Audioriver - muzyczna uczta, część pierwsza.

Opublikowane przez flag-pl Ola Noga — 8 lat temu

Blog: 46 państw Europy przed 30-stką.
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Powracam

(uwaga, notka nie była edytowana, zawiera błedy)

Dawno mnie tu nie było, no cóż, rozleniwiłam się. Wróciłam z pracy i zamiast wziąć się do pisania, nadrabiania zaległości, poleciałam w melanż. Nie ma co się dziwić. Spędziłam dwa tygodnie z setką (czy tam większą ilością – nie wiem) bachorów. Potrzebowałam imprezy, tuptania i oderwania się od normalności – kocham cię nienormalność, a raczej niemoralność.

Noo, w końcu się zebrałam, a raczej nadal zbieram. Trudno pisać w wakacje. Ludzie grillują, piją, jeżdżą nad jezioro, a ja mam siedzieć przed laptopem i zamulać. Notka nie powstaje przecież przez pięć minut, to raczej kilka godzin. Nieważne. Wróciłam, siedzę i smażę. Czy coś z tego wyjdzie? Raczej nie, bo chęci i zapał wygasł kilka tygodni temu. Już nawet ten pieniądze, które przyznawane się za pierwsze miejsce, mnie nie robią.

Zaraz po przyjeździe do Polski, poszłam do pracy, przez to jakoś nie odczułam końca erasmusa. W Rewalu dzieliłam pokój z innymi ludźmi – coś na wzór akademika. Wszędzie głośno, ciągle można było się do kogoś odezwać. Teraz dopiero odczułam zakończenie całej tej czeskie przygody. Dwa dni siedzę w swoim mieszkaniu, dziś rozpakowałam walizki do końca, posprzątałam i mam czas wchłonąć klimat „samotności”. Ej, odwykłam! Pół swojego życia mówię, że kocham być sama, że ludzie mnie męczą, a tu teraz taka niespodzianka. Od rana siedzę i kombinuję, jak wymigać się od pisania. Gdzie by pojechać, z kim pogadać. I widzicie, jakiś czas temu miałam napisać notkę o tym, co daje erasmus. Nie chce mi się tego robić, ale mogę wam napisać/powiedzieć, że na bank uczy „współżycia” z innymi. Nie! On tak mocno przyzwyczaja człowieka do innych ludzi, iż później nie sposób wytrzymać chwili samemu. Ale dobra, nie o tym miałam pisać.

Audioriver festiwal – co to takiego?

Na samym początku wklejam wam link do filmiku, który opowiada czym jest, była i może będzie muzyka elektroniczka, taki mały skrócik stworzony dzięki Audio - https://www.youtube.com/watch?v=xfJobL8uMc8 . Jeśli jesteście moimi znajomymi (a pewnie większość czytających jest), to zapewne już to oglądaliście i doskonale wiecie z czym się je techno, i jak się je czuje. Tak, wiem, film nie mówi konkretnie o Audioriver, ale warto go obejrzeć, może zielonym coś przybliży.

Audioriver to trzydniowy festiwal muzyczny typu open-air, na którym grana jest muzyka elektroniczna, alternatywna. Wydarzenie „dzieje się” od dwutysięcznego szóstego roku (to już jedenaście lat!) nad Wisłą w Płocku. Audio w latach 2011-2015 został okrzyknięty przez Muno.pl – MUNOLUDY najlepszym polskim festiwalem (w tym roku to się zmieni, jak myślicie?). Z roku na rok na imprezę przybywa coraz więcej ludzi, impreza się rozrasta. Pierwsze dwie edycje Audio zachęcały darmowym wstępem. Od roku dwutysięcznego za bilet się płaci – i to nie mało.

audioriver-muzyczna-uczta-ad4fb7b9331042

Bilet – za ile, gdzie i kiedy?

Chyba trochę źle zaczynam, najpierw powinnam napisać o tym, za co płacimy, co możemy w Płocku robić przez te kilka dni, ale nieważne, zacznijmy od tej przykrej kwestii, jaką się pieniądze.

Jakoś w listopadzie na stronie www.audioriver.pl ogłoszony został konkretny termin jedenastej edycji festiwalu. Kilka dni później można już było zakupić bilety. I uwaga, wtedy też najlepiej było to zrobić, bo ceny nie bolały jeszcze tak bardzo, spójrzcie:

Karnet dwudniowy (piątek i sobota na plaży) 

  • 19 listopada 2015 – 17 lutego 2016: 170 zł
  • 18 lutego – 18 maja: 200 zł
  • 19 maja – 24 lipca: 230 zł
  • 25-29 lipca: 260 zł

Karnet trzydniowy (piątek i sobota na plaży + Audioriver Sun/Day)

  • 19 listopada 2015 – 17 lutego 2016: 230 zł
  • 18 lutego – 18 maja: 260 zł
  • 19 maja – 24 lipca: 290 zł
  • 25-29 lipca: 320 zł

Jest spora różnica pomiędzy pierwszymi, a ostatnimi dniami, gdy możemy jeszcze kupować, co? Noo tak, ale ktoś powie, że przecież tylko głupcy kupują bilet w ciemno. Jak to, że w ciemno? Normlanie, przecież line-up nie zostaje ogłoszony w całości od razu. Z tego, co pamiętam, to pierwsze gwiazdy „odkryły się” dopiero w styczniu.

Bilet możemy kupić przez neta, w Empiku i na miejscu. Chociaż tą ostatnią opcję odradzam – bilety się kończą i możemy nie wejść.

audioriver-muzyczna-uczta-468c1d220402bb

Na bramkach przed wejście nasz kawałek papiery wymieniany jest na opaskę, która nosi się do końca imprezy – nie można jej zdejmować, ma taki śmieszny klipsik blokujący (chociaż dla chcącego, nic trudnego).

Pierwszy raz – znowu!

Ile tych pierwszych razy w życiu mamy… Mój był w dwutysięcznym piętnastym. Wtedy bez większego zastanowienia poszłam do Empiku i kupiłam bilet. Już nawet nie pamiętam, jak to się stało, że tak zadecydowałam. I tu chyba powinnam sama się zastanowić, przypomnieć, a może i nawet opowiedzieć (im więcej znaków w notce, tym lepiej – więcej punktów).

Nie słuchałam techno. Przez wiele lat uważałam, że jest to muzyka dla bezmózgów – bo jak słuchać czegoś, co ciągle brzmi tak samo, czegoś, co nie ma słów. Nie wiem, kiedy to się dokładnie stało, że zaczęłam włączać z rana mocne kawałki w stylu łup łup łup. Od zawsze kochałam drumy. W wieku szesnastu, a może siedemnastu lat zakochałam się w Sfinksie (klub w Sopocie – info dla tych spoza grona znajomych). Dramy miały sens, którego w techno i tym podobnych nie mogłam odnaleźć. W bejsach liczył się szybki rytm, wyskakanie emocji… kurede, głupi to brzmi i w ogóle sensu nie ma. NIe wiem, jak to opisać. Puśćcie sobie jakieś dramiki, a później techno. Wyczujecie różnicę.

No i nie wiem, jak to się zaczęło. Kiedy pierwszy raz włączyłam Jeffa Millsa, czy Svena Vatha… Na pewno nie przed rokiem dwutysięcznym czternastym. Wtedy leciał tylko rap, dramy, rock i inne, nie-techno. Zapewne kluby mnie zmieniły i ludzie, których tam poznawałam. Wiem, że ktoś mi kiedyś powiedział (chyba już o tym pisałam), że do techno trzeba dojrzeć. Ej, serio, coś w tym jest! Z roku na rok chętniej słucham muzyki o regularnym rytmie, takiej, które nie jest zaśmiecona mnóstwem bezsensownych słów. Mózg chce chłonąć już tylko dźwięki, nie czyjeś żale, czy radości wyśpiewywane w akompaniamencie instrumentów.  

Nigdy wcześniej nie byłam (przynajmniej sobie nie przypominam) na żadnym festiwalu muzycznym. Na pierwsze Audio jechałam więc całkiem zielona. Nie miałam pojęcia, jak to będzie wyglądać, czy dam radę wytrzymać trzy dni pod namiotem, czy nie zatuptam się na śmierć, i czy w ogóle mi się to wszystko spodoba. Spodobało się, zakochana wróciłam (w Audio oczywiście).

Line-up – kto mi zagra, kto zaśpiewa

Jechał tam rok temu i nie znałam większości artystów. Teraz patrzę na line-up i płaczę. Boże, tyle wspaniałych ludzi grało, a ja była jeszcze taka nieświadoma. Dziś tak bardzo bym chciała cofnąć się i na nowo posłuchać… Roisin Murphy, Gramatik, Audion, Ben Klock, Marcel Dettmann, Siasia, High Contrast, Noisia, Baasch, Bicep, Kalipo, Underworld, Spor, Adam Beyer, Rødhåd, Solomun, Tale Of Us, Piotr Bejnar, Bshosa, Simian Mobile Disco, Tiga, Karenn, Anja Schneider, Black Coffee, Angelo Mike & Leon. Przez ten rok większość z nich już słyszłam, gdzieś na jakiejś imprezie widziała, aleeee… Na Audio panuje inny klimat, tam chciałabym tuptać przy np. Dettmanie – ojj, grubo.

audioriver-muzyczna-uczta-a90dc6bb87be07

W tym roku, jak zaczęli ogłaszać gwiazdy, to było mi trochę smutno. W pierwszym rzucie pojawiły się takie dziwolągi jak: Sigma, czy Gorgon City. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Machnęłam ręką. Recondie i Scuba jakoś mieli mi to wynagrodzić. Później pojawili się: Black Sun Empire, Calyx & TeeBee, DJ Shadow, dubfire, Gesaffelstein, Guti, Kolsch, Leftfield, Mefjus, Sven Vath, Trade, RYSY, Anja Kraft. Dla niech tam jechała… Co się jednak stało później? O tym dalej…

Nocleg – rusz dupę, bo nie zdążysz!

Rok temu spaliśmy na Toi Campie – polu namiotowym. Zastanawiałam się długo, czy to dobry wybór. I słuchajcie, nie żałowałam. Wszystkie moje obawy – kradzież, zalanie namiotu, brak normalnego wc – rozwiały się na miejscu. Pole jest strzeżone przez ochroniarzy, ludzie bez opasek nie mają wstępu. W budce przy wejściu są specjalne szafki (płatne) na cenne przedmioty. W tych budeczkach również znajdziemy prąd. Gotować nie musimy, bo na polu postawione są budy z jedzeniem i piciem. Namioty sami sobie przywozimy (więc wiemy w jakim są stanie – przemokną, czy nie). Obsługa wyznacza na miejsce, gdzie możemy się rozłożyć i tam do końca imprezy zostajemy. Pole jest oświetlone i dość czyste. Zaraz przy naszych namiotach stoją kontenery z toaletami i łazienkami. Wiadomo, nie są to pięciogwiazdkowe kible, ale można się tam na spokojnie umyć. Co mnie zaskoczyło w tamtym roku, to to, że czystość łazienek była zachowana cały czas. Zapach może nie był w stylu wanilii, ale nie trzeba było zatykać nosa.

Rezerwację można zrobić przez internet, koszt całego pobytu to sześćdziesiąt dziewięć złotych. O ile dobrze pamiętam, to od osoby, a nie namiotu. Nie wychodzi najdrożej, co? Pole jest mega wygodną opcją, bo znajduje się jakieś sześćset metrów od Audio. W każdej chwili można iść i się położyć. Fakt, ciągle słyszy się muzykę, czy to z Audio, czy z Audiopola. Aleee… nie wydaje mi się, żeby to zbyt mocna przeszkadzało w spaniu (o ile w ogóle w planach jest sen). Przy takim zmęczeniu, jakie występuje u normalnych ludzie po całej nocy tuptania, zasypia się bez większych problemów. Ludzie na polu również nie utrudniają egzystencji. Albo mają swoich sąsiadów w dupie, albo chcą się zaprzyjaźnić. Nic mi nie wiadomo o kradzieżach... chyba, że śledzi do namiotów (nooo, mój namiot rok temu przywiozłam bez tej ważnej części, musieliśmy sobie „pożyczyć” od innych uczestników po jednym z najbliższych namiotów).

W tym roku wybraliśmy hotel, a raczej coś w stylu pensjonatu. Rezerwacje zrobiłam już w grudniu. Czemu tak wcześnie? Uwaga, uwaga! Pokoje w Płocku na czas Audio idą jak świeże bułeczki. Rok temu obdzwoniłam w marcu wiele miejsc, wszystko było pozajmowane. Teraz nie chciałam ryzykować i zebrałam się wcześniej. Pod koniec dwutysięcznego piętnastego wpłaciłam zaliczkę. Zatrzymaliśmy się na Kalinowej. Miejsce polecili nam znajomi, którzy już kiedyś się tam zatrzymywali. Cena nie bolała. Za dwie noce zapłaciliśmy dwie stówki od osoby. Prawie cała chata (ok. trzydziestu miejsc) została zajęta przez ekipę z Malborka – świetna sprawa, jak w jednym miejscy gromadzą się same znajome mordki. Do dyspozycji mieliśmy kilka pięter, łazienek, kuchni oraz ogródek z grillem i małym parkingiem. Może to miejsce nie było najbliżej położone od Audio (ok. trzech kilometrów), ale spacer raz na jakiś czas przecież dobrze robi, a i taksówki w Płocku nie należą do drogich ( dwanaście zł za trzy kilometry na kilka osób to grosze).

Dojazd

Na stronie Audio http://www.audioriver.pl/Miejsce,4210,1.html, udostępnione są wszelkie informacje, które mogą pomóc w dojeździe. My nie mieliśmy z tym problemu, wybraliśmy auto. Podróż zajęła nam około trzech godzin. Chwilę staliśmy w korku i tyle. Droga z Malborka jest dobra, większość trasy to autostrada. Dokładny adres Audioriver to Rybaki 8, każdy taksówkarz wie, gdzie to się dzieje... i przy okazji wie, co i w jaki sposób tam się dzieje (polecam rozmowy ze świadomymi taksiarzami). Poza autem można dojechać PKP, pks-em i nie wiem, czym tam jeszcze. Rower to chyba słaba opcja…

audioriver-muzyczna-uczta-czesc-pierwsza

Przed Audio coś się dzieje

Do Audio ludzie szykują się cały rok. No dobra, przesadzam. Chodzi o to, że na River czeka się, odlicza dni, godziny i minuty. Zaraz po zakończeniu ludzie zaczynają tęsknić. Sens życia się kończy. Po powrocie nie wiadomo, co ze sobą zrobić, jak powrócić do rzeczywistości – teraz nie przesadzam, serio. I żeby tak się nie zamęczyć w oczekiwaniu na następną edycję, to mądrzy organizatorzy stworzyli coś takiego, jak Konferencja Muzyczna Audioriver. Nigdy na niej nie byłam, bo nie należę do osób interesujących się tworzeniem muzyki. Ja lubię słuchać i tuptać. Z rozmów znajomych i neta wiem, że tam się dyskutuje. Zjeżdżaj się didżeje, ludzie związani z branżą, właściciele klubów, fani itp. Gadają, testują sprzęty, wręczają jakieś nagrody itd. Po konferencji można się przejść np. do Sfina ( cała ta zbieranina muzyczna co roku odbywa się w innym mieście, w tym roku był to Sopot). Kojarzycie Black Coffe? No właśnie, drugiego kwietnia można było poruszać nóżką do jego dźwięków w najlepszym sopockim klubie. Wstęp kosztował w przedsprzedaży dwadzieścia pięć złotych, później trzydzieści pięć. A, właśnie, konferencja nie jest darmowa, tam również trzeba zapłacić – dziesięć złotych.

Oprócz tego, o czym wyżej piszę, jest jeszcze coś dla biedaków. Jeśli nie masz siana, a bardzo chcesz być na Audio, to istniej taka opcja, żeby jakoś tam się wplątać. Independent Team to coś w rodzaju grupy ludzie, która ma promować muzykę elektroniczną wśród studentów i uczniów. Nabór rusza zawsze kilka miesięcy przed Audio. W tym roku organizatorzy chcieli przyjąć maksymalnie jedenaście osób (nie wiem, na jakiej liczbie stanęło). Chętni mieli nagrać trzyminutowe filmiki, na których przedstawiają swoje pomysły propagowania muzyki granej na Audioriverze (wiem, że źle odmieniam). Następny etap polegał na spotkaniu w Warszawie i wspólnej pracy. Nagrodą za tą ciężką pracę, jaką mieli wykonać wybrani był 3-dniowy karnety VIP, jakieś szmatki i certyfikaty potwierdzające udział w całej taj akcji. W sumie fajna sprawa, co? Niby ktoś cię wykorzystuje, ale przy okazji dostajesz coś za friko, możesz poznać nowych ludzi i wejść za scenę, gdy gra jakiś tam Sven Vath. Chociaż o ile mi wiadomo, ten vip, to nie do końca pozwala się zbliżać wszystkim do dejotów (nienawidzę tego słowa).

Jestem na tym Audi, a nie lubię tańczyć, i co mam robić?

Nie lubisz tuptać, a jedziesz na Audio? Hymmm, dziwne, ale rozumiem. Może po prostu chcesz posłuchać dobrej muzyki lub popatrzeć na tłum sponiewieranych ludzi – każdy ma jakiś fetysz. Organizatorzy imprezy dają sporo opcji dla nietańczących. Sama praktycznie z żadnej nie skorzystałam. Ja tańczyć jadę, słuchać, biegać, skakać i doprowadzać się do stanu niestanu.

Targi muzyczne, to pierwsza z opcji. Odbywają na na rynku w centrum miasta. Młodzi muzycy, właściciele klubów, sklepikarze, czy inni wystawiają się (bezpłatnie) dzięki sponsorom. My, zwykłe człowieczki możemy chodzić, podziwiać, kupować, czy po prostu uczyć się od zawodowców. W tym roku na ryneczku można było zobaczyć takie marki, wytwórnie itp., jak: Follow The Step, Luzztro Records, Moonwax, Up To Date, Carypla Records, Mode M, Plays, Side One, SeeYouSoon, Vinylex, Vinylgate i MAsh-up.

Kino festiwalowe znajdowało się pod adresem Tumska 5a. Wstęp na spektakl kosztował dziesięć złotych. Repertuar związany był z muzyką – bo jakby inaczej. Wśród granych pozycji można było znaleźć takie filmy jak: Raving Iran , czy The Art Of The DJ.

Moda cię interesuje? Aaa, widzicie, Audio to zbiórka wszystkiego. Moda też się znajdzie. Audioriver Fashion Nights odbywały się przez dwie noce koncertowe na płockiej plaży. Wystawy najpierw (długo przed Audio) zgłaszali się do organizatorów, a później pokazywali, co tam wytworzyli. Ominęła mnie ta atrakcja i nie wrzucę żadnych zdjęć, ale gdzieś na necie na pewno coś znajdziecie. Informacja zapewne jest istotna dla tych ludzi, co sami coś tworzą. Audio daje możliwość pokazanie swoich szmatek, ceny za stoiska nie są wysokie, spójrzcie:

  • Stoisko 3m2 - 300 zł netto
  • Stoisko 6m2 - 500 zł netto
  • Stoisko 9m2 - 700 zł netto

To nie są chyba zbyt grube pieniądze, co? Kilka szmatek sprzedanych i hajs się zwraca. Wśród marek, które zaprezentowały się w tym roku byli: Golden Dust, Szarejko, Kosowska i AGATA BIREK, DISKO by Zuza, B.Lu, czy dość znana Alkopoligamia.com

Lubisz wodę? W Płocku jest jej pod dostatkiem. Rejs po Wiśle jest jedną z wielu atrakcji Audio. Bilety należy kupić wcześniej (szybko się rozchodzą). Nie pamiętam, jaki to jest dokładnie koszt, wydaje mi się, że około dwudziestu złotych, jeśli się mylę, proszę, możecie mnie poprawić. W tym roku na łodzi można było usłyszeć: Piotr Bejnar, Stinsona, czy Mihaua (o ile te nazwy wam coś mówią, ja znam tylko pierwszego pana).

audioriver-muzyczna-uczta-9425a7dde4c4b4

Sceny – jaką wybierasz?

Audio trwa trzy dni, artystów jest sporo. Gdzieś trzeba ich pomieścić. Scen jest pięć. Różnią się od siebie wielkością i muzyką, która w nich panuje. Mamy Main Stage, Circus Tent, Last.fm Hybrid Tent, Electronic Beats Stage, Citis Stage, Burn Stage (ryneczek) oraz dwie sceny z SunDay (niedziela, inne miejsce, park) Stage One: Rebel Rave, Stage Two: DJ Marky & Friends.

I teraz tak, powinnam opisać każdą z nich, aleee. NIe mogę tego zrobić. Rok temu byłam na Mainie i Cyrku (Circus), a tym roku na chwilkę poszła do Electronic Beats, a resztę czasu spędziłam w Circusie. Nie wychodzę z Cyrku, bo tam jest najlepiej i najgrubiej, ale o tym później.

Jeśli szukacie dramów, to watro odwiedzić hybrydę, jeśli lubicie dziwolągi typu Sigma, to Main powinien wam odpowiadać, Burn na rynku podobno grał wyśmienicie, ale co, to nie wiem… Lista cała jest gdzieś na necie, można zajrzeć.

Co zabrać na Audio?

Rok temu gdzieś na necie znalazłam artykuł o tym, co powinno zabrać się na Audio. Wyczytałam, że zatyczki do uszu – boże, jaka głupota. Jedziesz na festiwal i bierzesz zatyczki? Po co? Przecież to jest czas na ciągłe słuchanie muzyki, rozmowy ze znajomymi, tańce i tym podobne. Odpoczywa się po festiwalu. Zrobię swoją listę, dla tych, którzy jeszcze w Płocku nie byli, a planują.

  • Dobry humor
  • Używki
  • Znajomych (chociaż bez nich zapewne też byłoby spoko, łatwo kogoś poznać np. w kolejce do kibelka)
  • Zwiewne ubrania (zawsze jest gorąco).
  • Płaszcz przeciwdeszczowy (zawsze też w jakiś dzień pada)
  • Sprzęt grający (afterki i biforki we własnym lokum)
  • Coś na komary
  • Okulary przeciwsłoneczne (przydadzą się rano po melanżu, w południe, gdy będzie największe słońce, w nocy, gdy światłą zrobią ci pralnię w mózgu)
  • Wszystko, co bierze się na takie wyjazdy (przecież nie jesteście dziećmi, sami najlepiej wiecie, czego potrzebujecie)

audioriver-muzyczna-uczta-660bac3194a72f

Pomijany temat w Polszy – używki

Teraz niektórzy starsi czytelni mogą przeżyć szok. Uwaga, na festiwalach muzycznych jest pełno narkotyków! W Polsce ten temat jest jakoś pomijany, zamiatany pod dywan. Władze i służby zdrowia potrafią tylko straszyć konsekwencjami brania. Słuchajcie, narkotyki były, są i będą. Walka z nimi nie ma zbyt wielkiego sensu (moim zdaniem), trzeba myśleć, jak ludzi uświadamiać, jak im pomagać itp. Myślicie, że policja nie wie, że pół Audio, a raczej dziewięćdziesiąt pięć procent uczestników chodzi naćpana? Pewnie, że wiedzą. I widzicie, przecież mogliby wpaść, skuć wszystkich w kajdanki i zrobić porządek, aleee, tak się nie dzieje. Miasto zarabia, wszyscy zarabiają, a ludzie się bawią i uwaga, żyją. Jakiś czas temu czytałam artykuły, gdzie ktoś opowiadał o państwie, w którym na festiwalach są specjalne strefy testowania narkotyków, budki odpoczynku, uświadamiający wolontariusze. To jest moim zdaniem dobra opcja. Wiadomo, że imprezowicze i tak zjedzą, spalą lub wciągną to, co mają, aleee… jeśli ktoś zrobi test, tego, co mają i na miejscu okaże się, że w ich pigułce, czy kokainie jest coś, co w kilka minut zepsuje im mózg, myślę, że mądrzy ludzie zrezygnują, a głupcy? Komu takich szkoda? Niech zdychają.

Tak, na Audioriver też wszyscy biegają porobieni. Nie ma ludzi, którzy mówią, że jeśli bierzesz pigułkę, to powinieneś pić wodę, że jeśli słabo ci, to powinieneś odpocząć itp. Nie wiem, jak wygląda liczba wezwań pogotowia (jakoś mało karetek widziałam), ale zdecydowanie jeszcze mniej by było, gdyby ktoś dbał o imprezujących. Faktycznie, wszyscy jesteśmy dorosłymi ludźmi, ale wiadomo, klimat robi swoje. Nie myśli się trzeźwo, chce jak najwięcej bawić. Jeśli państwo nie potrafi wyeliminować narkotyków (a raczej nie chce), to powinno zadbać o pobierających. Takkk, bulwersujcie się teraz wszyscy, głupi ludzie. I widzicie, wolałabym żyć w państwie, gdzie mam szanse sprawdzić to, co wezmę, a nie iść w ciemny las… ale moja Polska woli ukrywać problem i zabijać ludzi, a nie śmiało mówić i walczyć z nieświadomością, brudnym handlem prochów. Amen.

Wklejam link to krótkiego artykułu, http://www.muno.pl/news/secret-garden-party-2016-drugs-tests/. Polecam poczytać, to tylko chwilka. Pod artykułem znajduje się filmik, na którym koleś testuje MDMA, przełączając dalej filmik znajdziecie porównanie trawy z emką. Naśmiałam się trochę oglądając, może was też rozbawi.

Pierwszy dzień Audio – pomodliłam się, mogę umierać wśród najpiękniejszych dźwięków

Do Płocka dotarliśmy coś około godziny czternastej. Rozłożyliśmy graty i zaczął się bifor. Naprawdę fajną sprawą jest to, że cała nasza chata to zbiórka różnych mniejszych ekip z Malborka lub okolic. Większość się znała, klimat był sprzyjający imprezowaniu.

Nie wiem, jak to się dzieje, ale przez długi czas ludzie się nie widzą, nagle spotykają na melanżu i jest tak, jakby trzymali się ze sobą codziennie. No cóż, chyba mamy małą techno rodzinkę. Obcy ludzie, ale gdy jest techno, to tworzy się związek.

Bez żadnego poślizgu, na spokojnie poszliśmy w stronę bramek. Tam nasze worki i nerki zostały przeszukane przez ochronę. Na teren Audio nie można wnosić własnego jedzenia, picia, przedmiotów niebezpiecznych, perfum itp.  Kolejka do wejścia zawsze jakaś jest, ale idzie to w miarę sprawie. Nawet ja, tak bardzo niecierpliwa daję radę wytrzymać bez większego marudzenia.

audioriver-muzyczna-uczta-45de83aa01c1f4

Nie było pytań z żadnej strony, pierwsze co trzeba zrobić po wejściu, to zakup piwa, a następnie udać się do Cyrku. Godzina była wczesna, o ile dobrze pamiętam to grał Michał Jabłoński. Nie kojarzyłam typka i nie podobało mi się to, co grał. Przeszliśmy się na Rysy i Natalię Nykiel (tak, ona też była na Audio - szok, co?). Uwielbiam Rysy, ale to, co tam świstało, jakoś mi nie podeszło. NO i cóż, trzeba było zmienić namiot. Znowu Cyrk, a tam Dubfire. I tu skończyło się wszystko, a raczej zaczęło. Jeden z najlepszych występów na Audio – zdecydowanie. Tuptałam, dreptałam i się cieszyłam. Następnie grać miał Gesaffeistein, na którego czekałam. I co? Ktoś mi nagle do ucha mówi, że zamiast niego wystąpi Cleric. Smutno mi się zrobiło, ale całkiem niepotrzebnie. Zastępca dał radę, ba, wypał wspaniale. Ciężko, mocno – tak, jak lubię. Namiot huczał, ludzi było pełno. Nasza miejscóweczka z prawej strony od sceny dawał jednak radę.

Co trzeba napisać o Cyrku. Jest taki ogromny minus festiwalu na plaży, tańczy się w piachu. Nogami ciężko jest przebierać, a jak wiadomo, przy techno chce się dużo dreptać. No nic, na zdrowie to tylko łydką wychodzi – mięśnie rosną! Cwaniaczki takie, jak ja, wchodzą sobie na kawałek metalu przy barierkach i tam tuptają, inni męczą się dalszej części namiotu, gdzie pot kapie z sufitu. Minusy minusami, ale coś o plusach. Nie wiem, jak wyglądają wizualizacje na innych festiwalach, ale Audio pod tym względem jest wspaniałe. Ale, nie tylko to zachwyca, wszystkie te lasery, dymki i inne zwalają z nóg. Z mózgu robi się taki szaszor od kolorów, że ciężko sobie z tym poradzić – wspaniałe, piękne, najlepsze.

Chciałabym napisać coś o ludziach, ale z pierwszego dnia nie bardzo ich pamiętam. Tak ogólnie, wszczepię się w temat. Pamiętam, jak pierwszy raz przyjechałam na Audio lekko się zdziwiłam. Myślałam, że na takim wydarzeniu spotkam raczej samych młodych ludzi (wtedy techno dopiero powoli się zaczynało w moim życiu). Audioriver to zbieranina wiekowej mega mocno zróżnicowanej ludzkości. W Cyrku, na Mainie, czy innych namiotach spotkacie babeczki po czterdziestce, chłopaków ledwo po osiemnastce. Ale co tam wiek, ludzie są tak różni pod względem ubioru, wyglądu, stylu i w ogóle wszystkiego… to zachwyca. Techno (ogólnie, bez podziału na poszczególne gatunki) łączy ludzi, ale to już pewnie wiecie.

O, to dobry moment, żeby napisać o bezpieczeństwie na Audio. Przez dwie edycje festiwalu widziałam chyba tylko raz, kolesia, który burzył się do kogoś. Nigdy nie spotkałam się z jakimiś negatywnymi emocjami, wyzwiskami, czy pobiciem. Wiem, że na pewno bójki musiały mieć miejsce, ale ja świadkiem niczego takiego nie byłam. Od tamtego roku strasznie zachwycam się tym, co panuje w Płocku pod koniec lipca. Ten festiwal pod względem bezpieczeństwa (w sensie pobić) jest mega bezpieczny. Brakuje też pijaków. Nie nooo, są ludzie pijani, ale jakoś ich mało. Pamiętam, jak rok temu chodziłam z otwartą buzią, że samochody stoją tak blisko imprezy (pole namiotowe) i są całe. Nie było powybijanych szyb, ani żadnych porysowań karoserii. Wyobrażacie sobie? Ja zostawiłam auto pod blokiem, w którym mieszkałam w Gdańsku z wielkim strachem, co jutro zobaczę, a ludzie na festiwalu się nie bali…

Kolsch wystąpił jako następny, chyba już byłam w stanie niestanie, bo mało z niego pamiętam. Możliwe, ze latałam gdzieś po kiblach, czy budkach z piwem, albo gadałam z jakimś znajomym na górce. Wiem, że jak schodził Sven Vath, to zaczynałam odczuwać zmęczenie i chciałam wracać do domu…

A w domu co? Melanż do wieczora następnego dni. I właśnie w taki oto sposób nie wyszłam na ryneczek posłuchać tych, co grali na Burn Stage. Nie obejrzałam szmatek, budek i innych ciekawych rzeczy. Rok temu to zrobiłam, co nie? Wystarczy.

Ciąg dalszy nastąpi…


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!