rezultacie dostaliśmy propozycję dołączenia do grupy innych czterech turystów z pochodzenia Rosjan - dla mnie było ekstra móc ich słuchać, uwielbiam ten język na prawdę! Mieliśmy zamówić taksówkę, dokładnie to grand taxi, bo jest w stanie pomieścić 6 podróżujących. Wieczór przed, jedna z tych turystek pytała naszego gospodarza co będzie lepsze aby się dostać w dane miejsce. Czy autobus czy taksówkę lepiej wziąć - wyszło, że taksówkę. Jak pamiętasz wspominałam, że jeśli zamawia się grand taxi to należy płacić za puste miejsce jeśli nie udało się zebrać kompletu ludzi. W związku z czym im było również na rękę zapytać nas czy chcemy się przyłączyć, bo inaczej i tak musieliby ponieść ten koszt.

Tego dnia poprosiliśmy więc o zamówienie taksówki, podano cenę ale my jej nie przyjęliśmy dziewczyna była twardą negocjatorką. Wyszło, że będziemy mieli do zapłaty 60 euro. Będę szczera, że nawet nie dopytywałam czy w jedną czy obie strony. Wiedziałam bowiem i tak, że to całkiem dobra oferta. Plan był taki, że około godziny 10:30 zbieraliśmy się na dole i mieliśmy ruszyć w trasę. Oczywiście nie wszystko idzie tak jakbyśmy sobie tego życzyli okazało się że 7 września był pierwszym dniem szkoły w związku z czym na drodze panował znacznie większy ruch. Byłam zdziwiona, że tutaj szkoła zaczyna się w środku tygodnia, ale co kraj to obyczaj.

W istocie wyruszyliśmy około godziny 11:15 na plac gdzie miała przyjechać po nas taksówka, doprowadził nas nasz gospodarz. W czasie kiedy my jechaliśmy na wycieczkę jeden z mieszkańców się wymeldowywał, czemu o tym mówię bo podobał mi się fakt, że nasz gospodarz pomógł mu z bagażem, tak po prostu bez oczekiwania na żadną zapłatę.

Plan naszej wycieczki zakładał dojechać do miejscowości, która nazywa się Volubilis, przy okazji mieliśmy zamiar mieć kilka postojów. Muszę powiedzieć na wstępie, że jeżeli podróżujesz taksówką poza miasto to jesteś zobowiązany zgłosić to na posterunku policji. Nasz taksówkarz miał dokument gdzie było napisane ile osób jedzie, jaki jest cel podróży oraz wziął paszport jednego z nas. To jest konieczne podczas kontroli. Myślę że również ma za zadanie chronić taksówkarza. Takich kontroli na drodze jest mnóstwo. Podobnie jak w Polsce auta diametralnie zwalniają. Nasz kierowca ogólnie nie jechał zbyt szybko maksymalnie może 70 na godzinę. Mieliśmy zatem czas powymieniać się informacjami co do tego co warto zobaczyć, czy dojechać i na co uważać. Uważam że to bardzo ważny aspekt podróży do Maroko, możesz czytać blogi, w których znajdziesz wiele informacji ale tutaj co chwilę coś się zmienia. Będę to podkreślać na każdym kroku abyś zapamiętał. Dowiedzieliśmy się, że przyjechaliśmy akurat po zakończeniu kilkudniowego święta - czas, w którym każdy mężczyzna zabija jedno zwierzę. Wszystko było pozamykane więc udało się idealnie jeśli chodzi o czas naszej podróży.
Droga do celu miał zająć około godziny ale była znacznie dłuższa.  Ja nie jestem kierowcą, ale pasażerem natomiast mogę powiedzieć jedno drogi tutaj niewiele się różnią od naszych dróg, wyboiste i górzyste, w związku z czym na wielu odcinkach nasz kierowca jechał pod prąd aby wymijać te przeszkody. W Maroko nie ma obowiązku zapinania pasów, ani w aucie ani w autobusach dalekosiężnych, chyba, że to bardziej zwyczajowo niż prawnie.

Jezioro sidi chahed

Pierwszy nasz przystanek był koło jeziora sidi chahed to piękne jezioro (tak przynajmniej sądzę), które w pejzażu pomarańczowej ziemi, suchości i właściwie braku jakiejkolwiek zieleni wydawało się jeszcze bardziej błękitne. Nie dojrzeliśmy żadnych ludzi nieopodal ale byliśmy również za daleko. Należy uznać, że to był na pierwszy punkt widokowy, z resztą cieszę się że kierowca się zatrzymał, bo warto było zrobić kilka zdjęć. Można również było zaopatrzyć się w owoce w szczególności jabłka i granaty. Poza tym była też ogromną ilość dyni, która można było nabyć. My jednak ruszyliśmy dalej. Co było ważne nasze przystanki nie powiększały naszego rachunku.

Nie udało mi się znaleźć więcej informacji na temat jeziora a starałam się coś więcej dowiedzieć, czy to jezioro naturalne czy sztuczne, ale moje próby spełzły na niczym. Jezioro znajduje się mniej więcej 50 kilometrów od Meknes a 30 kilometrów od Fez.Udało mi się dotrzeć jedynie do informacji, że  istnieje tam tama wodna, która jest na rzece Oued Mikkés będącą jedną z głównych rzek między miastami Meknes i Fez. Woda mimo iż dla mnie zdała się bardzo przejrzysta jest bardzo zanieczyszczona bo odprowadzane są do niej różnego rodzaju nieczystości w tym również z fabryk.Jednym słowem lepiej było tylko podziwiać ten widok niż wiedzieć więcej, bo to zepsuło wszystko. Nie dziwi mnie zatem, że nikt się nie kąpie.

Dzień drugi w  Fez oraz okolice Volubilis

W końcu około godziny 13.20 byliśmy na miejscu. Należy przyjąć że sama podróż zajęła nam około półtora godziny, biorąc pod uwagę o której wyszliśmy, że chwilę jeszcze czekaliśmy na placu a później chwilę oczekiwania na załatwienie formalności z legalizacja naszej drogi jeśli mogę tak to nazwać oraz przerwa na zdjęcia przy jeziorze.

Volubilis

To miejsce, które zostało stworzone dzięki ministerstwu kultury w Maroku a odnosi się do archeologicznych odkryć związanych z istnieniem miasta Volubilis. Miasta, które zostało stworzone według tych samych reguł, które teraz można podziwiać jadąc do Włoch. Jak już udało nam się dojechać to ustaliliśmy że mniej więcej mamy godzinę na zwiedzanie. Wydaje mi się, że jest to czas wystarczający, chyba, że jesteś tutaj z przewodnikiem to można dowiedzieć się więcej. Przed wejściem należy zakupić bilet  - dla dorosłych kosztuje 1 euro.

Można to miejsce zwiedzać od poniedziałku do niedzieli. Otwarte jest w godzinach od 08:30 do godziny bliżej nie ustalonej, dlatego że na mapce jest napisane do 30 minut przed zmierzchem. To trochę kłopotliwe, bo niby na jakiej podstawie mam to ocenić? My byliśmy kiedy było bardzo gorąco, pamiętaj o użyciu jakiegoś kremu. U mnie ciągle krem z 50 filtrem, mam wrażenie, że wrócę biała jak byłam. My nie mieliśmy czapek, bo koniec końców zapomnieliśmy ich zabrać. Uważam jednak że są one obowiązkowe bo uwierz mi odczuwało się to gorąco na każdym kroku. Co chwilę tylko dotykałam głowy i staraliśmy się tak spacerować aby szukać miejsc chociaż częściowo zacienionych. Jeśli chciałbyś odwiedzić to miejsce to podaję adres, B. P. 2, Moulay Idriss Zerhoun. Miejsce też posiada stronę internetową www.volubilis.ma.

Przy wejściu można również za dodatkową opłatą poprosić o przewodnika nam jednak wystarczyła mapa. Schodząc w dół po prawej stronie masz mapę konturową a zaraz obok rzut satelitarny, obok są również toalety - płatne. Schodząc dalej w dół możesz podziwiać zachowane elementy kolumn w stylu korynckim i jońskim niektóre są praktycznie nie naruszone i zachowane w bardzo dobrym stanie.

Jest tam również muzeum choć praktycznie nazwać powinnam to interaktywnym centrum, gdzie możesz zobaczyć makiety, chociażby sposobu jak tworzono czy tłoczno oliwę z oliwek, znajduje się mozaika, która zdobiła to miejsce. W gablotach znajdowały się też elementy dekoracyjne jak broszki z tamtych czasów. Eksponatów nie było wiele ale i tak warto wejść. Jest też projekcja filmu, dodatkowym atutem tego miejsca jest fakt, że była tam klimatyzacja. My ruszyliśmy zgodnie z mapą czyli poszliśmy w lewą stronę gdzie jako pierwsze widzieliśmy dom Orfeusza - przy każdym miejscu, które warte jest zobaczenia masz krótką informację w języku angielskim, arabskim i francuskim.

Dzień drugi w  Fez oraz okolice Volubilis

Jak powiedziałam my ruszyliśmy zgodnie z mapą więc kolejnym punktem było coś w rodzaju młynu, w którym odbywał się proces wyciskania z oliwek tłuszczu. Na opisie jest też pokazane jak to wyglądało. Ten budynek był charakterystyczny że względu na swoją prostotę, od razu było wiadomo, że to jakieś miejsce gospodarcze, poza tym makietę widzieliśmy w centrum interaktywnym.

Następnie były pozostałości po Kapitolu, Bazylice oraz Forum. Następnie po prawej stronie można było zobaczyć mozaikę nie widziałam pozostałości po fontannie. Chyba najlepiej zachowanym zabytkiem był łuk triumfalny, który było widać już z daleka. Następnie można było podziwiać termy, pozostałości po akwedukcie. Naszą uwagę przykuł również dom Dionizosa oraz dom Venus.
Nazwy domów pochodzą od zachowanych tam mozaiek, które uważam, że zachowały się w bardzo dobrym stanie zważając na długość lat, która minęła od ich powstania.

Dzień drugi w  Fez oraz okolice Volubilis

Zdecydowanie uważam, że warto to miejsce odwiedzić, ja nie wiedziałam o jego istnieniu kiedy przygotowałam wycieczkę do Maroka. W związku z czym jestem niebywale wdzięczna że udało nam się tu przyjechać. Stąd jest bardzo niedaleko do Meknes, znacznie bliżej niż do Fez więc będąc w Meknes możesz rozważyć przyjazd do Volubilis. Więcej o tym miejscu napisałam w oddzielnym poście.

Nasz kierowca na nas czekał, pojechaliśmy dalej na wzgórze skąd roztaczał się widok na Meknes, to miasto jest położone również na wzgórzu, mieniło się wieloma kolorami, dla mnie z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny przypominało portugalskie miasta. Znaczy przyczyna była jasna chodziło o chaotyczny sposób budowania, bez większego ładu i składu, ale ten chaos ma swój urok. Tutaj zakończyliśmy nasze zwiedzanie.

Dzień drugi w  Fez oraz okolice Volubilis

Uważam, że 10 euro na osobę w dwie strony to była bardzo dobra oferta biorąc pod uwagę, że kierowca spędził z nami łącznie około 4 i pół godziny.

Problem

W drodze powrotnej kiedy smacznie sobie drzemałam obudził mnie dyskomfort coś łaziło mi po twarzy więc automatycznie strzepnęłam... Jeśli czytasz moje wpisy to wiesz, że przygotowując się do podróży do Maroko pisałam o apteczce i o tym, że mam niebywałe szczęście... Nie obyło się bez przygód i teraz, dzień drugi a mnie użądliła osa w palec. Dobrze, że tego dnia wzięłam leki na alergię ale oczywiście mimo tego, że było dość wcześnie, zamiast na miasto musieliśmy jechać jak najszybciej do hostelu, jeszcze do tego wrócę. Nie ważne że w taksówce było 6 innych osób nawet jakby było 100 i tak padłoby na mnie. 
Kończąc kwestie związaną z taksówką, nasi towarzysze wycieczki musieli wysiąść koło stacji dworca autobusowego. Oni zapłacili 40 euro widać, że kierowca był zdezorientowany. My mu zapłaciliśmy naszą część jak wysiadaliśmy, chodziło o to aby sobie nie zażyczył dodatkowej opłaty za przejazd od dworca do hostelu, co uwierz mi było bardzo prawdopodobne. A odległość do pokonania nie była najmniejsza.

Co do ugryzienia, powiem tak boli tak samo mocno czy to polska, angielska czy marokańska osa. Na szczęście nie miałam żadnej automatycznej reakcji alergicznej, bo ze mną różnie bywa. Wapno i kolejna tabletka na alergię były jednak wskazane.

Nieudolne negocjacje

Była godzina 16:30 plan był taki aby pójść na targ i znaleźć jakieś czapki, bo wieczorem ruszaliśmy w dalszą podróż. Na całym souku znaleźliśmy tylko dwa miejsca gdzie mogliśmy zakupić jakieś nakrycie głowy. Daliśmy się oskubać, byłam wściekła na mojego chłopaka, bo on nie ma nic asertywności kompletnie nie rozumie zasad targowania się a byłam pewna, że to on będzie się negocjował, bo w Anglii często to robi. W rezultacie za zwykle czapki zapłaciliśmy po 10 euro. Oczywiście I tak stargowaliśmy, bo sprzedający życzył sobie 60 Euro. I tak uważam, że to była gruba przesada i daliśmy się oszukać, ale zanim zdążyłam zaprotestować mój chłopak już płacił. Czyli drugi raz daliśmy się wyrolować.

Pod tym względem, Maroko na pewno nie będzie należało do moich miejsc ulubionych. Na każdym kroku próbują zabrać od Ciebie jak najwięcej pieniędzy. Oczywiście to była nasza wina, bo powinniśmy być stanowczy i powiedzieć nie jak już odchodziliśmy. Co jednak mogłam zrobić, liczę, że wyciągniemy z tego lekcje, bo nie mam zamiaru płacić takich kwot za jakieś czapki, które ani ładne, ani oryginalne. Niestety była to konieczność, bo jednak przed Nami wycieczka na pustynię i kolejne prawie dwa tygodnie pobytu w Maroko, pewnie gdyby kolejność była inna to byśmy aż tak się nie spieszyli z zakupem. Sam właściciel powiedział nam, że powinniśmy zapłacić za nie maksymalnie po 4 euro, cóż…następnym razem. Teraz to te czapki będą jak ze złota więc lepiej abyśmy ich nie zgubili.

Wróciliśmy do hostelu poirytowani znaczy ja bardziej, ustaliłam więc że to ja będę się targować nawet jeśli średnio mi to idzie. Uważam jednak, że znacznie lepiej idzie mi to niż jemu, co było wręcz nieprawdopodobne. Poza tym palec zaczął być znacznie większy i boleśniejszy, reakcja uczuleniowa była opóźniona. Z ciekawostek w Polsce przykłada się cebulę jako okład, Marokańczycy przykładają swoje smarki z nosa. Nie skorzystałam z tej opcji, chociaż my przecież w niektórych sytuacjach przykładamy okłady z własnego moczu. 

W hostelu płaciliśmy za jedną noc aczkolwiek dalej mieliśmy do dyspozycji nasz pokój i mogliśmy wziąć prysznic więc korzystaliśmy z pomieszczeń do godziny 19:30. Kiedy chcieliśmy zapłacić za kolację usłyszeliśmy, że nie ma takiej potrzeby, zapłacilismy 190 dirham. Napiliśmy się jeszcze herbaty porozmawialiśmy i musieliśmy się pożegnać o tym co było dalej napisze opisując wycieczkę na pustynię, bo to po części wiąże się z tym tematem. Dziewczyny z Japonii o których wspomniałam są w podróży przez 9 miesięcy, to też ciekawe rozwiązanie. Byłam pod wrażeniem tego jak wszystko miały rozplanowane oraz pod wrażeniem ich albumu. Jedna z nich robiła rysunki charakterystycznego miejsca kraju, w którym były pomysł uważam za rewelacyjny.
To chyba tyle jeśli chodzi o drugi dzień.

Natura kontra ja, 1:0 a palec wciąż puchnie, ciekawe czy na pustyni jest jakiś lekarz, czy tylko szaman mi pozostanie.

Czekając na autobus zrobi liśmy też małe zakupy.

Wydatki

  1. 10 euro - taksówka wynajęta na prawie 4,5 godziny na trasie Fez- Volubilis;
  2. 1 euro – opłata za zwiedzanie Volubilis;
  3. 10 euro – czarne, zwykłe, czapki z daszkiem (moja wściekłość jest wciąż ogromna);
  4. 1 euro – woda mineralna półtora litrowa oraz bagietka
  5. 9,50 za jedną noc w hostelu ze śniadaniem, cana zawiera już wszelkie dodatkowe opąłty.

Łącznie wydaliśmy około 30 euro na osobę.Niektóre wydatki dało się wyeliminować.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!