Ateny

Opublikowane przez flag-pl Ola Noga — 8 lat temu

Blog: 46 państw Europy przed 30-stką.
Oznaczenia: Erasmusowe porady

Trochę się męczę

Ostatnio notek pisać mi się nie chcę, ale wiem, że muszę. Cztery i pół tysiąca złotych na drodze nie leży. Dzień przed wyjazdem do Aten planowałam wcześnie się położyć i odpocząć przed podróżą. No cóż, plany zawsze są tylko planami. Obowiązki czekały.

Z dwudziestego na dwudziestego pierwszego czerwca siedziałam przed lapkiem do trzeciej w nocy. Samolot do Gracji odlatywał około jedenastej. Dojazd do lotniska miał zająć jakoś ponad godzinę. Budzik był nastawiony na szóstą trzydzieści, a może siódmą. Przespałam cztery godziny i obudziłam się z nastawieniem, że cała ta podróż będzie beznadziejna – tak mam, gdy się nie wyśpię.

Ateny

Wyszłyśmy z domu, nic mi się nie podobało. Węgierscy ludzie wkurzali mnie swoją brzydotą, metro starością, a Monika ogólnie wszystkim. W autobusie zastanawiałam się, czy znowu przypadkiem w samolocie nie posadzą mnie obok mlaskającego, grubego gościa. Pisałam najczarniejsze scenariusze. Typek będzie śmierdział, pluł, gadał, mlaskał i rzygał. Widziałam, że siedzieć z Mo nie będę, bo Ryanair przydzielił nam oddalone od siebie miejsca – supcio. Dobra, nie było tak źle. Odprawa poszła sprawnie, w samolocie usiadłam przy oknie, przespałam nawet jakieś dwadzieścia minut. Z małą szybką widziałam takie oto cuda:

Ateny

Ateny

Zastanawiałam się czemu lot w jedną stronę będzie trwał trzy godziny, a w drugą – powrotną – godzinę. Głupia jestem, byłam i będę. W Grecji jest inny czas, no przecież.

Koszta

Ostatnio stwierdziłam, że podróżowanie jest o wiele tańsze od imprezowania. Za bilety do Aten w dwie strony zapłaciłam dwieście siedemdziesiąt złotych, za hotel sto dziesięć (3 noce), a do portfela wsadziłam sześćdziesiąt euro – około dwieście osiemdziesiąt  złotych. Ile to razem wyszło? Sześćset sześćdziesiąt złotych. Tyle przeważnie wydawałam na imprezy w Trójmieście w przeciągu niecałego miesiąca.

W Atenach byłam cztery dni, a więc nieco krócej niż w Madrycie. Obawiałam się, że nie starczy mi pieniędzy na jedzenie (do stolicy Hiszpanii na sześć dni zabrałam sto euro i bardzo trudno było za to wyżyć). Wszyscy wiedzą, co działo się przez ostatnie lata w Grecji – kryzys. Wydawać by się przez to mogło, że Gracja okaże się bardzo drogim krajem. No właśnie, wydawać by się mogło. W rzeczywistość Ateny okazały się tanim miejscem. Oczywiście, że w przeliczeniu na nasze złote nadal będzie widać różnicę w cenach, ale, gdy już zestawimy Ateny z Madrytem, to te pierwsze miejsce nazwiemy komicznie tanim. Dodatkowo w Grecji uznawane są zniżki studenckie na komunikację miejską (przechodzi nawet polska legitymacja, nie trzeba mieć ISICa), gdzie w innych krajach Europy (np. w Słowacji, Hiszpanii, Czechach, czy na Węgrzech) takiej zniżki nie ma. Za bilet ulgowy siedemdziesięciominutowy zapłacimy sześćdziesiąt centów, czyli jakieś dwa dziewięćdziesiąt w przeliczeniu na polskie pieniądze. Szok, co? W Polsce płacimy więcej. Normalny kosztuje euro dwadzieścia. Bilety, o których piszę są biletami tramwajowymi. Nie wiem, jak wygląda sprawa z metrem, ale zapewne zniżka tam też jest uznawana. Nawet w autobusie z lotniska (X95) dają ulgę. Właśnie, chcąc dojechać do centrum miasta po najprzyjemniejszej podróży tanimi liniami lotniczymi, mamy trzy drogi wyboru. Pierwszą jest taksówka. Drugą metro i tu normalny bilet kosztuje osiem euro – wiem, dużo. Trzecią opcją jest autobus, który jedzie prawie godzinę czasu, ale przyciąga taniością. Za tikecik ulgowy zapłacimy trzy euro – około czternastu złotych.

Ceny w sklepach i restauracja są umiarkowane. Za coś w stylu kebaba zapłacimy od dwóch euro do pięciu. Polecam brać te za dwa euracze. Wydaję się małe, ale są strasznie sycące i po prostu dobre, nie trzeba przepłacać. Najtańsze piwa w barze, czy czymś w tym stylu kosztuje niecałe trzy euro, a butelka wody w sklepie to wydatek rzędu dwudziestu centów. Widzicie? Serio jest tanio.

Okej, ale człowiek nie jedzie do Grecji na jedzenie, a zwiedzanie. W necie można wyczytać różne rzeczy, np. że plaże w Atenach są płatne… hym… nie spotkałam się z taką. Ale dobra, do zwiedzania… Za wejście do Acropolis i wszystkich innych zabytków, jeśli posiadacie legitymację studencką, nie zapłacicie nic. Szok drugi raz, co? Normalny bilet kosztuje dwanaście euro. Cieszmy się, że jesteśmy uczniami. Nie wiem, ile kosztuje wejście do Muzeum Archeologicznego i muzeów sztuki, tym razem to mnie nie interesowało. Za mało miałyśmy czasu, a woda w morzu była zbyt ciepła, żeby chodzić po zamkniętych pomieszczeniach.

Gdzie mieszkać?

Pokój znowu znalazłam na Airbnb. Polecam wam szczerze ten portal, klik. Czemu? Po pierwsze dostajemy spore zniżki na wynajem, po drugie mamy bezpieczną płatność (płacimy przez ich stronę), nie musimy się bać, że na miejscu ktoś krzyknie nam inną cenę. Po trzecie widzimy recenzję wcześniejszych wynajmujących. Dodatkowo host zawsze za pomocą dowodu osobistego, czy paszportu musi się zweryfikować, więc możliwość oszustwa jest bardzo mała.

Za trzy noce w tym oto pokoju (zdjęcie niżej, sory za syf) zapłaciłyśmy grosze. Miałyśmy stały dostęp do internetu, kuchni itp. Gospodarz przywitał nas – roztopione i spocone laski – przepysznym arbuzem. Zapewnione miałyśmy też wszystkie podstawy (ręczniki itp.). Siedząc na balkonie widziałyśmy Akropol. Do samiutkiego centrum szłyśmy dwadzieścia minut spacerkiem. Czy mogłam wynająć coś lepszego za takie pieniądze? Nie sądzę.

Ateny

Wyjątkowe urodziny

Wiecie, że z nocy dwudziestego pierwszego czerwca na dwudziestego drugiego obchodzi się noc Kupały? Zapewne tak. Z czym wiązało się kiedyś to święto? Tańce, halńce (znowu tworzę nowe słowa) i swawole. Monika twierdzi, że właśnie dlatego, że urodziłam się w dzień przesilenia letniego, jestem dziwnym człowiekiem. Hymmm, możliwe. Ostatni dzień wiosny ma najkrótszą noc w roku, ale mi to nie przeszkadzało, ojjj nie. Nie szukałam kwiatu paproci, nie zakładałam wianka na głowę, robiłam coś lepszego – DEFTO. Ale to pominę…

W moje urodziny w dzień zawsze pada deszcz. Teraz było inaczej. Zapewne dlatego, że spędzałam je poza Polską. Do Aten dotarłyśmy około godziny czternastej. Przywitało nas ostre słońce i temperatura bliska czterdziestu stopni. Do mieszkania dotarłyśmy godzinę później. Nie wiem, jak to się stało, ale nasza nawigacja wybrała okrężną drogę. Z walizkami szłyśmy to raz pod górkę, to raz z górki. Po czole, plecach, nogach i ogólnie wszystkim spływał pot – najgorsza rzecz na świcie. Wyglądałyśmy jak osoby, które wyszły spod prysznica. Dziwię się, że nasz host przyjął nas czule i radośnie. Ja nie ufałabym tak brzydkim ludziom.

Ogarnęłyśmy się i poszłyśmy jeść. W centrum miałyśmy problem ze znalezieniem taniego miejsca, gdzie puszczają mecz i podają piwo. W końcu znalazłyśmy odpowiedni lokal. Dostałam browarka z liściem, musiałam się nadenerwować i nawyzywać. Obsługa w greckich lokalach nie jest taka, jak u nas. Kelner, któremu oddałam piwo miła minę wielce urażonego tym, że żądam wymiany. Czekałam i czekałam… Nowe piwo nie przychodziło. W końcu, gdy podniosłam się z krzesła i skierowałam do kasy, żeby nawyzywać cały świat, zauważył mnie jeden z sympatycznych (ironia) pracowników i przyniósł butelkę. Oczywiście nie dostałam słomki, o którą prosiłam, więc jeszcze bardziej wkurzona siedziałam w tym cholernym miejscu.

Humor polepszył się, gdy Polska strzeliła bramkę Ukrainie. Pamiętacie, jakie miałam życzenia urodzinowe? Jednym z nich był wygrana polskiej drużyny. Ej, mamy to! Nie dość, że pokonaliśmy Ukrainę, to i jeszcze Szwajcarię. Ćwierćfinał wita! Kiedy ostatnio było tak dobrze w polskiej piłce, drużynie? No ja nie pamiętam…

Gdy już wypijesz jedno piwo, to chcesz zaraz drugie, trzecie i czwarte... Po meczu wybrałyśmy się z Mo na Syntagma Square. Usiadłyśmy na schodach, piłyśmy i chłonęłyśmy wspaniały, ateński klimat. Wokół nas było pełno ludzi. Jedni tańczyli, drudzy jeździli na deskach, rowerach, a trzeci po prostu siedzieli i gadali. Co dziwne, nikt oprócz nas nie pił alkoholu.

Poznałyśmy ludzi, kilka osób z Gracji i kilka z Izraela. Zapadła decyzja o wspólnej imprezie. Zamówiliśmy taksę i udaliśmy się w miejsce, którego nazwy nie pamiętam. W tej dzielnicy były praktycznie same imprezownie – wspaniałe miejsce, raj dla takich, jak ja. Przed wejściem do klubu usiedliśmy jeszcze w barze na chwilkę. Piwo, drink i do klubu.

Nie wiem, jakie ceny są w ateńskich dyskotekach. Przecież miałam urodziny, a w Gracji chyba panuje nieco inny zwyczaj, niż w Polsce. Solenizant nie stawia swoim gościom, to oni mu leją alkohol. I wiecie co? Dawno nie upiłam się tak, jak w ten miniony wtorek. Zawsze w swoje urodziny miałam coś ważniejszego do roboty od chlania, teraz to sobie odbiłam. Opisałabym wam to moje DEFTO, ale cenzura mi nie pozwala…

Drugi dzień

Wysoka temperatura nie sprzyjała spaniu. Obudziłam się zmęczona, spocona i z ogromnym kacem. Nie było sensu iść zwiedzać. Żeby jednak nie zmarnować dnia, udałyśmy się na plażę.

Ateny

Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w tym, co zobaczyłam. Widok był wspaniały. Chociaż plaża nie należała do najczystszych to to, co ją otaczało, zapierało dech w piersiach. Spójrzcie:

Ateny

Niestety, zdjęcia nie oddają prawdziwego uroku. Góry, przeźroczysta woda i inna, niż nasza polska roślinność – w połączeniu miazga. Dobra, a teraz tak…Idąc na plażę w Atenach koniecznie bierzcie ze sobą klapki. Piach, a raczej kamienie nagrzewają się do miliona stopni i chodzenie po nich, sprawia ogromny ból. Kamienie zamiast drobnego pisaku, jaki mamy na bałtyckich plażach to wielki minus kąpielisk w Gracji. Wchodząc do wody, marzy się tylko o jak najszybszym przejściu płytkiej strefy i oderwaniu stóp od nierównego podłoża.

Ateny

Za to przejrzysta i ciepła woda to ogromny plus. Kładąc się na wodzie, nie trzeba machać rękoma, czy nogami, żeby się na niej unosić. Wysokie zasolenie daje radość bezwiednego dryfowania. Nurkując z otwartymi oczami liczcie się z późniejszym szczypaniem oczu i ciągłym niesmakiem na ustach. Myślę jednak, że wynagrodzi wam to podwodny widok. Eh, czemu jak tam nie mieszkam…

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

U nas nad morzem mamy lasy iglaste i miliony sklepów wokół. W Atenach roślinności jest mniej. Kaktusy, które macie w doniczkach, nieraz zobaczycie na plaży. Idąc jakąś uliczką w stronę morza, z drzew będziecie mogli zerwać sobie pomarańczę, czy cytrynę. Pach, zdjęcia:

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Plaże w Atenach są mocno zaśmiecone, to fakt. Grecy chyba jednak jakoś zbytnio nie brzydzą się brudu (o tym w dalszej części notki). Palmy i na stałe rozstawione namioty to normalność w Atenach. Do codzienności należy też rozgrywanie partyjki szachów nad wodą. Spójrzcie:

Ateny

Świetnie miejsce, z kafli ułożona jest szachownica, wokół niej rozstawione są ławeczki, na których zasiadają starsi panowie – prawdopodobnie miłośnicy nudnych szachów.

Ateny

Ateny

Widzieliście kiedyś krewetki w ich naturalnym środowisku? Nie? Ja też, do ostatniej środy. W tym płytkim zbiorniku wodnym (zdjęcie niżej) widziałam setki tych malutkich stworzonek – wspaniały widok dla kogoś, kto kiedyś interesował się akwarystyką.

Ateny

Jeśli zgłodniejcie po pływaniu, nie liczcie na szybkie zaspokojenie głodu. Wokół plażowisk (istnieje takie słowo?) nie ma raczej żadnych barów, czy sklepów. Nieraz musiałyśmy z Moniką przejść kilka kilometrów, żeby się najeść. Przy morzu stoją jedynie małe budeczki z prażoną kukurydzą, czy kilkoma puszkami napojów.

Ateny

W przedostatni dzień pobytu w Gracji ponownie udałyśmy się z Mo nad wodę. Tym razem wysiadłyśmy na przystanku Flisvos Marina. Jeśli będziecie kiedyś w Atenach, wybierzcie się tam. Promenada jest śliczna, a niedaleko położona przystań, to raj dla osób uwielbiających jachty.

Ateny

Ateny

Ateny

Dojazd z naszego mieszkania na plażę było dość wygodny, jednak nużący. Wsiadałyśmy do tramwaju na przystanku Neos Kosmos, miałyśmy pięć kilometrów do Flisvos, a podróż zajmowała aż pół godziny. Tramwaje w Atenach jeżdżą bardzo rzadko i wolno. Dodatkowo maszyny z biletami ciągle się popsute lub po prostu nie wydają reszty. Zdarzyło się, że musiałyśmy jeździć na gapę. Całe szczęście takie coś, jak kontrola biletów jeszcze chyba nie dotarło do Aten.

Ateny

Piękne zdjęcie, co? Gdy słońce zaczyna zachodzić widoczność nad morzem w Atenach się polepsza. Na horyzoncie pojawiają się wcześniej niewidoczne wyspy.

Chcesz żyć? Nie jedź do Gracji!

Najsilniejsi przetrwają – to prawdo nadal żyje w Gracji. Starożytna Sparta, w porównaniu do teraźniejszych Aten to nic. W stolicy Gracji istnieje coś takiego, jak gra na śmierć i życie. Walka toczy się pomiędzy kierowcami, a przechodniami. Jeśli pieszy wejdzie pod motor i uszkodzi go, to dostaje za ten manewr dziesięć punktów. Jeśli kierowca samochodu potrąci matkę z dzieckiem, dostaje dwadzieścia punktów. Każda śmierć, czy uszkodzenie ma swoją wartość. Dobra, a teraz tak serio… Zastanawiam się, czy w Atenach istnieje coś takiego jak przepisy ruchu drogowego lub prawo jazdy. Wychodząc na ulicę miej oczy z każdej strony głowy. Samochody i motory, których jest milion, jeżdżą, jak chcą i gdzie chcą. Czerwone światło? Dla Ateńczyków nie istnieje. Chodniki? A co to? Że niby tam nie można jeździć skuterem, czy furą?

Ateny

Tak, w Atenach jest strasznie. Pierwszy raz w życiu tak pilnie machałam głową, przechodząc na druga stronę ulicy. Widziałam dziesiątki scen, gdy pieszy sam pchał się pod koła motoru oraz kilkanaście kierowców, którzy przejeżdżali na czerwonym świetle. Uważajcie, Ateny to trochę taka Sparta.

Ateny

Ta cała ich zabójcza gra uwidoczniona jest na autach. Zwiedzając stolicę przez cztery dni nie widziałam ani jednego nieporysowanego samochodu, czy motoru. Wszystkie były pouszkadzane. Warsztaty samochodowe i sklepy z częściami znajdowały się na każdej ulicy. Myjnie? Tu już gorzej…

Ateny

Kocham cię, Polsko!

Nieraz pisałam o tym, że Polsza to kraj wspaniały. Znowu się tym utwierdziłam. Grecja, choć ma wspaniałe morze, góry i wyspy to pod względem czystości straszy. Na ulicach rośni mnóstwo chwastów, chodniki są nierówne, śmieci walają się wszędzie, psie gówna to normalność na trawnikach. O smrodzie nie wspomnę. W powietrzu często unosi się zapach kociej karmy lub gówna. Wiecie o tym, że podcierając sobie dupeczkę w Atenach, papieru po całej tej przyjemności nie wrzuca się do kibelka, a do śmietnika? Dlaczego tak się robi? Stolica Grecji ma problem z kanalizacją. Duża ilość zabytków i teren nie pozwala rozkopywać miasta. Gówno gównem, ale problem jest też z kociarnią. Plaga, serio, tam jest jakaś plaga kotów. Są wszędzie. Inne od naszych, szczupłe, z małymi, chytrymi główkami zamieszkują opuszczone domu. Siki koteczków nie pachną za ładnie, co nie? Ten zapach też często można poczuć w Atenkach.

Ateny

I tak się zastanawiam… Gdyby w Polsce były te wszystkie pozostałości po starożytności, czy Polacy nie dbaliby o nie lepiej? Nie uczynili by z kraju potęgi turystycznej (trochę dziwne połączenie słów)? Wiecie, zawsze lepiej jechać do czystego i zadbanego kraju, niż do burdelu…

Do tragicznego syfu dochodzą jeszcze licznie pustostany. Kryzys w Gracji zauważalny jest gołym okiem. Setki domów w centrum zamieniły się w ruinę. Obraz naprawdę szokuje. Zawsze wiedziałam, czym jest kryzys, lecz nigdy nie widziałam go na własne oczy…

Ateny

Ateny

Płytka dziewczyna lubi piękno

Pisałam już nieraz o tym, że lubię ładnych ludzi. W Grecji czułam się, jak w raju. Nie spotkałam jeszcze nigdzie, w żadnym państwie tylko ślicznych człowieczków. Chociaż nie jest fanką ciemnej karnacji, oczu i włosów, to muszę przyznać, że Gracy są najładniejszym narodem, jaki widziałam. W tramwajach bardzo ciężko jest spotkać grubasów, czy źle ubrane kobiety. Większość Greczynek ma długie włosy, nogi i piękne oczu. Mężczyźni? Nawet ci najbrzydsi mają coś w sobie. Umięśnione ciała to normalne widoki na ateńskich ulicach. Znowu, czemu ja tam nie mieszkam? Ciągle miałabym dobry humor, patrząc na takich ludzi.

Piękno ukrywa się też w licznych knajpkach. Te miejsca mają specyficzny klimat, są umeblowane i dekorowane w taki sposób, że nie chce się z nich wychodzić. Wrzucam kilka fotek, żałuję, że nie robiłam zdjęć tym lepszym miejscom…

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Na co wydać pieniądze

Pomijając alkohol i jedzenie, to czasami też można wydać parę gorszy na pamiątki. Ja raczej rzadko coś sobie kupuję – nie stać mnie. Zawsze jednak muszę przywieźć ze sobą minimalnie trzy kartki. W Atenach ich ceny były znośne, powiedziałabym nawet, że przyjemne (średnio dwadzieścia centów).

Ateny

Na zakupy wybrałyśmy się do dzielnicy Monastiraki. Dobra, na pseudo zakupy. Co tam można było nabyć? Sandały. Głupie? Nie. Przez wylotem do Grecji chodziłyśmy po całym Budapeszcie i szukałyśmy odpowiedniego sandalstwa. Nic, plastik i guma, to tylko można było zobaczyć. W Atenach pewnie ze względu na klimat, na co drugim bazarku można kupić wygodne i ładne buciwo. Niby głupie spostrzeżenie, ale chodząc przez kilka dni w trampkach przy takim upale, skórzane sandały to jedno z największych marzeń. Oprócz butów, na bazarku można kupić koraliki (panuje tam jakaś moda na handmade biżuterię), owoce, i? Mięso, o zgrozo…

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Ateny

Jestem w horrorze

Na Tripie znalazłam informacje o miejscu wartym obejrzenia – rynek z żywnością. Udałyśmy się tam ostatniego dnia naszej wycieczki. W czterdziestostopniowym upale pod daszkiem, który miał chronić przed słońcem żywność, rozpoczął się nasz horror.

Ateny

Zapach nie zachwycał. Wyobraźcie sobie. Zdechłe zwierzęta, obdarte z skóry wiszące na hakach. Spójrzcie na zdjęcie:

Ateny

Nie oddaje ono tego, jak naprawdę tam to wszystko wyglądało. Głowy jagniąt prze skóry, koguty bez pierza, czy kawałki świń plus… Dziesiątki młodych mężczyzn z tasakami i siekierkami w dłoniach, w białych zakrwawionych fartuchach. Szłyśmy… rzygi podnosiły mi się do poziomu gardła. Faceci zaczęli wytkać nas palcami, straszyć trupami zwierząt. Wąski korytarz i z każdej strony ręce, który chciały nas dotknąć. Serio, czułam się, jak w horrorze. Zaczęła biec, ale to tylko pogorszyło sytuację. Cała uwaga skierowała się na nas. Coś krzyczeli, próbowali złapać za rękę, biodro… ej, nie jestem strachliwa, ale miałam wrażenie, że ktoś mnie tam zaraz zgwałci lub potnie na kawałki. Zostawicie to miejsce… odradzam je zdecydowanie kobietom w krótkich spodenkach, czy skąpych bluzkach. Mężczyźni, a raczej te mężczyznopodobne półprodukty napalone, cuchnące i obrzydliwe…Ehhh, nie chcę już o tym myśleć.

Wiedz, że…

  • W ateńskich barach i tym podobnych miejscach zawsze do posiłku, czy jakiegoś napoju podawany jest dzbanek wody. Do alkoholu zaś mała przystawka. Do waszego rachunku nic nie zostaje doliczone, nie musicie się martwić.

  • Wejście na imprezę w Atenach jest darmowe. W sumie sprawdziłam tylko jeden klub, ale nie wydaje mi się, żeby w reszcie panowały inne zasady.

  • Po siusiu i kupce brudny papierek wyrzucamy do śmietniczka, nie klozetu.

  • Nigdy nie chcesz czuć zapachu tylko martwych zwierząt w temperaturze czterdziestu stopni. 


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!