Dlaczego na Wawelu nie można robić zdjęć? Szlakiem krakowskich legend.
Nie znalazłam w Krakowie muralu, którego szukałam. Znalazłam za to czas na zobaczenie Wawelu i kilku innych miejsc, które są sztandarowymi punktami na mapie turystycznego szlaku zwiedzających miasto. Mam oczywiście na myśli Wawel i kilka kościołów na Starym Mieście.
Przy ostatniej mojej wizycie w Krakowie odwiedzałam muzea, między innymi te w sukiennicach. Nie wiem czemu, ale miałam wtedy złe informacje, że obraz Leonarda Da Vinci „Dama z gronostajem” nie jest wystawiony w żadnym z muzeów. Od zawsze wiedziałam, że obraz ten można zobaczyć w Krakowie, nie wiedziałam tylko gdzie dokładnie. Wydaje mi się, że ktoś mi powiedział, że Dama podróżuje po Europie, jest wypożyczana dla innych muzeów. Ale pozytywnie się zaskoczyłam, gdy zobaczyłam ulotkę z informacją, że „Dama z łasiczką” jest udostępniona dla turystów na Wawelu. Wiedziałam, że muszę tam iść.
W Polsce mamy dwa tak istotne dla historii sztuki dzieła. Pierwszy to ołtarz „Sąd ostateczny” niderlandzkiego malarza Hansa Memlinga, który mieści się w Muzeum Narodowym w Gdańsku. Drugi to oczywiście „Dama z Gronostajem” Leonarda Da Vinciego. Nie wiem, ile cennych dzieł moglibyśmy mieć w naszym kraju, gdyby nie wojna. Tak czy inaczej, moim zdaniem każdy Polak powinien zobaczyć te dwa obrazy, jeśli choć trochę ceni sztukę. W Krakowie byłam zaledwie pięć razy i właśnie teraz, po raz pierwszy zobaczyłam „Damę”.
Znowu zwiedzamy razem Kraków
Razem z Kaśką postanowiłyśmy jeden dzień poświęcić zwiedzaniu miasta. Najpierw szukałyśmy muralu, którego, jak się okazało, już nie ma. Później ruszyłyśmy na Wawel. Pogoda była ładna, smog tworzył urokliwą (choć niezdrową) mgłę. Chciałam wejść do wszystkich miejsc na Wawelu, ale jak się okazało na miejscu, po pierwsze - nie można kupić ogólnego biletu do wszystkich miejsc, po drugie – istnieje dzienny limit na wejścia do poszczególnych miejsc na Wawelu. Nie bardzo rozumiem, dlaczego tak jest. Bez limitu można oglądać tylko obraz Da Vinciego i sąsiadującą mu wystawę Gobelinów Ogińskich. Wawel rządzi się jakimiś dziwnymi prawami, wygląda na to, że nastawiony jest na zarobek na turystach. Bilety wstępu do poszczególnych miejsc, wcale nie są tanie (jak na kieszeń polskiego studenta biedaka). Co można zobaczyć w Zamku Królewskim? Reprezentacyjne Komnaty Królewskie, Prywatne Apartamenty Królewskie, Skarbiec Koronny i Zbrojownię, Wystawę ze Sztuką Wschodu i Wawel Zaginiony , czyli miejsce, w którym widać dawne mury zamku. Wawel zaginiony to miejsce, gdzie wystawiona jest moja ukochana rzeźba z XI wieku „Wołek”. Nie zdecydowałam się tam jednak wejść, nie było chyba nawet już dostępnych biletów. Kilka lat temu byłam na większości tych wystaw, dlatego zrezygnowałam z niektórych, ale bardzo chciałam pokazać Kaśce Salę Senatorską w Reprezentacyjnych Komnatach Królewskich. Dlatego kupiłyśmy bilet (po piętnastu minutach stania w kolejce, od bardzo niemiłej Pani pracującej na kasie) ulgowy za dziewięć złotych (regularna centa to szesnaście złotych! Sic!). Miałyśmy szczęście, że na to były jeszcze dostępne bilety. Zapłaciłyśmy też po osiem złotych za zobaczenie „Damy z Gronostajem” (regularny bilet jest droższy o dwa złote). Czyli za zwiedzanie zamku zapłaciłyśmy siedemnaście złotych. Niemało jak na kieszeń studenta i stosunek ceny do tego co zobaczyłyśmy. No ale, być w Krakowie i nie wejść na Wawel, to tak jak pojechać do Londynu i nie widzieć Big Bena.
Tłumy turystów na Wawelu
Zanim weszłyśmy do zamku zdecydowałyśmy się wejść jeszcze do Bazyliki Archikatedralnej pod wezwaniem świętego Stanisława i świętego Wacława.Co ciekawe wejście do środka jest darmowe, ale do poszczególnych miejsc w nim dodatkowo płatne. Dlatego też nie weszłyśmy ani do krypt (już tam byłam wcześniej), ani nie zobaczyłyśmy dzwonu Zygmunta (parę lat temu również i tam byłam). Przeszłyśmy tylko przez kościół, by zobaczyć kilka interesujących pomników nagrobnych. Mi najbardziej zależało na zobaczeniu nagrobka Jadwigi, bo po pierwsze, moim zdaniem jest najpiękniejszy, po drugie na drugie mam Jadwiga i też bym chciała być Królową Polski.
Bazylika w naszym odczuciu nie jest najpiękniejszym kościołem na świecie, warto ją jednak zobaczyć. Tylko nie ma przyjemności z jej oglądania, gdy idzie się razem z tym całym zgromadzonym na Wawelu tłumem. Zagraniczni turyści suną po bazylice powoli, a ty idziesz za nimi i się wkurzasz. Bo ile można patrzeć na każdą rzeźbę z osobna. My jesteśmy niecierpliwe, obejrzałybyśmy wszystko szybciej.
Kiedyś w kościele tym odbywały się koronacje na króla Polski, dlatego też tam królowie Polski są pochowani. Leży ich tam siedemnastu razem z dwiema królowymi. Są też groby członków rodzin królewskich oraz wodzów. W krypcie Wieszczów Narodowych leżą Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki. Plus od niedawna w gratisie na Wawelu spoczywa para prezydencka, ale na ten temat nie mam zamiaru się wypowiadać.
Sama bazylika otoczona była zawsze opieką bogatych rodzin, które w ofierze fundowały wygląd kościoła. Warto przyjrzeć się Kaplicy Zygmuntowskiej, jednej z dziewiętnastu kaplic w kościele. Kaśka nie chciała mi uwierzyć, że jej kopuła pokryta jest prawdziwym złotem. Nie chciała też uwierzyć w to, że Bazylika mieści się na geograficznym środku Europy, a Smok Wawelski zionie ogniem, tylko wtedy, gdy wyśle się esemesa, o treście Ogień na 7225. Nie udało mi się jej wkręcić, próbowałam. Bez wkręcania, kaplica ta jest pierwszą w pełni renesansową budowlą w Polsce, naszą polską, architektoniczną perełką.
Zamek Królewski na Wawelu
Poszłyśmy zwiedzać zamek, który powstał już najprawdopodobniej w XI wieku. Oczywiście od tego czasu był przebudowywany miliony razy, w różnych stylach architektonicznych. My udałyśmy się w pierwszej kolejności do sali, gdzie można zobaczyć obraz Da Vinciego. Myślałyśmy, że jeśli zapłacimy za to osiem złotych, oprócz obrazu zobaczymy inne ciekawe obrazy. Miałyśmy szanse jednak zobaczyć tylko kilka Gobelinów. Nic szczególnego, nie byłyśmy zainteresowane. Korzystając z okazji, że po raz pierwszy zobaczyłam obraz wielkiego mistrza, chciałam go skonfrontować z moją interpretacją dzieła. Niestety na Wawelu panuje zasada nie robimy zdjęć niczemu. Dlaczego? Cały czas zastanawiałyśmy się skąd ten pomysł? Rozumiem flesz może mieć negatywny wpływ na obrazy, ale komu szkodzą zdjęcia bez niego? Śmiałyśmy się, że zabieramy duszę eksponatom, dlatego nie możemy wyciągnąć aparatu. Oczywiście my z Kaśką jesteśmy średnie w przetrzeganie jakichkolwiek zasad i zdjęcia, jak postanowiłyśmy zrobić, tak zrobiłyśmy. Oto jedno, na którym zależało mi najbardziej. Moja interpretacja „Damy z gronostajem”, którą nazwałam „Damą z pneumokokiem”, wyświetlona na tablecie, na tle oryginalnego obrazu Leonarda Da Vinciego. Konfrontacja 1490 roku z XXI wiekiem. Swoją ilustrację graficzną wykonałam w 2010 lub 2011 roku.Mam do niej sentyment, mimo że nie należy do wybitnej sztuki dzisiejszych czasów.
No dlaczego na Wawelu nie można robić zdjęć?
Oczywiście oprócz zdjęcia z moją „sztuką”, chciałam uwiecznić na fotografii kilka innych rzeczy. Byłyśmy upominane z Kaśką jakieś dwadzieścia tysięcy razy. Może to trochę brak z naszej strony ogłady, ale chciałam mieć fotki na bloga. Robiłam co mogłam by pokazać wam kawałek ścian w Reprezentacyjnych Komnatach Królewskich. Wiecie, bilet kosztuje dziewiątkę, może wam szkoda i wolicie zobaczyć to na fotkach. Może dlatego nie można robić tam zdjęć? By inni liczyli, ze zobaczą na miejscu coś więcej?
Moim zdaniem i tak warto tam wejść, chociaż raz. Chociażby dla samych arrasów. Przy okazji notki o randkach w muzeum wspominałam już, że w Krakowie na Wawelu mamy największą w Europie kolekcję arrasów, czyli tkanin wyszywanych we wzory z motywami zwierzęcymi i roślinnymi. Takie dywany na ściany. Zygmunt II August, który wprowadził do Polski wiele sztuki europejskiej zadbał by było ich na Wawelu około stu siedemdziesięciu. Do dzisiaj pozostało ich sto trzydzieści osiem. Zygmunt gromadził je od 1550 roku.Ma u mnie plusa. Kaśka śmiała się, że to Rosja w Polsce, tandeta, a ja się jaram. W XVI wieku nie mieli telewizji, to oglądali dzikie zwierzątka na dywanach. No i nie musieli bielić tynków, skoro ścianki zdobiły zbierające kurz dywaniki.
Nie tylko arrasy miałyśmy tam podziwiać. Wiedziałam, że Kaśce spodobają się głowy na suficie z kasetonów w Sali Senatorskiej. Zanim do niej doszłyśmy, minęłyśmy salę Poselską i kilka innych reprezentacyjnych komnat. Wszystkie miały ciekawe tapety. Zastanawiałyśmy, czy mieszkańców i ludzi przebywających tam na co dzień nie drażniły te ciemne pomieszczenia. Sufity malarskie, sale wyjęte prosto z baroku – cudo, ale mieszkać w takim cudzie się nie da.
Najciekawszą rzeczą na Wawelu są jednak głowy, o których już wspominałam. Znajdują się w największej sali zamku, w której dawniej odbywały się różne, ważne uroczystości państwowe, dworski oraz wesela, bale i tym podobne imprezki. W dzisiejszych czasach też czasami używamy tej sali, przy ważniejszych państwowych uroczystościach.
Na suficie sali Tronowej (to jedna z trzech nazw sali) znajduje się dzisiaj trzydzieści głów wyrzeźbionych w drzewie lipowym. Kaśka liczyła, ja nie wiedziałam ile ich jest. Teraz wiem, że kiedyś było ich aż sto dziewięćdziesiąt cztery. Jedna z nich ma zakryte białym materiałem usta. Jest to głowa kobiety, która niesie za sobą jedną z wielu wawelskich legend.
Legenda ta opowiada o kradzieży na jednym z krakowskich targów. Złodziejaszek ukradł piękny i najdroższy pas sukna. Jednak przestraszony, gdy w pogoni starali się go dopaść ludzie z kramu okradzionego, wyrzucił pas pod nogi Ofki. Owa Ofka miała być za kradzież sądzona, bo gdy ujrzała pas pod swoimi nogami, nieświadoma niczego podniosła go na oczach goniących złodzieja ludzi. Gdy sam król Zygmunt August skazał ją za kradzież, na prośbę Ofki, jedna z głów wypowiedziała słowa po łacińsku, które znaczyły: Królu Zygmuncie sądź sprawiedliwie. Wtedy król postanowił dociekać prawdy i doszedł do wniosku, że Ofka jest niewinna. Głowa, która się odezwała do dziś ma zakryte usta białym materiałem. Musicie je zobaczyć. Ładne są.
I to tyle ze zwiedzania reprezentacyjnych komnat. Zajęło nam to maksymalnie dwadzieścia minut. Biegałyśmy tam w ochraniaczach na buty, bo nie można tam brudzić podłogi. Stylowe wdzianka. Nie zrobiłam dużo zdjęć, bo jest tam zakaz. Ale się starałam, jak mogłam. Sami musicie przekonać się na własne oczy, jak to wszystko wygląda.
Smok Wawelski legendą miejską
Na uwagę turysty na Wawelu zasługuje jeszcze biały dziedziniec. Pamiętam, gdy byłam tam po raz pierwszy. Wtedy wydał mi się ładny i ciekawy. Po kilku latach wrażenie z oglądania go miałam zupełnie inne. Jest nudny. Co prawda kiedyś jego ściany zapewne zdobiły piękne malowidła. Do dziś nie przetrwały. Dziś największą uwagę skupiają na sobie rzygacze. I nie tylko rzygacze, odejdźcie kawałek dalej, a zobaczycie największą krakowską legendę, czyli… Smoka Wawelskiego. Chyba każdy Polak wie, o co w niej chodzi. Dla przypomnienia opisze ją w skrócie:
Dawno, dawno temu pod zamkiem w jamie zamieszkał okropny, wielki, straszny smok. Żądał tygodniowej ofiary w postaci krowy. Gdy ludność nie spełniała jego prośby porywał ludzi. Mieszkańcy Krakowa bali się smoka, kilku śmiałków próbowało jednak go pokonać. Niestety żaden z nich nie wrócił żywy z jamy smoka. Aż w końcu na dworze króla pojawił się Szewczyk, który ośmielił się sądzić, że jest w stanie pokonać smoka. Przybył w samą porę, gdyż krówki w Krakowie powoli się kończyły. Co prawda ludzie na dworze króla śmiali się z szewczyka, wątpili w powodzenie jego misji. Skoro waleczni żołnierze umarli w konfrontacji, z tym stworem nie wierzyli w zwykłego szaraczka. Szewczyk był inteligentnym gościem, wypchał barana siarką i dał smokowi do pożarcia. Smok zwabiony zapachem baranka połknął go w całości i przez siarkę poczuł wielkie pragnienie. Wypił całą Wisłę. Pił i pił, aż pękł.
Teraz smok na Wawelu stoi u wejścia do jaskini Smocza Jama. Jest to odlana w brązie rzeźba wykonana przez Bronisława Chromego w 1972 roku. Co ciekawe, co kilka minut smok zionie ogniem dzięki specjalnej instalacji gazowej zamontowanej wewnątrz smoka.
Dwie wieże, dwóch braci
Najsłynniejszym Kościołem w Krakowie jest oczywiście kościół Mariacki, który mieści się w samym sercu miasta na rynku, obok sukiennic. Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny jest jednym z najważniejszych kościołów w Polsce. Poszłyśmy do niego po zwiedzaniu Wawelu. Chciałam po raz kolejny zobaczyć piękny ołtarz Wita Stwosza. Niestety znów przeszkadzały mi tłumy. Weszłyśmy do niego dosłownie na chwilę. Zobaczyłam ołtarz tylko z daleka. W każdym razie jeśli będziecie w Krakowie idźcie tam koniecznie. Kościół był budowany od XIII wieku w stylu gotyckim. Z nim również jest związana pewna legenda, a dokładnie z jego wieżami. Kraków to miasto pełne tych fascynujących opowieściach. Podobno dwie wieże kościoła Mariackiego budowało dwóch braci. Obaj bracia budowali wieże w tym samym rytmie, aż w końcu wieża starszego brata zaczęła przewyższać wieżę młodszego. Zawistny brat nie chciał by jego starszy brat był uznany za lepszego budowlańca, dlatego go zabił (tak się kiedyś rozwiązywało problemy). Jednak po jakimś czasie miał wyrzuty sumienia. W dniu poświęcenia kościoła stanął na wieży z nożem w ręku (tym którym zamordował braciszka), przyznał się do wszystkiego i rzucił w dół. Nóż ten można podziwiać do dziś w bramie Sukiennic. W tę legendę Kaśka też nie chciała mi uwierzyć, pewnie dlatego że nie pamiętałam jej do końca i musiałam coś pozmyślać na poczekaniu.
Tanie książki i niedobry kebs
W Krakowie nie jedzcie kebabów. Wiem, że pewnie wielu z was wolałoby zjeść tradycyjne krakowskie precle, albo dobry polski obiad. My z Kaśką jednak zawsze gdy się widizmy jemy razem kebaby. Nie wiem czemu. Normalnie nigdy ich nie jem. Ale te w Krakowie są ohydne. Zrobiłysmy drugie podejście i drugi raz się zawiodłyśmy.
Ohydka
Niezadowolone z jedzenia poszłyśmy do pobliskiej księgarni, w której książki można nabyć w atrakcyjnych cenach. Kupiłam sobie „Książkę” Mikołaja Łozińskiego, by mieć co poczytać w drodze powrotnej do Wrocławia (trafiłam w dziesiątkę – zerwane trakcje przedłużyły moją podróż o trzy godziny, zdążyłam przeczytać lekturę od deski do deski). Zapłaciłam za nią tylko dwanaście złotych, Uwielbiam takie księgarnie. Ta w Krakowie mieści się na ulicy Grodzkiej 50. Polecam, w przeciwieństwie do jedzenia kebsów.
Za zimno na spacerki
Przeszłyśmy jeszcze obok Kościoła świętego Piotra i Pawła z pięknymi rzeźbami na ogrodzeniu. Weszłyśmy na chwilę do środka i stwierdziłyśmy, że mamy dość jak na jeden dzień. Było za zimno by spacerować w nieskończoność. PoszłyśĶy do domu oglądać komedie romantyczne. A wieczorem znwou do Prozaka. Bo czemu by nie? Kraków do końca życia będzie kojarzył mi się już z tym klubem i imprezami. No i oczywiście z legendami. Ładna jest ta nasza dawna stolica.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)